Rozdział 31

Beginne am Anfang
                                    

Iris przysiadła ciężko. Jej blade dłonie drżały. Usta czerwienią odcinały się od zbolałej twarzy. Carla uklękła przy niej.

- O czym mówisz? – odpuściła sobie oficjalny ton – Co zrobiłaś?

Jej przyjaciółka ukryła twarz w dłoniach i jej drobnym ciałem wstrząsnął szloch.

- To przeze mnie zginęła Violet. Wiem, że to nie przypadek – westchnęła. – Calon chciał dowiedzieć się, czym się zajmuje. Zaszantażował mnie, a ja byłam takim tchórzem. Byłam egoistką i nie chciałam, by moja tajemnica wyszła na jaw. Powiedziałam mu i teraz ona nie żyje.

- Hiron twierdzi, że to Petroniusz ją zabił. To musiał był przypadek.

Carla pogładziła czarne włosy Iris.

- To była kara dla mnie. Poza tym, zaczynam podejrzewać, że Calon i Petroniusz mogą ze sobą współpracować.

- Współpracować? W jakim sensie?

- A co jeśli to Calon jest magiem, który prowadzi pasożytów? Albo Petroniusz?

Carla wypuściła powoli powietrze z ust.

- Przecież to niemożliwe. Petroniusz został przez jednego z nich zamordowany, a Calon powołał waszą rasę do życia, by z nimi walczyli. Nie chcesz chyba powiedzieć mi, że nagle Calon się z nimi zjednoczył, bo nie chcę wierzyć, że Petroniusz żyje. Calon przecież pomógł nam w bitwie. Na pewno cokolwiek, co mu powiedziałaś nie mogło mieć związku ze śmiercią Violet. – Po jej okrągłej twarzy popłynęły łzy. – Panienka Violet zawsze była naszą wojowniczką. Ją najbardziej kochałam, bo podziwiałam jej duszę. Trzeba jednak walczyć i zemścić się. Ale najpierw zacznijmy od przeprowadzenia ceremonii.

- Oczywiście Carlo, masz rację. Nieraz już znosiłam śmierć najbliższych. Musimy stanąć do walki. Walka to dla nas najlepsze, co teraz możemy zrobić. Czas przygotować się do ceremonii – powiedziała Iris i z nową energią wstała z kanapy.

***

Silor obudził się z nieprzyjemnym posmakiem w ustach. Splunął krwią i flegmą. Chciał przewrócić się na bok, ale klatka, w której się znajdował była zbyt niska i zbyt wąska, by mógł wykonać jakiekolwiek ruchy. Leżał na brzuchu ze skurczonymi nogami z policzkiem przyklejonym do brudnej lodowatej podłogi.

Drżał z zimna i uzmysłowił sobie, że jest nagi. Otworzył zapuchnięte oczy i próbował rozejrzeć się po pomieszczeniu. W środku, w celach obok zamknięci byli na wpółżywi magicae. Sam chciał coś do nich powiedzieć, ale w gardle tak mu zaschło, że nie był w stanie wykrztusić z siebie więcej, niż charknięcia.

Im dłużej był przytomny, tym więcej zauważał. Na przykład to, że jego ramiona promieniowały bólem i gdy tylko chciał nimi poruszyć, uzmysłowił sobie, że ręce ma związane w nadgarstkach czymś, co niemal wypala w jego skórze dziury.

- Wkrótce zemdlejesz znowu – odezwał się zbiór szmat z naprzeciwka.

Silor uniósł ciężkie powieki i zauważył brudnego maga zamkniętego w innej klatce.

- Pytanie tylko, dlaczego aż tak bardzo cię nienawidzą. Nie będę przesadzał, jeśli powiem ci, że dostałeś najmniejszą klatkę i wyjątkowo szczególne traktowanie ze strony parasitus. – Jego głos był cichy, ale doskonale słyszalny.

Silor zwilżył koniuszkiem języka spierzchnięte wargi.

- Szpiegowałem – wyjąkał.

- Oj, to niedobrze. Petroniusz dla szpiegów nie ma litości.

Tron z kości [18+]Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt