∆ rozdział 1 ∆

109 6 25
                                    

Autobus podskoczył, budząc Dippera, otworzył zaspany oczy i rozejrzał się po okolicy. Okolicy która powinna tu być, jednak w rzeczywistości, dookoła był tylko las. Zerknął na zegarek, powinni dojechać za jakieś trzydzieści minut. Mógłby jeszcze spróbować zasnąć, ale po kilku godzinach snu wiedzał, że nie miało by to sensu, poza tym był zbyt zdenerwowany, żeby choćby zmrużyć oczy. Mógłby porozmawiać z Mabel, ale siostry tu nie było, pewnie malowała albo rysowała setki kilometrów od niego.

Poprawił okulary, które w ciągu ostatnich lat zaczął nosić (okazało się, że czytanie książek po nocy nie było do końca dobrym pomysłem) po czym, zajął się dużo mniej ważnymi rzeczami. Pozostały mu rozmyślania, zaraz dojedzie do Wodogrzmotów. Tam przywita go wujek Stanek a potem pojadą do Chaty. Przywita się z wszystkimi, rozpakuje i pójdzie spać... 

Tak było za każdym razem gdy tu wracał. W ciągu ostatnich pięciu lat od Dziwnogedonu był u wujostwa co najmniej, dziesięć razy. Ford go szkolił, właśnie do dnia, który miał nadejść już niedługo. Niedługo, a właściwie jutro. Uwielbiał to miejsce, jednak teraz nie chciał tam wracać, za duże ryzyko... Zaczął nerwow bębnić palcami o udo. Po chwili myśli szatyna zszedły na mniej ważne tory a chłopak nim się zorientował był już na przystanku. Zdjął torbę z półki, pożegnał się z kierowcą i wyszedł z pojazdu. Odetchnął głęboko dwa razy, świeżym leśnym powietrzem i spojrzał w stronę z której właśnie nadchodził Stanley. Zestarzał się przez te kilka lat, jednak nadal był ubrany w garnitur i chodził tym samym, dziarskim krokiem.

-czołem smarku- przywitał się lekko zachrypniętym, ale pogodnym głosem. Dobrze grał, czy na prawdę się nie martwił? Dipper nie wiedział ale odpowiedział wujkowi równie wesoło. 

-hej- przytulił się na powitanie, co wyglądało dość komicznie, jak na to że był o półtorej głowy wyższy -jak interesy?- spytał biorąc torbę i idąc z bagażem w stronę starego gruchota który tylko cudem jeszcze jeździł.

-a, coraz lepiej, od kiedy przywieźliśmy eksponaty z wyprawy, ludzie coraz chętniej nas odwiedzają. Okazuje się, że turyści wolą prawdziwe eksponaty a nie, nie do końca przekonujące przeróbki- zaśmiał się pod nosem i wsiadł do samochodu. Szatyn również wsiadł, zaśmiał się nerwowo i umilkł. Reszta drogi minęła im w nerwowej ciszy. Po chwili byli na miejscu, Dipper wyszedł i przeciągnął się, przyglądając się Chacie Tajemnic. Przez te wszystkie lata ani trochę się nie zmieniła, nawet "S" nie zostało trwale przymocowane. Spokój, aż emanował od tego miejsca i nikt nie mógłby przypuszczać, że w piwnicy domu, znajduje się portal który już jutro, wyśle go do innego wymiaru. Otrząsnął się na tą myśl i wyjął torbę z bagażnika. Nie chciał o tym myśleć, jeszcze nie teraz. 

Reszta wieczoru minęła zupełnie zwyczajnie. Wszyscy jakby, zdawali się zapomnieć o tym co czekało jednego z domowników następnego dnia. Dopiero gdy mieli kłaść się spać Ford zawołał Dippera na chwilę do swojego "laboratorium".

Gdy Dipper, zszedł po zacienionych schodach, zobaczył wuja przy stole. Siedział i jak zwykle, coś notował, maszyna obok była wyłączana, ale chłopak doskonale wiedział, że działa.

-chciałeś mi coś powiedzieć wujku?- spytał podchodząc do mężczyzny. Ten jakby dopiero go zobaczył, odwrócił się na krześle i obrzucił młodego, szybkim uśmiechem.

-tak, za dwa miesiące masz urodziny, ale nie wiem czy tu wtedy będziesz, na stole leży prezent ode mnie i od Stana- wskazał na blat na środku pomieszczenia. Było tam dużo rzeczy, ale najbardziej w oczy rzucał się złoty naszyjnik. Dipper podszedł i wziął go do ręki. Przejechał opuszkiem palca, po krawędzi złotego trójkąta rzeźbionego w małe cegiełki z czarnym okiem połyskującym na środku. 

-dość wymowny kształt- mruknął pod nosem uważnie przyglądając się ozdobie.

-to nie przypadek, może i ten przeklęty doritos to zdradziecka gnida, ale na magii ochronnej, zna się całkiem nieźle. Amulet zrobił on, a że to straszny narcyz, nie było opcji, że znajdzie się na nim, coś innego. Powinien ci chronić w no wiesz...- urwał, wyraźnie nie chcąc psuć atmosfery, wspominając o jutrzejszej wyprawie.

-w W68- dokończył krótko i zacisnął dłoń z naszyjnikiem. 

-tak, powinniśmy mu nadać jakaś inną nazwę- Ford podrapał się nerwowo po karku -na prawdę, chciałbym ci tego oszczędzić młody- powiedział i położył dłoń na ramieniu szatyna.

-wiem ale nie ma innej opcji, nie możemy pozwolić żeby Bill wrócił- powiedział zdecydowanie, odwrócił się i wyszedł bez słowa.

^^^

Dipper otworzył oczy, gwałtownie się podrywając. Oddech miał urywany a serce, biło o wiele za szybko. Znów miał koszmar, zdarzały mu się dość często, ale ten był wyjątkowo realistyczny. Śniło mu się że posąg Billa, skruszył się zupełnie a ten psychopata się uwolnił. Znów chciał przejąć kontrolę nad światem, tyle że tym razem mu się to udało a chłopak nie mogąc nic zrobić, musiał patrzeć jak ginie cała jego rodzina. Cały czas słyszał słowa siostry "miałeś mnie uratować". Wzdrygnął się. 

Na szczęście to był tylko sen. Byli bezpieczni, a przynajmniej na razie. A on musi sprawić żeby tak pozostało. Posąg Ciphera, rzeczywiście zaczął się się skruszać, a pod zimnym, kamieniem widać było, tak charakterystyczny wzór w cegiełki.

Dipper opadł na przemoknięty potem materac. Zamknął oczy i zaczął patrzeć w sufit. Rozdygotany zasnął dopiero nad ranem. Obudził go wujek Stanek donośnym "śniadanie!". Zaspany Dipper, zwlókł się na dół. Tam już siedzieli Wendy, Soos i wujek Ford, wszyscy czekali w jakby uroczystym oczekiwaniu. Chłopak nie miał pojęcia co się dzieje, aż do środka nie wszedł Stanley z tortem, pokrytym lukrem i z osiemnastoma zapalonymi świeczkami. Szatyn uśmiechnął się krzywo, to było rozkoszne jak się starali, on jednak wiedział że nie przełknie ani kęsa. Odśpiewali huczne sto lat, a Wendy zaczęła kroić ciasto. Dipper uśmiechał się, jednak wątpił żeby ktokolwiek, z rodziny i przyjaciół złapał się na tak sztuczny uśmiech. 

Szybko zjedli, po czym Dipper razem z wujkami miał, już schodzić do piwnicy gdy usłyszał głos Wendy, wołający go z sąsiedniego pokoju. Gdy wszedł do pomieszczenia, zobaczył rudą, lekko się uśmiechała, a w ręce trzymała sporych rozmiarów karton.

Dipper podszedł do niej -wiesz, zaraz masz urodziny, a pewnie już wtedy się nie spotkamy, więc to jest taki prezent ode mnie- mówiąc to dziewczyna wręczyła paczkę chłopakowi. Otworzył ją, w środku leżała duża skórzana torba z mocnymi metalowymi okuciami. Na jej klapie był wypalony napis:

Żebyś  nigdy nie zapomniał o tym porąbanym miasteczku

Dipper uśmiechnął się z rozczuleniem -nie musiałaś- powiedział patrząc na dziewczynę. 

-wiem, wiem, ale jak masz wyruszyć w podróż i ocalić cały świat, nie mogę pozwolić żebyś był spakowany w jakieś szmaty- uśmiechnęła się -no a teraz miałam ci przekazać, że masz się iść spakować. Ja muszę już lecieć, ale masz mi tu wrócić żywy i w jednym kawałku- dodała z jeszcze szerszym uśmiechem po czym sprzedała szatynowi przyjacielski kuksaniec w ramię

~~~

Pierwszy rozdział za nami, będę się starała dodawać nowe co dwa dni ale zobaczymy jak wyjdzie. Zapraszamy do komentowania, gwiazdkowania i zwracania uwagi na błędy

//YaoistyczneCiastko

Pomiędzy Wymiarami || BillDipWhere stories live. Discover now