Rozdział XIV

40 3 0
                                    

Sebastian nie mógł sam sobie przemówić do rozumu, żeby dać jej spokój. Pragnął z nią porozmawiać o tym, co wydarzyło się rano. Chciał jej opowiedzieć, co spotkało go w sądzie. Chciał ją też ochrzanić za głupie odsyłanie ochrony. A najbardziej chciał być blisko niej i wziąć ją w ramiona. Tak po prostu. Irytowała go, wkurzała, nie rozumiał jej zachowania, ale właśnie ta kobieta zdobyła jego serce. Kurwa, odbija mi przez nią! Był na siebie wściekły, a każda kolejna minuta jeszcze bardziej to potęgowała.

Prosto z siedziby firmy ochroniarskiej ruszył na osiedle, gdzie mieszkała Malwina. Skoro sama mu zdradziła, gdzie spędza dzisiejszy wieczór, nie miał zamiaru nie wykorzystać tej informacji do zrealizowania swojego planu. Na zamknięte osiedle dostał się bez problemu, teraz musiał tylko jakimś cudem doprowadzić do tego, by Malwina mu otworzyła. Stanął przy wejściu do klatki schodowej. Zadzwonił, ale nikt nie odebrał. Nacisnął przycisk jeszcze kilka razy i zrezygnowany zerknął w oczko kamery od domofonu z funkcją wideo. No tak – pomyślał, gdy dotarło do niego, że Malwina doskonale zdaje sobie sprawę, kto do niej przyszedł i specjalnie nie otwiera.

Zszedł po kilku schodkach, jeszcze raz popatrzył na zamknięte drzwi i po chwili zrezygnowany obrócił się na pięcie. Ruszył do bramy wjazdowej, gdzie machnął tylko na pożegnanie starszemu konserwatorowi pilnującemu wjazdu. Po wyjściu za ogrodzenie już miał skierować się do samochodu, gdy nagle tuż za jego plecami wyrósł jak spod ziemi jego ulubiony chudzielec.

– Cześć, Sebastian! – Usłyszał znajomy głos i dopiero teraz zauważył przyjaciela Malwiny. – Znów się dziś spotykamy. – Sebastian przywitał się z uśmiechem, jednak nie potrafił ukryć lekkiego zmieszania.

– Tak, właśnie. Cześć, Henio. – Zrobił niepewną minę i z wściekłością kopnął leżący na ziemi kamyk. – Czy możesz mi powiedzieć, co ja jej zrobiłem? Znasz ją jak nikt inny, przyjaźnicie się, ona pewnie wszystko ci mówi. Co ja jej zrobiłem, że mnie tak odtrąca? – Potraktował Henia jak swoją ostatnią deskę ratunku, ale widząc coraz bardziej zmieszany wzrok mężczyzny, sapnął z rezygnacją.

– Niestety, ale nic ci nie pomogę. Nie nadążam ostatnio za nią. Malwina ma teraz... – Henio wyglądał, jakby szukał w głowie odpowiedniego słowa – dość trudny okres w życiu. Może za jakiś czas, jak wszystko się ułoży, ona też pójdzie po rozum do głowy i sobie wszystko wyjaśnicie?

Sebastian skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Wziął głęboki wdech, by się uspokoić, i dopiero po chwili mógł kontynuować rozmowę.

– Co ona chce jeszcze wyjaśniać? – zapytał znużonym głosem. – Dziś jej wszystko wyśpiewałem jak na spowiedzi. A ona nic. Zero. Nawet bym powiedział, że reakcji mniej niż zero. Ona po prostu się na mnie całkiem zamknęła. Tak się zachowują dorośli ludzie?! Odcinać się od kogoś bez przyczyny? Bez żadnego wyjaśnienia? – Jego ton znów zakipiał złością.

Sebastian wiedział, że powinien dać spokój Heniowi, który był w tej sytuacji zupełnie niewinny, ale nie potrafił.

– Odpuść, Sebuś – powiedział mężczyzna cicho. – Ona musi sobie ogarnąć parę rzeczy i potem na pewno sobie pogadacie. Taką przynajmniej mam nadzieję. – W tonie jego głosu było słychać, że chciał go uspokoić, ale sam do końca nie był przekonany do tego, co mówił.

Sebastian jednak posłuchał jego słów i tylko pokiwał ze zrozumieniem głową. Poklepał przyjacielsko Henia po ramieniu i ruszył w kierunku samochodu. Po chwili przystanął jeszcze, poczekał, aż tuż obok nich przejedzie na sygnale karetka, i na pożegnanie powiedział tylko cicho:

– Powiedz jej, żeby na siebie uważała.

Henio pokiwał smutno głową, widząc, jak zrezygnowany jest stojący przed nim mężczyzna. Otworzył bramkę na osiedle swoim kompletem kluczy i ruszył w kierunku mieszkania Malwiny.

Sebastian zagłębił się w fotelu swojego samochodu i oparł głowę o zagłówek. Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze, próbując zebrać rozbiegane myśli i zdecydować, co teraz ze sobą zrobić. Tę chwilę ciszy, w którą zapadł się na kilka minut, zbyt długo zostawiając oczy zamknięte i odlatując myślami daleko od rzeczywistości, przerwał dzwonek jego telefonu. Ocknął się wyrwany z dziwnego stanu i chwycił komórkę leżącą na siedzeniu pasażera.

– Co tam? – zapytał bez zbędnych powitań Grzegorza.

– Malwina wcisnęła kilkanaście minut temu przycisk alarmowy. Patrol jest już na miejscu. – Po tych słowach bez namysłu zerwał się z fotela i wyskoczył z auta. Dalej słuchał kumpla, ale już był w gotowości, by biec z powrotem pod mieszkanie Malwiny. Coś mu jednak nie pasowało. Stanął w miejscu, jedną ręką przytrzymując drzwi samochodu.

– Jestem przy jej osiedlu. Nie ma tu patrolu... – wyszeptał niespokojnie, czując, jak ogarnia go panika.

– Znaleziono ją dwie ulice od domu. Kiedy dojechali na miejsce, była tam już tylko policja i młoda dziewczyna, która opowiadała, co się stało. Nasi z nimi rozmawiali. Malwina chwilę wcześniej zabrano do szpitala.

– Co z nią? – zapytał, wsiadając z powrotem do pojazdu.

– Nie mamy żadnych informacji, nie wiemy, co się w ogóle zdarzyło. Leżała na chodniku, najpewniej z urazem głowy. Jest kilka możliwości...

– Który szpital? – warknął Sebastian, odpalając samochód.

– Zabrali ją do Marciniaka.

Rozłączył się i ruszył z parkingu z piskiem opon. Na telefonie pojawiły się trzy powiadomienia, że ktoś próbował się do niego dodzwonić. Po chwili Sebastian odebrał kolejne połączenie od zdenerwowanego Henia.

– Sebek, wracaj! Nie ma jej w domu! – Henio wpadł w histerię i teraz krzyczał do telefonu, nie wiedząc, co robić i gdzie szukać Malwiny.

– Wiem, jadę do szpitala. Znaleźli ją nieprzytomną na ulicy niedaleko osiedla. – Starał się mieć opanowany głos na tyle, by uspokoić Henryka. Obawiał się jednak, że w takim momencie jego opanowanie na nic się zda.

– Do szpitala? – Głos Henia osłabł raptownie.

– Nie znam szczegółów. Przyjedź do Marciniaka.

– Już się zbieram.

Przyjaciel Malwiny na szczęście nie rozgadywał się i podszedł do sprawy rzeczowo, choć z o wiele większą dawką emocji. Zakończyli krótką rozmowę, a Sebastian docisnął pedał gazu na tyle, na ile pozwalały zakorkowane wrocławskie ulice. Klął pod nosem, wyrzucając sobie, że znów znalazł się w tej samej sytuacji co kiedyś. Kobieta, która zawładnęła jego sercem, była w niebezpieczeństwie, a on nie stał przy jej boku. Jego długie, szczupłe palce zacisnęły się z całej siły na kierownicy. Mężczyzna nie marzył teraz o niczym innym, jak tylko o tym, by znaleźć się już przy Malwinie i nigdy więcej nie zostawić jej samej.

Zimna S OdwilżWhere stories live. Discover now