Looking The Fool

By wixa91

93.4K 6.1K 5.3K

Harry to (prawie) właściciel jednej z najlepiej ocenianych pizzerii w Londynie z wijącym się bluszczem nad gł... More

rozdział I
rozdział II
rozdział III
rozdział IV
rozdział V
rozdział VI
rozdział VII
rozdział VIII
rozdział IX
rozdział X
rozdział XI
rozdział XII
rozdział XIII
rozdział XIV
rozdział XV
rozdział XVI
rozdział XVII
rozdział XVIII
rozdział XIX
rozdział XXI
rozdział XXII
rozdział XXIII
rozdział XXIV
rozdział XXV
rozdział XXVI
rozdział XXVII
rozdział XXVIII
rozdział XXIX
rozdział XXX - ostatni

rozdział XX

2K 169 192
By wixa91

Łatwo jest kogoś zranić. Czasami robisz to z premedytacją, gdy chcesz się na kimś zemścić. Chcesz złamać komuś serce, sprawić, aby czuł takim sam ból, a nawet silniejszy od tego jaki ty czułeś. Co nie jest w porządku. Jeśli ktoś cię kiedykolwiek zrani, nigdy nie oglądaj się do tyłu, nie zaprzątaj sobie głowy tą osobą. Nie jest warta ona twojego czasu. Rusz do przodu, pokaż jej, że jesteś lepszy. Pokaż jej, że jesteś ponad nią.

Czasami jednak ranimy kogoś przez przypadek. Tak bardzo staramy się kogoś ochronić, że sprawy komplikują się same. W konsekwencji czego osoba, którą za wszelką cenę chcieliśmy ochronić cierpi, a razem z nią ty. Zastanawiasz się czemu, skoro podejmowałeś, wydawać by się mogło, słuszne decyzję? Życie pluje ci prosto w twarz, a ty nie jesteś w stanie nic zrobić.

Zayn znalazł Louisa w jego mieszkaniu, siedzącego na podłodze w jadalni pomiędzy porozrzucanymi papierami, kopertami i kawałkami szkła. Całe mieszkanie wyglądało jakby przeszło przez nie tornado, albo gromada przedszkolaków. Oprócz bałaganu, który panował na podłodze, wszystkie szafki w kuchni były otworzone a szuflady wysunięte.

Louis na środku ciemnych paneli, będąc jeszcze w swoim mundurze z pracy, pomimo że minęło już kilka godzin od ich służby, wyglądał jak cień. Na zewnątrz robiło się już ciemno, księżyc powoli pojawiał się na niebie, a wiatr zaczynał robić się coraz mocniejszy. W pokoju była zapalona tylko jedna, mała lampka.

- Louis? - zapytał ostrożnie Zayn, kucając obok chłopaka. - Co się stało?

Tomlinson tylko prychnął głośno, przyciągając do ust butelkę whisky, która trzymał w dłoni, biorąc kilka większych łyków.

To nie było podobne do jego najlepszego przyjaciela i Zayn był zaniepokojony. Louis wspominał coś o kopercie i Harrym, ale z tego co zdążył się rozejrzeć, drugiego chłopaka na pewno nie było w mieszkaniu.

- Gdzie Harry? - zadał kolejne pytanie.

Szatyn tylko zamknął swoje oczy, przykładając wierzch drugiej dłoni do czoła.

- Sam chciałbym wiedzieć - odpowiedział cicho, w jego głośnie wyczuwalna była chrypka. - Zjebałem, Zayn.

- Wciąż nie rozumiem, Lou. Co się stało? O jaką kopertę ci wtedy chodziło? O co–

- Gdybym był nim to bym nie wrócił. Cały czas mu powtarzałem, że poczekam, że ma tyle czasu ile potrzebuje. I musiałem zabrać ta cholerną kopertę do mieszkania. Dlaczego, Zayn? Dlaczego zawsze, gdy układa mi się w życiu i czuje, że jestem szczęśliwy coś się musi zniszczyć? Dlaczego potrafię zniszczyć wszystko dobre co mam wokół siebie? Dlaczego nie potrafiłem go zatrzymać? Powiedz mi? - Na ostatnim wypowiedzianym słowie jego głos się załamał. Przez cały czas był niestabilny i słychać było, że słowa wydostają się z jego ust z trudnością. Dopiero po ich wypowiedzeniu odważył się podnieść swój wzrok i spojrzeć na Zayna. Jego oczy były lekko spuchnięte, warga przygryziona, a na policzkach były stare ślady łez.

Zayn nie czekając dłużej, opadł przy Louisie i zgarnął go w swoje ramiona, pozwalając mu się wypłakać. Chłopak przyczepił się mocno czarnej koszulki Mulata i trzymał się go przez najbliższe kilka minut, gdy jego łzy moczyły materiał.

- Chodź usiąść na kanapie, bo zaraz skaleczymy się o to szkło. Co ty w ogóle robiłeś? Dlaczego potłukłeś szklanki?

- Leżały na stole, gdy akurat zrzucałem wszystko z niego – odpowiedział cierpko, wyszarpując się z ramion Zayna. – Zostaw. Sam później sprzątnę.

Ruszył w stronę kanapy, na której usiadł odchylając głowę przez oparcie. Zamknął swoje oczy i od razu pojawiły mu się w głowie obrazy załzawionego Harry'ego, który odkładał klucz do jego mieszkania.

- To powiesz mi co zrobiłeś? – zapytał ponownie, trochę zniecierpliwiony.

Louis wiedział, że Zayn zachowywał się jak dupek, dlatego że on sam był taki w stosunku do niego. Ale to dobrze. Nie on powinien być teraz pocieszany. Również nie lubił, gdy jego najlepszy przyjaciel patrzył na niego tym współczującym wzrokiem. Zdecydowanie lepiej się czuł, gdy Zayn był szorstki.

- Parę dni temu na moim biurku pojawiła się jakaś koperta. Z początku myślałem, że któryś z dyżurnych podrzucił mi papiery do dokończenia czy coś – zaczął. – Była na niej przyklejona kolorowa karteczka z moim imieniem i nazwiskiem co mnie bardzo zaskoczyło. - Spojrzał kontem oka na przyjaciela, aby zobaczyć czy ten na niego spoglądał. Robił to, dlatego Louis odwrócił wzrok i wpatrywał się tempo w sufit. - Otworzyłem ją, to raczej oczywiste. Był tam cały plik dokumentów o Harrym pobrany z policyjnej bazy.

Zayn nie odezwał się. Jego oddech wciąż był spokojny i ledwo słyszalny. Nie widział jego wyrazu twarzy, ponieważ nie odważył się ponownie na niego spojrzeć.

- To nie koniec historii, prawda? – zapytał po chwili. Słychać było szmer, więc prawdopodobnie się poruszył.

- Nie.

- Domyślam się, że ją widział? – Kolejne pytanie. Teraz jego głos brzmiał ostrzej. Jego akcent był mocniejszy. Zawsze tak miał, gdy używał takiej tonacji.

- Nie wiedziałem co zrobić z tą kopertą, dlatego zabrałem ją do mieszkania i schowałem pod gramofon.

Powiedzenie tego na głos powodowało, że miał ochotę zwymiotować z własnej głupoty. Jak mógł postąpić tak lekkomyślnie? To co zrobił wygląda jak historia z jakiegoś banalnego filmu, w którym główny bohater nie wie co to mózg i jak go używać. Louis dosłownie czuł się teraz jak najgłupsza osoba na świecie. Powinien był od razu wyrzucić wszystko do kosza, albo zniszczyć w niszczarce jeszcze na komendzie.

- Żartujesz sobie ze mnie, prawda?

Czasami cisza wyraża więcej niż słowa. Nie było sensu się odzywać. Nie miał nic na swoje wytłumaczenie.

- Powiedz mi, że kurwa żartujesz. Co ty zrobiłeś? Myślałeś, że tego nie znajdzie? – krzyknął Zayn. Z nadmiaru emocji wstał z kanapy, stając obok niej.

- Przestań – odpowiedział Louis, zakrywając twarz dłońmi. Nie potrzebował wydzierającego się przyjaciela. Już wystarczająco czuł się jak gówno.

- Zabrałeś tą kopertę do mieszkania!

- Przestań!

- I jeszcze odłożyłeś ją kurwa pod gramofonem. W takim wypadku równie dobrze mogłeś zabrać ją do mieszkania Harry'ego i położyć gdzieś u niego. Nie robiłoby to większej różnicy, gdy on dosłownie praktycznie z tobą mieszka!

- Powiedziałem, żebyś kurwa się zamknął! – Tym razem to Louis krzyknął. Nie lubił unosić głosu, ani krzyczeć na ludzi, którzy są mu bliscy, ponieważ sam nie lubił gdy ktoś krzyczał na niego. – Postąpiłem chujowo, wiem. Nawet nie miałem zamiaru jej nigdy otwierać. Nie powiem, że mnie nie kusiło, ponieważ on nigdy nie mówi o swoich rodzicach, ale nie zrobiłbym mu tego!

- Nie mówi o nich, bo ich kurwa nie ma – wypluł ostro Zayn.

Ucichł od razu, gdy z jego ust padły te słowa. Pokój wypełniła cisza. Obaj wpatrywali się w siebie. Ich klatki piersiowe unosiły się szybko, oddechy mieli urwane, a gardła bolące od wcześniejszych krzyków.

- Co powiedziałeś? – odezwał się Louis z drżącym głosem. Miał nadzieje, że się przesłyszał, ale spoglądając na mężczyznę przed nim, wiedział że tak nie było.

- Nie, Louis. Nie powiem ci nic więcej. I tak kurwa nie powinienem był mówić nawet tego. Wymsknęło mi się. I to wszystko jest twoja wina. – Ton głosu Zayna był mniej ostry, ale dalej sam jego dźwięk powodował, że bałeś się odezwać. – Nawet nie pytaj. Już wystarczająco dużo namieszałeś. To są jego prywatne sprawy, nie zachowam się jak dupek w stosunku do Harry'ego.

Nie zachowam się tak jak ty. Te słowa nie zostały wypowiedziane, ale Louis wiedział, że dokładnie to miał na myśli. I słusznie. Nie winił go za to.

- Wiem – odpowiedział tylko. Ponownie opadł na kanapę, ponieważ w czasie ich małej kłótni zdążył wstać. Był cholernie zmęczony. Bolało go gardło i głowa, a szybko bijące serce przypominało mu o tym, że i ono go bolało.

Zayn usiadł obok niego, skopując swoje skarpetki i okrywając ich kocem. Położył głowę na ramieniu Louisa. Był ciepły i był wszystkim czego szatyn teraz potrzebował. Oczywiście oprócz Harry'ego. Chłopak zawsze był przy nim i miłym było wiedzieć, że nie ważne co by zrobił Malik zawsze przy nim będzie.

- Co zamierzasz zrobić? - zapytał Zayn. 

Louis pozwolił sobie na wypuszczenie głośno powietrza i otulenie się ciałem chłopaka obok niego.

- Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia co robić. Nie widziałeś go, gdy wychodził. Nie wiem czy jest co jeszcze naprawiać.

***

Louis wziął sobie wolne w pracy. Zadzwonił do znajomego lekarza i poprosił o wypisanie chorobowego na kilka najbliższych dni. Gdy tylko kilka minut później otrzymał je na e-maila, szybko odesłał go do przełożonego i wyciągnął służbową kartę z telefonu.

Nie miał zamiaru odbierać telefonów z pracy. W końcu był chory, więc nikt nie mógł go poprosić o wcześniejszy powrót. I tak by nie wrócił. Teraz jedyne na co miał ochotę to leżenie w łóżku i patrzenie się na cholerny sufit.

Problem w tym, że nie mógł leżeć we własnej sypialni, bo nadal czuć było na pościeli zapach Harry'ego. Nawet zmienienie jej nic nie pomogło, ponieważ cały pokój, cały cholerny dom Louisa pachniał jak Harry. Dlatego koniec końców wylądował na kanapie w salonie z nową kołdrą wyciągnięta z szafy i poduszką. Nie trudził się nawet z nałożeniem na niej pościeli. Otworzył okno balkonowe, aby pozbyć się słodkiego zapachu, który powodował, że w jego oczach zbierały się łzy ale również smrodu, który bił od niego. I nie mówił tutaj o pocie, tylko o wstydzie i zażenowaniu, które czuć było od niego na kilometr, albo dwa.

Przez cały dzień oglądał wszystko co leciało w telewizji, od programów śniadaniowych, po programy rozrywkowe do jakiś nudnych seriali, które były puszczane codziennie o tej samej porze. Mijał dopiero pierwszy dzień a on już nie wiedział co ze sobą zrobić.

Nienawidził wolnego. Tym bardziej nienawidził go, gdy nie miał z kim spędzać tego czasu.

Harry nie odbierał. Dzwonił do niego chyba milion razy, dosłownie nie odsuwał palca od ekranu, wykonując ponowne połączenie, ale nic. Dzisiaj rano ponownie pojechał do niego do mieszkania ale nikogo w nim nie było. Nie wszedł, pomimo że miał klucze. Nie wydawało się to odpowiednie. Jedna z sąsiadek powiedziała, że Harry'ego nie było. W restauracji też go nie zastał. Od jednego z pracowników dowiedział się tylko, że Harry odwołał wczorajsze wieczorne spotkanie i zadzwonił, aby poinformować, że nie pojawi się przez najbliższe dni. Johnny wydawał się nie być nawet zaskoczony tym, że Harry tak nagle zniknął i Louis zaczął się zastanawiać dlaczego. Gdy pogodził się z tym, że nie uda mu się spotkać z chłopakiem, wrócił do swojego mieszkania.

W związku z tym, że naprawdę nie miał co ze sobą zrobić, a zjadały go wyrzuty sumienia nie tylko przez Harry'ego ale też z powodu własnej mamy, od której odrzucił trzecie już połączenie. Wysłał jej tylko krótka wiadomość, że jest zajęty i że zadzwoni, gdy tylko znajdzie czas. Odpisała mu Dobrze, kochanie. Uważaj na siebie. A jego serce ścisnęło się jeszcze bardziej. Był gównianym synem, ale nie mógł z nią rozmawiać. Zadawałaby masę pytań o Harry'ego, a on nie chciał jej okłamywać, ale nie potrafił też powiedzieć prawdy.

Nie potrzebował litości ani pocieszenia, gdy to on zjebał i to nie on powinien być pocieszany. Naprawdę chciałby wiedzieć co robił młodszy mężczyzna i gdzie był. Także dla zabicia czasu postanowił, że zrobi sobie obiad, ponieważ jeśli obejrzał by jeszcze jeden głupi program w telewizji był pewien, że jego mózg mógłby wybuchnąć.

Zdecydował się na spaghetti. Bardzo je lubił i szybko się je przyrządzało. Sos w proszku i gotowe, mielone mięso w lodówce tylko mu to ułatwiało.

Usiadł z miską makaronu pod kołdrą, włączając powtórkę jakiegoś meczu, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Podskoczył na kanapie, ponieważ się wystraszył ale nie miał zamiaru otwierać, dlatego powrócił do jedzeniem swojego obiadu.

Po kilku kolejnych dźwiękach dzwonka usłyszał otwieranie zamka od drzwi i tylko przewrócił swoimi oczami.

Zanim mógł zobaczyć kto to, już to wiedział. Tylko dwie osoby miały jeszcze klucz do jego mieszkania. Mama i Zayn.

- Czemu twój makaron pływa w zupie pomidorowej? - zapytał Malik, marszcząc swoje brwi.

- To spaghetti - odpowiedział zirytowany, nabierając makaron do buzi.

- Twój sos przypomina zupę.

- Odwal się od mojego sosu.

- To da się w ogóle jeść? – zapytał ponownie Zayn z zdegustowanym spojrzeniem.

Louis zaraz wybuchnie.

- A co, chcesz spróbować? – odpysknął przyjacielowi. Czy on mógł przestać go drażnić i irytować?

- Nie dzięki, stary. Nie chce się otruć – powiedział jak gdyby nie uraził właśnie dumy Louisa i  usiadł obok niego na kanapie. To nie tak, że Mulat się w ogóle tym przejmował, zacznijmy od tego.

Westchnął zrezygnowany i odłożył swoją miskę na stoliku przed nim. Tak naprawdę to nie było to zbytnio jadalne. Musiałby najpierw wyjeść makaron namoknięty przez ten sos, a później go wypić. Trochę niezbyt smaczna myśli.

Zayn był nadal w swoim mundurze, czyli oznaczało to, że przyjechał prosto z pracy do jego mieszkania. Prawdopodobnie chciał sprawdzić czy Louis nie udusił się poduszką, albo czy nie trzeba było posprzątać ponownie szkła z podłogi.

- Wymyśliłeś jakiś plan, czy coś? Próbowałeś do niego dzwonić? – zapytał.

Louis miał ochotę krzyknąć na przyjaciela, że nie był idiotą, ale nie mógł wyżywać się na nim. To on spieprzył.

- Oczywiście, że dzwoniłem, Zayn. Nie odbiera, dasz wiarę? – Sarkastyczna odzywa sama niekontrolowanie wymsknęła mu się z ust. Malik nawet nadal pozostał niewzruszony. Lata przyjaźni. – Byłem też pod jego mieszkaniem i w pracy, ale tam też go nie było od wczorajszego wieczoru. Nie mam pojęcia, gdzie mógł być.

- A pytałeś Liama, albo Nialla?

To był kolejne głupie pytanie. Nie kontaktował się z nimi, ale oczywiście, że przeszło mu to przez myśl, rzecz w tym, że nie mógł tego zrobić.

- Nie. Boje się ich – odpowiedział spoglądając ostrożnie na mężczyznę obok siebie.

- Cóż. Nie ma go u nich i też nie wiedzą, gdzie może być. – Zayn zawahał się przez chwile. Wpatrywał się Louisa i zastanawiał się nad czymś intensywnie. W końcu odetchnął zrezygnowany i odezwał się ponownie. – I tak spieprzyłeś wystarczająco, więc to co powiem to tylko kropla w morzu. Liam mi powiedział, że Harry, gdy czuje się przytłoczony i potrzebuje odpocząć zaszywa się w pewnym miejscu? Oni również nie wiedzą, gdzie ono jest. Więc logiczne jest to, że pewnie i w tym momencie uciekł tam. Odkąd czuje się tam bezpiecznie.

To w moim mieszkaniu i w moich ramionach powinien się czuć bezpiecznie – pomyślał Louis.

Zamknął swoje oczy, przysuwając się do Zayna i opierając się o jego ramię. Nie wiedział co robić.

- Nie wiem co robić – powiedział cicho. Jego serce było ciężkie w jego piersi, myśli niespokojne, ciało ociężałe.

- Musisz czekać, aż sam będzie chciał z tobą porozmawiać, Lou. Znasz go na tyle, żeby wiedzieć, że w końcu to zrobi. Ale nie wiem jaka będzie jego decyzja – odpowiedział ze spokojem. Wyciągnął swoje ramiona i objął nimi swojego najlepszego przyjaciela. – Nie powiem Ci, że będzie dobrze i że wszystko się ułoży. Ale obiecuje, że zawsze przy tobie będę.

- Kocham cię – wykrztusił Louis. – Zamówimy coś do jedzenia? – zapytał po chwili. Jego głowa nadal leżała na piersi Zayna.

Chłopak tylko zaśmiał się cicho sięgając do kieszeni po swój telefon.

***

Pomimo narzekania Louisa, Zayn został na noc. Oglądali do późna jakieś filmy sensacyjne, dopóki ich tyłki i plecy nie bolały od siedzenia na nich. Przenieśli się do sypialni, ponieważ Zayn narzekał, że nie będzie spał na kanapie jak jakiś student po imprezie. Szatyn chciał zaproponować, że prześpi się w salonie, ale nie chciał być już bardziej żałosny. Może powinien był zacząć przyzwyczajać się do swojego pokoju, w którym powoli znikał ślad Harry'ego. Nowa kołdra trochę w tym pomogła.

Wystarczyło jednak otworzyć garderobę albo łazienkę żeby zobaczyć, że definitywnie nie mieszkał tutaj sam przez ostatnie miesiące. Ubrania młodszego chłopaka wciąż porozrzucane były na półkach Louisa, jego różowa szczoteczka leżała w kubeczku na umywalce, a przeróżne kosmetyki i płyny do kąpieli zdobiły pomieszczenie. Kilka jego ubrań znajdywało się również w koszu na pranie albo zostały poukładane i pozostawione do wyniesienia.

Gdy Harry zadecyduje, że Louis nie był wart drugiej szansy, będzie musiał definitywnie sprzedać albo wynająć to mieszkanie. Nawet gdyby chłopak zabrał wszystkie swoje rzeczy, ten dom już zawsze będzie pachniał jak Harry, zawsze będzie widział w nim kawałek chłopaka. Jego zaspany uśmiech z rana, albo kąciki ust ubrudzone pastą.

***

Dwa dni. Tyle wytrzymał Louis. Ciężko jest się odzwyczaić od braku kogoś w swoim życiu, gdy znika ona niespodziewanie. A jeszcze ciężej, gdy nigdy nie myślało się o tym, że mogłoby się tą osobę stracić.

Przesiedział całe następne dwa dni w mieszkaniu. Obiady zamawiał na wynos, a kolacje przynosił Zayn, który odwiedzał go codziennie. Całkowicie niepotrzebnie. Na śniadanie natomiast wybierał resztki z poprzednich posiłków. Jego dom wyglądał jak całkowity bałagan, ale nie mógłby się tym mniej przejmować. Nigdy tu nie było czysto. Z wyjątkiem dwóch pierwszych dni po wyjściu sprzątaczki i dni odkąd Harry zaczął się tutaj pojawiać.

Czyli od ostatnich miesięcy było tu naprawdę bardzo czysto. Nie licząc stołu. On nigdy nie był i nie będzie wyglądał jak miejsce do spożywania posiłków. Zresztą po co mu ono miałoby być niby potrzebne, tym bardziej teraz, gdy wszystko wskazywało na to, że został sam.

Żeby poprawić odrobinę swoje gówniane samopoczucie zadzwonił do mamy. Obiecał sobie, ojcu ale również Harry'emu, że nie będzie zaniedbywał ani jej ani rodzeństwa. A dokładnie to właśnie robił. Chłopak zawsze krzywił się na niego, gdy odrzucał połączenie od mamy, zostawiając ją z krótką wiadomością. Teraz przez to co powiedział Zayn, wszystko stawało się bardziej oczywiste. Harry nie miał rodziców. Kwestią, nad którą się czasami zastanawiał było to, czy ich stracił czy od nich odszedł.

Obie wersje wyjaśniałyby czemu tak dbał o relacje Louisa z jego własną rodziną.

Może jednak nie dawał Harry'emu wystarczającego poczucia bezpieczeństwa i miłości, że chłopak nie chciał wyznać mu prawdy o swoich rodzicach? Miał tak dużo pytań i chciałby mieć szansę porozmawiać o nich.

Między innymi dlatego wyciągnął z garderoby bluzę, która mogła albo i nie, należeć do młodszego mężczyzny, naciągnął kaptur na głowę i zdecydował się udać do mieszkania Liama. Od Zayna wiedział, że dzisiaj miał wolne dlatego miał nadzieje, że go zastanie.

Louis w głębi duszy wierzył, że ze względu na jego bliską relacje z Mulatem, chłopak będzie dla niego łagodny i nie udusi go na wejściu za zranienie Harry'ego.

***

Droga do mieszkania Liama i Nialla nie zajęła mu zbyt dużo czasu. To dobrze i źle. Nie miał czasu ucieczki ale też nie mógł przygotować sobie pytań i pola obrony przed atakiem.

Nic takiego się nie wydarzyło. Chłopak był zaskoczony, gdy zobaczył Louisa przed swoimi drzwiami, ale wpuścił go do środka z lekkim uśmiechem. Nawet delikatnie przytulił go na przywitanie.

- Chcesz się czegoś napić? – zapytał Liam, wchodząc w głąb do mieszkania.

- Nie, dziękuje. Chciałbym porozmawiać tak właściwie – zaczął. Dawno nie był tak zestresowany, ale w rękach drugiego mężczyzny było całe jego życie.

- Domyśliłem się. Zayn powiedział co się stało między tobą, a Harrym.

Oh.

- Oh. Tak przypuszczałem, że mogło mu się coś wymsknąć – zażartował Louis. Przynajmniej spróbował. Odniósł powodzenie, ponieważ Liam uśmiechnął się delikatnie. – Wiesz może, gdzie on jest albo jakbym mógł się z nim skontaktować? Naprawdę mi na tym zależy.

Liam przyglądał mu się przez chwilę, po czym bez słowa sięgnął do jednej z kuchennych szuflad. Wyciągnął malutką samoprzylepną karteczkę i długopis pisząc ciąg cyfr z pamięci.

- Jedyną osobą, która wie, gdzie ukrywa się Harry, jest Greace. Jestem pewien, że opowiadał ci o niej.

- Tak. Mówił, że restauracja należy do niej i że poznanie jej, było jak dar z nieba? – odpowiedział niepewnie Louis. – Miałem ją poznać, gdy wróci do Londynu.

- Będziesz miał okazję, aby wcześniej z nią porozmawiać. Nie wiem czy się dodzwonisz, bo może być już w samolocie. Nie jestem dokładnie pewny, o której godzinie miała wystartować. Ale ostrzegam, Harry jest jej oczkiem w głowie.

Louis musiał mieć wypisane na twarzy przerażenie, ponieważ Liam zaśmiał się niezręcznie.

- Tak czy inaczej. Nie będziesz musiał jej opowiadać co się stało, jeśli to cię martwi. Domyśli się, że dzwonisz, ponieważ coś spieprzyłeś. – Usłyszenie tych słów od niego, było gorsze niż usłyszenie ich od Zayna. Ponieważ Liam był po stronie Harry'ego. – Od niej będzie zależało czy będzie chciała ci pomóc.

Gdy Louis wychodził to został ponownie przytulony, tym razem trochę mocniej. Nie wróżyło to niczego dobrego.

***

Usiadł na ławce w parku. W ręce trzymał telefon z zapisanym już numerem. Był cholernym policjantem, w ciągu kilku lat swojej pracy przeżył naprawdę wiele ciężkich sytuacji, dlatego głupie wykonanie połączenia nie powinno być takie trudno. Ale było, ponieważ teraz chodziło o jego życie i o naprawienie tego co udało mu się spieprzyć.

Zamknął swoje oczy, wziął kilka głębokich wdechów i wydechów, i nacisnął zieloną słuchawkę. Były to trzy szybkie sygnały, gdy w końcu odezwał się ciepły, ale jednocześnie formalny głos kobiety.

- Słucham?

- Dobry wieczór. Tutaj Louis. Louis Tomlinson – wydukał. Musiał wziąć się w garść i pokazać, że wiedział czego chciał i po co zadzwonił.

- Ten Louis Tomlinson, o którym tak dużo słyszałam, tak? – Jej głos nie wydawał się ociekać sarkazmem, ale też nie słychać w nim było niczego przyjaznego. Zachowany był dystans, jakby dokładnie wiedziała, że otrzyma ten telefon. Albo już wariował i mu się to wydawało.

- Um. Tak. To ja.

- Stało się coś, kochanie? – I znowu ten sam, wszystko wiedzący ton głosu, przez który jego ciało się trzęsło.

Louis czuł się jakby wrócił do podstawówki i trafił do gabinetu pani dyrektor, która kazała mu opowiadać co nabroił, mimo że doskonale wszystko wiedziała. Chciała po prostu, aby zalał go wstyd, a na policzkach pojawił się rumieniec.

- Niestety – odpowiedział bez zastanowienia. – Naprawdę chciałbym, aby okoliczności naszej pierwszej rozmowy były inne, ale niestety nie posiadam umiejętności cofania czasu. A musi mi Pani uwierzyć, że zrobiłbym wszystko, aby móc jej użyć i podjąć inne decyzję.

I tak wszystko zostało już zrujnowanie. Nie było powodu do kłamania lub wyznawania półprawdy. Musiał ponieść wszystkie konsekwencje swojej głupoty.

- Masz rację. Harry inaczej planował nasze spotkanie. Chciał jakiejś uroczystej kolacji i oficjalnego poznania. Odradziłam mu to i zaproponowałam piwo z pizzą w jego restauracji – odpowiedziała, a w jej głosie po raz pierwszy można było usłyszeć uśmiech, gdy wspomniała imię młodszego mężczyzny.

Klatka piersiowa Louisa zacisnęła się jeszcze mocniej. Jego słodki, uroczy chłopiec.

- Harry cały czas powtarza, że to twoja restauracja. Czasami, gdy się zapomni nazwie ją waszą.

- Będę musiała z nim o tym porozmawiać. Nie podoba mi się, że dalej się tego wypiera. – Chwila ciszy. Chwilowy szum. – Ale wydaje mi się, że nie jestem jedyną osobą, która chciałaby z nim wymienić kilka słów.

Louis nigdy nie mógł zrozumieć, co takiego było w kobietach, że miały taką moc słowa i łatwo zdobywały autorytet. Albo, że przeważnie wiedziały jakie słowa powinny teraz paść i w jaki sposób je wypowiedzieć.

- Bardzo chciałbym, ale nie odbiera moich telefonów.

- Myślę, że mogłabym do niego zadzwonić i zapytać czy chciałby się z tobą dzisiaj spotkać. Rozmowy przez telefon nie zawsze kończą się powodzeniem. Czasami się zdarza, że komuś rozładuje telefon i nie wszystkie słowa zdążą zostać wypowiedziane.

Ostatnie zdanie miało drugie dno i Louis nie musiał długo myśleć nad złapaniem aluzji. Harry, gdy się denerwował czasami kończył nagle połączenie, a później przychodził i przepraszam za swoje impulsywne zachowanie. Nawet to krótkie wspomnienie chłopaka spowodowało uśmiech na jego twarzy.

- Byłbym bardzo wdzięczny – odpowiedział cicho. – Jeśli oczywiście Pani może.

Kobieta tylko zaśmiała się, a w jej głośnie nie było drwiny. Bardziej coś jak zadowolenie, ale nie takie w pełni. W każdym razie podniosła trochę Louisa na duchu.

Kilka minut po ich zakończonej rozmowie, którą przetwarzał w cały czas swojej głowie, chodząc w te i z powrotem od ławki do samochodu, otrzymał wiadomość z adresem.

Miał spotkać się z Harrym za pół godziny, w miejscu, do którego jechało się dokładnie pół godziny. Przeklną głośno, gdy zapalał silnik od samochodu.

Naprawdę cieszył się, że chłopak zgodził się na spotkanie. Wychodziło na to, że dostał szansę, aby móc wszystko naprawić i naprawdę chciał z niej skorzystać. Musiał wykorzystać czas, który dał mu Harry, aby wyjaśnić mu wszystko od początku i aby zapewnić go, że żałował. Również bardzo mocno pragnął go pocałować i przytulić, ponieważ cholernie się za nim stęsknił.

Powinien był jednak być bardziej ostrożny w chwilach takich ja te. Odrobina szczęścia powinna dać mu wiele do myślenia, nie powinna zagłuszać zdrowego rozsądku i twardego stąpania po ziemi.

Jego telefon zaczął dzwonić, dlatego nie patrząc nawet na jego ekran, odebrał połączenie na pulpicie w samochodzie. Prowadził, więc musiał pozostać skupionym na drodze, a zawsze mógł to być Harry.

Głos, który usłyszał nie należał do bruneta, a do jego przełożonej. Kobieta nigdy nie dzwoniła na jego prywatną komórkę. Nawet nie wiedział, że miała ten numer.

- Witaj, Louis – powiedziała. Jej głos ja zawsze poważny, idealnie stonowany i wzbudzający respekt. – Zdaje sobie sprawę, że jesteś w domu na chorobowym, ale mamy nowy trop i za pół godziny wyruszamy na akcje. Ze względu na mój szacunek do ciebie i twojej pracy musiałam cię o tym poinformować. Jeżeli czujesz się na siłach, chciałabym, abyś wziął w niej udział. Jesteś ze wszystkim na bieżąco i to twoja oraz Malika sprawa.

Czekał na ten moment odkąd została zastrzelona pierwsza niewinna osoba na jednej ze stacji benzynowych. Spędzili kilka dobrych miesięcy na przeglądaniu tysięcy kartek, nagrań z kamer, przesłuchiwaniu świadków. Ponieśli kilka porażek, w których przemytnicy śmiali się im w twarz. Nadal mógł poczuć w kościach te wszystkie nieprzespane noce na komendzie, albo we własnym mieszkaniu, gdy przeglądał kolejne dowody i szukał rozwiązań.

Cztery lata temu złożył ślubowanie w jeden z najbardziej prestiżowych uczelni w Wielkiej Brytanii.

- Zaraz będę – odpowiedział, kończąc połączenie.

Nie miał czasu, aby się zastanawiać i myśleć. Wybrał numer Harry'ego i ponownie spotkał się z pocztą głosową. Nagrał się na nią.

***

Harry czekał oparty o kamienne ogrodzenie. Greace zadzwoniła do niego i przekonała go, aby porozmawiał z Louisem. Minęły trzy dni odkąd wybiegł zapłakany z jego mieszkania. Nadal nie mógł uwierzyć, że chłopak mógł mu zrobić coś takiego. Nie wiedział co ze sobą zrobić tamtego wieczoru, dlatego od razu udał się do miejsca, które było jego azylem. Przebywał w nim, gdy najmroczniejsze demony nawiedzały jego myśli i kiedy potrzebował odciąć się od świata.

Ostatnim razem był w tym miejscu, gdy pierwszy raz spotkał Louisa tego późnego wieczoru, gdy wracał do domu.

Chciał wierzyć, w to co mówił Louis, zanim opuścił jego mieszkanie. Chciał wierzyć, że nie przeczytał tych dokumentów i ma racjonalne wytłumaczenie. Kochał go. Brakowało mu jego ciepłych ramion i słodkich pocałunków.

Spędzili ze sobą cudownych siedem miesięcy i miał nadzieje, że mogli przeżyć następne siedem lat, a później kolejne i kolejne.

Louis spóźniał się dwadzieścia minut i Harry postanowił więcej nie czekać. Odblokował numer Louisa i sekundę później został zasypany wszystkimi wiadomościami i połączeniami. Chciał mu tylko napisać, żeby się pieprzył, ale w ostatniej chwili jakiś głosik w środku podpowiedział mu, aby przesłuchał ostatnią wiadomość głosową.

Przycisnął telefon do ucha i usłyszał głos Louisa. Był drżący i niespokojny, a serce Harry'ego zacisnęło się na te słowa.

„Przepraszam, Harry. Kocham Cię." 

Continue Reading

You'll Also Like

9.9K 862 35
Nie usunelam tego tylko ze względu na sentyment xD *Bardzo kreatywny opis* Czy jeden przypadkowy SMS zmieni życie Andreasa i Stephana ? ...
3.7K 457 5
- Kocham cię, nawet jeśli już nie żyje. Moje serce, które zapadło w sen wieczny, ciągle należy do ciebie
19.2K 3.3K 21
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
137K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...