Rozdział 11

777 104 15
                                    

Calum nie odezwał się. Zamiast tego zerwał się z kanapy i podszedł do niebieskowłosego, który powiedział mu coś na ucho po czym wyszedł z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.

Odetchnęłam, wstałam i zaczęłam dreptać po całym pokoju. Usłyszałam podniesione głosy w pomieszczeniu obok, więc szybko chwyciłam pilota i ściszyłam telewizor. Głosy stały się trochę wyraźniejsze.

- Chcesz powiedzieć, że tak po prostu zniknęła?! – poirytowany Calum uderzył czymś, przypuszczam, że pięścią o ścianę praktycznie na przeciwko mnie co sprawiło, że podskoczyłam i wydałam z siebie zduszony pisk.

- Przecież wiesz, że to Aaron miał tego pilnować.

- Przecież wam mówiłem, że mu nie ufam.

- To trzeba było mu nie dawać tej pieprzonej szansy. - tym razem do Clifford podniósł głos.

- A kto mnie do tego namawiał? - Calum zapytał obniżając ton mowy. - Nie za cicho się zrobiło? Idź  zobacz co u Sue, pójdę zapalić.

Serce stanęło mi w piersi. W jednej chwili skoczyłam na poprzednie miejsce i chwytając pilota przycisnęłam guzik sprawiając, że dobrze słyszałam telewizor.

- Niezła jesteś, ale musisz jeszcze poćwiczyć. – zaśmiał się chłopak za mną zamykając drzwi.

- O czym mówisz? – zapytałam słysząc jak drga mi głos.

- O podsłuchiwaniu.

Michael zbliżył się, po czym zajął miejsce obok mnie.

- Chcesz powiedzieć, że to oglądasz? – zapytał z uśmiechem wskazując na telewizor, w którym leciał program przyrodniczy.

-Tak się składa, że bardzo lubię pingwiny. – zaśmiałam się tym samym rozładowując atmosferę.

- Czyli nic nie słyszałaś. Prawda? – upewnił się chłopak wstając.

W odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową i uśmiechnęłam się, po czym zniknął za drzwiami, a ja ponownie zainteresowałam się urządzeniem, w którym znalazłam jakąś głupią komedię.

****

Obudziwszy się szybko zasłoniłam oczy, które zostały zaatakowane przez poranne słońce.

- Co ty robisz? – zapytałam postać odsłaniającą okna tym samym rozświetlając rozmieszczenie.

- Jest już dziewiąta. – zaśmiał się ciemnowłosy podchodząc i opierając się o kanapę. – Pakuj się.

- Co? Gdzie? – pytałam zrywając się z miejsca i odrzucając kołdrę na podłogę.

- Odwiedzisz rodziców.

Calum odszedł, zostawiając mnie samej sobie. Właściwie... nie wiedziałam co mam powiedzieć, ani zrobić. Rodzice średnio się mną interesowali, nigdy nie było zbyt wiele pieniędzy, ale nie mogę ich o to osądzać, ponieważ mimo wszystko bardzo się starali, aby było mi dobrze. Aż za bardzo. Spędzali w pracy całe dnie, tym samym nie mogli utrzymywać ze mną dobrych kontaktów. Zawsze wracając ze szkoły zastawałam jedynie kartkę, na której pisało co gdzie jest i co ewentualnie powinnam zrobić. Cieszyli się kiedy wyjeżdżałam tutaj, do Melbourne. Tylko teraz bez głębszego celu tu jestem. Moja babcia zmarła, do pracy raczej nie mam po co wracać, więc uznałam pomysł chłopaka za całkiem niezły.

Wstałam od razu zbierając z podłogi wszystkie moje drobiazgi, dopiero wtedy uświadomiłam sobie jak strasznym jestem bałaganiarzem. Po ogarnięciu swoich rzeczy chwyciłam ciemnofioletową sukienkę na szelkach sięgającą do połowy uda, świeżą bieliznę i poszłam do toalety. Po szybkim prysznicu umalowałam się lekko i rozczesałam włosy co sprawiło, że gładko opadły na nagie ramiona.

- Wow. – podskoczyłam na reakcję chłopaka stojącego tuż przed drzwiami łazienki.

- Irwin... cholera. – dołączył do niego blondyn z kolczykiem w wardze.

Moja twarz przyjęła odcień zbliżony do buraka, jednak nadal nie ruszyłam się z miejsca.

- Gdzie Calum? – zapytałam przerywając ciszę.

- Musiał coś załatwić. Jesteś gotowa? – odezwał się Luke z uśmiechem.

- Już? Teraz? – pytałam.

- Pojedziesz z Ashtonem. Jakby coś jest twoim chłopakiem. Jedziecie przez drogę M31. Do Bowral będzie jechał Michael. – wytłumaczył zapisując coś w notatniku.

- Nasz mistrz planowania. – zakpił Ashton na co się zaśmiałam.

Odeszłam od chłopaków, po czym spakowałam piżamę do torby, która towarzyszyła mi w szpitalu, przez co jest wypełniona samymi rzeczami do prania. Odetchnęłam głośno po czym usiadłam po turecku na podłodze. Jeśli dobrze zrozumiałam: mam złożyć niezapowiedzianą wizytę rodzicom z moim chłopakiem, który naprawdę nie jest moim chłopakiem, tylko musi go udawać żeby.... no właśnie dlaczego? Dlaczego chcą mnie zabrać do Sydney?

Wstałam z miejsca i chwyciłam bagaż idąc do holu.

- Możemy ruszać? – zapytał Michael stojący przy drzwiach, miał zaczerwienione policzki co oznaczało, że właśnie zakończył wspinaczkę po schodach.

- Zgodziłam się na to wszystko pod jednym warunkiem... – powiedziałam cicho lustrując kolejno każdego z chłopaków. – Że będę wiedziała co i dlaczego się dzieje, więc chcę wiedzieć po co jadę do Sydney, dlaczego Michael wysiada w Bowral i dlaczego mam okłamywać rodziców, że Ash jest moim chłopakiem. – powiedziałam naciskając na ostatnie zdanie.

- Słuchaj. Calum wyraźnie powiedział co możesz i powinnaś wiedzieć. – powiedział szorstko Luke.

- Poza tym wiesz wystarczająco. – dodał Ashton przeczesując palcami włosy. – To zabrzmiało jakbyś nie chciała mieć takiego chłopaka jak ja.

Poruszyłam głową mimowolnie się uśmiechając, jednak po chwili ponownie zrobiłam się poważna.

- Nic nie wiem. – usiadłam na torbie po czym schowałam twarz w dłoniach.

Usłyszałam, że ktoś kucnął, po czym poczułam duże dłonie na moich kolanach co sprawiło, że podniosłam głowę.

- Przykro mi. Musimy już jechać. – niebieskowłosy chłopak uśmiechnął się po czym wstał i podał mi rękę, którą chwyciłam i stanęłam obok niego.

- Ile tam zostanę? – zapytałam.

- Trzy, maksymalnie cztery dni. – oznajmił Ash podnosząc torbę z podłogi.

- W porządku. To możemy jechać. – wymusiłam na swojej twarzy uśmiech, który sprawił, że wszyscy odetchnęli z ulgą.

____________________

Jeśli czytasz proszę pozostaw po sobie jakiś ślad.

Wyraź swoją opinię na twitterze dodając hashtag -

#HardPL

Hard //c.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz