— Tych dwoje nastolatków... jak to możliwe, że przeżyli skacząc do wody?

Kobieta zbliżyła się kilka kroków, ale w bezpiecznej odległości od stromego urwiska.

— Nie wiem czy można to tak nazwać, ale istnieje legenda dotycząca tego miejsca. Podobno gdy pierwszy raz stąd skoczysz, nic ci się nie stanie. Miejscowi nazywają to miejsce „Wzgórzem drugiej szansy", gdyż każdy niedoszły samobójca po nieudanym skoku przechodził jakąś wewnętrzną zmianę i nigdy więcej nie próbował nic sobie zrobić.

— Mówi to pani w taki sposób jakby była pani bliskim świadkiem takiego zdarzenia. — blondynka odwróciła się w stronę staruszki dostrzegając na jej twarzy smutny uśmiech. — Czy pani...?

— Z mężem. — rzekła, a Jeanine zamurowało. — Osiem lat temu.

Jeanine rozszerzyła wargi by rzucić jakieś pokrzepiające słowo, ale zaraz je zamknęła. Co można powiedzieć osobie, która zdecydowała się targnąć na swoje życie? Współczuje? Źle. Wszystko będzie dobrze? Jeszcze gorzej. Nie nadawała się ani na pocieszyciela, ani na powiernika, ani tym bardziej na kogoś dającego wsparcie.

— Gdy przeżyliśmy zapragnął zagłębić się w tą moc, która nas uratowała. Chciał ją zrozumieć i posiąść. Ale magia ma swoją cenę i do dziś spłaca ten dług.

Żadne słowa nie mogłyby dostatecznie dobrze zabrzmieć, nie kiedy były kierowane do osoby, która przeżyła taką tragedie. Utrata życia była niczym przy utracie najbliższej osoby.

— Przypominasz mi go. — odezwała się po dłuższej przerwie. — Nienawiść jaką czujecie do ludzi, nie znajduje w was oddźwięku. Im bardziej ich nienawidzicie, tym bardziej was ubóstwiają, ponieważ postrzegają tylko waszą przybraną aurę. —blondynka spojrzała na jej pogodną twarz. — Przez cały czas jest tak jakby żyły w was dwie osoby. Lubicie się podobać, lubicie przyciągać wzrok, ale nienawidzicie być w centrum uwagi. Lubicie być jak wiatr. Niewidoczni, ale odczuwalni. Delikatni i niszczycielscy.

— Jak pani mogła pokochać kogoś takiego?

— Miłość rządzi się swoimi prawami. — wzruszyła ramionami. — Chciałaś skoczyć? — skinęła głową w dół.

— Nie, ja nie...

— Rozumiem. — przerwała. — Nie skoczysz bo brak ci odwagi czy jest jakiś inny powód?

— Wszyscy myślą, że zawsze sobie radzę.

Kobieta znów się nieco zbliżyła.

— To smutne, że osoby, które uważa się za silne i niezwyciężone, cierpią najbardziej. Bo osoby słabe wyrzucą na wierzch swoje emocje. Ci „silni" nigdy sobie na to nie pozwolą. Wolą obrócić wszystko w żart albo zbyć to machnięciem ręką. Jesteś mądrą kobietą, wiesz, że długo tak nie pociągniesz.

— Wole zginąć niż pociągnąć ich za sobą na dno.

— Twoi przyjaciele...

— Przyjaciele? Jacy przyjaciele? — staruszka nieco podskoczyła na tak gwałtowną reakcje blondynki. — Ja nie mam przyjaciół.

— Mówiłaś o nich. O twojej jedyne przyjaciółce. Ten przyjaciel, który nie odwrócił się od ciebie po bitwie. No i On...

— Nienawidzą mnie.

— Skarbie... — starsza kobieta położyła jej dłoń na ramieniu.

— To nic. — zaśmiała się nerwowo. — Myślałam, że jest lepiej, myliłam się. To było chwilowe, jak zwykle, chwilowe przekonanie, że jest w porządku. —wzruszyła ramionami. Wystarczy drobna rzecz, aby to wszystko tak nagle wróciło. Nawet nie wie co czuje. Nie wie czego chce. Nie wie niczego. — Mam już powoli dość użalania się nad swoim życiem. Przecież już byłam sama i dawałam sobie radę.

Cold Heart [D.M]Where stories live. Discover now