Dzień 50, 2 sierpnia

52 7 1
                                    


 Prawie miesiąc. Tak długo byłem zamknięty we własnej głowie czy, jak kto woli, zapadłem w śpiączkę. Dowiedziałem się tego dzisiaj, podczas jednej z sesji z doktorem Newmanem. Minęły dwa dni od mojego wybudzenia. 30 dni temu uśpili mnie i przeprowadzali badania. Za miesiąc pójdę do szkoły, jako że mój stan uległ ,,znacznej poprawie", a projekt ,,Światłość" zakończył się całkowitym sukcesem. No, nie do końca.

 Prawda jest taka, że teraz mnie monitorują. Kamery są wszędzie: w szafie, pod oknem, obok łóżka... nawet w łazience. Założyli również podsłuchy, z tego co wywnioskowałem z rozmów pielęgniarek, lekarzy i innych pracowników. Zabawne, gdy człowiek zachowuje się jak totalny idiota ludzie nagle tracą przy nim czujność.

 Ruvik milczy. Siedzi cicho, bo wie, że wystarczy jeden błąd, a znowu wylądujemy na stole. Albo gorzej. Wątpię czy chcieliby trzymać mnie przy życiu, skoro ja jestem również nim. A on mną. Skomplikowane, nawet ja tego nie rozumiem.

 Ogólnie zajmuję się teraz ,,zdrowieniem". Powoli przestaję zachowywać się jak czterolatek, coraz bardziej jak nastolatek. Staram się jak mogę, ale za wzorce zachowań mam filmy, wiesz, te których nikt nie ogląda, chyba że nie ma nic innego w tv. Dlatego idzie mi tak powoli, chociaż doktora i tak zadowalają moje postępy. 

 Poza tym przygotowuję się do życia w szkole, czyli uczę się czytać, pisać, liczyć i inne takie. Podobno jestem wybitnie uzdolniony, bo w ciągu 2 dni przeskoczyłem 2 klasy. Podstawówki, ale jednak. 

 Bardzo lubię matematykę, bo tam zawsze wszystko się zgadza. Jest idealna, zazwyczaj ma tylko jedno rozwiązania. Szczególnie podoba mi się twierdzenia Pitagorasa. Podobno to materiał ze szkoły średniej, ale naprawdę świetnie się to pisze. Jeśli chodzi o czytanie... rozpoznaję literki. I tego się trzymajmy.

 Dzienniczek dostałem wczoraj i byłem w szoku, gdy odkryłem, że jest zapisany. Cały mój pobyt tam został uwieczniony. To dobrze, bo zacząłem podejrzewać, że to tylko mi się śniło. Teraz śmieję się z własnej niewiary. Czegoś takiego nie można sobie wyobrazić, to chore. No chyba, że dla mojego domniemanego ojca. Dla niego nie ma rzeczy za strasznych albo zbyt obrzydliwych. 

 Ostatnio, po wyłączeniu kamer (tylko te w łazience są odłączane. Pewnie chodzi o to, żebym mógł się  umyć lub załatwić) postanowiłem sprawdzić, czy nadal potrafię... przenosić przedmioty. Tam potrafiłem. I to nie tylko w tamtym świecie, ale tutaj też. Cóż... nie udało mi się. W ogóle, mydło ani drgnęło. Szkoda. Bo coś czuję, że w szkole przydałoby się mieć jakieś asy w rękawie. Bo kto wie czego się spodziewać po Zespole Szkół dla Szczególnie Trudnej Młodzieży. 

 Jeśli natomiast chodzi o szkolę, w ulotce przedstawiono wygląd całego kompleksu. Znajduje się tam internat, ale nie będę tam mieszkał, bo, dla mojego bezpieczeństwa, wolą ,,mieć mnie na oku". A jeśli chodzi o główny budynek... Bardzo przypomina moje obecne miejsce pobytu. Też ma kraty w oknach i drut kolczasty na dachu. Znajduje się w centrum miasta, więc będę musiał dojeżdżać, chociaż jeszcze nie wiem jak. 

 Oprócz tego... Strasznie się nudzę, odkąd Ruvik gdzieś się zaszył. Ciekaw jestem czy on widzi to samo co ja, czy może opuszczać moje ciało i chodzić gdzie chce, jako duch oczywiście. Też bym tak chciał. Ale, cóż nie zachowuję się jak psychopatyczny sadysta, którego interesuje tylko zemsta. I rządzenie światem. 

 Pewnie ciekawi cię, dlaczego sobie pozwalam sobie na takie mówienie o moim ojcu. Otóż, skoro wszędzie są obserwujące mnie kamery, nie może mi nic zrobić, bo wyglądałoby to podejrzanie, że nagle złamałem rękę. A nie zabije mnie, bo to oznacza również jego koniec. Czuję jak się powoli wkurza i wiem, że  się na mnie zemści. Zaczynam się bać, ponieważ na zadawaniu bólu bez zabijania on się zna jak mało kto. Tak w sumie... To bardzo dobrze, to z tym rządzeniem światem, nareszcie zajmie się tym ktoś, kto się na tym zna. (Proszę, niech ON to usłyszy. Nie chcę wylądować z flakami wywróconymi na druga stronę albo bez oczu. Albo z drutem kolczastym zamiast wątroby. Albo w ogóle bez wątroby)

 Za tydzień mam jechać nad jezioro. Oczywiście, jeśli nadal będę czynić postępy, czyli upewnią się, że pozbyli się obiektu 001, jak nazywają tu Ruvika. 

 Doktorek puka do drzwi. Kończę. Teraz ma odbyć się mój pierwszy spacer po ogrodach otaczających ten głupi psychiatryk. Chociaż, przyznaję, czekam na to z niecierpliwością. Później opiszę, jak było.

2 godziny później...

 Wow! Taka była moje pierwsza reakcja. Naprawdę podobało mi się, w końcu siedziałem tam 2 godziny, a i tak musieli mnie siłą ciągnąć z powrotem. Gdy zobaczyłem te drzewa, tą całą zieleń uświadomiłem sobie, jak długo siedziałem w zamknięciu. Nie wiedziałem czego się spodziewać za drzwiami, do których prowadził długi, biały i depresyjny korytarz. Bałem się. Wiem, że to dziwne, ale to nazywa się strach przed nieznanym. 

 Gdy w końcu pan Newman przekręcił klucz w zamku, wyszedł niepewnie. Cały mój entuzjazm wyparował. Jednak po chwili poddałem się urokowi życia zewnętrznego. Nie mam na myśli fajek, dragów i wódy, ale przyrodę i świeże powietrze. Serio. Szczerze mówiąc, spodziewałem się paru powyginanych drzewek i zachwaszczonego... wszystkiego. No i może jeszcze paru butwiejących ławek. Zamiast tego zastałem (jak dla mnie) ogromny, zielony park, z monumentalnymi drzewami, kwitnącymi klombami i eleganckim alejkami. Doktor, widząc moje zdumienie wytłumaczył mi, że nie znajduję się w pierwszym lepszy szpitalu psychiatrycznym, jak nazwał wariatkowo, tylko w jednym z najdroższym i najlepszych ośrodków w kraju. Mieli nawet sadzawkę z fontanną!

- Gdzie są inni pacjenci?- zapytałem

- Ohh... Oni nie będą ci przeszkadzać. Jesteś naszym gościem specjalnym!

 Nie przekonało mnie to jego wytłumaczenie. No jasne, że nie. To chyba oczywiste, że oni nadal nie do końca wierzą w twoje magiczne ,,wyzdrowienie". No wow, tyyyle cię nie ma, a teraz zjawiasz się jak... jak... Ruvik z pudełka. Co ty powiedziałeś? Nic, nic. Mam taką nadzieję...

Wracając do mojego opowiadania... nie uwierzyłem im, ale, aby zachować pozory, machnąłem na to ręką. Poza tym byłem szczerze ciekawy, jak też może wyglądać zabawa w takim wspaniałym miejscu. Wspinałem się na drzewa, goniłem za wiewiórkami, rzucałem w kaczki kamieniami... znaczy się, rzucałem kaczki na wodzie. 

 Doktor Newman po godzinie uznał, że mogę zostać sam i poszedł napić się kawy oraz do kogoś zadzwonić. Ja w tym czasie, upewniwszy się, że nikt mnie nie śledzi, nie podsłuchuje i nie obserwuje (np. przez okno czy kamery), postanowiłem znowu spróbować z tym przenoszeniem przedmiotów. Skupiłem się na kamieniu, który położyłem przed sobą. Przez chwilę wydawało mi się, że się przesunął. Ale, niestety, to była tylko iluzja. 

 Postanowiłem dać sobie spokój z tymi magicznymi sztuczkami. To i tak do niczego nie prowadziło. Zrezygnowany ruszyłem w stronę sadzawki. Idąc pochłonięty myślami, o mało nie rozdeptałem i tak już martwego ptaszka. Ignorując ostrzeżenie doktora, by nie dotykać martwych zwierząt, bo przenoszą choroby przykucnąłem i dźgnąłem go raz czy dwa palcem. Potem, jeszcze bardziej podłamany, ruszyłem w stronę jeziorka, gdzie bawiłem się tak świetnie, że zapomniałem o smutku. Ogólnie, podsumowując, zabawa była przednia i chętnie wrócę tam jeszcze parę razy. 

 Poza tym, zaraz po moim powrocie, gdy siedziałem z doktorem Newmanem i opisywałem swoje przeżycia w ogrodzie, do gabinetu wpadła pani Explorer, krzycząc coś o ataku ptaków-zombie. Po tym, jak wyprowadzili ją ochroniarze, zgodnie z doktorem stwierdziliśmy,  takie osoby jak ona powinny siedzieć w psychiatryku, a nie ja.





The evil within. Ciemność.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz