Rozdział 23

139 14 36
                                    


Szary GMC podjechał pod kamienice w Canaryville. Wysiedli z niego detektyw i oficer. Ten pierwszy nie do końca wiedział co znów robi w tym miejscu. Był tu wcześniej i niczego nie zauważył. Nie chciał tu wracać marnując czas, ale oficer się uparła. Po małej awanturze poddał się i przywiózł ją tu. Był ciekawy co ją tak ciągnie w tą stronę. Wiec teraz czeka bardziej na jej ruch, a niżeli sam czegoś szuka. Oficer za to dobrze wiedziała co robi. Kiedy Hank oddalił ją od sprawy chciała dogonić detektywa, by razem z nim sprawdzić coś co mogło pomóc w znalezieniu jego brata. Wiedziała, że detektyw nie pała do niej dobrymi uczuciami, ale wrogowie potrafią się zjednoczyć jeśli chodzi o coś ważnego dla obojga! Gdy wysiadła z auta, niemal od razu ruszyła w kierunku domu po drugiej stronie ulicy. Nie tego na wprost kamienicy Willa, a lekko wysunięty w lewą stronę.

Jay wciąż nie rozumiał po co to robi. Jego strach i gniew rosły z każdym, jego zdaniem, bezcelowym krokiem policjantki.

Ona za to układała w głowie plan jak rozegrać to co zamierza zrobić. Weszła pod schody i zapukała na drzwi. Założyła jednym ruchem włosy za ucho oby jej twarz dla tego kto otworzyć była całkowicie widoczna. Drzwi się uchyliły i ze środka wyjrzała kobieta po siedemdziesiątce.

- Dzień dobry - rzuciła z uśmiechem Karen. - Nazywam się oficer Alley. Mam kilka pytań czy mogła by pani na nie odpowiedzieć? - pokazała jej odznakę, a siwiejącą pani założyła okulary.

- Ja nic nie widziałam, to spokojna dzielnica - odparła defensywnie.

- Całkowicie rozumie, ale sprawa wygląda tak, że w okolicy ostatnio miały miejsce kradzieże. Całe domy zostały splądrowane. Ostatni miał miejsce dziś rano po drugiej stronie. Nie widziała pani niczego? - kobieta lekko spłoszona otworzyła szerzej drzwi. Wiadomość o kradzieżach chyba podziałała.

- Nie, o niczym nie słyszałam - powiedziała pewnie.

- Widzi pani, teraz przestępcy są sprytni. Nie są głośni i czasem jest ich na tyle, że nawet sąsiedzi nie są w stanie zorientować się co się dzieje, bo w kilka minut wynoszą czyjś dorobek życia - dalej kłamała. Nie chciała mówić jej o zaginięciu, a widząc jej postawę i wiedząc jak działa tu sąsiedztwo musiała postraszyć trochę kobietę. - Widzę, że ma pani tu kamerę! Jako jedyna na tej ulicy, wiec domyślam się, że boi się pani takiego ataku - kobieta przytaknęła bezdźwięcznie. - Kamera jest skierowana akurat na drugą stronę, czy mogłabym przejrzeć nagranie?

- A gdzie to się stało?

- Kamienica po drugiej stronie ulicy - wyjaśniła policjantka.

- Tam mieszka doktor Halstead. Czy to go okradziono?  - Karen była zaskoczona jej znajomością lekarza, ale to było do przewidzenia. Will był typem chętnym do niesienia pomocy, wiec pewnie i tą panią leczył. - Czy to nie jego brat? - zapytała wykorzystując chwile zamyślenia Karen. Może cała ta mistyfikacja nie była aż tak potrzebna.

- Tak, szukamy tych złodziei. Widziała coś Pani?

- Nie, ale jeśli to o doktora chodzi to proszę bardzo. Proszę wejść i sprawdzić nagrania - zaprosiła ich do środka.

Zmęczony zaparkował najbliżej wejścia jak tylko mógł. Cały dzień w pracy, więc padał z nóg. A potem ta wizyta w domu Jaya i Hailey. Uśmiechnął się na myśl o byłej agentce. Jak wtedy gdy ją zobaczył po raz pierwszy w Phoenix. Była tak samo śliczna, ale wtedy miłość do Natalie zasłaniała mu wszystko inne. Teraz gdy znów ma szansę na poznanie Karen bliżej, nie chciałby jej stracić. W dodatku ona jest taka... bezpośrednia. Ma coś w sobie tajemniczego, ale w stosunku do niego jest szczera. Może to dlatego, że poznała go wcześniej. Tam, gdy był w areszcie ochronnym, kilka razy wydawało mu się, że dziewczyna chciała by czegoś więcej od niego. Jednak nie posunęła się dalej niż do podania mu ręki na pożegnanie. Tutaj zaczęła z rozmachem. Pocałunek, dokładnie w tym miejscy gdzie zaparkował... Było niesamowicie! Potem już trochę mniej, gdy rano strzeliła do niego, a kula wbiła się w drzwi tuż nad jego głową. Wystraszył się na początku, ale gdy miał zadzwonić do Jaya nie chciał aby wiedział wszystko, nie chciał by Karen miała kłopoty większe od tych, które już miała.  

Will zabrał torbę zarzucając na nią stetoskop. Zamknął samochód i szedł w stronę kamienicy myśląc o tym pocałunku z przed godziny. Mieszało mu to w głowie, ale nie był zły, podobało mu się to jak czuł się przy niej. Lekko zagubiony, ważny i szczęśliwy? Sam nie wiedział, ale miał nadzieję to jeszcze rozgryźć. 

- Doktor Halstead? - Will podniósł głowę na wspomnienie swojego tytułu. W jego kierunku szedł mężczyzna. Miał na sobie garnitur. Nie był wysoki, a światło latarni przysłonięte przez drzewa nie dawały mu pełnej widoczności na jego twarz. 

- Tak! - odpowiedział niepewnie, a potem poczuł jak silne uderzenie w tył głowy ścina go z nóg i odcina świadomość.

Czarny wan bez tablic rejestracyjnych stał przed budynkiem. Kilka minut później zjawił się Will, siedział dobrą chwilę w aucie, a potem wyszedł. Wtedy zza kierownicy wyskoczył mężczyzna. Na pewno miał na sobie garnitur, ale nic poza tym nie byli w stanie zobaczyć. Zaczepił Willa, a potem dwóch innych wyskoczyło zza auta i uderzyło go w potylicę. Karen na widok tego przełknęła głośno gule duszącą ją od jakiegoś czasu. Jay poczuł jak jego serce przyspiesza. Potem dwóch osiłków zapakowało nieprzytomnego lekarza do wana, a gość w garniturze wrócił za kierownicę i odjechał. Chwilę przed jego wejściem do auta zerknął w kierunku kamery. Mimo iż nagranie nie było dobrej jakości, to w technicznym mogli coś z tego wyciągnąć. 

- Dziękujemy! - rzucili oboje na odchodne, mając zgrane dane z kamery na pamięć przenośną. - Do robimy? - zapytał Halstead gdy szli do auta. Całe jego złość i niechęć odeszła wraz z tym jak zobaczył minę Karen w czasie oglądania porwania. Zrozumiał, że źle traktował oficer i chciał to zmienić. 

- Jedziemy na posterunek - oznajmiła pewnie. 

- Nie możemy badać tej sprawy - przypomniał jej. - Na pewno nie tak blisko Voighta.

- Wiem, ale z tyłu komendy macie drugie wejście, którego nie trzeba autoryzować - odparła z uśmiechem. 

Podjechali pod komisariat gdy było już późno. Mało patrolowych wozów świadczyło o jakiejś akcji na mieście. Jeśli im się poszczęści to i wydział zniknął w terenie. Jakby nigdy nic weszli do środka kierując się od razu do pokoju technicznego. Karen szybko usiadła na fotelu, a potem podłączyła się do sieci. 

- Muszę się zalogować! - oznajmiła widząc wielką ikonę logowania na ekranie. 

- Załatwię to - wklepał na klawiaturze imię i nazwisko funkcjonariusza i hasło. 

- Hailey cię zabije - skwitowała wyczyn detektywa posyłając mu pełne zaskoczenia spojrzenie. - Ale i tak podziwiam - dodała. Gdy zyskali dostęp włożyła pendrive do portu USB. Nagranie wrzuciła do programu i starała się swoimi umiejętnościami nabytymi w agencji wyciągnąć jak najwięcej. Chwilę później program buforował już odpowiedni kadr. - A co jak to nam nic nie da? - zapytała smutno. Nagle naszedł ją całkowity brak wiary w to co robią. Jakby straciła cel. Czuła to kolejny raz w ciągu kilku dni. 

- Nie mów tak! - upomniał ją siadając obok. - Jeśli nie w ten, to znajdziemy go w inny sposób! Nie mógł się zapaść pod ziemię - westchnął. Karen zerknęła na detektywa szklącymi się oczami. 

- A jeśli to naprawdę moja wina...

- Przestań siać defetyzm! - warknął zły, ale szybko uspokoił emocje. - Przepraszam za to co powiedziałem wczeniej, nie miałem prawa cię osądzać. Nie znam cię tak dobre jak Will. Chciałem go chronić, ale widzę, że nie było przed czym. Właściwie teraz myślę, że to znów może być moja wina - dokończył spuszczając wzrok. Karen chciała go jakoś pocieszyć, ale wtedy sygnał programu wyrwał ich z tej dołującej rozmowy. 

- Jest! - radośnie otworzyła plik i zbladła widząc twarz mężczyzny z nagrania. - To Iwan.





Jak obiecałam tak jest! 

Jeszcze trochę i koniec. 

Jednak nie będzie 25, a kilka więcej. 

Enjoy!

Hunter - CHICAGO P.D. FFWhere stories live. Discover now