- Naprawdę to zrobiłeś, tato?
- Niestety tak - potwierdził. - Byłem pijany i nie wiem, co mi odbiło...
- Mówiłam wam, że ojciec mądrością nigdy nie grzeszył - zaśmiałam się.
- Ej! - puknął mnie w ramię. - Ale kontynuując, jak wyzdrowiała, to codziennie odbierałem ją ze szkoły, która znajdowała się kilka dobrych kilometrów od mojej i zabierałem ją w różne miejsca... Nie odpuściłem sobie.
- Raz jak wyrżnął na łyżwach to do dzisiaj ma traumę - skomentowałam. - Przeważnie to były lody, kino, ale jak raz zabrał mnie na farmę, a potem do wesołego miasteczka, to całkowicie mu wybaczyłam... A jak mnie pocałował na szczycie kolejki górskiej, to momentalnie się zakochałam.
- Szkoda, że jak zeszliśmy, to mnie obrzygałaś
- Mówiłam, że kebab przed tym będzie złym pomysłem - wywróciłam oczami. - Trzeba było się posłuchać.
- A co ze studiami? - zapytała Marie.
- Poszliśmy do jednego uniwersytetu, na jeden kierunek - wyjaśnił. - Wynajęliśmy mieszkanie niedaleko i tam spędziliśmy calutkie pięć lat...
- Tam to też się działo - uśmiechnęłam się na wspomnienia. - Pamiętasz jak David kupił nam kozę, a potem obraził się na Louisa, bo ją sprzedał?
- Albo jak Lily poszła na zjeżdżalnię w wesołym miasteczku, a mądry Niall z niej spadł, taranując pozostałe dzieciaki?
- To wyglądało jak kręgle - zaśmiałam się. - Wracając do mieszkania...
- Nigdy nie zapomnę, jak wyprostowaliście mi włosy przed ważnym egzaminem, myślałem, że was zabije.
- A jak wyglądały oświadczyny? - zapytała Lily.
- Ten beton oświadczył mi się zaraz po porodzie - odpowiedziałam. - Wyobraźcie sobie, jakie to było romantyczne... Ja spocona, śmierdząca i czerwona z bólu oraz wysiłku. Ojciec cały zaryczany, po tym jak zemdlał chyba dwa razy...
- Cztery - poprawił mnie.
- No to cztery - dodałam. - i ten płacz Marie w tle... Jak była starsza, to ta zaraza połknęła ten pierścionek, a potem na sygnale do szpitala. Ciesz się, że żyjesz.
- Nie miałaś doświadczenia z dziećmi i nie umiałaś mnie upilnować... - oznajmiła najstarsza.
- To nie mama - poinformował mój mąż. - To genialny wujek David i Louis...
- Dlatego nie zostajecie z nimi same - podsumowałam.
- Okay! Marie, Lily i Olivia! - klasnął w dłonie. - Jest już późno i pora spać!
Dziewczyny jęknęły zrezygnowane, ale grzecznie poszły do swoich pokoju, wcześniej się żegnając na dobranoc. Zadowolony mężczyzna, z racji tego, że miejsce koło mnie się zwolniło, usiadł obok i objął mnie ramieniem, a ja wygodnie oparłam się o jego tors.
- Jestem szczęśliwy, że mam taką cudowną rodzinę - przyznał.
- Ja tak samo - uśmiechnęłam się. - Danie ci szansy to była jedna z najlepszych życiowych decyzji.
- Do tej pory jestem wdzięczny. Nie rozumiem, jak mogłem być taki pusty...
Odwróciłam się do niego twarzą i przyłożyłam palec do jego ust, szepcząc:
- Ciii... To było piętnaście lat temu, to przeszłość - przypomniałam.- Byliśmy, a raczej ty byłeś głupi.
- Nie wierzę, że mamy ponad trzydzieści lat i trzy piękne córki... Czas leci za szybko - oznajmił. - Zanim się obejrzymy, zostaniemy dziadkami, a potem spoczynek w ziemi.
- Nie chce cię nigdy stracić - powiedziałam ze łzami. - Za bardzo cię kocham i nie pozwolę ci odejść beze mnie...
Wtedy Harry mnie przytulił i złożył delikatny pocałunek na moich ustach, który od razu oddałam, a wręcz pogłębiłam.
- Kocham cię, Harry.
- Kocham cię Louise.
YOU ARE READING
Mistakes | Harry Styles
Fanfiction"nieznajomy: Jesteś prawie idealna, jedyne czego ci brakuje to mojego nazwiska ja: że co? nieznajomy: jesteś jak taboret, nie mogę się tobie oprzeć ja: gościu, o co ci chodzi? nieznajomy: kręcisz mnie jak mikrofalówka talerz" Czyli o tym jak pijan...