🌹ROZDZIAŁ 54🌹 (18+)

15.1K 675 623
                                    

(18+)

Perspektywa: Nathan

Chodziłem z Cody'm po mieście. Nadal nigdzie nie znaleźliśmy Joe'go ze Scott'em. Bardzo się o nich martwiłem. Ostatnio nie poświęcałem stadu dostatecznie uwagi i tak to się kończy, że nagle część znika bez śladu. To moja wina.

- Skarbie...- odwróciłem się w tył, bo zauważyłem, że Moja kruszynka koło mnie nie idzie.

Szedł powolnie z tyłu, trzymając za brzuch. Od razu do niego podbiegłem.

- Co jest? Źle się czujesz? Chodź, usiądziemy gdzieś na chwilę. - chwyciłem omegę pod ramię i zaprowadziłem na murek na którym po chwili go posadziłem.

Nie powinienem brać Cody'ego ze sobą. Na pewno jest już zmęczony tym ciągłym chodzeniem.

- Jesteś głodny? Tam chyba sprzedają gofry. Chcesz? - zaproponowałem, delikatnie poprawiając mu włosy.

Przyjrzałem się buzi chłopca. Patrzył gdzieś w chodnik, a na policzkach pojawiły mu się okazałe rumieńce.

- Kruszynko? - przejechałem kciukiem po zaczerwienionej skórze na jego twarzy.

Nadal milczał, tylko jego rumieńce powiększały się z sekundy na sekundę. Stawałem się coraz bardziej zaniepokojony.

- Co się dzieje? Chcesz wracać do domu? Mamy tam spory kawałek. Może zadzwonię po Logana? - spytałem, a gdy ponownie nie doczekałem się odpowiedzi, wyjąłem telefon.

Wybrałem szybko numer do przyjaciela i przyłożyłem sobie słuchawkę do ucha.

- Jestem trochę zajęty. - usłyszałem od razu.

- Nie znajdziesz chwili, aby przyjechać po mnie i Cody'ego? - zapytałem z nadzieją.

- Robię Liamowi płukanie żołądka, więc nie za bardzo mam chwilę. - wyjaśnił.

- Co mu się stało? - przestraszyłem się.

- Zjadł pierścionek. Nie pytaj. - westchnął.

- Jak to zjadł pierścionek?! Żartujesz?! - niedowierzałem - Przecież to może zaszkodzić dzie...- urwałem, bo nagle do moich nozdrzy dotarł najpiękniejszy zapach jaki w życiu czułem.

Spojrzałem w oczy Cody'emu. Złapał się obydwiema rękoma za brzuch, a jego buzia była już cała czerwona.

- Dzieciom nic nie jest. - zapewnił Logan, ale słyszałem jego głos jakby z oddali, chociaż telefon miałem cały czas przy uchu.

Bez pożegnania, zakończyłem połączenie i schowałem urządzenie do kieszeni, ciągle wpatrzony w omegę przede mną.

- Dlaczego nie mówiłeś, że zbliża ci się gorączka? - spytałem, próbując zachować zdrowy rozsądek, a to było trudne przez ten zniewalający zapach.

- Wstydziłem się. - wyznał, odwracając wzrok gdzieś w bok.

- Oj, Cody. - jęknąłem, zamykając omegę w swoich ramionach.

Gdyby mi powiedział, zostałbym z nim w domu, a teraz? Jesteśmy po drugiej stronie miasta. Gdzie mam go zabrać, aby w spokoju przeszedł gorączkę? I żeby inne alfy się nie zleciały do niego, bo zabiję.

To nie miało tak wyglądać. Planowałem pozapalać świeczki w sypialni na ten dzień, a łóżko obsypać płatkami róż. Chciałem aby było romantycznie.

- Gorączka co? - usłyszałem za plecami, a potem doszedł do mnie zapach alfy.

Moje oczy rozbłysły czerwienią. Byłem gotowy by w razie czego obronić swoją kruszynkę.
Odwróciłem powoli głowę w stronę Andrew, którego poznałem od razu.

Born To Be Yours A/B/O (Dylmas,Nady,Briam,Theke)Where stories live. Discover now