Rozdział 3

13.8K 974 36
                                    

Ostatnią lekcją jaką mieliśmy we wtorki była chemia. Z racji tego, że był to jeden z moich ulubionych przedmiotów, czterdzieści pięć minut zleciało mi wyjątkowo szybko. Spakowałam książki do torby, po czym razem z Natalie wyszłyśmy z klasy, głośno się przy tym śmiejąc, ponieważ przyjaciółka opowiedziała niemający żadnego sensu żart dotyczący pana Hendersona – nauczyciela chemii.

- Nat, mogę mieć do ciebie prośbę? – spytałam, zatrzymując się przy swojej szafce.

- No jasne, o co chodzi?

- Zaraz mam korepetycje z tym nowym i wyjdę ze szkoły dopiero o piętnastej  – wyjaśniłam. – Dałabyś radę później po mnie przyjechać? – spojrzałam na nią z miną szczeniaczka, która zawsze była w stanie przekonać ją do wszystkiego o co tylko prosiłam.

- Ok, nie ma problemu – odpowiedziała bez zastanawiania. – I tak nie mam nic do roboty – wzruszyła ramionami.

- Dzięki – przytuliłam ją.

- Nie ma sprawy, a teraz już lecę. Powodzenia! – krzyknęła, machając do mnie, po czym oddaliła się i pospiesznie opuściła budynek szkoły.

Wyjęłam z szafki wszystkie potrzebne materiały, które dzień wcześniej dokładnie przygotowałam w domu. Zajęło mi to kilka godzin, ale lubiłam to, więc nie żałowałam, że poszłam spać dopiero o drugiej w nocy. Schowałam kartki do torby, zamknęłam ją i zaczęłam kierować się w stronę znajdującej się na drugim piętrze szkolnej biblioteki. Pokonałam schody powolnym tempem, ponieważ była dopiero trzynasta pięćdziesiąt, więc miałam jeszcze całe dziesięć minut. Po drodze zatrzymałam się przy automacie z jedzeniem, wrzuciłam monetę i po chwili wyciągnęłam z niej ulubionego, czekoladowego batonika. Otworzyłam opakowanie i zaczęłam jeść. Gdy dotarłam na miejsce, wyrzuciłam pusty papierek do stojącego w rogu kosza na śmieci i rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wolnego stolika. Weszłam kawałek w głąb biblioteki i w końcu udało mi się znaleźć dwa wolne miejsca przy niedużym biurku stojącym zaraz przy dziale z literaturą współczesną. Rozsiadłam się wygodnie na krześle, wyjmując z torebki wszystkie przygotowane rzeczy. Rozłożyłam je na stoliku, sprawdzając czy aby na pewno wszystko mam. Jedyne co mi pozostało, to czekanie. Na zegarze wybiła czternasta, a Luke'a wciąż nie było.  Nie lubiłam spóźnialstwa. Sama byłam bardzo punktualną osobą, która zawsze była na czas.

Jedną dłonią zaczęłam wystukiwać jakiś nieznany mi rytm na blacie stolika a na drugiej podparłam głowę. Dziesięć minut później zobaczyłam chłopaka biegnącego w moim kierunku. Po drodze upuścił plecak, który miał zawieszony na lewym ramieniu, więc zatrzymał się by go podnieść. Po chwili stał już przy mnie, dysząc ze zmęczenia spowodowanego biegiem. Standardowo miał na sobie spodnie z dużymi dziurami na kolanach. Zastanawiałam się, czy w zimę też je nosi, bo przecież na pewno jest mu wtedy zimno. Jego włosy chyba nie znały pojęcia takiego jak grawitacja, gdyż w nienaruszonym stanie pozostawały uniesione ku górze i żaden, nawet pojedynczy kosmyk nie opadał na jego czoło. Na czarną koszulkę narzuconą miał granatową koszulę w kratkę. Nie wiem dlaczego, ale bardzo podobał mi się jego styl. Był taki prosty, a jednocześnie inny, wyróżniający się.

- Dziesięć minut spóźnienia – odezwałam się, wskazując głową na wiszący na ścianie zegar.

- Wybacz, musiałem... - zatrzymał się na chwilę, zastanawiając się nad czymś. – Musiałem coś załatwić  – dodał, po czym przysiadł się do stolika. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Podczas gdy ja szukałam odpowiedniej kartki w stercie papierów, którą wcześniej rozłożyłam, on uparcie poszukiwał czegoś w swoim czarnym plecaku.

- Oddaję długopis  –  podał mi przedmiot.

Szczerze mówiąc zupełnie o tym zapomniałam. Nie musiał mi go zwracać, pomimo tego, że go o to poprosiłam. I tak już zaczęłam pisać innym.

FAKE » Luke Hemmings (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz