Jo podała dłoń młodszemu chłopcu, którą szybko złapał. Drugą trzymał ciągle swojego brata i tak w trójkę wspięli się po schodach i trafili w odpowiednie miejsce.

- Luke nie może wejść ze mną? - zapytał chłopiec.

- Niestety nie może, ale jestem pewna, że poradzisz sobie sam - powiedziała, a Rick wycofał się jeszcze na moment, aby niespodziewanie wtulić się w swojego brata.

Luke zupełnie nie spodziewał się czegoś takiego. Spojrzał bezradnie na Jo, ale ona tylko wzruszyła ramionami oczekując, że blondyn domyśli się jak ma zareagować.. Chłopak jednak nie miał pojęcia co ma zrobić. W jego oczach widniało zdziwnie, zmartwienie, ból i strach, ale również ogromne szczęście. W końcu schylił się i pochwycił młodszego brata w ramiona.

- Dasz radę. Pokaż im wszystkim jaki jesteś zaje... Znaczy się, no wiesz... jaki jesteś fajny - powiedział zakłopotany chłopak, na co Rick wybuchnął szczerym śmiechem, do którego po chwili przyłączył się również sam Luke.

Jo wprowadziła młodszego chłopca do środka rozczulona tą braterską więzią, która tak naprawdę stworzyła się dopiero po wiadomości o szybkim odejściu dziesięciolatka.

- Sarah - dziewczyna przywołała do siebie znajomą dziewczynkę, która jak zwykle biegała po całej sali pełna energii, dopóki nie odezwała się choroba. - To jest Rick, dołączy dzisiaj do grupy. Mogłabyś przedstawić go Sean'owi i innym dzieciom - powiedziała blondynka, po czym zauważając, że nowy w grupie chłopiec rozpoczyna rozmowę z innymi, opuściła salę, na której za chwilę miały rozpocząć się zajęcia.

Zamknęła za sobą drzwi i wyszła na korytarz gdzie pod ścianą siedział Luke. Spojrzał na nią z nierozpoznawalnymi nawet dla niego uczuciami poczym podniósł się na nogi.

- Dziękuję - wymamrotał.

- Nie ma za co - odpowiedziała i ruszyła w stronę schodów, aby zejść na dół i zająć się swoimi obowiązkami.

- Wiesz, zastanawiałem się... - zaczął ze wstydem ciągnąc za swoje włosy.

- Tak? - nie rozumiała o co może mu chodzić.

- Pomyślałem, że może wybralibyśmy się na jakąś kawę czy coś, bo naprawdę nie mam co robić przez te dwie godziny - powiedział szybko nie mając pojęcia dlaczego.

- Słucham? - zapytała zdziwiona dziewczyna.

Miała wrażenie, że się przesłyszała. To nie było możliwe.

- Zastanawiałem się czy... - zaczął tym razem bardzo powoli.

- Muszę pracować - przerwała mu i weszła na oddział, gdzie miała teraz odbyć swój dyżur.

- Więc może ci potowarzyszę? - zaproponował nieśmiało.

Jo nie chciała przyznać tego sama przed sobą, ale był bardzo uroczy próbując zdobyć choć trochę jej uwagi.

- Dlaczego tak ci zależy na spędzeniu tego czasu ze mną? - zapytała nerwowo nie wiedząc o co mu chodzi. - Przecież masz tylu przyjaciół.

Bała się, że to kolejny sposób na jego zemstę lub, że chłopak chce ją po prostu wykorzystać. Nie przeżyłaby tego.

- Ja... Chyba... Chyba potrzebuję teraz towarzystwa kogoś, kto nie mówi ciągle tylko o sporcie, imprezach i seksie - odpowiedział w końcu cicho. - Potrzebuję kogoś, kto postara się mnie zrozumieć.

Luke sam nie wiedział co robi, ale musiał w jakiś sposób zająć sobie czas terapii Rick'a. Nie zamierzał przez dwie godziny siedzieć na korytarzu i denerwować się tym jak radzi sobie jego brat.

- Dobrze, w takim razie mi pomożesz - odparła Jo i przeszła do odpowiedniego pokoju w korytarzu.

Hemmings czuł się tu naprawdę źle, bo nie umiał pomagać ludziom. Nie miał tej wrażliwości, dzięki której mógłby współczuć tym ludziom i chcieć im pomóc. Obchodził go tylko jego brat.

- Dzień dobry, panie Donet - powiedziała zaraz po wejściu do pokoju znajomego staruszka, który siedział w fotelu w swoim pokoju i przeglądał stare zdjęcia.

- O, dzień dobry Jo - odpowiedział jej, a Luke wślizgnął się za nią cicho do pomieszczenia. Nie umknęło to jednak uwadze Jacob'a. - Widzę, że odnalazłaś w końcu tego zagubionego młodzieńca - uśmiechnął się wskazując na niego.

- Niestety tak - odpowiedziała Jo i przysunęła krzesło bliżej fotela pacjenta.

- Podejdź tu chłopcze - odezwał się do niego siwowłosy mężczyzna, a zdziwiony blondyn podszedł do niego z wahaniem. - Spójrz tutaj - powiedział pokazując swoje ślubne zdjęcie sprzed wielu lat. - Widzisz tę kobietę? -  zapytał Jacob, a Luke tylko skinął głową. - Życzę ci, żebyś znalazł sobie w życiu kogoś takiego jak ona. To była jedyna osoba na calutkim świecie, która rozumiała mnie tak dobrze. Tylko ona sprawiała, że byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mogłem nie mieć nic innego, ale mieć ją i to by wystarczyło. Była całym moim światem. Dlatego potem skończyłem tutaj - zaśmiał się.

Luke spojrzał na zdjęcie i nie rozumiał co się dzieje. Dla niego małżeństwo, zakładanie rodziny i wszystkie te inne sprawy nigdy nie miały większego sensu. Nawet posiadanie dziewczyny było dla niego czymś nierealnym, a jednak teraz słuchając opisu starszego pana, zapragnął mieć przy sobie kogoś, poza kim nie widziałby świata. I co najlepsze miał wrażenie, że zna już tę osobę, bo w końcu widzi świat w ten odpowiedni sposób, prawda?

- Jest piękna - powiedziała Jo siedząca obok przyglądając się zdjęciu.

- Najpiękniejsza - odparł pan Donet.

"Co do tego mógłbym się kłócić" pomyślał Luke kiedy jego wzrok przypadkiem padł na blondynkę, o pięknych zielonych oczach.

Escape (L.H.)Where stories live. Discover now