Rozdział XX

193 19 0
                                    

Po kilku minutach jazdy, wiatr zaczął wiać coraz silniej. Na sobie miałem bluzkę z krótkim rękawem i pelerynę, więc raczej powinno być mi zimno lecz moje myśli jednak były całkowicie w innym miejscu więc nie dziwne, że nie odczuwałem tej niskiej temperatury.

Gdy podniosłem oczy w niebo, zobaczyłem, że nad zamkiem panują szare chmury, które przysłaniały całą posiadłość. Tak jak w śnie... Nagle wiatr zawiał tak mocno, że ledwo co utrzymywałem się na grzbiecie Jurija. Płatki śniegu agresywnie atakowały moje oczy, przez co nic prawie nie wiedziałem. Wokół panowała burza śnieżna, ale Jaguar zawzięcie pchał się na przód, odważnie przedzierając się przez zamieć.

Gdy po wielu bardzo przedłużających się minutach byliśmy pod wielką bramą, zszedłem z niego i już na piechotę praktyczny biegłem do zamku

- dlaczego jest taka pogoda?- spytałem Jurijego idąc za nim równie szybkim krokiem - przecież podczas mojego pobytu nawet słońce wyjrzało, a teraz...

- szczerze mówiąc to nie mam pojęcia - odparł - ale to może mieć związek z Victorem

- wiesz gdzie on może być?- zapytałem, gdy byliśmy przy wejściu do zamku

- zapewne jest w ogrodzie - odpowiedział Jurij

- ale ten ogród jest ogromny! - stwierdziłem, a w tym samym czasie nad nami zabłysła błyskawica. Śnieg dalej padał i muszę przyznać że to całkiem ładnie wyglądało. Jurijemu zabłysły oczy.

- biegnij jak najszybciej do niego - warknął i szybko pognał do środka pałacu.

Przecież ten ogród jest praktycznie nieskończony! Jak mam go tutaj niby znaleźć?!

Myślałem nad tym, przy okazji biegając po zakręconych ścieżkach. Nagle przypomniała mi się sen. Jeśli się nie mylę to on tam będzie. Niewiele myśląc pobiegłem w kierunku róż. Niebo co chwilę rozświetlały błyskawice, a śnieg padał tak gęsto, że łącząc się z wiatrem, uniemożliwiał mi chodzenie. Nie zważając jednak na to, dalej gnałem przed siebie. Jeśli dobrze pamiętam to róże znajdują się na zachód.

- - -
Jurij
- - -

- biegnij jak najszybciej do niego- warknąłem i dość szybko skierowałem się w stronę pałacu. Tylko gdy odtworzyły się drzwi, zobaczyłem przed sobą zmartwionego Otabeka. Bez słowa pobiegłem w jego stronę i otarłem się z czułością o niego.

Jeszcze trochę i nie będę w stanie zrobić tego nigdy więcej.

Wilk położył się bez słowa, a ja zwinąłem się tuż obok niego w kulkę. Był on dwa razy większy ode mnie, więc z łatwością okrył mnie swoim ciałem. Biło od niego takie ciepło, że nie chciałem, aby ta chwila została przerwana.

- myślisz, że tak to się skończy?- spytałem po chwili namysłu. W środku poczułem, że muszę być w tej chwili szczery z Otabekiem - zmienimy się w krwiożercze istoty i pozabijamy się nawzajem?

- nie mów tak - pocieszał mnie, choć wiedziałem, że sam w to nie wierzy- wszytko będzie dobrze. Zobaczysz

Spojrzał wtedy na mnie swoimi ciemnymi oczami, w których było widać pełno miłości do mnie, ale i smutku.

- boje się - powiedziałem, ze strachem w głosie

- czego? - spytał, choć doskonale znał odpowiedź

- nie chce cię stracić, nie chce zapomnieć o tobie, nie chce by taki był nasz koniec - rzekłem zrozpaczony. Prawda była taka, że nie wyobrażałem sobie przyszłości bez niego i czułem okropny strach przed tym co miało nadejść.

- ciiii - uciszył mnie i oparł nasze czoła o siebie - nie myśl o tym

- wiem, że rzadko to mówiłem - zacząłem po chwili - ale kocham cię tak mocno

- ja ciebie też, Jura - Na to wyznanie lekko się uśmiechnął i już chciał coś dodać, gdy nagle zobaczyłem jak jego oczy się zamykają, a głowa bezwładnie opada. Wystraszyłem się i szybko wstałem na łapy, żeby sprawdzić dokładnie co mu się stało.

- Otabek - powiedziałem cicho i dotknąłem go pyszczkiem, ale na nic nie zareagował - Otabek!

Powtarzałem kilka razy, ale nic to nie zmieniło. Nagle zakręciło mi się w głowie, a po chwili, czułem tylko jak pochłania mnie ciemność.

- - -
Yuuri
- - -

Byłem już przed wysoką bramą, prowadząca do różanego ogrodu. Jak się okazało, bramą była otwarta. Wbiegłem do środka lecąc wzrokiem po wszystkich zakamarkach.
Wszytko wyglądało identycznie jak w moim śnie. Dosłownie wszystko! Ostatnim razem jak tu byłem, to słońce przedzierało się przez gałęzie od góry, a teraz nawet nie ma ani jednego promienia. Jakby to wspaniale miejsce, stało się w jednej chwili mroczne.

Postanowiłem trzymać się główniej ścieżki i tak dotarłem do wielkiej wierzby. Wokół niej było wiele ścieżek. Próbowałem sobie przypomnieć, gdzie wtedy Victor się kierował.

Stanąłem na palcach i wzrokiem szukałem białych róż, ponieważ z tego co wiem ma do nich słabość. Nagle je zobaczyłem. Na końcu ogrodu po lewej stronie, widziałem jak tworzą one ścianę bieli. Jakby pół okrąg zrobiony z białych róż. Niestety więcej nie widziałem przez krzewy, które mi wszytko zasłaniały. Bez zastanowienia pognałem w tamtym kierunku.

Przez widok który tam zastałem, moje serce na moment przestało bić, by potem przyspieszyć z niewyobrażalną prędkością napędzającą przez strach i rozpacz.

|| Piękny i Bestia || Victuuri ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz