Rozdział 2

181 13 8
                                    

Czy miała wyrzuty sumienia? Tak! Ale nie mogła dojść do tego skąd się wzięły. Odgarnęła włosy do tyłu. Z Marcinem była już, o zgrozo, z czystego przyzwyczajenia. Już dawno przestała
żywić do niego jakiekolwiek uczucia. To było... przyzwyczajenie. To dobre określenie tego co było między nimi. Rutyna to zabiła! Obiecali sobie, że jeśli już to będzie nie to – rozstaną się. Żeby
żadne się nie męczyło. On może jeszcze to czuł. A ona? Już nie. Nawet nie wiedziała kiedy tak się stało. To spotkanie Jego na swojej drodze sprawiło, że zauważyła wypalenie jej wieloletniego związku. Przetarła twarz. Na pewno nie miała wyrzutów sumienia z powodu zdrady. Wielokrotnej! Zacisnęła powieki. Więc z czego? Obróciła się na sofie w stronę okna. Wybiegało na ogród. Zaśmiała się w duchu. Marcin czasem zbyt wielką uwagę poświęcał zieleni. Zauważyła
to. Wzruszyła ramionami. Teraz było jej to wszystko jedno. Niech kupuje sobie nowe samochody, przykuwa uwagę do czego chce. Ją przestało to bawić. Ale te wyrzuty sumienia... Zagryzła
nerwowo wargę. Przecież Go nie znała! Zadrżała. Nie przeszkadzało jej to. Spojrzenie jego zielonych oczu sprawiało, że była niepewna. Ona, która zawsze miała odpowiedź na wszystko. Patrzył na nią w dziwny sposób. Z tym szelmowskim, chamskim uśmiechem, błyskiem w oku, dwudniowym zarostem. Podniosła się i skierowała do sypialni. Może jak się położy i
zdrzemnie chwile. Zatrzymała się nagle. Czy to nie przed tym się wzbraniała? Zjadała ją nuda. Marcin zapewniał jej wszystko. Sama nawet nie wiedziała skąd się tu wzięła. Miała swoją pasję,
wiedziała co chce robić w życiu. A on stanął na jej drodze. I przecież zapierała się rękoma i nogami, że nie opuści kraju. Ale pewnego dnia wstała i poczuła niemoc. Była bezrobotną studentką. Poczuła niemoc biorącą się z obrzydzenia do miejsca w którym nie mogła wysiedzieć. Nie mogła znieść widoku Ojca debila, który uważał się za nieomylnego. I zahukaną Matkę, która
zawsze ale to zawsze stawała po stronie Ojca. Wtedy Marcin kazał jej przyjechać. Kazał jej się spakować i z Polski wylecieć do niego, do Chicago. Na drugi koniec świata! Nawet nie wiedziała jak załatwił jej wizę w tak szybkim czasie. No ale stało się. Nie, nie planowali siebie jako całości. Nawet zapomniała, gdzie go poznała. Załatwił jej pracę. I zaczął się
interesować jeszcze bardziej jej życiem. Pilnował czy się uczyła, zabierał ze sobą. Dlaczego?
- Bo jesteś wyjątkowa. Gardzisz tym co ja uznaję za swój świat i wypierasz się, że nie będziesz do niego należeć. Może inaczej, nie chcesz do niego należeć – wyznał podczas której z kolacji. Nie,
nie poczuła się wyjątkowo. Była introwertykiem i kochała ciszę. Kochała swoje własne towarzystwo. Wolała zamknąć się w mieszkaniu i coś oglądać. Wtedy uśmiechnęła się tylko pod nosem. Nie skomentowała tego. Nie chciała tego komentować. Bo ją odrzucało to. Miał tu racje. Rzadko się z nim zgadzała. Potem zaczęły się publiczne występy, wyjazdy do jego rodziców. Co raz więcej
czasu spędzali razem. Był jej opiekunem. I za to była mu wdzięczna. Więc gdy zapytał czy zechce zostać jego ozdobą – zgodziła się. Oczywiście nie tak to powiedział, ale teraz jej życie tak
wyglądało. Marcin miał własną firmę i radził sobie doskonale. Więc ona nie musiała pracować. Potem zachorowała więc wymusił na niej zrezygnowanie z kariery zawodowej. I to właśnie ją
zgubiło. Leżenie całe dnie nigdy nie było dla niej. Ale po kilku latach było jej wszystko jedno. Trwoniła czas między strzelnicę, zakupy, siłownie i Marcina. Potrząsnęła głową. Zjadła ją własna
wygoda. Opadła na łóżko i podkuliła nogi. Zamknęła oczy.

Odsunął od ust filiżankę. Czy miał nadzieję, że znowu ją tu zobaczy? Oczywiście! Nie wiedział co z nią takiego było. Ale jej buńczuczność sprawiała, że był osłupiały. Żadna kobieta nie
patrzyła na niego z tą pogardą. Taką drwiną w oczach. Nie żałował oczywiście, tego co się wydarzyło. Ta noc do tej przyprawiała go o ciarki. Ale chciał ją spotkać ponownie. Nie chciał do
niej dzwonić. Nie wiedział czym się zajmowała. A jeśli miała męża? Nie zauważył u niej obrączki.
Z resztą czy to miało dla niego znaczenie? Nie! Jeśli czegoś chciał to to osiągał. Choćby po trupach. Musiało należeć do niego. Był egoistą. Ale ona go gasiła. Nie słowem, ale wyraz jej
twarzy gdy ją dostrzegł. Nie bała się swoich zaskakujących min. Zerknął na drzwi. Ale nikt tam się nie pojawił. Postanowił. Jak tylko wyjdzie, zadzwoni do niej. Niczego nie tracił. Widział po niej, że była bardzo znudzona towarzystwem które ją otaczało. Wtedy, tej nocy.

Skrzywiła się słysząc dzwonek telefonu. Wysunęła go z kieszeni dresów. Dalej miała swoje słabości. Całe dnie mogła przeleżeć w dresie. Bo był najwygodniejszy. Podniosła wzrok i
dostrzegła, że pies położył się blisko niej. Było jej żal, że Marcin zabronił jej posiadać kota. Uwielbiała te zwierzęta. Pies, a zwłaszcza ten, był przylepą. Ciągle za nią łaził co czasem
doprowadzało ją do szewskiej pasji. Odczytała wiadomość i automatycznie się uśmiechnęła. A potem, gdy dostrzegła nieodebrane połączenie zalała ją fala gorąca. On! Przycisnęła zieloną słuchawkę i czuła jak rośnie w niej strach. Czego od niej chciał? Liczyła że zadzwoni. Chciała żeby zadzwonił. Tamten wieczór przyprawiał ją dalej o dreszcze i wypieki. Dlaczego więc nie wprowadzi w swoje życie trochę rozrywki? W sumie - nie znała niczego więcej poza jego imieniem. Nie wiedziała czy on w ogóle wiedział co ona robiła na tym bankiecie. Skoro on się tam pojawił musiał znać jej narzeczonego. Chyba. W sumie. Czy miało to jakieś znaczenie?

choice [Chicago Fire]Where stories live. Discover now