Rozdział 9.

12.6K 800 50
                                    

-Lena- Anne uśmiechnęła się do mnie promiennie, a ja nie byłam w stanie odgadnąć czy to był prawdziwy czy udawany uśmiech więc po prostu na niego odpowiedziałam. 

Uścisnęła mnie mocno za rękę i zaprosiła do środka. Kiedy ja zdejmowałam buty i kurtkę, ona należycie witała się ze swoim synem. Ściskała go mocno i długo, a potem całowała w oba policzki. 

Byłam tu wiele razy więc sama ruszyłam do salonu gdzie na kanapie siedziała znudzona Gemma. Oj tu będzie o wiele trudniej niż z Ann. Gemma nie udaje. 

-Gemma-odezwałam się i dopiero wtedy dziewczyna zwróciła na mnie uwagę. Omiotła mnie spojrzeniem od góry do dołu i wróciła do oglądania tv.

-Lena-powiedziała z lekką odrazą w głosie. Mówiłam że nie będzie łatwo...

Harry z jego mamą poszli do kuchni zrobić herbatę i coś do jedzenia, a ja zostałam sam na sam z Gemmą. Czułam że tylko resztkami sił i przyzwoitości powstrzymuje się żeby mnie nie zabić. Mój stan bardzo mi w tej chwili pomógł. 

- Gdyby nie ta mała istotka, którą nosisz pod sercem i którą już mocno kocham-spojrzała na mnie ostro-już dawno bym cię udusiła gołymi rękami...

-Gemm posłuchaj...

- Nie to ty posłuchaj-wysyczała pokazując na mnie palcami, mówiła cicho, zapewne po to żeby nikt nie usłyszał naszej miłej wymiany zdań-uważałam cię za porządną dziewczynę, z początku myślałam że zależy ci tylko na sławie mojego brata, ale z czasem zaczęłam się do ciebie przekonywać, miałam cię za przyjaciółkę a ty tak go potraktowałaś...

- Zastawiałaś się dlaczego to zrobiłam?-spytałam przerywając jej niegrzecznie. 

- Bo jesteś zimną suką-prawie na mnie splunęła.

- Może i jestem-odpowiedziałam spokojnie, nie mogłam się denerwować dla mojego dziecka-ale miałam ważny powód żeby tak postąpić.

- W dupie to mam, zniszczyłaś mojemu bratu pół roku życia, a on tak bardzo cię kochał-prawie zabijała mnie spojrzeniem-będę cię miała na oku, jeśli ponownie będzie przez ciebie płakać to jak Boga kocham nie skończy się na siniakach i zadrapaniach-dokończyła i wyszła z salonu. 

Teraz naprawdę zazdroszczę Harremu. Też chciała bym mieć taką siostrę, która tak będzie o mnie walczyć, jak prawdziwa lwica. Ja nie miałam tyle szczęścia. Oczywiście nie przejęłam się jej słowami, nie może mi nic zrobić. Co? Pobije mnie? Oddam jej z nawiązką, nie jestem już tą słabą dziewczynką z liceum.

Nie miałam czasu pomyśleć dłużej bo cała rodzina Harrego pojawiła się w salonie. Usiedli razem na kapnie, a Harry na przeciwko mnie na fotelu. Nie miałam zamiaru zaczynać rozmowy, to on mnie tu ściągnął. Ale niezręczna cisza trwała tylko kilka sekund bo potem zarówno Anne jak i Rob zasypali mnie pytaniami na temat ciąży. Tylko Gemma siedziała z założonym rekami i jak mała dziewczynka wpatrywała sie w przestrzeń. Zachowuje się jak gówniara. Ale ja nie miałam takiego zamiaru, nie czułam się niczemu winna. Mimo że wszyscy oprócz Harrego, obwiniali mnie za jego załamanie miałam to głęboko gdzieś. Będą uważać żeby mnie nie zdenerwować i nie zrobić krzywdy dziecku. Jestem na wygranej pozycji, nie mogą zrobić nic co by mnie zdenerwowało.

Po obiedzie, na którym poprosiłam o podwójną dokładkę, miałam trochę wolnego czasu. Każdy rozszedł się do siebie. Przyjemniej ja i Harry. Miałam zamiar poleżeć z książką i odprężyć się trochę, mimo tej niezręcznej sytuacji w jakiej się znalazłam.

No bo jak inaczej to nazwać, jestem w domu faceta którego rzuciłam przed ołtarzem, a jego rodzina mimo że jest dla mnie miła nienawidzi mnie z całego serca, tak jak ja nienawidzę Harrego. 

Zagłębiłam się w lekturę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Podciągnęłam się lekko na łokciach i oparłam wygodnie o poduszki. 

- Proszę-powiedziałam patrząc w stronę drzwi. 

Pojawił się w nich Harry, który z nieodgadnionym wyrazem twarzy patrzył prosto na mnie. 

- Mogę?-spytał, a kiedy przytaknęłam głową wszedł do środka i oparł się o komodę obok łózka. 

- Jak się czujesz?-spytał.

- Dobrze-przytknęłam.

- Ma pewno. Może czegoś potrzebujesz? 

- Harry jest w porządku, naprawdę-odpowiedziałam uśmiechając się lekko. To słodkie że tak się o mnie martwi. 

- W takim razie może pójdziemy na spacer, nie jest zbyt ciepło ale świeci słońce...i pomyślałem..-patrzył na mnie równie niepewnie jak mówił, denerwował się, a chodzi o zwykły spacer.

- Chętnie się przejdę-odpowiedziałam wstając z miejsca.

- Jeśli nie chcesz to...

- Daj mi pięć minut-przerwałam mu-przebiorę się tylko...

- Ok-uśmiechną się do mnie promienie jak by zgodziła się za niego wyjść, co raz już miało miejsce-będę czekał na dole.

Założyłam swój płaszcz i czapkę i zeszłam na dół. Harry miał na sobie swój czarny długi płaszcz i brązowe botki a przez szyje przewiesił gruby szal. Zawsze miał dobry gust...

- Gotowa?-spytała kiedy stanęłam obok niego. 

- Gotowa-przytaknęłam.

Harry przepuścił mnie w drzwiach i piechotą ruszyliśmy w dół ulicy do pobliskiego parku. 

- Kiedy byłaś tu ostatnio?-spytał.

- Przyjeżdżam tu co miesiąc tak jak zawsze na grób mamy.

- Och tak, pamiętam.

- A ty?

- Staram się jak najczęściej, ale grafik i ostanie wydarzenia trochę mi w tym przeszkodziły-odpowiedział, na pewno miał na myśli jego odwyk, ale ja nie miałam zamiaru zacząć tego tematu, więc przytaknęłam tylko głową i po prostu szłam dalej rozglądając się na boki. Dopóki nie zobaczyłam na środku parku lodowiska. Od razu na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Uwielbiałam jeździć. To było moje jedyne zajęcie kiedy całe weekendy spędzałam samotnie. Sunęłam godzinami po lodzie, zapominając o tym wszystkim co działo się wokół mnie. 

- Idziemy tam-zarządziłam ciągnąc Harrego za rękaw jego płaszcza. 

- Ale...jesteś w ciąży-zaprotestował.

- Co z tego?-spytałam podchodząc do stoiska z butami.

- Nie możesz jeździć jeśli coś ci się stanie albo się przewrócisz?-spytał zaniepokojony.

- To masz mnie pilnować i nie pozwolić żeby stała mi się krzywda-odpowiedziałam hardo. Strasznie chciałam pojeździć i nawet wojowniczy Harry mnie od tego nie odwiedzie. To ja zawsze miałam ostatnie zdanie w każdej kwestii. Nic się nie zmieniło.

- A teraz pomóż mi założyć łyżwy, nie schylę się do podłogi-odpowiedziałam na jego kwaśną minę i usiadłam na ławce przy lodowisku. Harry ściągną moje uggsy i powoli jak bym była z kruchej porcelany zakładał mi łyżwy. Poczekałam aż on założy swoje i dopiero wtedy weszłam po woli na lód. 

Sunęłam swobodnie po tafli, a Harry tuż obok mnie jak mój ochroniarz, nawet nie spuszczał ze mnie wzroku. W pewnym momencie dojechałam od niego kawałek i zaczęłam robić kółka i ósemki, a on niemal dostawał zawału na mój widok. Niezgrabnie podjechał bliżej mnie i stał w odległości kilku kroków gotów mnie w każdej chwili uratować. Chociaż to ja musiała bym ratować jego, jeśli chodzi o łyżwy jest totalną pokraką. Pamiętam, że kiedy opowiedziałam mu o tym, że kocham łyżwy, własnie na nie zabrał mnie na pierwszą randkę i chociaż starał się to ukryć ja dobrze wiedziałam, że nie ma pojęcia jak na nich jeździć. Teraz wcale nie było lepiej. Rozstawiał ręce na boki, a kiedy zaczynał się chybotać jego twarz nabierała tak przerażonego wyrazu jak by zaraz pod nim miała się rozstąpić ziemia. A ja po raz pierwszy od dawana w jego towarzystwie wybuchłam szczerym, głośnym śmiechem.

Never Yours || H.S.Where stories live. Discover now