***

Malwina wróciła do swojego mieszkania w bardzo dobrym nastroju. Pomysł, żeby w końcu nocować u siebie, nadszedł spontanicznie i poprosiła kierowcę, który prowadził czarną, elegancką limuzynę, o podwiezienie na swoje zamknięte osiedle.

Spotkanie, na którym była, przebiegło bardzo spokojnie, choć to, o czym przez moment rozmawiali, lekko ją zaniepokoiło. Podczas obiadu poznała znowu wiele historii o swoim ojcu. Usłyszała też, czym się dodatkowo zajmował, i to ją trochę przeraziło. Brudne interesy nie były niczym, czym można się było chwalić, jednak tłumaczyła ojca tym, że nigdy nic złego nie zrobił osobiście. Podejmował rozmaite decyzje, brał udział w różnych sprawach, ale raczej jako posiadacz środków, którymi ktoś dalej obracał. Pewnie nie o wszystkim się dziś dowiedziała, ale to, co już wiedziała, dało jej do myślenia i miała teraz zdecydowanie pełniejszy obraz charakteru ojca. Jego wieczna nieobecność, nerwy. Skoro oprócz bycia politykiem miał jeszcze tyle innych rzeczy na głowie, mogła to zrozumieć. W żadnym stopniu nie cieszyło jej to, kim był jej ojciec, ale postanowiła tego nie roztrząsać, tylko zaakceptować. Nic już teraz nie uda jej się zmienić, a to wszystko było zamkniętym rozdziałem. Pozostało jej tylko pamiętać te nieliczne dobre rzeczy.

Podczas pożegnania na parkingu przed budynkiem ich firmy doszli do wniosku, że do nieruchomości, której właścicielką była obecnie Malwina, wybiorą się za trzy dni. Po obejrzeniu budynku, o którym tyle się dziś nasłuchała, podejmie decyzję, co dalej. Przychylała się raczej ku temu, by odsprzedać to miejsce i dzięki temu mieć zabezpieczenie finansowe. A do tego przedziwnego pomysłu, by ten lokal stał się siedzibą jej nowo przejętej firmy, jakoś nie mogła się przekonać. Może dlatego, że w dalszym ciągu nie docierało do niej, że ma jakąś drugą firmę? Coś nadal nie dawało jej spokoju. Coś w tym wszystkim bardzo jej się nie podobało.

Czy mogła zaufać temu mężczyźnie, którego przecież nie znała aż tak dobrze? Niewątpliwie przy przyjacielu ojca czuła się bezpiecznie. Może dlatego, że niektóre jego zachowania, po bliższym przyjrzeniu się, sprawiały, że przypominał jej tatę? Tylko czy to była jego prawdziwa twarz? Co do tego Malwina miała niestety małe wątpliwości.

Druga sprawa, która nie dawała jej spokoju, to dzisiejsze zachowanie Sebastiana. Starała się nie myśleć o wydarzeniach z wczorajszego poranka, gdy do niej przyszedł, ani o tym, jak wściekły był, gdy rozmawiali przez telefon. Co go to wszystko, do cholery, obchodzi?! – rozważała. To jest wyłącznie moja sprawa, a firma ma mnie ochraniać na moich zasadach, a nie inaczej!

Przemyślenia te towarzyszyły jej podczas przygotowywania posiłku, gdyż jej organizm już domagał się kolejnej dawki kalorii. Chciała przygotować pyszną lasagne dla siebie i dla Henia, który już dostał wiadomość, że dziś nocują u niej i ma się zjawić jak najszybciej razem z Shaggym. Jej kulinarne popisy nagle zostały przerwane, bo zauważyła, że brakuje jej podstawowego składnika, czyli makaronu.

– Cholera! – jęknęła i odruchowo ruszyła w stronę wyjścia z mieszkania.

Gdy wkładała buty i kurtkę, przypomniało jej się, że dała znać ochronie, że już nie opuści budynku. Jednak w sumie akurat musiała wyjść. Nie będzie z tym czekała na Henia, bo chyba w międzyczasie padłaby z głodu. Zresztą skąd ktokolwiek będzie wiedział, że muszę teraz szybko wyskoczyć? – pomyślała odważnie. Nawet jeśli ktoś mnie śledzi i podsłuchuje, to dostał informację, że nigdzie już dziś nie wychodzę.

Uspokoiła samą siebie i wybiegła z mieszkania. Sklep był oddalony od jej osiedla zaledwie o sto metrów. Planowała wrócić do domu w ciągu kwadransa. Pobiegła truchtem, sama nie wiedząc czemu. Szybkie zakupy i dłuższa chwila stania w kolejce nie były żadnym problemem, bo była wśród ludzi. Gorzej, że na zewnątrz robiło się już szaro, a ona musiała jeszcze pokonać drogę powrotną. Wyszła ze sklepu i ruszyła do mieszkania.

Świeże marcowe powietrze, choć podszyte jeszcze zimowym chłodem, już powoli zaczynało przypominać to rześkie, wczesnowiosenne. Ptaki coraz żywiej dyskutowały, towarzysząc pięknemu zachodowi słońca, który skrzył się czerwonym blaskiem na horyzoncie. Szary wieczór pomału robił się coraz ciemniejszy i tylko czerwona łuna na niebie oddzielała go jeszcze od nocy. Malwina szła szybkim krokiem, starając się odgonić od siebie prześladujące ją czarne myśli. Nie chciała się przyznać sama przed sobą, ale ogarniały ją paranoja i strach tak wielki, że aż czuła dziwną miękkość w nogach. Czy ja się kiedyś przestanę bać? – zapytała siebie w myślach.

Chciała mieć wszystko gotowe, kiedy już będzie blisko domu, więc zawzięcie zaczęła grzebać w wielkiej torebce w poszukiwaniu kluczy od bramki na osiedle. Tak się skoncentrowała na tym zajęciu, że nie zwróciła uwagi na to, co działo się wokół niej.

Ulica była pusta i Malwina nie wiedziała, czy bardziej ją to cieszy, czy też niepokoi. Do osiedla miała jeszcze tylko trzy krótkie uliczki. W momencie kiedy już wyjmowała trudne do znalezienia kluczyki, poczuła na ramieniu mocny chwyt, a zaraz po nim jeszcze mocniejsze szarpnięcie. Nie zdążyła nawet zareagować, od razu poleciała do tyłu i boleśnie upadła na mokry chodnik.

Uderzenie było mocne, a ból, który poczuła – od kości ogonowej i wzdłuż całego kręgosłupa – wprawił ją w chwilowy szok. Zabrakło jej tchu i miała wrażenie, że nie może swobodnie zaczerpnąć powietrza. Napastnik, który spowodował jej upadek, stanął nad nią okrakiem i chwytając mocno za przód kurtki, szarpnął ją do góry tak, że zwisała bezwładnie nad ziemią jak szmaciana lalka. Była zbyt przerażona, by zareagować, ale w przypływie jasności umysłu objęła się rękami za brzuch.

– I co, kurwo jedna! Po chuja była ci ta ochrona!? – usłyszała głos, który wydał jej się jakiś znajomy.

Spojrzała na pochyloną nad sobą twarz i zobaczyła mężczyznę, który zapowiadał swoje pojawienie się już kilka dni temu. Zjawił się jednak wcześniej. Czy to, że miała ochronę, spowodowało, że śledził każdy jej krok i tylko czekał na moment, gdzie znajdzie się sama?

– Co ci mówiłem!? Miałaś siedem dni na wykombinowanie kasy! A ty, kurwo, sobie znalazłaś ochronę?! Przede mną?! – Silnym ruchem zaczął nią potrząsać, widząc, że nie reaguje na żadne jego słowa. – Słyszysz, co mówię, kurwa?! To była zła decyzja! Ostatnia szansa na zmianę podejścia do naszych biznesów albo zajmę się tobą i osobami, które są ci bliskie. A uwierz mi, mam swoje sposoby, nieważne, czy masz jebaną ochronę! – zakończył i odepchnął ją z całej siły, aż poczuła z tyłu czaszki mocne uderzenie. – Dostaniesz wiadomość z numerem konta, na który masz przelać kasę! I nie wkurwiaj mnie bardziej, bo to się źle skończy! – warknął jeszcze i po chwili nastąpiła cisza.

Przez chwilę leżała nieruchomo, nie do końca pojmując, co się właśnie stało. Nasłuchiwała, zastanawiając się, czy ten mężczyzna zniknął, czy coś jej jeszcze zaraz zrobi. Bała się kolejnego ciosu i trzymała oczy mocno zaciśnięte.

Kiedy już je otworzyła, poczuła nagły, obezwładniający ból rozlewający się z tyłu czaszki. Pomocy – pomyślała bezradnie, bo nie mogła się nawet odezwać. Próbowała przebić się przez niego. Dopiero po chwili dotarło do niej, że jeżeli się nie ruszy, za chwilę może być gorzej. Tylko mnie poszarpał, to nic takiego – pomyślała chaotycznie i delikatnie spróbowała się obrócić. Ujrzała swoją torebkę i powoli ją chwyciła, wysypując jej zawartość na zewnątrz. Leżąc na boku, wygrzebała ze sterty rzeczy mały czarny przedmiot z czerwonym przyciskiem alarmowym. W momencie gdy resztką sił docisnęła guzik, zaczęło wirować jej w głowie i nawet nie wiedziała, kiedy po prostu zwymiotowała.

Czarny przyrząd zaczął wibrować, dając jej znak, że sygnał został wysłany. Leżała tak, bliska omdlenia, nie mając sił, by poruszyć ręką, a co dopiero się podnieść. Tępy ból rozlewał się już po całej głowie, która z każdą sekundą pulsowała coraz mocniej.

Gdy była na granicy świadomości, usłyszała jakieś głosy. Ktoś przerażony zaczął o coś pytać i potrząsać nią za ramię. Półprzytomna machnęła lekko ręką, jakby chciała odgonić natręta, który przeszkadzał w zapadnięciu w sen. Sen, który mógł ją wyzwolić od tętniącego bólu. Czego chcesz? Nie rób mi już krzywdy... – pomyślała, nie pamiętając już, gdzie się znajduje.

– Halo!? Pogotowie!? Stoję przy nieprzytomnej kobiecie, która leży na chodniku. Nie ma z nią kontaktu, wymiotowała... – Do uszu Malwiny dobiegły niewyraźne słowa wypowiadane przez młody kobiecy głos. Wszystko docierało do niej jakby zza szyby, jakby nie była tuż obok, tylko daleko stąd, a chwilę później przestała słyszeć cokolwiek.

Zimna S OdwilżWhere stories live. Discover now