Rozdział 9

64 9 11
                                    

Oczywiście, że odchodził od zmysłów. Od kilku dni Marie nie odpisywała na jego wiadomości. Czuł macki niepokoju. Nigdy nie znikała bez uprzedniego poinformowania go. A on nie lubił jak się go ignorowało. Odblokował telefon ale dalej nie pojawiła się wiadomość od niej. Zacisnął zęby. A jeśli coś się jej stało? A jeśli... Potrząsnął głową. Wiedział, że miała chłopaka. Zgodził się być tym drugim. Ale przy niej na prawdę tracił rozum. Nie wiedział jak to możliwe. Jej życie, to jak patrzyła z pogardą na otaczający ją świat. Podskoczył. Telefon rozdzwonił się.
- Halo - mruknął odchrząkując
- Cześć Kelly. Masz ochotę może zjeść lunch ze mną? - jej delikatny głos uspokoił jego nerwy. Błoga ulga rozlała się po jego wnętrzu jak chłodna woda w upalne dni.
- Kiedy?
- Dzisiaj, zaraz? Wybierz miejsce - jak zwykle mówiła chłodno i bez przesadnych emocji. Przymknął powieki. Ten głos był piękną melodią. Cholera! Co się z nim dzieje? Przecież chciał się tylko zabawić. Chyba.

Na jego widok podniosła się i uśmiechnęła. Ogródek restauracyjny był wyludniony. To jeszcze nie była stricte godzina lunchu. Ruszył w jej kierunku. Wytrzeszczyła oczy widząc go w koszulce z napisem CFD na piersi.
- Jesteś strażakiem? - rzuciła kiedy tylko stanął naprzeciw niej. Poczuła jak rozlewa się po jej wnętrzu gorąco. To nie było ciepło. Fala gorąca sprawiła, że zadrżała.
- Tak. To jakiś problem? - spojrzał na nią. Włosy związała w warkocz który puściła przez prawe ramię. Koszula była szyta na miarę i podkreślała jej opaloną lekko skórę na twarzy.
- Nie. Absolutnie nie. To tylko czyste zdziwienie - wyjaśniła. Położył obok siebie interkom. Nachylił się w jej kierunku i pocałował jej polik. Zesztywniała a po chwili poczuła jak mięknie.
- Rozumiem - mruknął.
- Przepraszam, że nie odzywałam się ostatnie tygodnie - zaczęła kiedy usiedli.
- Wyjechałaś?
- Nie! - rzuciła szybko i westchnęła - Po prostu trochę zaczęło się dziać i potrzebowałam spokoju żeby wiele rzeczy przemyśleć - dodała ciszej. Do tej pory nie mogła przełknąć tego co zaproponował jej Marcin. I z przerażeniem stwierdziła, że mężczyzna wziął sobie do serca jej słowa. Przez ostatnie tygodnie miała swojego narzeczonego na dłużej niż dwie godziny dziennie. Weekendy spędzali tylko we dwoje. Wyjeżdżali na wycieczki, wyścigi. Czuła się jak kilka lat prędzej kiedy przyleciała do Chicago. Marcin skupiał na niej całą swoją uwagę. Dbał o nią, pomagał stawiać pierwsze kroki w USA.  A kiedy zostali parą po pewnym czasie przegrała wojnę z jego pracą. I ostatnio nawet nie miała zbyt wielkiej możliwości żeby spotkać się z Kelly'm. A zaczęła w pewien sposób za nim tęsknić. Nie widział jej świata. Nie wiedział z czym musiała się mierzyć.
- Ale to nic poważnego?
- Nie - podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się szeroko. Strażak był jej odskocznią, pierwiastkiem normalności za którą tęskniła. Sama nie wiedziała czego od niego chciała. Wpadała w podwójne życie. Wchodziła w paszczę lwa. Czyżby spadała na samo dno?
- Tylko on ostatnio zaczął trochę mniej pracować i nie miałam możliwości nawet ci napisać
- Kontroluje cię?
- Skąd - prychnęła - ale po co sobie komplikować niektóre rzeczy? - dodała. Smartwatch na jej nadgarstku rozdzwonił się. Spojrzała na godzinę. Kelnerka pojawiła się obok nich i podała karty. Kelly wpatrywał się w Polkę, która z torebki wyciągnęła małe opakowanie. Na dłoń wysypała jedną tabletkę. Poprosiła kobietę o szklankę wody. Widział jak stara się być miła dla osoby przy ich stoliku. Kobieta odeszła kiwając głową. Marie odwróciła wzrok na niego kiedy poczuła, że dalej się jej przygląda.
- Wszystko w porządku?
- Ta tabletka - wskazał na rzecz na jej dłoni. Spuściła wzrok. Wpatrywała się w pastylkę
- Od kilku lat przewlekle choruje. To pozwala mi funkcjonować zupełnie bezobjawowo - wyjaśniła. Oblał go zimny pot. Jak to chorowała?
- Co to za choroba?
- Bolerioza - wyjaśniła - Jestem z wykształcenia inżynierem przemysłu drzewnego. Kilka lat temu, będąc jeszcze w Polsce ugryzł mnie kleszcz. Fachowo nazywa się to złotym strzałem. Boleriozy się nie wyleczy ale można zaleczyć - dodała. Zacisnął zęby. Słyszał kiedyś o czymś takim ale nie zwrócił na to uwagi
- I tym ją zaleczasz?
- Tak. Ja mam to nieszczęście, że atakuje przede wszystkim stawy w moim organiźmie. Jak biorę tabletki to bez problemu mogę zacisnąć palce na kubku. Jeśli przez dłużej niż tydzień przestanę brać leki jest już problem - wyjaśniła spokojnie. Widziała przerażenie na jego twarzy. Nie mówiła nikomu niepotrzebnie o tym. Nie chciała widzieć ich współczucia. Nie będzie zdrowa. Do końca życia będzie musiała łykać farmakologię żeby jakoś funkcjonować. A współczucie w oczach innych działało na nią jak policzek. Dawała sobie świetnie radę sama i tak będzie do końca życia. Jednak przy Kelly'm poczuła się na tyle pewnie, że nie zwróciła uwagi na jego wyraz twarzy kiedy mu powiedziała.
- Ale nie skupiajmy się na mnie. Opowiedz mi coś o swojej pracy - uśmiechnął się widząc jak jej oczy rozbłysły zadając to pytanie. Poprawił się na krześle i zaczął opowiadać.
- Jak będziesz chciała zawsze możesz mnie w remizie odwiedzić - rzucił w między czasie. Marie kiwnęła głową. Może kiedyś. Póki co skupiła się na słowach strażaka o tym kim jest. Słuchała go zafascynowana. Nie sądziła, że praca strażaka może być aż tak fascynacja.

choice [Chicago Fire]Where stories live. Discover now