12.

2.2K 228 99
                                    

— Ben czy Jerry? — spojrzałam w bok, kiedy drzwi mojego pokoju otworzyły się ukazując sylwetkę Dana odzianego w białą koszulkę z nadrukiem bohaterów serialu Rick i Morty oraz parę luźnych, dresowych spodni.

— Stanowczo Ben — odpowiedział, wchodząc do środka z dwoma kubkami parującej herbaty w dłoniach. — Jerry to zdradziecka świnia.

Skinęłam głową i sięgnęłam do zamrażalnika, w który wyposażona była moja pokojowa mini lodówka, a następnie wyciągnęłam z niego pudełko ciasteczkowych lodów marki Ben and Jerry's. Nie ważne jak życie daje ci w kość, lody zawsze pomagają.

— Mam dosyć życia — oznajmił mój przyjaciel, odstawiając napoje na blacie biurka i kierując się w stronę mojego łóżka, opadł na nie z jękiem udręki. — Auć!

— Nie! — wydarłam się, upuszczając opakowanie lodów na podłogę i rzuciłam się do łóżka.

— Co to jest?! — Dan przeturlał się w bok, patrząc zaskoczony w miejsce gdzie przed chwilą wylądował jego chudy tyłek.

— Moja pizza! — załkałam w rozpaczy rozgarniając pościel, aby odnaleźć zmiażdżone pudełko.

Chwyciłam je i przyciągnęłam do siebie, drżącymi dłońmi otwierając pokrywkę i skanując wzrokiem zawartość. Niestety na skutek działań mojego głupiego przyjaciela, dodatki na pizzy rozpaćkały się w mało apetycznym widoku, a ser częściowo przykleił się do tektury.

Na szczęście chociaż nadal pachniała dobrze i była ciepła.

— Możesz mi wyjaśnić, dlaczego trzymasz w łóżku karton z pizzą? — zapytał Dan, posyłając mi pełnie niezrozumienia spojrzenie. 

— Żeby była ciepła! — odpowiedziałam z frustracją. — Wujek Tom sprzedał mi ten patent...

— Chyba na serio potrzebujesz faceta, Sil — mruknął chłopak, obserwując jak z namaszczeniem odrywam jeden z kawałków i unoszę go do ust.

— Żeby miał mnie kto wkurwiać? — zapytałam retorycznie. — Wystarczy, że już teraz muszę jeść pizzę spod twojej dupy, barbarzyńco.

Ten tydzień nie należał do najbardziej udanych w moim życiu. Głównie dlatego, że przytłoczył mnie nadmiar nauki i dodatkowo dopadł mnie wyjątkowo bolesny okres, przez który praktycznie nie ruszałam się z łóżka, pomijając uczestnictwo w obowiązkowych zajęciach.

Jedynym pocieszeniem, jakie mogłam w tej sytuacji znaleźć, było dzisiejsze wieczorne spotkanie z Danem i urządzenie sobie maratonu filmowego oraz fakt, że następnego dnia do San Francisco mieli przylecieć Shem i jego narzeczona. Zwłaszcza ta druga informacja poprawiła mi humor, bo pomimo częstych telefonów, stęskniłam się bardzo za moją rodziną i spotkanie z bratem było dla mnie spełnieniem marzeń.

Shem zawsze był tym poważnym i ułożonym dzieckiem, ale miał w sobie to przyciągające ludzi ciepło odziedziczone po naszym ojcu. Jego obecność sprawiała, że wszystkie problemy wydawały się błahe i łatwe do rozwiązania, albo może on je takimi czynił. Zawsze był pogodny i nigdy nie narzekał, czym stanowczo różnił się od naszego młodszego brata. 

Julianne natomiast była dla mnie jak siostra, której nie miałam. Bystra i żywiołowa, idealnie uzupełniała się ze spokojną naturą Shema. Zawsze miała sto kreatywnych pomysłów na minutę, ale w sprawach zawodowych trzymała wszystko twardą ręką, co w niej podziwiałam i mój brat najwyraźniej też. Doskonale się ze sobą dogadywałyśmy i kiedy wreszcie się zaręczyli po trzech latach związku, czułam szczerą radość i ekscytację.

— Jesteś obrzydliwa, smacznego — rzucił Dan, kiedy przeżuwałam spory kęs pizzy mrucząc przy tym jak laski w tanim pornosie.

Na szczęście pomimo mało zachęcającego wyglądu, była nadal pyszna.

supercollideWhere stories live. Discover now