Rozdział 23

551 64 7
                                    

- Wyszedł. – oznajmił Luke otwierając drzwi do pokoju i wchodząc do niego.

Przyglądałam się jak podchodzi do balkonu i przekręca kluczyk otwierając drzwi.

- Dziękuję za to co robisz... co robicie. – uśmiechnęłam się.

- Przecież nie pozwolimy mała, żebyś przez Caluma nie odetchnęła świeżym powietrzem.

Miał rację. Ostatnimi czasy Hood przegina. Rozumiem – był zły po mojej wizycie w więzieniu, ale bez przesady. Od dwóch tygodni nie pozwala mi nigdzie wychodzić. Luke lub Michael na zmianę robią za moją służbę przynosząc mi picie, jedzenie do pokoju czy robiąc mi pranie. Owszem to wygodne... ale nienawidzę za to Caluma. Kiedy tylko wychodzi, chłopcy otwierają balkon na którym przesiaduje dopóki ten palant nie wróci.

- Chodź. – powiedziałam łapiąc czarną koszulkę chłopaka i ciągnąc na balkon.

Po chwili poczułam chłód płytek, gdy stawałam na nich bosymi stopami. Usiadłam na próg, blondyn zajął miejsce obok mnie.

- Powiesz mi co się dzieje z Calumem? – zapytałam nieśmiało zapychając kosmyki włosów, które uciekły z warkocza.

- Szczerze to sami nie wiemy... – zaczął. – Często wychodzi, a jak jest już w domu to siedzi w swoim pokoju, wychodzi tylko żeby powiedzieć „Sue jest już chyba głodna", więcej nic. Przypuszczamy z Michaelem, że wpadł na jakiś trop.

- A co z Ashtonem?

- Chodzi o to, że Cal raczej daje nam do zrozumienia, żeby się z nim nie kontaktować, ale byłem u niego w poprzednim tygodniu i trochę się dowiedziałem.

- Czemu nic nie mówiłeś?! – krzyknęłam z wyrzutem patrząc mu w oczy. – Mów co wiesz.

- Nie wiem czy powinienem...

- Luke!

- Ash wspomniał, że widział wypadek swojego brata. A może nie tyle wypadek co śmierć. Przyznał, że to Natalie go wiozła, w pewnym momencie drzwi od strony pasażera się otworzyły, a mały... wypadł z rozpędzonego samochodu. Nie było szans dla niego. – przetarł oczy dłońmi powstrzymując łzy. – On był wspaniałym dzieciakiem. Przysięgam! Nie zasłużył na to!

- Spokojnie. – powtarzałam przytulając blondyna.

- I... Ashton chyba jej nie zabił. – powiedział podnosząc głowę. – To znaczy on jest pewny, że to zrobił. Strzelił jej w rękę i w brzuch, to może być oczywiście śmiertelne, jednak jest duże prawdopodobieństwo, że nie trafił w żaden organ, a ktoś szybko jej pomógł tamując krwawienie. – dokończył lustrując moją twarz.

- Cholera. – zaklnęłam pod nosem.

Wstałam i oparłam się o barierkę spoglądając na widok rozpościerający się przed mną. Luke zrobił to samo. Gdy na niego spojrzałam on lekko mnie obrócił, tak abym stała przodem do niego. Pochylił się i delikatnie musnął moje usta, jednak nie pozwoliłam mu na więcej. Zrobiłam krok w tył i poruszyłam przecząco głową.

- Przepraszam, ale ja nie mogę. – oznajmiłam.

- Rozumiem. – powiedział wymuszając uśmiech, kiedy mijał mnie w drzwiach złapałam jego rękę i ręką dotknęłam policzka, aby zwrócić na siebie uwagę.

- Ja kocham Caluma. Wiem, że to głupie, ale nie potrafię go sobie odmówić. – mówiłam z żalem w głosie.

- To naprawdę w porządku facet, ale nie odpuści dopóki nie będziesz bezpieczna.

- Powiedz mi proszę... dlaczego on to robi?

- Uratowałaś mu życie. Odwdzięcza się.

- Kiedy? Jak? Przecież jak dotąd to on cały czas mnie chroni.

- Pamiętasz ten wieczór, kiedy przyjechałaś do miasta? Kiedy szłaś do kamienicy i zauważyłaś jak jacyś faceci grożą Calumowi?

- To był Calum?!

- Prawdopodobnie gdyby nie zauważyli, że ktoś ich obserwuje to na groźbach by się nie skończyło.

- Ja nie wiedziałam... – powiedziałam cicho chodząc po pokoju. – Co było potem? Jak uciekł?

- Kiedy zaczęli cię gonić miał pole do popisu. Owszem kilka dni później jeden z nich postrzelił go w nogę, ale to nie okazało się niczym poważnym.

- Kim oni byli?

- Nie wiem czy już słyszałaś tą historię, ale Calum tak jak i każdy z nas współpracował z Natalie, Aaronem i kilkoma innymi osobami. On odszedł pierwszy, wtedy w zaułku dorwał go Aaron i Simon. Chcieli, żeby albo wrócił, albo zginął. Nie chcieli żeby ktoś się dowiedział, że to ich ekipka... – przerwał na chwilę i spojrzał mi w oczy. – Prześladuje tych wszystkich ludzi.

- I to przez to Calum wylądował w więzieniu... wrobili go. – skwitowałam.

- Tak i wtedy obrali sobie za cel ciebie. – dodał. – Hood czuje się temu winny, nie chce pozwolić, aby ktoś zginął z jego winy.

- To wszystko teraz złożyło się w całość.– stwierdziłam.

W tym momencie usłyszałam samochód parkujący na podjeździe. Spojrzałam przez okno, aby upewnić się, że to Calum.

Luke wyszedł z pokoju zamykając go na klucz, a ja zamknęłam balkon, jednak nie na klucz.

****

Było po 18, siedziałam na łóżku czytając jakieś romansidło. Wtedy drzwi otworzyły się i przyniesiono mi kolację. Ale w drzwiach nie pojawił się, ani Hemmings, ani Clifford, tylko Calum.

- Cóż za zaszczyt. – zakpiłam odbierając talerz i kładąc na szafce nocnej.

Chłopak usiadł tuż przy mnie, dłonią pogładził moje udo jednak się odsunęłam.

- Susan. – zaczął. – Przepraszam.

Gdy usłyszałam to słowo odwróciłam się tak, aby móc spojrzeć na jego twarz. Z jego oczu powoli zaczęły spływać łzy, które otarłam.

- To wszystko przeze mnie. – mówił.

- Calum...

- Posłuchaj, gdyby nie ja miałabyś teraz normalne życie. Nie bałabyś się, że w każdym momencie może stać się coś złego.

- Ale nie poznałabym ciebie. We wszystkim co się wydarzyło okazuje się... że jest coś dobrego.

- Jak ty to robisz? – zapytał lustrując moją twarz.

- Co?

- Chodzi o to, że we wszystkich szukasz dobra. Nie wypominasz mi tego wszystkiego co zrobiłem źle, a jest tego pełno.

Położyłam głowę na torsie ciemnowłosego, a on gładził moje ramię sprawiając, że miałam ciarki na całym ciele.

- Wiesz, że Luke mi wszystko powiedział? – zapytałam przerywając ciszę.

- Tak. Jestem mu za to wdzięczny, bo ja przez długi czas nie byłem w stanie. – odparł delikatnie unosząc kąciki ust. – I ja też cię kocham...



Hard //c.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz