Rozdział 28

1.6K 83 35
                                    

Aiden's POV

Nikt nas nie szukał, więc mogliśmy spędzić ze sobą tych parę pięknych godzin. Tylko we dwoje, nie myśląc o tym, co będzie jutro.

- Ty idziesz w prawo i bierzesz całą butelkę soku, a ja wezmę ciasteczka i co tam zmieści mi się w kieszeniach.

- To do zobaczenia za chwilę - powiedziała Maya, ściskając moją dłoń.

Rozłączyliśmy się, udając się po wyznaczone rzeczy ze stołów. Wciąż trwał bal, a my zdążyliśmy zgłodnieć, więc poszliśmy do sali balowej. Plan wyglądał tak, że bierzemy jedzenie, a następnie wracamy do miejsca, w którym się rozeszliśmy.

Przedzierałem się przez tłum ludzi, starając się pozostać niezauważonym, albo wręcz przeciwnie - żeby ludzie myśleli, że cały czas jestem na balu. Gdy dostałem się do stołu z przekąskami, zacząłem wkładać na talerz wszystko, co mi wpadnie do rąk.

- O, hej Aiden, gdzie cię wcięło? - zapytał Willy, który znikąd pojawił się za mną.

- Poszedłem się przewietrzyć - odpowiedziałem wymijająco.

William popatrzył na mnie wzrokiem, którego używał zawsze, gdy wiedział, że nie mówię mu całej prawdy.

- No dobra - poddałem się. - Byłem tam na trawniku za zamkiem z pewną wyjątkową dziewczyną.

Mimowolnie uśmiechnąłem się na wspomnienie pocałunku z Mayą.

- Imię, nazwisko, wiek, czy aby na pewno nie złamie ci serca - powiedział, zakładając ręce na klatce piersiowej.

Przewróciłem oczami i zacząłem odpowiadać z lekkim uśmiechem, który wkradł mi się na usta.

- Maya Carter, siedemnaście lat, w sierpniu osiemnaście i na pewno nie złamie mi serca, a nawet jeśli to zrobi, to nie będę żałować żadnej chwili z nią spędzonej.

Willy poklepał mnie po plecach.

- Idę tańczyć, zapowiada się niezwykła noc.

Dla mnie już jest niezwykła - pomyślałem.

***

Znowu byliśmy na małym wzniesieniu po środku trawy i jedliśmy przekąski z balu. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, stykając się kolanami.

- Masz wsuwkę ode mnie - powiedziałem delikatnie przesuwając po niej palcami.

- Myślałam, że jej nie zauważyłeś.

- Zauważyłem - uśmiechnąłem się, a następnie lekko pocałowałem ją w czubek nosa. Dziewczyna nie pozostała mi dłużna, bo już po chwili połączyła nasze usta w czułym pocałunku.

Podczas każdego pocałunku z Mayą czułem motylki w brzuchu i nieograniczone szczęście. Ogólnie będąc przy niej, czułem, że żyję.

Maya właśnie opowiadała mi o gwiazdach. Tych wszystkich wspaniałych konstelacjach, o tym, jak te małe punkciki na niebie pięknie świecą oraz o spadających gwiazdach.

- To trochę tak, jakby spadały z braku nadziei... my wypowiadamy marzenie, bo mamy tę nadzieję na coś... niemożliwego. Na ogół gwiazdy prosimy o coś niemożliwego.

Głowę miałem opartą na dłoni i z zafascynowaniem słuchałem każdego wypowiedzianego przez nią słowa. To jak się uśmiechała i to jak jej oczy błyszczały, gdy mówiła o czymś, co ją interesuje, sprawiało, że przepadałem. Wręcz nie mogłem odwrócić od niej wzroku.

- Trochę chaotycznie to brzmi i tak dalej, ale cóż - zaśmiała się lekko. - Co się tak patrzysz?

- A nic - powiedziałem, a mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.

Złączeni nienawiściąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz