🌹ROZDZIAŁ 16🌹

10K 772 329
                                    

ŻARTOWAŁAM Z TYM POLSATEM! XD MACIE DRUGI! ;*

Perspektywa: Cody

Ojciec całą swoją uwagę skupił na Nathanie, jakbym ja wcale się nie liczył tutaj. W jego oczach zawsze byłem tylko przedmiotem, który ma zapewnić korzyści. Nigdy nie miał dla mnie czasu i zapewne zielonooki także go nie będzie mieć. Zajmie się stadem i rządzeniem, a ja będę siedział w domu, pozostawiony sam sobie. Tak jak moja mama.

Posmutniałem przez moje myśli. Najchętniej uciekłbym stąd i ukrył się gdzieś przed wszystkim i wszystkimi.

- Ogłaszam przed obecnymi tutaj, że oddaje swoje przywódctwo Nathanowi Runnerowi, który na mocy połączenia się z moim synem, złączy nasze od zawsze rywalizujące ze sobą stada w jedno, silne. - zaczął mój ojciec, przez co nawet słuchać mi się go nie chciało.

Skupiłem wzrok na motylku, latającym koło kwiatów. Chciałbym być tak samo wolny jak on. Móc polecieć gdziekolwiek się chce. Ale jestem tchórzem i boję się czasami nawet wyjść z domu, więc co ja marzę o podróżach.

Nathan zaczął przyrzekać bronić stada, zajmować się nim z godnością i różne takie rzeczy, które mnie nie interesowały. Wróciłem do błądzenia głową w chmurach i to był mój błąd.

- Cody, mówię do ciebie. - wysyczał mój ojciec, na co dopiero wtedy się ocknąłem.

- Wszystko okej? Znowu ci słabo? - zmartwił się Nathan.

- Przepraszam, zamyśliłem się. - wyszeptałem ze strachem, bo ojciec piorunował mnie wzrokiem i zapewne był na mnie bardzo zły.

- Nic się nie stało. - zapewnił zielonooki, a ja cieszyłem się, że jest po mojej stronie i nie ma mi niczego za złe.

- Skup się na ceremonii. - upomniał mnie ojciec - Zapytam raz jeszcze...Czy przyjmujesz nazwisko "Runner" i od teraz przyrzekasz nosić je z dumą? - spytał, a ja tylko pokiwałem głową - Odpowiedz. - nakazał.

- Myślę, że przytaknięcie wystarczy. - stwierdził zielonooki, posyłając mi uśmiech.

Ojciec westchnął z irytacją, ale kontynuował dalej.

- Czy przyrzekasz pełnić obowiązki Luny stada z zaangażowaniem i oddaniem? - zadał kolejne pytanie.

Ja nawet nie wiem na czym te obowiązki polegają!

- Emm...tak. - odpowiedziałem niepewnie.

- Wątpię. - skomentował cicho, co tylko ja oraz zielonooki usłyszeliśmy i poczułem jak alfa ściska mocniej moją dłoń ze złości - A więc udzielam wam zgody na połączenie... - zaczął donośnie - I pozwalam na przejęcie moich obowiązków i pozycji. - podał nam papiery, które musieliśmy podpisać.

Chciałem napisać jak zawsze "Cody Volter", ale ojciec zwrócił mi niemiło uwagę, abym podpisał się nowym nazwiskiem. Wpisałem więc "Cody Runner"

Następnie Nathan złapał mnie za ramiona i ustawił przodem do siebie.

- Zrobię to szybko i będzie po wszystkim. - poinformował łagodnie, a mi głos uwiązł w gardle i tylko pokiwałem głową.

Rozpiął mi trzy pierwsze guziki od koszuli i odsłonił moje prawe ramię. Spojrzał mi na chwilę w oczy, posyłając pokrzepiający, lekki uśmiech.

Gdy zaczął pochylać się ku mojej szyi, chciałem już uciec, ale w ostatniej sekundzie zrezygnowałem i nadal stałem jak posąg. Uświadomiłem sobie, że gdybym teraz uciekł, ojciec by mnie chyba zabił, a Nathan jednak broni mnie w jakimś stopniu przed nim.

Poczułem dotyk ust zielonookiego na skórze i zadrżałem ze strachu. Nie ugryzł mnie, a tylko złożył pocałunek w miejscu gdzie powinien mnie oznaczyć.

- Gotowy? - wyszeptał mi do ucha.

Nie.

- Tak. - wyjąkałem ledwo.

Położył mi dłoń na karku, a drugą ręką złapał mnie mocno w pasie. Serce biło mi szybko. Bałem się okropnie. Myślałem, że zemdleje w momencie, kiedy poczułem jego ostre zęby na skórze, ale potem, gdy wbiły mi się w ramię, zapomniałem o mdleniu, bo takiego bólu jeszcze w życiu nie czułem. Zacząłem krzyczeć i się wyrywać, ale alfa trzymał mnie mocno, przez co byłem w pułapce. Spod powiek szybko poleciały mi łzy. W niecałe dziesięć sekund byłem już cały mokry na twarzy od płaczu, a kolejne chwile zdawały się dla mnie wieczną katorgą. Zawsze byłem bardzo wrażliwy na ból fizyczny, a ten po prostu naprawdę był nie do zniesienia dla mnie.

W końcu Nathan oderwał się od mojej szyi po wpuszczeniu mi do organizmu swojej esencji. Natychmiast zaczął ścierać łzy z mojej twarzy rękawami swojej koszuli.

- Przepraszam. Przepraszam, Cody. Ciii, proszę, nie płacz. - szeptał łagodnie i ze szczerością.

- Teraz, gdy zostaliście połączeni ze sobą...- zaczął mój ojciec, ale zielonooki spiorunował go wzrokiem, jednocześnie wyrywając mu nasze podpisane papiery z ręki.

- Teraz ja ci coś powiem. - oznajmił groźnym tonem.

Jego głos zawsze był łagodny, ale teraz z łagodnością w ogóle nie miał nic wspólnego. Słowa alfy nie były kierowane do mnie, ale i tak się przestraszyłem tej wrogości w jego tonie.

- Teraz, gdy nie możesz zabrać mi Cody'ego, w końcu mogę wyrazić swoje zdanie na pewne tematy, a szczególnie na jeden. - wskazał na niego palcem - Jeśli jeszcze raz będziesz niemiły dla swojego syna, albo będziesz wątpił w jego zdolności bycia Luną stada, osobiście połamię ci wszystkie kości. - wysyczał, po czym zgarnął mnie w swoje ramiona i poprowadził do Dylana i reszty przyjaciół, ignorując wszystkich pozostałych wokół - Usiądź sobie, skarbie. - jego łagodny ton wrócił - Boli cię jeszcze? - spytał z troską.

- Trochę. - przyznałem.

- Oj, Cody. - Dylan usiadł od razu przy mnie i objął ramieniem - Masz. Polepszy ci się humor. - wyciągnął w moją stronę tabliczkę czekolady.

- Ktoś w końcu powiedział coś temu staremu zgredowi. Winszuję. - uśmiechnął się Joe, podając Nathanowi dłoń w ramach gratulacji.

- Cóż...wkurzył mnie, a nie łatwo mnie wkurzyć. - westchnął z rozbawieniem.

Spojrzałem na ojca, który stał jeszcze chwilę jak kołek, a potem poszedł gdzieś. Wcześniej by się na pewno wściekał i krzyczał głośno, czego bardzo nie lubiłem, ale teraz nie ma już prawa głosu. Ma go tylko Nathan.

Wróciłem wzrokiem do zielonookiego. Poczułem się nagle przy nim bezpieczny. Wstawił się za mną i obronił moją godność przed ojcem. Nikt nigdy nie zrobił czegoś takiego dla mnie.

Ramię już prawie nie bolało, tylko pulsowało i szczypało lekko. Wciągnąłem sporo powietrza do płuc i od razu zauważyłem różnice w swoim zapachu. Nadal pachniałem jak ja, ale teraz znacznie wyczuwalna była nutka zapachu samego Nathana. Teraz każda alfa będzie wiedziała, że jestem jego.

- To chcesz tą czekoladę, bo zaraz sam ją zjem. - upomniał Dylan.

Wyciągnąłem dłoń i ułamałem sobie kawałek słodkości. Zaraz potem przyszła mama i przytuliła mnie czule. Zawsze miałem tylko ją, bo ojca nie obchodziłem. Wiedziałem, że kobieta mnie kocha i nigdy nie oddałaby mnie byle komu. Dlatego również z tego powodu nie uciekłem przed oznaczeniem.

Chyba wszystko będzie dobrze...

Chyba...

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

W załączniku: Nathan

Born To Be Yours A/B/O (Dylmas,Nady,Briam,Theke)Where stories live. Discover now