18. Koszmar

34 3 12
                                    

Ostatnią rzeczą, jaką widziałem, była triumfująca twarz mojego przeciwnika, spoglądająca na mnie z góry. Jeżeli dobrze rozumiem, straciłem przytomność... Czemu akurat w tym momencie, chociaż... On chciał mnie. Może zabierze tylko mnie, a moich wychowanków zostawi w spokoju? Dobrze by było... Nie mam nic przeciwko, gdyby dzięki mojemu cierpieniu, mógłbym kogoś uratować... Ha... Nie ma tak dobrze. Jeszcze musisz trochę pocierpieć. Musisz wstać! Obudź się! I stań do walki! Obudź się...!

Harry otworzył szeroko oczy, wziął głęboki wdech i szybko, z pozycji leżącej, podniósł się do pozycji siedzącej. W chwili kiedy do jego oczu dotarło białe światło, zamarł i przeraził się. Wiedział, gdzie się znajdował. Był tutaj już wiele razy... To był szpital Zakonu.

- Nareszcie się obudziłeś. - rzucił zmęczony głos.

Harry spojrzał się w lewo i ujrzał tam Harley'a, siedzącego na krześle obok jego łóżka. Jego serce zaczęło bić głośniej ze strachu...

- Co się stało!? Co z tamtym Demonem?! Czy wszyscy są cali?! - krzyczał drżącym głosem. Jednak po chwili pożałował, że to zrobił... Dopiero teraz do niego dotarło, jak bardzo był poszkodowany... Stracił naprawdę dużo krwi, czuł się słabo, kołowało mu się w głowie, w dodatku technika Czarnej Krwi wyniszczyła nie tylko jego organizm, ale także jego energię duchową. Energia, którą pobrał ze Zjaw, dla żywych ludzi jest niczym trucizna jeśli się ją zmiesza... Brunet powrócił do pozycji leżącej. Również dopiero wtedy zauważył, że jego prawa ręka była w gipsie. Wtedy coś dotarło do Harry'ego...

- Jasper! Jasper! Jesteś? - wołał zrozpaczony.

- Jestem... Musisz się tak wydzierać od rana...? Po prostu wypuść mnie w końcu... - mówiła słabo do swojego Mistrza w myślach.

No tak... Harry przecież od tamtego momentu nie zakończył fuzji z Duszkiem. Przez cały ten czas trwała przy jego boku... Ale... Ile minęło od tego czasu...

Zaraz po tym jak Harry zakończył fuzję, koło niego pojawiła się Jasper. Potem usiadła zmęczona na krawędzi łóżka, spoglądając smutno na swojego towarzysza. Po chwili jednak odwróciła się od niego, kierując swoje spojrzenie na okno, przez które widać było zachmurzone niebo.

Harry znowu zwrócił się do Harley'a.

- Powiedz mi w końcu wszystko! Co się stało z tym Demonem?! Co z innymi?!

- Może lepiej zacznę od początku... - mówił z żalem Evans. - W pewnym momencie wszyscy w Zakonie poczuliśmy silną aurę. Wszyscy wtedy zaczęliśmy kierować się do niej. Był to bardzo niepokojący przypadek, bo Wielka Bariera niczego nie wykryła. Zanim jednak zdążyliśmy do niej dotrzeć, pojawiła się silna bariera, która blokowała nam dostęp do was, w dodatku z nikim nie mogliśmy się skomunikować. W tamtym momencie wszystkich egzorcystów było około stu, a nawet wtedy nie mogliśy jej przełamać. Szlag! Gdyby tylko Frater tam był...! Udało nam się do was dotrzeć dopiero po około 15 minutach, ale wtedy było już po wszystkim. Znaleźliśmy tam półżywego ciebie na podłodze i...

- Co z moimi uczniami?! - wtrącił się agresywnie przerażony Harry.

- No właśnie... - rzucił z żalem. Harley mniej więcej wiedział, jak jego podopieczny zareaguje na tą wiadomość. - Ósemka twoich uczniów wyszła z tego bez szwanku, jeśli nie liczyć urazów na psychice, zaś Kelly Anderson dostała pewnym rodzajem pocisku w klatkę piersiową... - Harry podniósł lewą rękę zasłaniając swoją twarz. Był załamany. - Na szczęście nie trafił w serce. Poza tym szybko trafiła na stół operacyjny. W tej chwili pewnie śpi w swoim pokoju pod okiem medyków. - wtedy młodemu egzorcyście trochę ulżyło. - Zaś co do drugiej osoby, to sprawy wyglądają trochę gorzej... Od czterech dni znajduje się w krytycznym stanie... - mówił ciężko.

Pośmiertne Imię | BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz