Rozdział 20

1K 34 41
                                    

Czarnowłosa lekko się wychyliła zza szafki, to co zobaczyła trochę je zaskoczyło.

— I co tam widzisz? – zapytał po chwili Barnes widząc jak dziewczyna osłupiała.

— Widzę... Steve'a... i mojego... tatę... – wydukała wracając do kryjówki.

— Szukają nas? – trochę się przestraszył bo miał na sobie tylko bokserki, a jakby Tony zobaczy go prawie nagiego nie byłoby dobrze.

— Nie i chyba nie zamierzają – mruknęła opierając się o regał który lekko zaskrzypiał.

— Ktoś tu jest? – usłyszeli głos Rogersa, oboje zamarli w bezruchu i patrzyli na siebie rozszerzonymi źrenicami.

— Buck ja wyjdę, a ty tu zostań – szepnęła do niego dziewczyna - i ubierz chociaż spodnie - dodała i wyszła zza szafki.

— Alex? – zdziwił się Stark siedzący na metalowym stole.

— Hej tato – przywitała się niepewnie – Co tu robicie? – zapytała.

– Szukaliśmy ciebie i Bucky'ego... – zaczął Rogers.

— No powiem że to tak nie wyglądało jakbyście nas szukali – przerwała mu czarnowłosa. – No chyba, że szukaliście nas u sobie w ustach – dodała jeszcze patrząc na dwójkę stojących przed sobą mężczyzna.

— To nie tak... – jej ojciec zaczął się tłumaczyć.

— Wiedziałem że jest coś między wami! – krzyknął James wychodząc ze swojej kryjówki, na szczęście miał już na sobie spodnie.

— Ale naprawdę nic nas nie łączy – zaprzeczył lekko zarumieniony Kapitan.

— To dlaczego robisz się czerwony na twarzy? – zapytała dziewczyna uśmiechając się jak głupia.

— A wy co tu robicie? – Tony zmienił temat.

— Szukaliśmy ciebie – odpowiedziała szybko jego córka.

— Tak długo szukaliście mnie w garażu? – zdziwił się trochę. – I dlaczego on nie ma koszulki? – dopytał patrząc na półnagiego bruneta.

— Gorąco mu było.

— Dobra, co powiecie no to żebyśmy zrobili dziś ognisko? Bo Natasha, Bruck i Thor jutro już jadą na wieży – zaproponował Stark, chcąc uniknąć tematu półnagiego James'a.

— Jestem za – oznajmiła czarnowłosa.

— Ja też – poparł ją Barnes.

— No to ustalone! – krzyknął miliarder. – Alex i Steve pójdą po drzewo do lasu, a ja i metalowa łapa idziemy do sklepu – dodał i wyszedł razem z blondynem.

— Nie daj mu się zastraszyć — powiedziała i popatrzyła na swojego chłopaka.

— Kochanie, jestem rosyjską maszyną do zabijania, to on powinien się bać mnie, a nie ja jego – mruknął i delikatnie ją pocałował

— Wiem, wiem, powodzenia na zakupach – uśmiechnęła się lekko i wyszła z garażu gdzie już czekał na nią Steve.

— Idziemy? – zapytał.

— Pewnie, im szybciej pójdziemy, tym szybciej wrócimy – dziewczyna wziął do ręki siekierę i podała ją Rogersowi.

Razem szli leśną drogą rozmawiając o głupotach, mieli już sporo drewna na rozpalenie ogniska dlatego postanowili już wracać.

— Cicho – rozkazała dziewczyna i stanęła w miejscu, mężczyzna zrobił to samo, zaczęła rozglądać się dookoła siebie i wyciągnęła zza paska pistolet, po chwili szybko obróciła się za siebie i strzeliła, zza krzaków wyszedł ledwo stojący wilk.

— Wow... No nie powiem, jestem pod wrażeniem –odezwał się blondyn.

— Dzięki – uśmiechnęła się w jego kierunku i podniosła z ziemi drewno które niosła.

— Dlaczego zawsze nosicie przy sobie broń? – zapytał i zaczął za nią iść.

— Hydra nas tak uczyła – odpowiedziała. – Zawsze mamy być czujni, zawsze mamy być w gotowości, zawsze mamy mieć przy sobie broń – dokończyła patrząc przed siebie.

— Tobie też czyścili pamięć? – zadał kolejne pytanie.

— Po każdej misji – powiedziała krótko. – Ale teraz i tak pamiętam każda swoją ofiarę. – dodała zimno. – Od kiedy przyjaźnisz się z James'em?

— Od dziecka, jako jedyny podszedł do mnie na podwórku i zapytał czy się z nim pobawię – uśmiechnął się na to wspomnienie. – A teraz tak na serio, co działo się w tym garażu, bo na pewno nie było mu gorąco? – zapytał bardziej poważnie.

— Dokończyliśmy to co zaczęliśmy w pokoju – odpowiedziała jakby nigdy nic – A ty z moim tatą, co tam robiliście? – zadała pytanie patrząc kątem oka na czerwonego blondyna.

— No początku szukaliśmy was, ale później jak uznaliśmy że tam was nie ma to metalowy stół wyglądał kusząco – odpowiedział po chwili – Ale nikomu nie mów, proszę – popatrzył na nią oczami zbitego psa.

— Spoko, masz to jak w banku pod warunkiem że tato nie dowie się co tam się działo minutę przed waszym przyjściem – odparła.

— Oczywiście że się nie dowie, bo Buck już by nie żył – zaśmiał się niebieskooki.

— Racja – śmiech także udzielił się jej.

Po chwili marszu dotarli już do domu, drewno położyli obok miejsca przygotowanego na ognisko. Oboje usiedli na ławce gadając o pierdołach, po około piętnastu minutach pod dom zajechał czarny duży samochód z którego wysiadł Tony razem z James'em obładowani torbami z jedzeniem i piciem. Po twarzy jej chłopaka było widać że miał nie miłą rozmowę z jej ojcem który był bardzo szczęśliwy i zadowolony. Wszyscy weszli razem do środka i zanieśli trzy siaty zakupów do kuchni gdzie wszystko rozpakowali i przygotowaliśmy.




Hejka!
Dzisiaj nieco krótszy rozdział bo jestem pod namiotem i ciężko się pisze.
Pozdrawiam

814 słów

who I am? [winter soldier]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz