Następny dzień po tamtym.

84 8 4
                                    

  Po mojej ostatniej ,,ostrej" wymianie zdań mój ,,ojciec" już się nie pojawił. Nie ma go już dobra chwilę, i, wierzcie mi, nie cierpię z tego powodu. I tak pewnie za jakiś czas wyskoczy jak diabeł (i to całkiem dosłowny. Wredny Leslie BUHAHAHA) z pudełka. Będzie udzielił jakiś ,,bezcennych" rad i mówił, jaki jestem beznadziejny. Jeny, jaki ja mam dzisiaj okropny humor. I co ja mam z tymi cudzysłowami? Tak, wiem jak to coś się nazywa. To wszystko przez to cholerne miejsce! Zaraz tu zwariuję!!!!!! Powiedziałbym, że to już się stało. A ty to już się w ogóle nie odzywaj! To wszystko twoja wina! Halo, jesteś tam? Nie? To dobrze i krzyżyk na drogę. Idź w cholerę. Słownictwo.  Jeszcze tu jesteś? Wiesz co? Musze sobie wszystko ułożyć w głowie i się uspokoić. Źle mi się pisze... Czy cokolwiek ja tam robię by to coś pojawiło się w moim dzienniku. 

                                                                                   ***        

Jestem! Minęło trochę czasu, a ze mną jest dalej tak źle jak było. Jednakże zdecydowałem się pisać, ponieważ od tego wariuję. No, w każdym razie gorzej niż zwykle. Ale teraz jest już odrobinkę lepiej. Teraz do głowy mi przyszło... może ON nie jest moim ojcem? A jeśli próbuje mnie wykorzystać?! Ale... co miałby na tym zyskać? Po co miałby kłamać. Może mówi prawdę. Chociaż z drugiej strony... Dobra, nie ważne! Siedzę sobie akurat koło czegoś w rodzaju okna w podłodze. I, nie uwierzysz! Mam z niego podgląd na moje ciało! Chociaż tak naprawdę to i tak nie dowiedziałem się niczego nowego. Tak jak podejrzewałem, leżę (moje ciało leży?) na jakimś stole. Poprzyczepiali mi pełno jakiś takich małych rurek. Jedne są od urządzeń monitorujących różne funkcje życiowe, przez inne podawane mi są jakieś leki (pewnie narkotyk, który ma za zadanie utrzymać mnie w takim stanie). Czasami pojawia się jakaś zamaskowana postać (lekarzem tego nie nazwę!) i sprawdza odczyty i inne takie. Całe pomieszczenie jest zielone. Dobrze że nie białe. Albo różowe. Tego bym nie zniósł. Obok stołu (a może to jest łóżko? Teraz mam wątpliwości) znajduje się komoda. Leżą na niej jakieś książki, ale niestety z mojego miejsca nie jestem w stanie odczytać tytułów. Na przeciwko boku łóżka wiszą półki. Nie mogę na nie patrzeć, ponieważ stoją na nich słoiki z mózgami... gałkami ocznymi... jest nawet martwa świnka. Taka malutka. Brrrr. Okropność. Ale i tak obserwuję, co tam się dzieje. To coś jak telewizja. Tak samo nudna jednakże 10 razy bardziej makabryczna.  Najciekawszy jest jednak sposób w jaki odkryłem to ,,okno". No dobra, w każdym razie to najbardziej interesująca rzecz jaka zdarzyła się dzisiaj. Szedłem sobie i się wyjebałem. Wtedy odkryłem, że leżę na nim. I koniec historii. Ahhh.. życie na krawędzi, Leslie szaleje. Wiem, jestem taki zabawny, a moje życie to jedna wielka przygoda. No, no.... sarkazm mi coraz lepiej wychodzi. A ty co? Nic na to nie odpowiesz? Trudno, twoja sprawa. 

 O, coś się dzieje. Mam na myśli moje ciało. Wszedł jakiś doktorek (niech mu już tam będzie..) I coś tam grzebie przy tych ustrojstwach. Mam nadzieję, że mnie przez przypadek nie zabije. Chociaż teraz myślę... śmierć to całkiem kusząca alternatywa. Albo i nie. A w tym czasie człowieczek (taki mały i gruby. Trochę jak doktor Newman) przestał bawić się tymi guziczkami i podszedł do mojego ciała. Usadowiłem się wygodniej i pochyliłem nieco się do przodu, przeczuwając, że coś się wydarzy. Co prawda nie poprawiło to zbytnio mojej perspektywy, ale przynajmniej widzę teraz minimalnie lepiej. Czekam w napięciu i niecierpliwie przebieram palcami. Czuję każdym moim zmysłem, że zaraz stanie się COŚ. I to COŚ będzie wielkie. Już blisko.... Prawie... Doktorek sprawdza moje źrenice latarką... Zabawne, czuję, że mnie oczy łaskoczą... Zaraz będzie... IIIIIIIiiii.........................................................................

Nic. Serio. Kompletnie... Mógłbyś coś zrobisz. Ta myśl uderzyła mnie jak obuch. To nie była sugestia Ruvika, tylko coś mocniejszego... A jeśli.. to było... nasze wspólne... pragnienie? To z kolei mnie lekko przeraziło. Ale szybko zapomniałem o strachu. Uczepiłem się tamtej potężnej myśli i zrozumiałem, że chcę coś zrobić. Czy ON też? Nie wiem. Ale teraz liczy się to, czego ja pragnę. Poczułem nagły zastrzyk... Energii? Mocy? Nie mam pojęcia. Spojrzałem na książki leżące na szafce. Byłem oszołomiony mocą, ale na tyle przytomny by nie próbować niczego nowego aż doktorek nie wyjdzie. Kurde, stoi nad tym ciałem i stoi. Co, czeka aż wstanę i zatańczę salsę czy jak? No już rusz się... Musisz zrobić coś ważnego.... Nagle człowieczek szarpnął głową jakby, budził się ze snu i rozejrzał się dookoła zdezorientowany. Co mu się stało? Ruvik go zaatakował? Może. Ja tym czasem kontynuuję moje zaklinanie. Nie żeby coś to dało. Śpieszy ci się... No oczywiście, jesteś spóźniony.. Śpieszy mi się.... Usłyszałem czyjś głos w głowie. Nie. Zaraz. To ten doktorek. On je wypowiedział. Mimo, że z mojej wysokości nie widziałem wyraźnie jego twarzy, zauważyłem że jego oczy są szkliste. Zamknąłem powieki. O co tu, do cholery, chodzi? Mój ojciec się nim bawi czy jak? Nagle poczułem coś dziwnego (znowu nie wiem jak to określić) i otworzyłem oczy. Zobaczyłem... drewniane drzwi. Były uchylone a zza nich wydobywało się światło. Pomyślałem: chcę zobaczyć co się za nimi znajduje. Wtedy zaczęły się zbliżać i otwierać coraz szerzej. Wow. Jest tak jasno, że prawię nic nie widzę. Serce bije mi szybciej. Może to wyjście? Wyciągam rękę by ich dotknąć i... zatrzasnęły się. A potem zniknęły i usłyszałem czyjś szyderczy śmiech (chyba nie jesteś głupi i wiesz o kogo chodzi?). Skrzyżowałem ręce na piersi obrażony i wróciłem do spoglądania przez okienko. Doktorek dalej stał tam gdzie ostatnio, a jego wzrok nadal był nieobecny. Poza tym się ślinił. Fuj. Kiedy on w końcu wyjdzie? Raczej nie w najbliższej przyszłości, przynajmniej o tym świadczyło jego zachowanie. Postanowiłem dalej pogapić się na gościa. Może to jakoś pomoże? A jeśli nie to przecież nie zaszkodzi. W każdym razie jemu na pewno. Więc czekam... czekam... czekam.... No ja nie mogę! (pamiętaj, ciągle jestem nabuzowany energią!!!!) Długo ma jeszcze zamiar tam stać?! Czuje, że za chwile coś rozsadzi mnie od środka! 

- No wyłaź stamtąd!!! Tam są drzwi!!!!- poderwałem się na nogi i krzyknąłem na głos, jednocześnie pokazując palcem wyjście z mojego pokoju. Czy tam pokoju mojego ciała.- Na co czekasz?! WYJDŹ!

 Wrzasnąłem, wkładając w to całą moją wolę. Nie wiem, co mnie podkusiło (Na pewno nie mój ojciec. Skąd wiesz, że nie ja?  Spadaj! Znajdź sobie własny nawias. Ten jest mój i taki zostanie.)Jak na razie nic się nie dzieje, tylko ja dyszę z wściekłości, po części przez tę historię z nawiasem. Kto to widział, coś takiego?! Ale teraz człowieczek jakby zaczął się odwracać w stronę drzwi... Ja tymczasem zaciskam ręce w pięści i zagryzam wargę... Czuję, jak krew brudzi mi zęby i spływa po brodzie. Ignoruje to i dalej przewiercam wzrokiem doktorka. Spojrzałem na jego nogi (krótkie i krępe) i zapragnąłem by zrobił krok. A, on, jakby z wahaniem, spełnił moje życzenie. Wtedy dotarło do mnie, że to nie Ruvik nim steruje. Tylko ja. W ogóle mnie to nie zaskoczyło. Najdziwniejsze, ze zamiast się wycofać, postanowiłem go wykorzystać. Tym razem, z pełną premedytacją, kazałem mu podejść do drzwi i je otworzyć. I teraz poszło naprawdę łatwo. Polecenie wykonał sprawnie i nawet nie próbował wracać, po tym jak rozkazałem mu wyjść i iść... do kibelka. Dobra, głupi pomysł, ale nic innego nie przyszło mi do głowy. 

 Panie i panowie, a teraz czas na główną atrakcję programu. No dobra, może nie taką główną, ale wszystko co zrobiłem do tej pory miało do tego doprowadzić. Skupiłem wzrok na książki i kazałem i unieść się w powietrze. Jednak tym razem poszło o wiele trudniej. Chyba wyczerpałem większą część mocy na tego gościa. Ahhh... trudno. Przeżyję. 

-Nieźle sobie poradziłeś.- usłyszałem głos za sobą i upuściłem książki. Klapnęły ciężko o komodę, całe szczęście nie robiąc przy tym wielkiego hałasu. 

-Dzięki- powiedziałem, ze strachu przełykając ślinę. 

- Wiedziałem, że manipulowanie ludźmi masz we krwi.

- To był.. przypadek... Nie chciałem...

-Ależ oczywiście, że chciałeś. Ale łudź się, jeśli to ci sprawia przyjemność. Jesteś taki jak ja, Leslie. Tylko nie chcesz tego do siebie dopuścić. 

The evil within. Ciemność.Where stories live. Discover now