...

61 7 2
                                    

Sorki za ta odwalankę przy poprzednim rozdziale. Siostra dobrała się do niego ...

 Gdy tylko usiadłem na tronie, całe to dziwne uczucie mnie opuściło. Zamiast niego pojawiło się inne, bardziej mi znane przerażenie. I obrzydzenie do samego siebie. Jak mogłem coś takiego zrobić? To było... okropne. Nieludzkie. Takie do mnie nie podobne. 

 Usłyszałem zgrzyt metalu, który najpewniej nie znaczył nic dobrego. I miałem rację. Ten dziwny hełm, znajdujący się nad moją głową, obniżył się. Zasłonił mi obraz przed oczami. Teraz widziałem tylko ciemność. Po chwili znowu rozległ się nieprzyjemny, zardzewiały dźwięk i poczułem, jak metalowe kajdanki owijają się wokół moich nadgarstków i kostek. Teraz nie mogłem już się poruszać  i nic nie widziałem. Przerażające uczucie, przez które miałem wrażenie, że jestem jeszcze bardziej samotny. Masz jeszcze mnie... Ty? Co ty tu robisz? Podążam za tobą. Myślałeś, że przez ten cały czas zostawiłbym cię samego? Więc to ty... Tak. To ja zająłem się tym byłym policjantem. Jakim ,,byłym policjantem"? Tym człowiekiem, który próbował cię zastrzelić. Zabiłeś go! On już nie żył od bardzo dawna.... Jak to?

Nie doczekałem się odpowiedzi. Ruvik milczał. Równie dobrze mogłoby go nie być. Ale wiedziałem, że nie odszedł. On nigdy nie znikał. Teraz to zrozumiałem. Po prostu się nie odzywał. Czemu? Pewnie chciał dać mi iluzję, że go nie ma. Że znika. Żebym go nie wkurzał. Wyczułem, że mam rację. Zaraz. Jak to ,,wyczułeś"? To niemożliwe. I niesamowite. Tylko dlaczego to się dzieje?... Ale o czym ty mówisz? Znowu cisza. O co mu chodzi? 

Nie miałem nawet czasu się zastanawiać, przerwał mi ból. Metalowe kajdany i obręcz zaczęły wrzynać mi się w ciało z niespotykana siłą. Jakby chciały wycisnąć ze mnie duszę. To było tak straszne i niespodziewane, że nie mogłem nawet krzyczeć. Wtedy chciałem umrzeć. Miałem gdzieś mojego ojca, lekarzy,  zemstę. Pragnąłem tylko, by to się skończyło. Ta tortura. Równie dobrze ktoś mógłby po kolei wyrywać mi część ciała. Powoli. I niezmordowanie. Przez całą wieczność. Jak Prometeuszowi, gdy orzeł wydziobywał mu wątrobę.

 Wtedy, nagle wszystko się skończyło, tak szybko, jak się zaczęło. Ale ulgę czułem krótko, bo po chwili w moje ciało wbiło się coś ostrego. Jakieś szpikulce czy coś. Znowu nie mogłem krzyczeć. Najgorsze było to, że czułem ból, ale nie krwawiłem. To znaczyło, że nie umierałem! Czyli nie mogłem tego zakończyć! Męki, które nie wiadomo kiedy się skończą. To było jak piekło. Tak je sobie wyobrażałem. 

Poczułem jakąś zmianę. Jeszcze nie wiedziałam, czy na lepsze czy na gorsze. Wydawało mi się, że przez te szpikulce do mojego krwioobiegu wprowadzana jest jakaś substancja, która błyskawicznie rozprzestrzeniła się i dotarła do wszystkich zakątków mojego organizmu. Czerń przed moimi oczami zaczęła się zmieniać. Zobaczyłem światło....

... I obudziłem się na stole, tym metalowym. Zorientowałem się, że marznę. chciałem się podnieść, ale nie mogłem. Aparatura, do której zostałem podłączony, zaczęła szaleć. Chyba nie niepotrzebnie próbowałem wstać, tylko się zmęczyłem. Zdałem sobie sprawę, że zaraz wpadnie tu tabun lekarzy, niewątpliwie zaalarmowanych moim stanem. I miałem rację. Po chwili drzwi się otworzyły i wpadło przez nie trzech lekarzy i tyleż samo pielęgniarek. Jeden z nich jako pierwszy dopadł urządzenia, którego pikanie zaczęło działać na nerwy. Kliknął parę guziczków, po czym zapadła cisza. 

-On... on się obudził!!!!- krzyknął zaskoczony doktor Newman. 

- Oczywiście panie doktorze.- powiedziałem grzecznie, ale bardzo cicho. Gardło miałem bardzo suche i zachrypnięte od długiego nieużywania.- Czy mógłbym dostać trochę wody?

-A-ależ n-naturalnie, L-leslie.. K-kate? P-przynieś p-pacjentowi sz-szklankę, d-dobrze?

Zdumiona (i jakby... przestraszona?) pielęgniarka nic nie odpowiedziała, tylko potwierdziła skinieniem i wyszła szybko z pokoju. Mam nadzieję, że się pospieszy. Reszta tymczasem zabrała się za badanie mojego stanu, czasami wykrzykując takie stwierdzenia jak: ,, tętno w normie!" ,,fale mózgowe również!" ,,układ nerwowy nieuszkodzony!". To ostatnie zdanie mnie zaciekawiło. Dlaczego miałbym być w jakiś sposób popsuty?  Czułem tylko zmęczenie i irytację. Kiedy oni w końcu przestaną? Tak bardzo pragnąłem snu... Moje oczy chyba również, bo zaczęły się zamykać. Zadowolony odpłynąłem w ciemność...

Obudziłem się w swoim pięknym pokoju. Miał sufit  (nadal mu nie ufam) i ściany! Tym razem zimno nie należało do moich zmartwień. Ahhh... tak przyjemnie cieplutko. A na dodatek pamiętałem swoje imię. To się nazywa prawdziwe szczęście. 

W końcu postanowiłem wstać. Przyznam, ciężko było postawić nogi na zimnej podłodze i na dodatek zrzucić z siebie kołdrę. Pełen determinacji dotarłem do łazienki. Umyłem się pod sikaczem wody (ahh ta duma) i podszedłem do lustra.  Lustra? Coś mi się przypomniało, jakaś postać w kapturze... Ruvik? Jesteś tu? Sam nie wiem, czemu o tym pomyślałem. Wyszorowałem zęby i wróciłem do pokoju. Nieufnie zbliżyłem się do pożeracza ubrań, przez niektórych zwanym szafą. Wybrałem dżinsy i białą koszulkę. Do wyboru miałem jeszcze jedną parę spodni i różowy t-shirt. Chyba niezbyt dobrze bym w tym wyglądał. 

Wtedy przyszedł do mnie pan Newman. Zachowywał się dziwnie, jakoś nerwowo. 

-Jak się czujesz Leslie?

-Dobrze.

-Wiesz co się działo przez ostatnie dwa tygodnie?

-Nie... A czy powinienem?

-Nie! Znaczy... Nie powinieneś. Znaczy... nie musisz. Nic się nie działo. Po prostu zapadłeś w śpiączkę.

-Aha... A dlaczego?

-Bo... ten tego... dostałeś udaru! Tak udar!

-Udar?

-No niestety...

-A do tego czasem nie jest potrzebne słońce?

-Yyy... Nie pyskuj!

-Tylko pytam...

-Zaraz, ,,pytasz"?

-No oczywiście. Dziwnie pan się zachowuje...

-Co?-powiedział z roztargnieniem doktor- nie, nie... Chciałbyś coś dostać?

-Kredki!

 Doktor westchnął zadowolony. Jakby mu ulżyło. Zaczął mamrotać coś o sukcesie i ,,pozbyciu się Ruvika", cokolwiek to znaczy. Aż zacząłem się zastanawiać czy to na pewno ja jestem ten szalony. Postanowiłem więc przytakiwać mu i się nie odzywać. Po chwili doktorek wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił do kogoś, z kim chyba coś ustalał. Zapewniał, że jestem ,,gotowy" i takie tam. Gdy skończył, obrócił się ku mnie z uśmiechem na ustach.

-Leslie, mam dla ciebie niespodziankę! Pójdziesz do szkoły!

-Jupi!!!

 Z radości skakałem po pokoju. Idę do szkoły! To znaczy, że jestem normalny! Będę jak inni! Na filmach szkoła zawsze wygląda super! Chyba, że jesteś jednym z tych tak zwanych frajerów. Pewnie, mając pecha zostanę jednym z nich.... Ale i tak będzie fajnie. Pan Newman tez się cieszył. Jednak po chwili musiał wracać do gabinetu, a ja zostałem sam. Wszedłem na łóżko i poskakałem sobie na nim. Po chwili poczułem, że muszę do łazienki, więc pędem się tam udałem. Wpadłem i zrobiłem, co musiałem. Po chwili podszedłem do lustra. Przypatrzyłem się swojemu odbiciu. Skierowałem wzrok na obraz za mną. Czerwone światełko kamery zgasło. Odetchnąłem z ulga, przy okazji burząc moją minę debila. Moje odbicie zafalowało i zniknęło. Zamiast niego pojawiło się nowe, ale jednocześnie znajome. Czułem, że jest zadowolony.Oby tak dalej, a wydostaniemy się stąd.

****

Sorry za błędy. Wattpad coś mi zaciął, niestety i nie mogłam nic poprawić.




The evil within. Ciemność.Where stories live. Discover now