Rozdział 18

626 74 9
                                    

Niepewnie stawiałam kolejne kroki na wilgotnej od rosy trawie. Spoglądałam jak ugina się pod moimi nagimi stopami. Miałam na sobie zaledwie zwiewną koszulę nocną w odcieniu jasnego różu. Usiadłam na rozłożonym przeze mnie poprzednio kocu i zrywałam kwiatki, których wokół mnie było pełno. Uśmiechałam się plotąc z nich wianek, który później znalazł się na mojej głowie. Tarzałam się po ziemi śmiejąc się i rzucając trawą. Tak beztrosko. Nie myślałam o niczym co mogłoby to zepsuć, czułam się wolna.

- Gdzie się podziała moja ukochana wnuczka? – krzyknął dziadek z daleka. – Halo, halo! Śniadanko czeka!

Wstałam i chwytając za rąbek koca moją drobną dłonią popędziłam w stronę krewnego. Śmiałam się widząc jak dziadziuś stał usiłując mnie dorwać. Przybiegłam do niego i przytuliłam się po czym złapał mnie za rękę i poprowadził do domu. Zatrzymał się na pierwszym schodku, a ja odwróciłam się, kiedy on puścił moją dłoń. Leżał już na ziemi, podeszłam bliżej i uklęknęłam przy nim gładząc jego twarz. Oczy miał otwarte, przestraszyłam się, ale wiedziałam, że starzy ludzie czasem tak mają. Zasypiają w najmniej odpowiednim momencie.

- Dziadziu! Obudź się! – krzyczałam zniecierpliwiona szarpiąc a jego ramię. – Dziadziu!

Moje małe serduszko zaczęło bić coraz szybciej, kiedy pobiegłam do domu.

- Babciu! Babciu! – krzyczałam szukając jej po pomieszczeniach, a kiedy już ją zobaczyłam stanęłam jak wryta. – Dziadek zasnął i nie chce się budzić. – oznajmiłam ledwo łapiąc oddech.

Staruszka otworzyła usta ze zdziwienia i pognała na podwórko.

Potem pamiętam tylko migające światła karetki, mój świat nabrał odcieni szarości, których jak dotąd nigdy nie dostrzegłam.

Wiem jak to stracić bliską osobę, niedawno straciłam również babcię. Co prawda nigdy nie poznałam bólu po utracie rodzeństwa, ale w jakimś stopniu wiedziałam co czuje Ash.

Ogarnęła mnie senność. W końcu nie spałam od kilkunastu godzin, jestem wycieńczona po tym co stało się w Sydney, nadal do końca się nie pozbierałam. Poczułam jak moje powieki opadają, moja twarz w ciągu kilku sekund znalazła się na stole.

****

Obudziłam się, nie tak jak bym się spodziewała w łóżku. Podniosłam się do pozycji siedzącej, aby rozglądnąć się po pokoju. Pastelowe ściany wspaniale współgrały z białymi meblami. Wszystko wyglądało niezwykle elegancko. Odrzuciłam kołdrę na bok i oparłam się stopami o jasną podłogę, aby za moment po niej iść w stronę zakrytych długimi firanami okien. Odsunęłam je i chwyciłam klamkę od drzwi prowadzących na balkon. Zaskrzypiały lekko, gdy szybko je otworzyłam. Ciepłe powietrze otuliło moje ciało. Było wcześnie, jednak upał już dawał się we znaki. Wyszłam na rozgrzane płytki i oparłam się o barierkę i zamknęłam oczy rozkoszując się przyjemnym podmuchem wiatru. Rozpoczynały się cieplejsze miesiące wraz z początkiem października. Kiedy usłyszałam jak drzwi do pokoju się otwierają zeszłam z balkonu i spojrzałam w stronę ciemnowłosego.

- Dobrze się czujesz? – zapytał z uśmiechem stąpając w moją stronę.

- Nieźle, ale dalej jestem obolała. – oznajmiłam przygryzając wargę.

- Myślałem, że już się nie obudzisz... spałaś szesnaście godzin. – Calum stanął naprzeciwko mnie. – Kiedy zorientowałem się, że zasnęłaś na stole kuchennym stwierdziłem, że chyba wygodniej ci będzie tutaj. – zaśmiał się.

Zachowywał się jak nie on. Był jakby... nieśmiały? To nie podobne do Caluma, a jednak.

- Coś ci przynieść? – zapytał co utwierdziło mnie w przekonaniu, że jego zachowanie jest co najmniej dziwne.

- Em... nie, dziękuję. – uśmiechnęłam się omijając go po czym usiadłam na łóżku. – Czy coś się stało?

- Dlaczego? – przeczesał włosy palcami i usiadł obok mnie.

- Nie ważne. – powiedziałam cicho chichocząc.

- Muszę ci coś powiedzieć. – zaczął, a ja spojrzałam na jego twarz.

Był skupiony, ale nie patrzył na mnie, tylko na ścianę naprzeciwko.

- Ash znalazł Natalie...

Moje serce rozpoczęło szybszą pracę, a mój mózg interpretował usłyszane słowa. Znalazł ją? Jak? Gdzie? I podstawowe pytanie... On?

- Natalie? – niepewnie wypowiedziałam jej imię.

- Nie zdążyliśmy jej dać nauczki. – oznajmił.

- Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytałam zaniepokojona.

- Znalazł ją, ale martwą.

Moje oczy momentalnie się rozszerzyły, otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa.

- Pogrzeb będzie jutro. Chociaż nie sądzę, abyś chciała tam iść stwierdziłem, że powinnaś to wiedzieć. – powiedział kładąc dłoń na moim udzie i delikatnie je pocierając wytwarzając ciepło.

- Pójdę tam, a ty ze mną. – powiedziałam lustrując jego twarz. – Tam może być ktoś kto z nią współpracował! – krzyknęłam w odpowiedzi na jego reakcję.

- Nie mogę tam iść.

- Dlaczego?

- Jestem przestępcą, myślisz, że tylko się do mnie uśmiechnął kiedy tak przyjdę? Będą szukać drugiego dna tylko po to, żeby mnie oskarżyć. – tłumaczył ostrym tonem.

- To pójdę z Michaelem. – powiedziałam stanowczo.

- Samej i tak bym cię nie puścił. A skoro wolisz iść z nim niż Hemmingsem... niech będzie.

Kiedy usłyszałam te słowa ulżyło mi nieco. Wstałam i skierowałam się do drzwi, kiedy poczułam dłoń Caluma chwytającą mnie za rękę.

- Ale wiedz, że będę niedaleko. Jeśli cokolwiek miałoby się stać... Będę gotowy. – mówił na co skinęłam i wyszłam z pomieszczenia.


Pochyła czcionka - retrospekcja.

_____________________________________

Bardzo dużo czasu zajęło mi pisanie tego rozdziału. Mam nadzieję, że wam się spodoba xx

Hard //c.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz