4. Zaczynajmy

241 11 0
                                    

- Zaczynajmy. - powiedział Reginald.

Anabel oraz Izabel na dziedzińcu przyglądając się dwóm klatką z małymi myszkami. Jedna była stara, może nawet umierała. Dryga natomiast wyglądała jak okaz zdrowia, bawiła się, to biegając w kołowrotka, to przechodząc przez tunele.
Anabel na mężczyznę pytająco, a on tylko mówił dalej.

- Numerze Dziewięć twoje zadanie polega na uratowaniu życia myszy. - wyjaśnił, a Nine tylko się uśmiechnęła. - Eight ty natomiast za pomocą swoich zdolności musisz wchłonąć jej energię, zostawiając ją przy tym przy życiu. - oznajmił. Spojrzała na niego przerażona, nie chciała krzywdzić niewinnej istoty. - Zaczynajcie.

Zbliżyła się do stolika ze szklaną klatką, ściągając rękawiczkę. Wsadziła rękę do pojemnika i złapała myszkę. Nie wyrywała się była spokojna, oswojona. Ale ten spokój nie trwał długo, ponieważ po ciele Anabel rozniosło się przyjemne ciepło. Zwierzę zaczęło się wiercić, wyrywać. Czuła jak z jej malutkiego ciałka uchodzi życie. Powoli przestawała się ruszać, a ona dalej nie puszczała, nie mogła, chciała więcej. W końcu przestał się rzucać, a jej bezwładna głowa zawisła w powietrzu. Gdy pochłonęła wszystko - ocknęła się, przerażona wypuściła zwierzę z uchwytu. Nie żyła, wiedziała to.

- Bardzo dobrze numerze Dziewięć. - powiedział ojciec. Spojrzała na podopiecznego Izabel - żył i szczęśliwy dawał się jej głaskać. - Numerze Ósmy - podszedł bliżej - nie wykonałaś swojego zadania, nie opanowałaś się w porę i dzięki temu, uśmierciłaś niewinne zwierzę. - mówił, a ona tylko spuściła głowę, czuła się strasznie. - Kolejny trening jutro o tej samej porze. - ogłosił wychodząc. Białowłosa także wyszła zostawiając Izę na dziedzińcu.

***

Siedziała czytając książkę, gdy ktoś wpadł przez jej drzwi. Wychyliła się z nad lektury i spojrzała na zdyszanego Klausa. Uznała że to nic ciekawego więc wróciła do czytania.

- Błagam, kryj mnie. - posłała mu pytające spojrzenie.

- Co odwaliłeś?

- Pomożesz? Nie ma... - nie dokończył, bo drzwi znów się otworzyły.

- Gdzie on jest? - zapytał wściekły Diego.

- Kto? - rozejrzała się po pokoju, wstając. - Diego nie umiesz pukać? - przekręcił oczami. - Nie? To się naucz bo następnym razem mogę być na przykład naga. - powiedziałam, a chłopak się zdezorientował. - Skoro już wiesz że nikogo tu nie ma może wyjdziesz? - zaproponowałam.

- O-ok - po tych słowach znów zniknął na drzwiami.

- Dziękuję. - powiedział Loczek wychodząc z pod łóżka.

- Co zrobiłeś?

- No wiesz...Ben powiedział że nie dam rady zabrać wszystkich noży Diega, więc się założyliśmy. Udało mi się to, ale Diego zobaczył i zaczął mnie gonić. W końcu trafiłem tutaj, a resztę znasz. - wyjaśnił na jednym tchu. - Gdyby mnie znajdzie będę martwy...ale widocznie jeszcze chwilę pożyję. Dziękuję.

-Spoko.

- To co czytasz? - wskazał książkę

- Amerykańskich bogów, ale jak chcesz możemy coś obejrzeć. - zaproponowała, a on się uśmiechnął.

_____

Tak sobie pomyślałam- dlaczego nie?

Do zobaczenia w poniedziałek!

Deadly Love / Five Hargreeves/ DO POPRAWY Where stories live. Discover now