10| And we're burning all the bridges now

1.9K 197 5
                                    

Od tamtego dnia Aurelia unikała nas jak ognia. Nie dlatego, że się nas bała. Po prostu stwierdziła, że ma nas dosyć i zabieramy cenne chwile z jej życia naszymi głupimi żartami. Z jej strony wyszedł również wniosek do profesor McGonagall o zmienienie dormitorium.
Wszystkie zgodnie stwierdziłyśmy, że to był pierwszy raz, gdy Aurelia zrobiła coś dobrego.
Prawdziwą burzę wywołała jednak wieść o moim dwutygodniowym wyjeździe. Syriusz i Dorcas przekrzykiwali siebie nawzajem zadając coraz to bardziej szczegółowe pytania, a James siedział na kanapie mocno się nad czymś zastanawiając. Byłam zdziwiona, bo spodziewałam się po nim innej reakcji.
- Co myślisz? - spytałam niepewnie, gdy wreszcie zapanowała cisza.
- Czy Greg też jedzie?
- Nie, tylko ja.
- To w porządku. Serio. Jeśli jego tam nie będzie to jestem spokojny.
- A jakby był to co by się stało? - spytałam, a Syriusz głośno odchrząknął.
- Lily, to chyba oczywiste.
Pokręciłam głową, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem.
- Myślę, że gdybyś pojechała z nim sama na dwa tygodnie do jakiegoś ośrodka w centrum Londynu to z pewnością wykorzystał by okazję i próbował cię podrywać.
- Cóż, skąd ta pewność? Myślę, że on nie jest typem takiego człowieka.
- Lily, on się zmienił i to znacznie! Kiedyś był w porządku, ale teraz widać, że jest zbyt pewny siebie i arogancki.
- A myślałam, że te dwie cechy odnosiły się do ciebie - powiedziałam mrużąc oczy.
Syriusz zakaszlał nerwowo, a Dorcas posłała mi zaniepokojone spojrzenie.
- A ty naprawdę ciągle o tym?
- Nie, Potter. Nawet jeśli Greg próbowałby mnie podrywać to mógłbyś mi ufać chociaż na tyle, żeby wiedzieć, że bym się do tego nie dołączyła - warknęłam i wstałam gwałtownie z kanapy - Ale zdążyłam już zauważyć, że to dla ciebie za dużo.
- Świetnie! Jedź sobie do tego Londynu i rób co chcesz. Nawet z Gregiem!
- Przecież mówiłam ci, że go tam nie będzie!
- Trochę już późno - zaśmiał się nerwowo Syriusz - Może pokłócicie się rano? Ewentualnie w następnym tygodniu.
- Jeśli coś ci nie pasuje, Black możesz iść do swojego dormitorium.
- Spokojnie - zaczęła Dorcas - Rzeczywiście jest już późno. Już po ciszy nocnej. Chodźmy spać.
- Nie - powiedziałam podnosząc się z kanapy - Muszę iść jeszcze na patrol. A ty, nawet nie myśl sobie o tym, żeby iść ze mną - zwróciłam się do Jamesa.
- Też jestem prefektem - chłopak zmarszczył brwi - I też pójdę.
- Świetnie - prychnęłam - To możesz sobie patrolować inną część zamku niż ja.
- Ale z was dzieci - stwierdził Syriusz z westchnieniem - Idę spać.
- Uważaj na siebie, Lily - powiedziała Dorcas.
Wyszłam na korytarz i zignorowałam kolejną próbę nawiązania rozmowy przez Grubą damę. Skręciłam w prawo ani razu nie oglądając się za siebie chociaż wiedziałam, że James i tak za mną idzie.
- Zamierzasz tak ciągle za mną chodzić? To irytujące - powiedziałam w końcu nie zwalniając tempa.
- Ja tylko patroluje ten korytarz, Evans.  A to, że idziesz metr przede mną to już twój problem.
- Jesteś wkurzający.
- Wracamy do poprzedniego roku? Robi się coraz ciekawiej.
Przystanęłam i odwróciłam się patrząc na niego z zirytowaniem.
- Robisz to specjalnie - warknęłam mrużąc oczy.
- Co?
- Prowokujesz mnie, żebym cię wysłała do skrzydła szpitalnego. A przysięgam, że zaraz nie wytrzymam.
- Od kiedy jesteś taka groźna, co?
Przewróciłam oczami i zaczęłam z powrotem iść przed siebie.
- Nudne te patrole - powiedział James dorównując mi tempa - Odkąd zostałem prefektem Ślizgoni nic nie robią tylko siedzą w tych swoich lochach, a ja nie mam komu dawać szlabanu. W dodatku dziwnie jest dawać komuś szlaban, gdy samemu dostaje się kilka tygodniowo.
- Cóż, to kolejny argument do serii dlaczego Dumbledore popełnił błąd swojego życia robiąc z ciebie prefekta naczelnego.
- Wiesz kiedyś myślałem, że jak będziemy razem to będziesz milsza, ale coś nie wyszło. Chociaż pracuje nad tym. I Syriusz.
- Nad czym? - zatrzymałam się gwałtownie.
- Nad niczym - wzruszył ramionami.
- Nie jestem głupia, James. Ani głucha.
- To dobrze, prawda?
Westchnęłam ciężko, a chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Będziesz zadowolona, Lily. Jak zobaczysz to coś. Muszę ci niestety powiedzieć, że pokazałbym ci to dopiero wtedy, gdy wypadałby ten twój cały wyjazd, bo jeszcze z Syriuszem nie mamy wszystkiego gotowe, ale...
- Po pierwsze wiem, że wymyślasz to wszystko na poczekaniu - powiedziałam unosząc brwi - Po drugie myślałam, że nie miałeś nic przeciwko, bo nie będzie tam Grega. To było 10 minut temu.
James już miał odpowiedzieć, gdy na korytarzu rozległy się głośne śmiechy. Spojrzeliśmy po sobie. James wydawał się podekscytowany, a ja byłam zirytowana, bo była cisza nocna i ktoś chyba bardzo chciał dostać szlaban.
- Na Merlina, niech to bedą Ślizgoni. Najlepiej Malfoy i spółka. Nie proszę o nic więcej - mruknął James pod nosem i ruszyliśmy w stronę śmiechów.
- Nie wierzę - powiedziałam, gdy wyszliśmy zza zakrętu.
Naszym oczom ukazał się nietypowy widok. Na przedzie szła jakaś nieznana mi dziewczyna, która chichotała trzymając za rękę ślizgona, który ledwo trzymał się na nogach. Za nimi wlokła się Marlena z dziwnym wyrazem twarzy chwiejąc się w obie strony. W ręce trzymała butelkę ognistej opróżnioną do połowy.
- Marlena! - podbiegłam do dziewczyny i wyrwałam jej butelkę z ręki. Nawet nie zareagowała - Jesteś pijana. I to totalnie. Zwariowałaś?
- Daj na luz, rudasku - powiedział niewyraźnie Ślizgon. Dziewczyna obok zaśmiała się ponownie jakby powiedział coś nie wiarygodnie śmiesznego - Mamy wszystko pod kontrolą.
- Właśnie widzę - mruknęłam.
- Ty tutaj - zaczął James dumnie wypinając pierś - Zacznijmy od tego, że nie pozwalam ci mówić do mojej dziewczyny rudasku. A tak przy okazji jesteś Ślizgonem?
Chłopak mruknął coś pod nosem, a James w zamyśleniu kiwnął głową.
- Kolega dostaje szlaban. Tygodniowy. Nie, dwutygodniowy. Będziesz czyścił toalety z Filchem. Mają błyszczeć, jasne? A i Slytherin traci 10 punktów. Ej, to całkiem zabawne.
- James - warknęłam ledwo utrzymując Marlenę w pionie - Zabierz tę dwójkę do Filcha lub gdziekolwiek, a ja zajmę się Marleną.
- Lily... nie - mruknęła Marlena przymykając oczy - Czuje się zupełnie dobrze.
- Będę jednak spokojniejsza, gdy nie będziesz wałęsać się po zamku pół przytomna z równie pijanym towarzystwem. Chodź.
Na szczęście w pokoju wspólnym już nikogo nie było i nikt nie zobaczył jak Marlena co chwila potykała się o własne nogi. Z trudem udało mi się przytaszczyć ją do dormitorium.
- Na Merlina, co się stało? - spytała Dorcas wytrzeszczając oczy.
Anna wyglądała na równie zszokowaną.
- Jest pijana - mruknęłam stając przy jej łóżku. Puściłam ją, a Marlena jak długa poleciała na poduszki.
- To widać. Ale dlaczego? Gdzie ona w ogóle była cały wieczór? Myślałam, że z Remusem! - Anna niepewnie spojrzała na dziewczynę - Teraz wygląda jakby nie żyła.
Postukałam Marlenę w ramie, ale ta tylko mruknęła coś niezrozumiałego i przewróciła się na drugi bok.
- Dzisiaj już się nie dowiemy co się stało - powiedziałam.
- Marlena nie pije alkoholu. Nigdy. To conajmniej dziwne.
- Musimy zaczekać do jutra - westchnęłam - Zastawia mnie również kim była ta dwójka, z którymi była. Chłopak był na pewno ślizgonem. Dziewczyna nie miała swojego krawatu.
Zapadła cisza, a nasze spojrzenia utkwione były w Marlenie, która leżała na boku cicho pochrapując.

Hey there MaraudersUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum