— Ben czy Jerry? — spojrzałam w bok, kiedy drzwi mojego pokoju otworzyły się ukazując sylwetkę Dana odzianego w białą koszulkę z nadrukiem bohaterów serialu Rick i Morty oraz parę luźnych, dresowych spodni.
— Stanowczo Ben — odpowiedział, wchodząc do środka z dwoma kubkami parującej herbaty w dłoniach. — Jerry to zdradziecka świnia.
Skinęłam głową i sięgnęłam do zamrażalnika, w który wyposażona była moja pokojowa mini lodówka, a następnie wyciągnęłam z niego pudełko ciasteczkowych lodów marki Ben and Jerry's. Nie ważne jak życie daje ci w kość, lody zawsze pomagają.
— Mam dosyć życia — oznajmił mój przyjaciel, odstawiając napoje na blacie biurka i kierując się w stronę mojego łóżka, opadł na nie z jękiem udręki. — Auć!
— Nie! — wydarłam się, upuszczając opakowanie lodów na podłogę i rzuciłam się do łóżka.
— Co to jest?! — Dan przeturlał się w bok, patrząc zaskoczony w miejsce gdzie przed chwilą wylądował jego chudy tyłek.
— Moja pizza! — załkałam w rozpaczy rozgarniając pościel, aby odnaleźć zmiażdżone pudełko.
Chwyciłam je i przyciągnęłam do siebie, drżącymi dłońmi otwierając pokrywkę i skanując wzrokiem zawartość. Niestety na skutek działań mojego głupiego przyjaciela, dodatki na pizzy rozpaćkały się w mało apetycznym widoku, a ser częściowo przykleił się do tektury.
Na szczęście chociaż nadal pachniała dobrze i była ciepła.
— Możesz mi wyjaśnić, dlaczego trzymasz w łóżku karton z pizzą? — zapytał Dan, posyłając mi pełnie niezrozumienia spojrzenie.
— Żeby była ciepła! — odpowiedziałam z frustracją. — Wujek Tom sprzedał mi ten patent...
— Chyba na serio potrzebujesz faceta, Sil — mruknął chłopak, obserwując jak z namaszczeniem odrywam jeden z kawałków i unoszę go do ust.
— Żeby miał mnie kto wkurwiać? — zapytałam retorycznie. — Wystarczy, że już teraz muszę jeść pizzę spod twojej dupy, barbarzyńco.
Ten tydzień nie należał do najbardziej udanych w moim życiu. Głównie dlatego, że przytłoczył mnie nadmiar nauki i dodatkowo dopadł mnie wyjątkowo bolesny okres, przez który praktycznie nie ruszałam się z łóżka, pomijając uczestnictwo w obowiązkowych zajęciach.
Jedynym pocieszeniem, jakie mogłam w tej sytuacji znaleźć, było dzisiejsze wieczorne spotkanie z Danem i urządzenie sobie maratonu filmowego oraz fakt, że następnego dnia do San Francisco mieli przylecieć Shem i jego narzeczona. Zwłaszcza ta druga informacja poprawiła mi humor, bo pomimo częstych telefonów, stęskniłam się bardzo za moją rodziną i spotkanie z bratem było dla mnie spełnieniem marzeń.
Shem zawsze był tym poważnym i ułożonym dzieckiem, ale miał w sobie to przyciągające ludzi ciepło odziedziczone po naszym ojcu. Jego obecność sprawiała, że wszystkie problemy wydawały się błahe i łatwe do rozwiązania, albo może on je takimi czynił. Zawsze był pogodny i nigdy nie narzekał, czym stanowczo różnił się od naszego młodszego brata.
Julianne natomiast była dla mnie jak siostra, której nie miałam. Bystra i żywiołowa, idealnie uzupełniała się ze spokojną naturą Shema. Zawsze miała sto kreatywnych pomysłów na minutę, ale w sprawach zawodowych trzymała wszystko twardą ręką, co w niej podziwiałam i mój brat najwyraźniej też. Doskonale się ze sobą dogadywałyśmy i kiedy wreszcie się zaręczyli po trzech latach związku, czułam szczerą radość i ekscytację.
— Jesteś obrzydliwa, smacznego — rzucił Dan, kiedy przeżuwałam spory kęs pizzy mrucząc przy tym jak laski w tanim pornosie.
Na szczęście pomimo mało zachęcającego wyglądu, była nadal pyszna.
![](https://img.wattpad.com/cover/185262237-288-k189320.jpg)
YOU ARE READING
supercollide
Romance"Ciemność jest dobra, o ile nie pozwalasz jej się całkowicie pochłonąć" -------------------------- @as_like_me, 2020