Rozdział 11

167 19 43
                                    


Antonio jechał właśnie do centrum gdy dostał telefon.

- Dawson - rzucił napiętym głosem. Na ekranie wyświetlił się numer inspektora.

- Wiesz, że masz przerąbane! - wrzasnął zły. Antonio nie wiedział co ma na myśli jego zwierzchnik, ale nie było to z pewnością nic dobrego. - Dzwonił do mnie wczoraj szef wywiadu z Chicago! Z pretensjami, że nie daliśmy znać o ucieczce Charlesa Evansa i innych zbiegów! FBI truje mi głowę od ich zniknięcia, aby nie wysyłać listów gończych zostawiając to w tajemnicy, a oni chcą wiedzieć dlaczego?

- Szefie, ale to FBI powinno się teraz tłumaczyć nie ja! - odparł pewnie.

- W dupie mam FBI! Federalne gnidy mogą mi naskoczyć, to ty prosiłeś o czterdzieści osiem godzin i tylko dla ciebie jeszcze nie wysłałem całej policji San Antonio za zbiegami i tą twoją...

- Karen nie jest winna! - podniósł głos na szefa, szybko żałując i czekając na jego odpowiedz.

- I tu się zdziwisz. Sierżant Voight twierdzi, że jednego ze zbiegów dorwała kobieta opisem pasująca do oficer Alley.

- Voight? - Dawson zamarł. W jego mniemaniu jeśli Hank zacznie ścigać Karen, ta jest na przegranej pozycji.

- Tak. Po naszej pierwszej rozmowie, uznałem że powinniśmy zostać w kontakcie. I wieczorem znów dzwonił.

- Powiedział mu szef?

- Nie. Ale nie musiałem, sam się domyślił. To bystry gość.

- Wiem - westchnął Antonio łapiąc się za głowę. - Załatwię to! Już niedługo.

- Mam nadzieję, bo inaczej będziemy w dupie! WSZYSCY! - rzucił rozłączając się. Co miał robić teraz? Może powinien spotkać się z Voightem? Wyjaśnić i poprosić o pomoc przez wzgląd na dawne czasy... Nie!, pokręcił głową odganiając tą myśl. Nie mogę nadużywać tej znajomości, nawet nie chcę tego robić!, wyjaśnił sam sobie!. Nagle znów zadzwonił jego telefon.

- Dawson! - odebrał szybko widząc numer Agentki Bell.

- Gdzie jesteś? - zapytała zdenerwowana kobieta.

- W centrum, coś się stało?

- Jedz na Union Street! Znaleźliśmy ją! -  te dwa zdania wystarczyły by Antonio z piskiem opon zawrócił i skierował się do Canaryville.  Jechał jak szalony, myśląc o tym, aby być pierwszym na miejscu. Bał się co się stanie jeśli najpierw dorwie ją FBI. Niby agenci wierzyli, że Karen nie ma nic wspólnego z ucieczką, ale oni często kłamali. Zbyt często by ufać im na słowo. Był coraz bliżej, czuł się przytłoczony. Nie rozumiał dlaczego. Jakby wszystkie jego emocje chciały go udusić spływając w miejsce gdzie ma serce. Nie mogło przez to normalnie funkcjonować! Jego głowa była zajęta tysiącem myśli,  ciężko było mu się skupić na drodze. Jednak gdzieś w oddali wyłapała syreny policyjne. Miał nadzieję, że nie jadą w takim samym kierunku. Mijał ostatnią ulice wyprzedzając auta federalnych. Dosłownie wbił im się przed maskę! Aż agent Zidan musiał odbić lekko w prawo. Dawson nie miał zamiaru przepraszać. Jego celem była tylko Karen.

Dojechał na miejsce i zaklął w duchu. Przed nim wyłonił się obraz czterech aut, a przed nimi stali policjanci z wymierzoną bronią w kierunku stojącej na środku Karen. Ona też trzymała broń, ale mierzyła do innego mężczyzny. Poznał go, to kierowca z konwoju. Chwila konsternacji zawładnęła Antonio, ale szybko otrząsnęła się i wyskoczył z auta.

- Nie strzelać! - krzyknął biegnąc w ich stronę. - Opuście broń! Nie strzelać! - wołał wchodząc prawie pod lufy skierowane na dziewczynę!. Karen stała po środku... właśnie! Karen. Dawson nie mógł uwierzyć ze ją widzi! Była żywą, ale wyglądała okropnie. Potargane włosy spięte w prowizoryczny kucyk. Podkoszulek, który kiedyś był biały, teraz ubrudzony kurzem, błotem i krwią. Spodnie i buty z munduru były w podobnym stanie. Dziewczyna miała ogromną ilość zadrapań na rękach i twarzy, która dodatkowo też była pokryta brudem. Ten widok zabolał Antonio. - Karen opuść broń! - poprosił, a ona spojrzała na niego jakby zobaczyła ducha. Nagle broń wypadła z jej ręki, a potem zobaczył jak osuwa się na ziemie bezwładnie. Podbiegł do niej nie zważając na tłum wokoło. - Karen! - odwrócił ją na plecy. - Wezwijcie karetkę! - zażądał sprawdzając co z dziewczyną. Była blada i strasznie mizernie wyglądała. Jakby nie jadła przez rok. - Kara... - starał się ja ocucić, ale nic to nie dało. W tym czasie Ruzek i Atwater zdążyli złapać Sama, który gdy tylko wyczuł okazje zaczął uciekać. Hailey już wezwała pomoc.

Karetka 61 przyjechała na miejsce po minucie. Byli na szczecie niedaleko. Brett zaskoczona widokiem Antonio podeszła kucając przy nieprzytomnej dziewczynie.

- Antonio? - dotknęła ramienia policjanta, trzymał przyjaciółkę tak, że paramedyk nie była w stanie jej pomóc. - Odsuń się, ja się nią zajmę - zapewniła go, a wtedy pozwolił drugiej paramedyk zająć swoje miejsce. Obie zabrały się za badanie Karen. - Tu nic nie zdziałamy, musimy zabrać ją do szpitala. - oznajmiła Sylvie odsłaniając brzuch z licznymi śladami po ranach. Szybko, ale delikatnie wsunęły pod plecy pacjentki deskę, a wtedy z jej kieszeni wypadła fiolka. 

- Jadę z wami! - Dawson rzucił się by pomóc z noszami. Sanitariuszki zabrały rzeczy i ruszyły ku karetce.

- Musisz nam to wyjaśnić! - Voight w końcu zabrał głos skupiając na sobie uwagę Detektywa.

- Potem! - warknął na niego i odjechał z przyjaciółką.


Cała droga do Med trwała kilka minut, ale był one jak wieczność dla Dawsona. Trzymał nieprzytomną przyjaciółkę za rękę do momentu, aż ta się nie zatrzymała. Na szczęście krótka resuscytacja przywróciła jej prawidłowy rytm pracy serca. Ta cała sytuacja wydawała się nierzeczywista. Ale miał przynajmniej pewność, że Karen jest blisko.


Wjechali na ER gdzie czekał doktor Halstead. Zaskoczony widokiem nie tylko pacjentki ale i jej towarzystwa czekał na opis sytuacji.

- Trzydziestoletnia kobieta, wiele ran kutych i postrzałowych. Otarcia i zadrapania. Ciśnienie osiemdziesiąt na czterdzieści, puls słabo wyczuwalny. Zatrzymała się w karetce na minute, po resuscytacji rytm serca niemiarowy. Podaliśmy płyny.

- Nic poza tym? - zapytał zdziwiony. Taka niekompetencja nie pasowała do karetki sześćdziesiąt jeden.

- Tak, bo znaleźliśmy to! - wyjęła pudełeczko z lekiem i podała lekarzowi. - Zostały dwie, nie wiemy ile zażyła.

- Vicodin? - zdziwił się lekarz. - Dobrze. Na trzy... - powiedział gdy przenosili pacjentkę na łóżko. - Przygotujcie rentgen - polecił pielęgniarzowi. Sam sprawdził źrenice i zbadał odruchy. Kiedy przyglądał się dziewczynie miał wrażenie jakby ją skądś znał. Zerknął na drzwi, w których pojawił się Dawson. - Antonio? Co jej się stało?

- Co z nią? - zapytał detektyw, jakby nie słyszał pytania. Był zdenerwowany. Will zrozumiał, że dziewczyna jest kimś ważnym dla niego.

- Nie wiem jeszcze. Co się stało? Wygląda jakby potracił ją tir! - Gdy Dawson nie odpowiedział wrócił do badania. - Odsunąć się - rzucił gdy aparat znalazł się na pacjentką. Chwile później na ekranie po prawej pojawiło się zdjęcie. - Cholera, trzy złamane żebra, na szczęście nie przebiły niczego, ale jedno z pchnięć przebiło żołądek. Poza tym nic nie widać, krew zasłania obraz. Trzeba zabrać ją na salę! Wezwijcie Crockett'a.

- Doktor Marcel jest na konferencji w Mercy - odpowiedziała Trini.

- A Lanik?

- Operuje dziewczynkę z wypadku.

- Ona nie może czekać... - westchnął zły. Zerknął na dziewczynę i zdjęcie rentgenowskie. - Zabierzcie ją na blok, sam to zrobię! - rzucił przechodząc obok Antonio.

- Ty? - Dawson oprzytomniał na wzmiankę o operacji.

- Jestem lekarzem, mam kompetencje pamiętasz? - strącił jego rękę ze swojego ramienia i ruszył w kierunku windy, za nim pielęgniarki wiozły Karen.



 Miał być w środę. Ale skończyłam 13 więc dam już dzisiaj! 

Komentarze mile widziane. 

Czekam na opinie. 

Hunter - CHICAGO P.D. FFWhere stories live. Discover now