Rozdział 18

96 4 10
                                    

Dlaczego ona musiała należeć do tych osób, których kac trwał dłużej niż jedna doba? Sądziła, że do zakończenia weekendu ból głowy po spożytym alkoholu minie, ale on postanowił potowarzyszyć jej aż do poniedziałku.

— Jak to w ogóle jest możliwe?! — jęknęła, wyłączając irytujący dźwięk budzika i ponownie zatopiła twarz w poduszkę.

Całe ostatnie dwa dni przeleżała w łóżku z ogromnym kacem. Była głupia, że po powrocie do domu z urodzinowej imprezy dała się Yoojung namówić na kolejne kieliszki alkoholu. I nim się spostrzegły wypróżniły dwie butelki do dna, kładąc się spać dopiero o szóstej rano! Nim się jednak odwróciła, to weekend już minął, a poniedziałek znowu zawitał. Szkoda tylko, że już jako dzień pracujący.

Zebrała się tak szybko, jak tylko mogła w swoim stanie, nie tykając śniadania, którego nawet by nie przełknęła. Dziś postawiła na autobus. Wolała nie tułać się z bolącą głową za kierownicą.

Kiedy znalazła się w biurze, ze zniecierpliwieniem czekała aż musująca tabletka się rozpuści w szklance wody, by móc spożyć brakujące elektrolity. I tak czuła się dzisiaj lepiej niż wczoraj, kiedy co chwilę latała do łazienki spuszczając w toalecie resztki wspomnień z imprezy. Alkohol zdążył wyparować, jednak ból głowy pozostał.

Irytował ją każdy najmniejszy szmer i w duchu dziękowała za dźwiękoszczelną szybę, bo nie wytrzymałaby słuchać Jaehyuna rozmawiającego przez telefon bez chwili przerwy.

Jeszcze nigdy nie doprowadziła się do takiego stanu. Zawsze spożywała alkohol z umiarem bez zjawiska urwanego filmu, więc było jej wstyd. A dziś to nawet podwójnie, bo w ciągu najbliższych dni musi być na najwyższych obrotach.

Jednym duszkiem wypiła całą zawartość płynu, czując się odrobinę lepiej. Już nigdy nie tknie alkoholu do ust. Przynajmniej w tym życiu.

— Cześć Sohyun!

Ból głowy z powrotem się nasilił, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły, a w nich stanął rozweselony Sicheng. Wyglądał, jakby nie imprezował przez cały weekend i prawdopodobnie też tak się czuł, czego mu bardzo zazdrościła.

— Ciszej, proszę — jęknęła, łapiąc się za głowę, która nie chciała przestać pulsować. Wydawało jej się, że zażyta o poranku tabletka przeciwbólowa szybko zadziała.

Ubrany w kratkowany komplet Sicheng, podszedł do jej biurka, unosząc w górę brwi z konsternacji.

— Dobrze się czujesz? — zapytał, przyglądając się jej twarzy.

— Nie. — Dziewczyna oparła czoło o blat biurka, które przez chwilę przyjemnie chłodziło głowę. Szybko się jednak podniosła mając na uwadze, że Jaehyun w każdej chwili może zerknąć w jej stronę i zobaczyć w jakim jest stanie. — Czuję się, jak wyżuta guma do żucia.

Blondyn nie chciał dać po sobie poznać, że odrobinę bawi go ta sytuacja, ale nie chciał wyjść na faceta bez serca. To by mu się nie opłacało.

— Mam nadzieję, że dojdziesz szybko do siebie zanim zjawi się Park Sinhye — powiedział, kładąc na jej biurku plik kartek.

Miała taką samą nadzieję. Jednak widok piętrzących się papierów przyprawiał ją o mdłości. Zapewne kolejne rozliczenia prowizji lub rozliczenia i faktury.

— Spokojnie. — Machnęła w odpowiedzi ręką. — Ma przyjechać piątego grudnia.

Sicheng ponownie przyjrzał się uważniej jej twarzy, ale dziewczyna wyglądała na całkiem poważną.

— Dziś jest piąty grudnia.

Sohyun nawet nie chciała upewniać się, czy Dong miał rację, ale po usłyszeniu jego słów, krew odpłynęła jej z twarzy.

ZaliczonaUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum