Rozdział XVIII

182 17 2
                                    

Znajdowałem się w środku już znajomego lasu, lecz teraz nie był taki jak zazwyczaj. Wcześniej tutaj było nawet ciepło i jasno, a teraz nawet nie dochodzi żaden promień słońca. Zawsze wydawało się być tutaj w miarę bezpiecznie, lecz w tym momencie jest wręcz przerażająco. Sytuacji nie poprawiała burza, dzięki której co chwila było słychać uderzenia błyskawic. Nagle zawiał silny wiatr. Zimny wręcz lodowaty powiew sprawił, że drastycznie poczułem spadek temperatury. Chłód przebiegł po całym moim ciele, powodując nieprzyjemne dreszcze. Ruszyłem do przodu, mając nadzieję, że choć na kwiecistej polanie będzie odrobinę lepiej. Muszę przyznać, że chodzenie w tej wichurze było nie lada wyzwaniem, dla takiej osoby jak ja. Myślałem, że mnie całkowicie zwieje.

Po krótkim czasie z trudem dotarłem na miejsce. Nie mogłem uwierzyć jak to wszystko się zmieniło. Z racji tego, że na łące nie było zbyt wiele drzew które by zasłaniały niebo, mogłem zobaczyć ciemne chmury, które co jakiś czas przeszywały pioruny.

Gdy odwróciłem wzrok od nieba, zobaczyłem, że jabłoń jest uschnięta, a jej jabłka które dalej wisiały pomiędzy suchymi listkami, są całe zgniłe. Chciałem podejść do chorej jabłoni, lecz tuż obok mnie uderzyła błyskawica, a jej jasny blask oślepił mnie, a huk całkowicie ogłuszył.

- - - - -

Spróbowałem otworzyć oczy. Już po chwili z radością odkryłem, że mogę normalnie widzieć, a dzwonienie w uszach ustało. Ręką przetarłem twarz i postanowiłem już bez zbędnego ociągania wstać z łóżka. Wkońcu dzisiaj mija już szósty dzień, odkąd zostałem z dziadkiem. Również dziś przychodzi lekarz żeby zobaczyć jak z nim jest. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i wrócę do zamku...

- - - - -

- jak się czujesz? - spytałem dziadka jak co dzień

- dzięki tobie coraz lepiej- powiedział z uśmiechem

Wtedy usłyszeliśmy ciche pukanie. Zapewne to Yakov. Szybko otwarłem drzwi i wpuściłem mężczyznę do środka.

- dzień dobry -przywitałem się. On cicho odpowiedział coś pod nosem i skierował się do mojego dziadka. Bez zastanowienia poszedłem za nim. Doktor usiadł przy łóżku, a ja stanąłem obok niego.

-Yuuri - powiedział do mnie dziadek - idź zrobić nam herbaty, dobrze?

- już idę - powiedziałem niepewnie i wyszedłem za drzwi. Nastawiłem wodę, a już po chwili napar był gotowy. Wlałem go do dwóch szklanek i położyłem na tacy. Skierowałem się w stronę pokoju, lecz przez niedomknięte drzwi, usłyszałem cichą rozmowę która od razu zwróciła moją uwagę

- na szczęście na razie idzie wszystko po mojej myśli - powiedział dziadek wyjątkowo zadowolony

- ale masz świadomość, że kiedyś w końcu musisz przestać udawać?- odparł Yakov

-wiem, ale na pewno nie teraz - westchnął dziadek

- to do niczego dobrego nie doprowadzi

- trudno, dopóki ty mnie kryjesz, nic nie wymknie się spod kontroli, wystarczy, że będziesz potwierdzał moje objawy- oświadczył mój opiekun.

Czyli on tylko udawał? Jak tak mógł....

- przypominam ci, że robię to tylko i wyłącznie dlatego, że mam u ciebie dług

- i tak kiedyś byś musiał mi pomóc, a właśnie teraz jest najlepszy moment

- skończ już, to nie jest w porządku, żebyś korzystał z moich usług, do takiego celu

- przesadzasz. Chce tylko żeby przy mnie był, czy to źle?

Nagle zapadła cisza, a ja miałem dość tego słuchania. Czułem się okropnie. Chcąc to przerwać, tupnąłem głośno nogami oznajmiając im, że się zbliżam. Zapukałem i udałem, że wcale nie słyszałem ich rozmowy. Gdy Yakov pójdzie, wtedy pogadam z dziadkiem o tym. Nie chcę robić przy kimś takiego zamieszania.

- herbata już jest gotowa - oznajmiłem wchodząc do pokoju jak gdyby nigdy nic

- dziękuję, ale ja już będę szedł - wstał i szybko poszedł do drzwi - z twoim dziadkiem jest coraz lepiej, ale jeszcze przydała by mu się opieka

-dobrze i jeszcze raz dziękuję - powiedziałem starając zachowywać się naturalnie, ale w środku już po mału wrzałem

- do widzenia - rzucił i wyszedł w pośpiechu, nawet nie patrząc mi się w oczy.

Spokojnie położyłem tace z napojem na szafce i spojrzałem na dziadka

- coś się stało?- spytał

- dobrze się czujesz?

- chyba tak- mówił niepewnie. Jednak się waha

- dlaczego mnie oszukujesz?- zapytałem z powagą w głosie

- co przez to rozumiesz?

- dlaczego udajesz chorobę? Jaki masz cel by mnie okłamywać?

- skąd ty to wiesz, zaraz... podsłuchiwałeś - stwierdzi na co pokiwałem głową- robiłem to tylko dla twojego dobra

- dla mojego dobra?!- powiedziałem dość głośno jak na mnie

- tak- rzekł i wstał prędko, podchodząc do mnie, na co ja również się podniosłem - i co teraz zrobisz? Wrócisz do bestii? Sądzisz, że jeśli nie dotrzymałeś słowa, on cię znowu przyjmie z otwartymi ramionami? Znając takich jak on, to nie będzie zadowolony i ci coś zrobi

- on nie jest potworem, aby o takie rzeczy mnie nienawidzić!

- a może po prostu o tym nie wiesz?! Dalej chcesz jechać wprost w jego wstrętne łapy, które są zdolne do wszystkiego?!

- właśnie to zamierzam zrobić! - krzyknąłem i poszedłem do mojego pokoju, by wziąć torbę którą spakowałem tydzień temu

Podbiegłem do łóżka i sięgnąłem po nią lecz tam jej nie było. Wtedy odwróciłem się i zobaczyłem, że w drzwiach stoi dziadek z tą właśnie rzeczą. Chciałem iść po nią, lecz wtedy zamknięto mi drzwi tuż przed nosem. Usłyszałem tylko dźwięk przekręcanego klucza.

-przykro mi, ale na to nie pozwolę- powiedział dziadek przez drzwi. Aby się przekonać czy naprawdę zostałem zamknięty, złapałem za klamkę. Niestety okazało się, że tu na jakiś czas zostanę. Zdenerwowany zacząłem krzyczeć by mnie wypuścił.

- otwórz drzwi! - krzyczałem, szarpiąc za klamkę - dziadku, proszę!

- nie mogę cię znowu tam puścić - mówił spokojnie - powtarzam ci to kolejny raz

- obiecałem mu wrócić już siedem dni temu! - mówiłem dalej podniesionym głosem nie starając się nawet tego zmienić - po tym czasie miałem przyjechać!

- nie wrócisz już tam nigdy więcej! - dalej upierał się przy swoim

- obiecałem mu, a on mi zaufał! Czy to nie ty zawsze powtarzałeś, że obietnic nie można łamać!?

- straciłem już wszystkich... twoją matkę i siostrę, więc nie mogę pozwolić, abyś i ty odszedł. Nie będzie ciebie znowu tam więzić

- czyli lepiej bym tutaj siedział w zamknięciu?! - pytałem, na co nie dostałem odpowiedzi

Przez pewien czas krzyczałem, by mnie wypuścił, lecz na nic to się zdało. Po kilku godzinach mój głos był cały zdarty. Gdy sam zamilkłem, odkryłem, że w domu panuje cisza. Pewnie dziadek wyszedł.

Rozumiem, że się o mnie martwi, ale to nie oznacza, by się tak zachowywać! Czyli teraz jestem więźniem w swoim dawnym domu. Po prostu lepiej być nie może!

Niestety u mnie w pokoju były okna z drewnianymi kratami.
Spróbowałem z nimi coś zrobić, ale one ani drgnęły.

Zrezygnowany położyłem się na łóżku i patrzyłem się w sufit myśląc jak stąd wyjść. Dziadek jakoś będzie mi musiał dawać jedzenie, ale zanim to nadejdzie minie wiele godzin, a znając go coś wymyśli, abym nie spróbował nawet uciec.

Jak ja nienawidzę swojego szczęścia...

|| Piękny i Bestia || Victuuri ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz