Rozdział 4

219 17 35
                                    


    Antonio nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Rozbite trzy samochody na środku pustkowia. Mnóstwo ciał wokoło nich, a przy nich łuski ścieliły się jak dywan. Na domiar złego nigdzie nie było Karen. Nie wiedział czy ma się cieszyć, czy płakać z tego powodu. Dziewczyna nie odbierała telefonu, zniknęły jej rzeczy. To wszystko składało się na to, że Antonio zaczął snuć złe domysły. 

- Musieli ją zabrać ze sobą - oznajmił nagle. Wokoło zaczęło roić się od techników i innych specjalistów nie tylko z policji. Zjawiło się także FBI. 

- Kto tu dowodził? - zapytała wysoka kobieta, szczupła z włosami związanymi w kucyk. Miała na sobie czarny płaszcz i garnitur. 

- A wy to kto? - zapytał oburzony detektyw, wizyta federalnych zawsze przynosiła tylko ogrom papierkowej roboty, a mijało się z celem akcji! Poza tym oni zawsze coś ukrywali. 

- Maggie Bell, agentka specjalna FBI - przedstawiła się. - Spokojnie, nie przyjechałam nikogo oskarżać, chociaż sprawa śmierdzi na kilometr.

- Tak, z tym się akurat zgodzę. 

- Więc kto dowodził konwojem? 

- Oficer Karen Alley - powiedział pewnie Dawson. - Nie ma jej, musieli ją porwać. Nie ma też kierowcy. 

-  Zebraliście już jakieś dowody? - zapytała rozglądając się, mimo jej przyjaznego nastawienia, Dawson jej nie ufał. Nie spotkał jeszcze w życiu przyjaznego agenta federalnego. No, może jednego, ale już wtedy nie była agentem.

- Na razie nic - wyznał, ale miał pecha, bo zaraz doszedł do nich technik. 

- Mamy ślady krwi w środku. Kilka łusek jest z innej broni. Ktoś próbował ratować tego oficera - wskazał na ciało leżące kawałek od nich. - Przynajmniej ślady na to wskazują. Ktoś zabrał GPS i dysk z kamer. Do tego całą broń i apteczkę - dokończył. 

- Więc ktoś albo zwiał osobno, albo uciekli razem i potrzebowali pomocy medycznej - rzuciła luźno agentka.

- Chwila! Czy ty sugerujesz, że Kara zdradziła? - oburzył się, mimo iż te myśli były bardziej jego niż agentki! Nie chciał tego przyznać. Nie mógł dopuścić do siebie chociaż cienia takiej możliwości. Bo gdyby to zrobił...

- Nie... stwierdzam fakty - odparła Agentka Bell

- Fakty!? Więc faktem jest, że zdarzył się wypadek, doszło do strzelaniny, więźniowie uciekli. Może porwali oficer Alley, może ją zabili! - to ostatnie wypadło z jego ust jak pocisk, który uderzył w jego serce.  - Nie ma jednak dowodów na to, że Kara zdradziła. Więc z łaski swojej weź się za robotę, a nie snujesz jakieś "fakty" bez podparcia ich dowodami! - krzyknął przechodząc obok i znikając w jednym z samochodów. 



Jechała już którąś godzinę kierując się ostatnim sygnałem bransoletek. Minęli już kilka mniejszych miasteczek bez przystanków. To było dziwne, ale może bardzo spieszyło się Chas'owi do domu? Sama nie miała już siły. Czuła jak opatrunki nie pomagają i lepka plama pojawiła się na czarnej koszulce. Zatrzymała się na poboczu czując znużenie. Nie może się poddać, ale jej organizm tego nie rozumie. Sięgnęła do apteczki wyjmując strzykawkę. Długo nie myśląc wbiła ją sobie w nogę. Wiedziała jakie będą tego skutki. Chemiczna adrenalina zaczęła działać. Oczy otworzyły jej się szeroko, a serce w klatce piersiowej o mały włos nie wyskoczyło przebijając żebra.  Ruszyła zostawiając za sobą kurz. Musiała dopaść pozostałych. 



Antonio siedział w aucie co rusz wybierając numer do przyjaciółki. Nie odbierała mając wyłączony telefon, ale nie mógł dopuścić myśli, że coś jej się stało. A co dopiero, że zdradziła. O tym nie chciał słyszeć. Nie ona! Nigdy w życiu! Wyskoczył z auta starając się ogarnąć podszedł do technika. 

Hunter - CHICAGO P.D. FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz