Chapter 8

188 17 0
                                    

Nie mam zielonego pojęcia,dlaczego tu siedzi i przygląda się mojej pracy.Nie mam też pojęcia skąd wiedział,że tu jestem.

Może dlatego Georgia patrzyła się cały czas w lustro?Może wiedziała,że on tu jest?

Nie miałam już chęci wpatrywania się w siedzącego blondyna,więc poszłam do pokoju.Szłam przez długi korytarz i po 5 minutach byłam już w pokoju.Drzwi na wszelki wypadek zamknęłam na klucz.Usiadłam na łóżku i po chwili usłyszałam dźwięk spadających przedmiotów w łazience.

Kiedy zobaczyłam co jest źródłem hałasu mruknęłam ,,Cholera'' i zabrałam sie do pozbierania rzeczy leżących na podłodze.Z szafki wyciągnęłam czarny worek na śmieci i zaczęłam zbierać tabletki.Tak,nie biorę leków.Jestem zdrowa,więc po co mam je brać.No dobra przez jakiś czasa je zażywałam,ale kiedy nic się nie zmieniało przestałam je zażywać.W ciągu półtora roku uzbierało się jakieś 400 tabletek.Wszystko wyglądało tak,że przychodzili do mnie z pudełeczkami,ja je zabierałam,szłam do łazienki,wysypywałam tabletki z pudełka do czarnego pudełka leżącego w szafce pod umywalką i oddawałam im puste pudełka.

Mój przeuroczy sąsiad znowu rozpierdala coś w pokoju i nie wiem jakim cudem,ale przeszło to na moją stronę.

2 lata temu wziął od kogoś wiertarkę i zaczął wywiercać dziury w swoim pokoju.Raz kiedy otwierałam drzwi od pokoju żeby wyjść o mało nie dostałam zawału ponieważ przemiły pan Clarkson stoi przed moimi drzwiami z wiertarką i się pyta czy by nie mógł wywiercić u mnie dziury bo u niego mu się znudziło.

Kiedy chciałam wstać i odstawić worek z tabletkami usłyszałam jak otwierają się drzwi do łazienki.Szybko rzuciłam worek do szafki zatrzaskując drzwiczkami i spojrzałam na mojego ,,gościa''.

No chyba sobie jaja robicie.

-O tutaj jesteś-powiedział lekko przestraszony Luke trzymający ręke na klamce.

-Co ty tutaj robisz?-spytałam krzyżując ręce-co ty robisz w moim pokoju,w mojej łazience-spytałam.

-Bo..em..jest kolacja,a ciebie nigdzie nie było i jak tutaj wszedłem to też cię nie było i myślałem,że...-podrapał się po karku-że sobie coś może zrobiłaś czy coś.

-Oh,a od kiedy to się zacząłeś martwić o kogoś takiego jak ja skoro codziennie stroisz sobie ze mnie żarty i z mojej sytuacji?-spytałam oschle i kiedy nie odpowiedział,wyminęłam go.

Weszłam do stołówki,wzięłam jedzenie,które podała mi kucharka i usiadłam przy stoliku na samym końcu pomieszczenia.Nie byłam głodna i kiedy to mówiłam dużo osób myśli,że się głodzę.Jestem szczupła,ale nie przesadzajmy.Maltretowałam ziemniaki widelcem podpierając głowę jedną ręką.Nagle ktoś przysiadł się na przeciwko mnie.Ten ,,ktoś'' to oczywiście mój niebieskooki ,,przyjaciel''(powiedzianie z sarkazmem).

-Powinnaś coś zjeść-powiedział.Nie odpowiadałam mu tak samo jak nie patrzyłam na niego.Mój wzrok był skupiony na maltretowanych ziemniakach.

Siedzieliśmy w kompletnej ciszy,którą po chwili przerwał Luke.

-Dlaczego nie bierzesz leków?-spytał po czym spotkałam się z przerażająco niebieskimi tęczówkami.

-Szperałeś w moich rzeczach-powróciłam wzrokiem do talerza z jedzeniem

-Dlaczego ich nie wzięłaś?

-Nie wpychaj nosa w nie swoje sprawy-powiedziałam do blondyna racząc go gniewnym spojrzeniem.

-Martwię się-powiedział a ja prychnęłam.

-Jasne,a ja jestem Mariah Carey-przewróciłam oczami.

-Mówię prawdę-powiedział,a ja zobaczyłam smutek w jego oczach.

-Co tutaj robisz?-spytałam prostując się-w sumie to nie odpowiadaj,mam to w głębokim poważaniu-dodałam wstając z miejsca odchodząc od stolika przy którym kilka sekund temu toczyłam rozmowę z blondynem.

Do końca dnia nie widziałam go w szpitalu.

*PONIEDZIAŁEK*

Szłam do szkoły,kiedy nagle koło mnie pojawił się Calum.Szliśmy w ciszy,często przyłapywałam go na wpatrywaniu się we mnie.Wlepiał we mnie swoje ślepia i szeroko się uśmiechał.

-Mogę ci w czymś pomóc?-spytałam grzecznie w lekką irytacją w głosie.

-To już nie można się przejść do szkoły ze swoją przyjaciółką?-spytał,a ja na słowo ,,przyjaciółką'' prychnęłam i przewróciłam oczami.

-No co?-spytał z zdezorientowaniem w oczach

Zaśmiałam się pod nosem i szliśmy w ciszy.Dotarliśmy na plac szkolny i kiedy chciałam pójść dalej do drzwi wejściowych nagle pojawił się przede mną Michael.

-Hej Tai-powiedział z uśmiechem na twarzy.Odpowiedziałam krótkie ,,cześć'' i wyminęłam go.

Czy ktoś podmienił moich znajomych ze szkoły?Czy wydarzyło się coś przez weekend?Nie rozumiem skąd u nich taka zmiana w zachowaniu w stosunku do mnie.Wchodząc do środka budynku pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wielki plakat z napisem 

Bal jesienny.

Na szczęście nie będe musiała się nim martwić.Nie tylko dlatego,że to za dwa tygonie-czyli tydzień po ,,moim'' dniu-ale też dlatego,że i tak mnie nikt nie zaprosi.

-Jesteś śmieszna jeśli myślisz,że przyjdziesz na bal-usłyszałam za sobą ten irytujący głos, należący do dziewczyny,którą mam ochotę czasem walnąć cegłą w pusty łeb.

-Nie zamierzam nawet na niego iść-odpowiedziałam przewracając oczami.

-To dobrze-powiedziała krzyżując ręce i odwracając się ode mnie.Nie wiem co się stało z wszystkimi,teraz powinnam słuchać obelg rzucanych z ust blondyny,a zamiast tego stoję w miejscu analizując co się właśnie wydarzyło.

* * * * *

Po szkole poszłam do swojego ukochanego lasu,którego za kilka dni już nie zobaczę.Po godzinie stwierdziłam,że czas wrócić do szpitala.Na szczęście przed wyjściem do szkoły otworzyłam okno.Wspięłam się po starym drzewie i po chwili moja połowa ciała była w pokoju natomiast druga czyli moje nogi były jeszcze na zewnątrz.

-Potrzebujesz pomocy?-uniosłam głowę i tym razem to nie był blondyn.

________________________________________

Krótki,ale nie mam pomysłów tak szczerze powiedziawszy :D

Jak myślicie kogo zobaczyła Taissa?

Pamiętajcie o vote'ach i komentarzach jeżeli się podobało i doceniacie moją pracę ♥

Do nexta ♥

I'm not psycho•LHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz