11| Blue

1.9K 199 9
                                    

- Świetnie, jeszcze przyszło mi mieszkać w dormitorium z pijaczką - mruknęła zdegustowana Aurelia posyłając chrapiącej Marlenie szybkie spojrzenie.
Dorcas zmrużyła gniewnie oczy i ledwo powstrzymywała się, żeby nie wydrapać dziewczynie oczu.
- Na nasze szczęście, za tydzień już tu nie będziesz mieszkać - warknęła tylko.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę - rzuciła szorstko Aurelia i wstała z łóżka.
- No świetnie, idź. Nie myśl, że nam z tego powodu smutno! - krzyknęła za nią Dorcas, a Aurelia prychnęła tylko i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Nasze spojrzenia z powrotem skupiły się na Marlenie, która spała w najlepsze.
- Dobra, to nie ma sensu - westchnęła Anna - Zanim się obudzi mogą minąć godziny. Jest jeszcze wcześnie. Możemy w końcu iść na śniadanie? Nie wytrzymam tak dłużej.
- Właśnie. Nawet jeśli Marlena się obudzi to z pewnością pierwszą rzeczą, którą zrobi nie będzie wybiegnięcie z wieży w poszukiwaniu swoich znajomych z wczoraj - dodała Dorcas.
- W porządku - powiedziałam posyłając ostatnie zaniepokojenie spojrzenie śpiącej dziewczynie - Przynajmniej nie spóźnimy się na eliksiry.
- To akurat nie byłoby złe.
Przewróciłam oczami i wstałam z łóżka poprawiając przy tym spódniczkę.
- Tak się składa, że na dzisiaj profesor Slughorn zapowiedział specjalne zajęcia i nie mogę ich ominąć za nic na świecie.
- Specjalne zajęcia, mówisz? Czy tylko mi się to kojarzy z czymś niewiarygodnie nudnym? Zakładam, że pokaże nam jakiś niesamowicie trudny eliksir i tyle.
- Mów sobie co chcesz - prychnęłam i wyszłam z dormitorium.
James siedział na kanapie i wyglądał jakby zaraz miał nie wytrzymać z podekscytowania. Black wręcz przeciwnie. Jego mina była niewyraźna i z trudem powstrzymywał ziewanie.
- Lily! - James wstał gwałtownie i uśmiechnął się szeroko - Dowiedziałem się jak nazywa się ta dwójka z wczoraj - powiedział promieniejąc z dumy.
- Dlatego właśnie siedzimy tu od 6 rano. Żeby Rogacz przekazał ci tę jakże ważną wiadomość. To okrutne. Mogę wrócić do łóżka?
- I tak niedługo zaczynają się lekcje - zmarszczyłam brwi.
- Każda minuta snu jest dla mnie ważna - wzruszył ramionami chłopak.
- Możemy wrócić do tego o czym mówiłem? - spytał zniecierpliwiony James - Oboje są na szóstym roku. Dziewczyna nazywa się Alula Groyk, a chłopak to Preston Wixing. Co ciekawe to nowi znajomi naszej drogiej Aurelii. Jedyni, którzy potrafią znieść jej towarzystwo.
- Myślisz, że Aurelia kazała swoim przyjaciołom upić Marlenę i siebie przy okazji?
- Dokładnie - James kiwnął głową.
- Trudno mi w to uwierzyć. Z nas wszystkich Marlena traktowała ją najlepiej. Nie sądzisz, że wolałaby zrobić jakieś świństwo mnie, Dorcas albo Annie? Czemu Marlena?
- Takie zagadki to nie na poranki - mruknął pod nosem Syriusz i spojrzał na nas ze zmęczeniem.
- A co ty robiłeś, że jesteś taki zmęczony? - spytałam.
- Najpierw słuchałem Rogacza i jego podekscytowania z okazji wlepienia szlabanu Ślizgonowi. A potem do 5 rano gapiłem się w sufit, bo nie mogłem zasnąć. A teraz wy męczycie mnie myśleniem.
- Naprawdę jesteś biedny - mruknęłam przewracając oczami - Wracając do tematu. Nie sądzę, żeby Aurelia miała coś z tym wspólnego. To takie...zbyt banalne jak na nią.
- O czym gadacie? - spytała Anna podchodząc do nas.
Dorcas usiadła na kanapie obok Syriusza, co ten wykorzystał kładąc głowę na jej ramieniu.
- O dziwnym zachowaniu Marleny i o możliwym udziale Aurelii w tym.
- Dobra, zajmiemy się tym później. Chodźmy, bo nie zdążymy zjeść śniadania przed eliksirami.
- Tak się składa, że dzisiaj będą specjalne zajęcia, a my przecież nie możemy ich ominąć za nim w świecie - przedrzeźniała mnie Anna.
Szturchnęłam ją, ale Anna uśmiechnęła się tylko promienie.
Nie zdążyliśmy dojść do Wielkiej Sali, gdy drogę zagrodziła nam McGonagall z poważnym wyrazem twarzy.
- Evans, Carter, Meadowes za mną. Potter i Black możecie iść na śniadanie.
- Czy pani również się dzisiaj nie wyspała?
- Black, jeśli za trzy sekundy nie będzie cię w Wielkiej Sali masz gwarantowany szlaban. Dziewczęta, proszę za mną. Nie mamy czasu.
- Ale pani procesor... - zaczął James.
- Potter, to samo tyczy się ciebie! - warknęła profesorka i zaczęła iść w stronę swojego gabinetu.
Posłałam chłopakom zaniepokojone spojrzenie i poszłam za McGonagall, która wręcz prawie biegła.
- Nie możemy chociaż wziąć trochę jedzenia na drogę? - spytała z żalem Anna, ale kobieta nie zwróciła na nią uwagi.
Gabinet nie był pusty. Przy biurku stali Dumbledore i jakiś nieznany nam mężczyzna. Spojrzałam niepewnie na dziewczyny, które wydawały się równie zaniepokojone jak ja.
- Usiądźcie, moje drogie - powiedział Dumbledore, a w jego głosie słychać było zmartwienie.
- Czy... coś się stało? - spytała niepewnie Dorcas.
- Dokładnie tak - mruknął czyjś ochrypły głos.
Spojrzałyśmy w głąb gabinetu, gdzie za potężnym regałem chował się Remus. Trzymał w ręku książkę, którą obracał obojętnie, a jego oczy były tak smutne, że poczułam, że powoli zaczynam się bać.
- Panie Lupin, proszę dołączyć do nas. Remus niechętnie podszedł i zajął ostatnie wolne krzesło.
- To co teraz powiem może wami wstrząsnąć - zaczęła profesor McGonagall - Panna McKinnon jak zapewne zauważyłyście zachowywało się ostatnio...nietypowo. Było to spowodowane listem, który dostała kilka dni temu. Jej siostra pisała w nim, że państwo McKinnon zaginęli i nikt nie wie co się z nimi stało. Cóż, po prostu zapadli się pod ziemię. Marlena... delikatnie rzecz mówiąc załamała się zniknięciem rodziców.
- To dlatego... - zaczęła Dorcas, ale szybko przerwała - Przepraszam. Proszę kontynuować.
- W każdym razie dzisiaj dostaliśmy wiadomość z ministerstwa, że ich znaleziono...martwych.
Żadna z nas się nie odezwała. Siedziałyśmy w ciszy wpatrując się w profesorkę.
- Panna McKinnon jeszcze się o tym nie dowiedziała. Jednak ciężko przyjmie tę wiadomość, dlatego będzie potrzebować waszej pomocy.
- Jak to się stało? - spytałam cicho.
- Prawdopodobnie zostali zamordowani przez Śmierciożerców. Państwo McKinnon zaciekle bronili mugoli i tolerancji w stosunku do nich, co naprawdę denerwowało niektóre rodziny czystej krwi. Być może to był właśnie powód.
- To straszne - jęknęła Dorcas i ukryła twarz w dłoniach - Biedna Marlena. Na Merlina, to straszne - powtórzyła wzdychając.
- Zwolnię was z lekcji dzisiejszego dnia. Do czasu aż nie zawiadomię panny McKinnon proszę o tym nie wspominać, dobrze?
Wyszliśmy z gabinetu. Eliksiry trwały już od 5 minut, ale nie miałam ochoty nawet o nich myśleć. Zastanawiałam się co by było, gdyby to moi rodzice zostali zamordowani, bo są mugolami. Gdybym ja teraz, tak jak Marlena żyła w nieświadomości, by później dowiedzieć się tej prawdy.
- Chodźcie - westchnęłam - Poczekamy aż Marlena się obudzi.

Hey there MaraudersWhere stories live. Discover now