— Astoria? — odezwał się Draco, zwracając na siebie jej uwagę. Czy każdy już ma adres mojego rodzinnego domu?

— No chyba sobie kpisz! — krzyknęła zauważając go i podeszła do naszej dwójki. — Czy tobie już totalnie na mózg padło?

— Możesz się uspokoić? — spytał z lekką nutą irytacji.

— Nie mogę! Bo mam faceta na którym totalnie nie mogę polegać.

Kilka igieł właśnie wbiło się w moje ciało. Nie, to nie były igły tylko strzały. Podpalone. Moja bańka mydlana pękła. Jak mogłam być tak okrutna by pocałować mężczyznę, który należał do innej kobiety. Cała moja podświadomość wręcz darła się uparcie: „On należy do ciebie, zawsze należał!", ale to nie była prawda. Oddałam go pewnej marcowej nocy na dachu budynku w Stanach Zjednoczonych w stanie Georgia. Nie należał do mnie ani ja do niego. Nie miałam prawa robić tego jemu, a przede wszystkim jej. Nieważne jak bardzo się z Astorią nienawidziłyśmy, a z Malfoy'em kochaliśmy. Żadna kobieta nie powinna robić takiego świństwa drugiej kobiecie.

Jednak łatwo było zapomnieć o zasadach, gdy w grę wchodziło twoje szczęście.

— Co, nadal nie rozumiesz? — położyła ręce na biodrach, gdy ten się nie odzywał. Spojrzałam na jej piękną kremową sukienkę. — Moja mama ma dziś urodziny i cała rodzina zjeżdża się na nie. Jakbyś jeszcze nie pojął, my też jesteśmy zaproszeni.

— Cholera, zupełnie zapomniałem.

— No właśnie widzę.

— Nie mogę iść.

— Słucham?! — podeszła bliżej.

— Mam do załatwienia bardzo ważną sprawę z Jeanine. Obiecałem.

— Mi też obiecałeś!

— Malfoy idź. — w końcu się odezwałam a ich wzrok po raz pierwszy spoczął na mnie.

— Jeanine... — patrzył mi prosto w oczy, wołając wręcz, że nie chce iść.

Ja też chciałam byś ze mną został.

Nie ma sprawy, serio. — wymusiłam uśmiech. — Dam sobie radę.

Trzy kłamstwa.

Astoria uśmiechnęła się zwycięsko i złapała go za ramie w ogóle nie zwracając uwagi na to, że blondyn nie ma najmniejszej ochoty z nią iść. Odsunęła ich kawałek ode mnie, a ja dalej utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy, który był teraz wymowniejszy niż tysiąc słów. Brunetka rzuciła szybkie pożegnanie, a ja patrzyłam jak ze świstem rozmazują się w powietrzu.

Przez chwile nie mogłam uwierzyć jak łatwo zmanipulował ją, że nawet nie podejrzewała go o zdradę, mimo że na pierwszy rzut oka można było zauważyć nasze spuchnięte usta i potargane włosy. Ciągle kłamał, ciągle oszukiwał - myśle, że podświadomie to czuła, mimo to obiema rękami kurczowo przytrzymywała na oczach różowe okulary, żeby czasem jej nie spadły.

Tyle kłamstw. On kłamał, ja też. To na mnie ciążyła odpowiedzialność. To ja sprowadziłam tego człowieka do mojego świata.

Byłam winna.

                                 *************

Zabieram cię dziś do Gospody Pod Świńskim Łbem. Będę o 17."

Brzmiała wiadomość, którą dziś przyniósł mi nieznany ptak. Mojej Furii oczywiście nie widziałam od rozprawy podczas której dowiedziałam się, że spiskowała przeciwko mnie wraz z Teodorem. Bardzo dobrze, że nie wróciła, bo gdybym ją teraz zobaczyła, osobiście ukręciła bym jej łeb własnymi rękoma. Oczywiście wiedziałam kto był nadawcą owego listu. Poznałabym ten charakter pisma wszędzie.

Cold Heart [D.M]Where stories live. Discover now