I

227 7 0
                                    

-Rusz się Elvan! Pan Arth nienawidzi jak ktoś spóźnia się na jego zajęcia.

-Nie dramatyzuj. Rozumiem, że sztuka pisania jest ważna, ale mam priorytety. Elya fatalnie się dzisiaj czuje i musiałem iść zanieść jej leki. Sana Ci nie mówiła?

-Nie widziałem jej jeszcze. W bibliotece ciągle ktoś jest, a na poddasze nie ma jak się dostać w środek dnia. Dobrze o tym wiesz.

-Wiem. Dalej nie rozumiem, dlaczego profesor Alber zakazuje spotkań chłopców z dziewczynami. Inna sytuacja by była, gdybyśmy byli młodsi i obejmowałoby to same pokoje sypialniane, ale mamy już po osiemnaście, a niektórzy nawet dziewiętnaście lat. Powinien dać nam trochę swobody.

-Święte słowa, ale lepiej nie wspominać o tym głośno. Wolę nie podpaść. Nie widzi mi się układanie wszystkich książek z biblioteki alfabetycznie jak po tej sytuacji, jak nakryli mnie, gdy w nocy wychodziłem z pokoju.

-Przynajmniej zobaczyłeś się z Saną.

-Niby tak, ale tak czy inaczej w jedną noc musiałem ułożyć tysiące książek. A propos, jak będziesz rozmawiał z Elyą, zapytaj proszę o Sanę. Nie przychodzi na poddasze od czterech dni.

-Panowie, długo mam jeszcze czekać? Zapraszam do klasy. Natychmiast.

Martwiłem się o Sanę. Od prawie dwóch lat przychodziła na poddasze codziennie, równo o drugiej w nocy. Pamiętałem nasze pierwsze spotkanie. Wyślizgnąłem się wtedy z sypialni, żeby móc w spokoju dokończyć powieść. Z chłopakami w pokoju było ciężko, nie mogłem zapalić lampy w środku nocy, bo wszystkich bym obudził. Tamtego dnia, Sana też postanowiła się wymknąć. Była w Akademii trzeci dzień, a już znała miejsce, którego ja szukałem dobre pół roku. Z perspektywy czasu niesamowicie bawią mnie nasze wyrazy twarzy, gdy zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nie byliśmy tam sami. Od pierwszych wymienionych zdań czułem, że szybko się dogadamy. Sana opowiedziała mi o swoim rodzinnym mieście. Ja pochodziłem z Ronneby, więc Sheffield było dla mnie czymś wyjątkowym. Nie miała jednak ona łatwo za czasów dzieciństwa. Mimo tego, że wychowała się w wielkim mieście i bogatej rodzinie, zawsze była tym najmniej kochanym dzieckiem. Jej starsza siostra – Tinna, była rozpieszczana i jej rodzice robili wszystko, żeby miała jak najlepsze życie. Teraz pewnie pracuje w jakiejś ogromnej korporacji i dalej ma życie jak z bajki. Gdy matka dziewczyn zmarła, ojciec Sany stał się jeszcze gorszym człowiekiem. Już za życia ich mamy, nie należał do tych najmilszych, jednak nikt by nigdy nie pomyślał, że wypadek jego żony zmieni go do takiego stopnia, że będzie w stanie uderzyć swoją córkę bez określonego powodu. Współczułem jej. Potem zeszliśmy na temat sztuki, okazało się, że i w tym się zgadzamy. Interesowało nas to samo. Rozmowa się kleiła do takiego stopnia, że dopiero, gdy słońce zaczęło wschodzić zdaliśmy sobie sprawę, że powinniśmy jak najszybciej wrócić do swoich części Darkwell. Mało brakowało, żeby przyłapał mnie szkolny dozorca. Pan Verar zawsze wydawał się podejrzany. Czułem, że może coś ukrywać, jednak nie brałem nigdy tego na poważnie, bo przez duszę artysty bardzo często wyobrażałem sobie zbyt wiele i do zwykłych osób dopisywałem wymyślne historie.

-Panie Sephel! Proszę mnie nie ignorować.

-Nie ignoruję pana, panie profesorze. Po prostu...

-Po prostu powinien pan zacząć słuchać tego, co do pana mówię. Konsekwencjami zaistniałej sytuacji, będzie napisanie przez pana dziesięcio stronowej rozprawki na podany później temat. Proszę zostać po lekcji.

***

-Współczuję Ci Sous. Cron uwielbia sprawdzać rozprawki jak najdokładniej. Najmniejszy błąd i będziesz musiał pisać na nowo.

Dark AcademiaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora