13.

159 9 2
                                    

Karl nie odzywał się do mnie przez cały miesiąc. Zostawił mnie samą w drodze do odzyskiwania pamięci Andreasa. W końcu poniekąd mi się to udało. Wellinger pamiętał coraz więcej faktów, a gdy wrócił na skocznie, nie miał najmniejszego problemu z ponownym przyzwyczajeniem się do skakania. Byłam pod wrażeniem jego szybkich postępów. Był to cud, że tak łatwo sobie z tym wszystkim poradził.

Jednak brakowało mi Karla. Tak bardzo chciałam poczuć jego wsparcie w tych trudnych chwilach. Ten ból związany z utratą Karla rekompensował mi uśmiech Andreasa, który przed kilkoma dniami poprosił, bym została jego dziewczyną. Pragnęłam uszczęśliwiać go jeszcze mocniej. Nie wiedziałam, że przyniesie mi to tylko i wyłącznie zgubę.

Zdyszana podbiegłam do trenera Schustera, opierając spocone dłonie na udach. Było lato, a słońce, mimo że zewsząd otaczał nas górski krajobraz, było bezlitosne. Spojrzałam na jego lekko rozczarowaną twarz i z pokorą opuściłam głowę. Kątem oka zauważyłam Andreasa, który niepostrzeżenie wparował do wioski skoczków. Świetnie, tylko ja dostanę burę.

- Ann, wspaniale cię widzieć. Dotarłaś w odpowiednim momencie. Chłopcy akurat cię potrzebują – poklepał mnie po ramieniu, po czym oddalił się na trybuny. Zaskoczona spojrzałam na Andreasa, który opierał się o drewniany domek, by zobaczyć moją klęskę. Wzruszył ramionami, zaśmiał się i zniknął za drzwiami.

Przed moimi oczyma mignęła sylwetka Karla. Ze zrezygnowaniem ciągnął swoje narty po zielonym igelicie. Jego wzrok ukryty za spoczywającymi na czubku nosa goglami był pełen smutku i goryczy. Próbowałam go dogonić, a gdy się udało, złapałam jego dłoń. Wzdrygnął się i spojrzał na mnie, wyrywając się z uścisku. Nie wiedziałam, dlaczego był taki oschły.

- Gdzie Wellinger? – uniósł brew, odpinając buty narciarskie. Zazwyczaj czynił to z widoczną energią. Tego dnia jego ruchy były bardzo powolne.

- Chyba przygotowuje się do skoku – powiedziałam, nie spuszczając wzroku z przyjaciela. Ściągnął kask ze swojej głowy i odwrócił się do mnie plecami - Wszystko w porządku, Karl?

Westchnął ciężko, z powrotem się obracając. Zbliżył nasze twarze, wywołując u mnie dreszcz.

- Nie wiesz wszystkiego o Andreasie – wyszeptał mi do ucha i odsunął się gwałtownie - Wyzwól się z toksycznego towarzystwa swojego chłoptasia, to pogadamy. Punkt 18 w Das Cafè.

Podczas całego dnia pracy starałam się nie myśleć o całej tej sytuacji między mną a Karlem. Jednak te ciemne chmury wciąż nade mną wisiały i nie chciały zostawić mojej głowy w spokoju. Pragnęłam dowiedzieć się jak najszybciej, dlaczego nie do końca znam Andreasa. Co miał na myśli Karl? Kątem oka spojrzałam na zegarek. Zbliżało się wpół do osiemnastej. Jeśli chcę dowiedzieć się czegokolwiek, muszę włączyć drugi bieg i się pospieszyć.

Lekka mżawka przeistoczyła się w ulewę. Zarzuciłam kaptur na głowę kierując się w stronę samochodu, który ojciec sprawił mi z okazji 22 urodzin. Wiadomo, że chciał po prostu mnie udobruchać po tym, gdy dowiedziałam się, że zdradzał moją matkę. Z początku nie brałam pod uwagę przyjęcia daru, jednak samochód się przydał. Za plecami usłyszałam swoje imię. Andreas biegł w moim kierunku i zagrodził mi drogę.

- Spieszysz się gdzieś?

- Tak, muszę coś załatwić. Zadzwonię – rzuciłam, omijając go i wsiadając do samochodu.

*******

Za szybą niewielkiego, murowanego budynku, w którym mieściła się kawiarnia, siedział Karl bawiąc się niecierpliwie łyżeczką, którą od co najmniej 10 minut mieszał zamówione espresso. Jego twarz, blada jak kartka papieru, nie zdradzała nawet najmniejszych uczuć, które w sobie skrywał. Marzyłam o tym, by na jego twarzy znów pojawił się ten uśmiech, którym potrafił zarażać wszystkich wokół.

Podeszłam do lady, by poprosić kelnerkę o gorącą czekoladę. Mój nos, czerwony od zimna znowu zaczął się świecić jak u Rudolfa. Przypomniałam sobie sytuację z Karlem, który tak mnie niegdyś nazwał. Tęskniłam za byciem jego przyjaciółką.

Gdy odsunęłam krzesło, Geiger wyrwał się z zamyślenia oblizując łyżeczkę. Jego nieobecny wzrok przeszywał mnie na wskroś.

- Napijesz się czegoś? – podniósł się, po czym usiadł, widząc moją uniesioną dłoń.

- Już to załatwiłam. Gdybyś wrócił do świata żywych, zauważyłbyś moją rozmowę z kelnerką – uśmiechnęłam się, ściągając przemoczony przez krople deszczu płaszcz i odwieszając go na oparcie krzesła. Kelnerka postawiła przede mną kubek parującej czekolady – Do rzeczy. Mów, co przede mną ukrywasz.

Karl upił łyk kawy, podając mi cukier. Nabrał powietrza w płuca, by dodać sobie odwagi. Zapewne była mu potrzebna, aby powiedzieć coś, co zaważy na całym moim życiu.

- Jest mi przykro, że słyszysz to z moich ust. Ktoś inny powinien ci to oznajmić, ale jest tchórzem. Całe życie nim był – Karl warknął z pogardą, biorąc w dłoń ciastko, które zniknęło w otchłani jego gardła. Upiłam łyk przesłodkiego napoju, który w kilka sekund mnie rozgrzał.

- Nie rozumiem, o czym mówisz...

- Andreas. On wszystko pamięta, Ann...

Mimo że siedziałam, całe otoczenie wokół mnie zaczęło wirować. Nie potrafiłam nabrać tchu w płuca, tak, jakby tlen był dla mnie toksyczny. Cała zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Miałam wrażenie, że za moment zwymiotuję.

- Karl, dlaczego tak uważasz? – wydukałam. Nie potrafiłam powiedzieć nic więcej.

- Niemożliwe, żeby przypomniał sobie wszystko w tak krótkim czasie – Karl rozsiadł się na drewnianym krześle, patrząc prosto w moje oczy – Zresztą, sam mi o tym powiedział. Odwiedziłem go kiedyś w domu, a on nieźle się urżnął. Wypaplał wszystko, nie kryjąc się nawet z tym, że nas oszukał. A szczególnie ciebie.

Drzwi kawiarni otworzyły się z impetem, uruchamiając dzwonek zwiastujący nowego klienta, który w tym przypadku dzwonił jak szalony. Przemoczony Andreas rozejrzał się po lokalu, po czym ruszył w naszą stronę. Jego oczy płonęły od złości.

- To jest ta twoja sprawa? – podniósł głos, pięścią uderzając w stół. Oczy gości Das Cafè ruszyły w naszym kierunku. Wątła kelnerka próbowała uspokoić Andreasa. Na marne. Odepchnął ją, ignorując jej groźby. Dziewczyna złapała za telefon, uciekając na zaplecze.

- Co ty wyprawiasz? – syknęłam, powoli wstając i wkładając płaszcz. Złapał moje ramię, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.

Nigdy w życiu nie poznałam osoby, która ma dwa oblicza. Andreas miał swoje alter ego. Nasza miłość była jednym, wielkim, pieprzonym alter love.

Karl próbował o mnie walczyć. Bez skutku. Pięść Wellingera po sekundzie wylądowała na jego nosie, wywołując krwotok.

- Och Geiger... i ty nazywałeś się moim przyjacielem – zaśmiał się złośliwie, szarpiąc mnie za rękę.

To ja, Ann Fischer. Teraz już Wellinger.

Siłą zmuszona do pójścia przed ołtarz przez człowieka, który trzymał w garści każdego z osobna. 

Alt er love || Andreas WellingerWhere stories live. Discover now