Tron z kości [18+]

נכתב על ידי NoireAstre

22.8K 2.1K 321

Kraina Ravensport W pewien jesienny wieczór Sarah Jones stanęła na środku szemranej ulicy i zrozumiała, że w... עוד

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Podziękowania

Rozdział 5

478 52 9
נכתב על ידי NoireAstre




- Co to było Nicholasie? – Gabriel posłał mu karcące spojrzenie.

Nicholas wzruszył ramionami.

- Po prostu życzyła ci powrotu do zdrowia.

- Powinieneś ją wpuścić. – Gabriel wstał ze stołka, ale Nick położył rękę na jego ramieniu.

- Daj jej spokój. Jest po rozmowie z Iris. Zapewne musi dojść do siebie.

- Może właśnie dlatego powinienem do niej pójść – szepnął.

Nick pokręcił głową.

- Wolałbym, żebyś się tak nie ekscytował. Dzięki temu szybciej wrócisz do zdrowia. Dokończ proszę ostatni fragment utworu i weź drzemkę – rozkazał mu Nicholas.

Gabriel z trzaśnięciem zamknął pokrywę nad klawiszami.

- Jesteś nieznośny. Wyjdź proszę z mojego pokoju – powiedział chłodno. – Tak jak mi radziłeś, powinienem się przespać. Jutro idziemy na polowanie.

- Ty nigdzie nie idziesz. – Nick zacisnął dłonie w pięści.

Przez kilka sekund mierzyli się groźnymi spojrzeniami. W końcu Gabriel westchnął i upadł ciężko na łóżko. Schwycił palcami przegrodę nosową i opuścił twarz.

- Nicholasie, proszę żebyś wyszedł – powiedział cicho.

Nicholas przeklął pod nosem i trzasnął za sobą drzwiami.

***

Ellen opierała się plecami o drzwi. Kiedy słuchała opowieści Iris, odnosiła wrażenie, jakby już ją znała, jakby nie była jej obca. Kiedy Iris miękko wymawiała obco brzmiące dla niej nazwy, jakaś struna w jej sercu drgała poruszona. Wewnętrznie była już przekonana, że Iris nie stroi sobie z niej żartów i historia, którą jej opowiedziała musiała być prawdziwa. Poza tym, po co miałaby kłamać?

W dodatku wizje, które zalewały ją swoimi obrazami, jakby wracało do niej życie – jej dawne życie? Czy to możliwe? Zaczęła przekonywać się, że prawdopodobnie w rzeczywistości to był jej dom. Pokój za każdym razem, kiedy tylko otwierała oczy wydawał się jej się bardziej znajomy, pomimo tego, że nie minęła nawet doba, od kiedy się tu znalazła. Ludzie, którzy tu mieszkali również zdawali jej się coraz bardziej znajomi.

Jakieś przeczucie kazało jej wierzyć, że Violet nigdy jej nie lubiła. Nie była jednak całkowicie pewna, co do powodu, ale po jej zachowaniu przy śniadaniu, jak najbardziej mogło chodzić o Gabriela. Violet zapewne musiała w błędny sposób odebrać relacje między nią, a chłopakiem. To by znacząco potwierdziło jej spostrzeżenia podczas posiłku

Kiedy myślała o Iris i Georgu spowijała ją fala spokoju. Jeśli rzeczywiście znali się od dawna, to była pewna, że łączyła ich przyjaźń.

Nicholas jej nienawidził, czyli wraz z Violet stanowili niepokojący i problematyczny duet. Nick również nie znosił jej z powodu Gabriela. A Gabriel? Był taki łagodny i dobry. Żałowała, że nie miała okazji z nim porozmawiać, omówić wydarzeń. Zapytać, skąd wiedział, gdzie się znajduje. Nagle poczuła ukłucie w sercu. Obserwował ją. Przypomniała sobie mężczyznę opierającego się o bramę na ulicy pełnej prostytutek. To musiał być on.

Dla uspokojenia myśli, Ellen postanowiła trochę pozwiedzać posiadłość. Zebrała w sobie odwagę i opuściła sypialnię. Przechadzała się powoli korytarzami, pamiętając, żeby omijać zaułek, w którym mieścił się pokój Nicholasa. Byłaby wściekła, gdyby na niego wpadła.

Trafiła do biblioteki. Sprawiała wrażenie często używanej. Ellen zrobiło się miło na myśl o czytaniu w głębokim puszystym fotelu i grzaniu się w ogniu kominka. Obiecała sobie, że na pewno przyjdzie poczytać. Na niższym piętrze znajdowała się kuchnia i pokoje dla służby. Jeden należał do kucharza, niskiego grubego mężczyzny o nieokreślonym wieku. Drugi natomiast do Carli. Kawałek dalej Ellen dostrzegła szklarnię pełną różnokolorowych kwiatów. Nacisnęła kryształową klamkę, ale zamek nie puścił. Założyła, że jest zamykana.

Nie była na tyle głodna, by zjawić się na obiedzie. Nerwy zrobiły swoje i żołądek był zwinięty jak supeł. Zanim wróciła do pokoju, poprosiła Carlę o przyniesienie kolacji do jej pokoju. Nie czuła się na siłach, by spożywać dzisiaj jakikolwiek posiłek z resztą domowników.

Po kolacji zdecydowała się na kąpiel. Carla przygotowała dla niej wannę. Woda rozluźniła jej sztywne mięśnie. Pozwoliła sobie na dłuższą chwilę relaksu i wytarła się dopiero wtedy, kiedy woda była już zupełnie zimna. Nałożyła na siebie piękną koronkową koszulkę nocną i wsunęła się do łóżka. Pozwoliła świecy swobodnie dogasać i powoli odpływała w sen. Niestety obudziło ją natarczywe pukanie. Czekała jeszcze chwilę pod kołdrą, zastanawiając się, czy przypadkiem się nie przesłyszała. Ale pukanie rozległo się ponownie.

Narzuciła na siebie szlafrok, zastanawiając się, czy nie stało się coś złego. Otworzyła drzwi, a za nimi dostrzegła Nicholasa.

Pachniał nocą. Miał na sobie kurtkę z grubej skóry z przewieszonym przez nią pasem z bronią. Nogi opinały mu czarne spodnie. Na jego policzku dostrzegła smugę krwi. Wydawał się jednak rozluźniony.

- Czego chcesz? – powiedziała, patrząc z odwagą w jego kobaltowe oczy.

- Nic wielkiego – szepnął. - Chciałem tylko popatrzeć na ciebie przed snem. – Włosy opadały mu na czoło.

Ellen posłała mu miażdżące spojrzenie.

- Bardzo śmieszne. – Skrzyżowała ramiona. – Pytam po raz kolejny, czego chcesz.

- Przecież powiedziałem. – W kącikach jego ust czaił się chłopięcy uśmiech.

- Jest już późno i nie mam ochoty na twoje głupie żarty – zaczęła zamykać drzwi, ale wsunął stopę i je zablokował.

- Słuchaj – zaczął powoli - poszedłem do tego pensjonatu, żeby sprawdzić, czy parasitus nie pozostawili czegoś po sobie – spauzował. - Aktualnie szukamy ich kryjówki i jesteśmy niemal pewni, gdzie jest, ale zawsze warto sprawdzić inne źródła. W każdym razie niczego nie znalazłem, ale to chyba należy do ciebie.

Podał jej torebkę, którą porzuciła w Pod piekarzem. Na jej widok poczuła się dziwnie.

- Dziękuję – syknęła, wyszarpując mu ją z ręki.

- Płaszcza nie zabierałem, bo nie nadawał się do dalszego użytku, a poza tym masz tutaj wystarczającą ilość ubrań.

- Nie ma problemu. Dziękuję, Nicholasie.

Odsunął nogę i odwrócił się do niej plecami, ale rzucił jej jeszcze przez ramię:

- To przy śniadaniu z Violet? – Pokręcił głową ze śmiechem – Masz pazurki.

Ellen ze złością zatrzasnęła za nim drzwi. Wybudzona nie mogła zasnąć. Co chwilę zerkała na torebkę leżącą na biurku. To będzie długa noc.

***

Nicholas, Iris, George i Violet stali gotowi w pełnym rynsztunku. Zmierzali do dzielnicy portowej. Według ostatnio zdobytych informacji parasitus mieli tam swoją kryjówkę. Ich celem były zniszczenie legowiska. Wiedzieli, że w tym opuszczonym budynku regenerowali swoją magię, leczyli rany i przegrupowywali się. Gdyby udało im się unicestwić to miejsce, byłoby znacznie łatwiej walczyć już w ostatecznej bitwie, do której nieuchronnie się zbliżali.

Niestety nie mogli liczyć na posiłki. Inni bellator robili rozpoznanie w sąsiedniej krainie. Tam też zauważono niepokojące zachowania wśród pasożytów.

Gabriel podszedł do Nicholasa.

- Obiecaj mi, że jeśli będziecie potrzebować pomocy, wezwiesz mnie. – Patrzył mu głęboko w oczy.

Nick odwrócił wzrok.

- Dobrze.

- Nick, mówię poważnie. – Gabriel szarpnął go za ramię. – Jeśli pojawią się problemy, po prostu mnie wezwij.

Nicholas podniósł z podłogi kołczan ze strzałami i założył go sobie na plecy.

- Dobrze Gabrielu, jeśli wpadniemy w kłopoty, wezwę cię na pomoc. Mam jednak nadzieję, że do niczego takiego nie dojdzie. Skorzystaj proszę z dnia wolnego i odpocznij. Zregeneruj się, a już niedługo znowu będziemy mogli razem wyruszać w miasto.

Gabriel roześmiał się ciepło. Pożegnał resztę uściskami i poprosił, by na siebie uważali. Nie był zadowolony, że nie może im towarzyszyć, ale go przegłosowali. W tym domu panowała demokracja i nie mógł się temu sprzeciwić. Poza tym, Nicholas ostatnio ciągle się na niego wściekał i naprawdę nie chciał mu już zachodzić w skórę.

Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, wsunął dłonie w kieszenie spodni i ruszył przed siebie. Zastanawiał się gdzie jest Ellen. Wiedział, że powinien jej poszukać i z nią porozmawiać, ale w tej chwili nie czuł się na siłach. Nie miał pojęcia, co mógł jej powiedzieć. Była inna niż zwykle. Przerażała go ta zmiana w niej, ale musiał się przyzwyczaić i poznać ją na nowo. Nigdy jeszcze nie była taka nieufna i wrogo nastawiona. Z drugiej strony, zawsze, kiedy do nich wracała była jak czysta księga, teraz natomiast przypomniała sobie swoje imię i przypominała sobie również niektóre z wydarzeń z jej licznych przeszłych żyć. Zastanawiał się, czy widziała go już we wspomnieniach. Jeśli tak, to nie dała tego po sobie poznać. Kluczył między korytarzami i w końcu trafił do szklarni. Drzwi były otwarte. Uchylił je i wszedł do środka.

Zatrzymał się w półkroku. Siedziała na ławce przed małą fontanną. Miała na sobie żółtą muślinową sukienkę. Włosy upięła wysoko na głowie. Kiedy obserwował ją siedzącą i zamyśloną, zalała go fala czułości, którą nie bez walki pohamował.

Drgnęła przestraszona, kiedy stanął obok niej. Ciągle zapominał, że porusza się szybko i bezgłośnie i ludzie nieprzyzwyczajeni do tego mogą czuć z tego względu pewien dyskomfort. Posłała mu jednak promienny uśmiech i przesunęła się robiąc mu miejsce. Usiadł obok i wyciągnął nogi.

- Znalazłaś moją kryjówkę? – zapytał.

- Nie wiedziałam, że to czyjaś kryjówka, ale jeśli mi pozwolisz, to z chęcią będę ją z tobą dzielić.

- Czułbym się zaszczycony – odparł z uśmiechem.

Obserwował jej miękki profil. Natomiast Ellen na niego nie patrzyła. Wpatrywała się w płynącą wodę. Wydawało mu się, że ją zawstydza.

- Przepraszam, że wczoraj podsłuchiwałam – wyszeptała.

Gabriel posłał jej zdzwione spojrzenie.

- Nie ma najmniejszego problemu. Mój pokój zawsze jest do twojej dyspozycji – zmieszał się, kiedy usłyszał, co powiedział, a ona posłała mu zawadiacki uśmiech. Odchrząknął. - To znaczy, jeśli będziesz chciała z kimś porozmawiać, to możesz na mnie liczyć – zakończył niezdarnie.

Ellen zerknęła na niego nieśmiało. Po raz kolejny zadziwiła się jaki jest szczupły. Był piękny. Począwszy od jego kasztanowych loków, szmaragdowych oczu, miękkiego łuku brwi, pełnych ust po wysokie kości policzkowe. Spojrzała na jego dłonie. Na nadgarstkach ciągnęły się ścieżki wyblakłych blizn. Jakby czując jej spojrzenie, podciągnął rękawy koszuli. Jego przedramiona również były poznaczone bliznami.

Poczuła irracjonalne pragnienie dotknięcia tych rąk, zbadania faktury jego skóry. Zagryzła wargę, walcząc z tym, ale potrzeba była tak silna, jak pragnienie złapania oddechu po długim przebywaniu pod wodą.

Zaryzykowała. Odważyła się. Delikatnie dotknęła palcem blizny na jego nadgarstku. Gabriel posłał jej spojrzenie spod długich rzęs. Całkowicie znieruchomiał i milczał. Skóra, której dotykała była rozpalona. Sunęła palcem coraz wyżej szlakiem jednej z blizn, aż dotarła do miękkiego zagłębienia łokcia. Gabriel odetchnął głośno. Odwrócił się w jej stronę i wpatrywał w dłoń Ellen.

- Skąd masz te wszystkie blizny? – zapytała cicho, nie zdejmując palca z jego przedramienia.

Gabriel przełknął ślinę.

- Z walk. Nie pamiętam jakich. Było już ich tyle, że ciężko zliczyć. Rzadko wracałem bez rany, choć większość goiła się tak szybko, że nie zdążyła się zabliźnić. Co kilkanaście lat, kiedy kończą nam się zasoby magii, rany goją się coraz gorzej.

- Czyli musicie odnawiać magię? W jaki sposób?

- Sanguis dają nam magię.

Ellen westchnęła.

- Czyli ja? - zapytała spanikowana.

- Skąd...? – Jego rzęsy zatrzepotały – Iris ci mówiła?

- Niewiele. Wspominała tylko, że jestem drugim pokoleniem sanguis. Nie mówiła już nic o magii i całej reszcie. Nie wiem jeszcze niczego na swój temat. W zasadzie nie wydaje mi się, żebym operowała jakąkolwiek magią, a tym bardziej miała ją komuś oddawać – mówiła coraz ciszej.

Gabriel wyswobodził swoją rękę spod jej dłoni.

- Wiem, że to jeszcze za szybko i to zbyt skomplikowane, by wyjaśnić to w ciągu kilku godzin, ale wierz mi, że wszystko wkrótce zacznie nabierać sensu. Nie będę ukrywał tego, że jesteś ważna dla naszej rasy. Właściwie, bez ciebie nie byłoby już świata.

Nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo podniósł się w okamgnieniu. Nie zarejestrowała momentu, w którym wstawał. Kiedy otworzyła ponownie oczy, stał już przy drzwiach i ułożył palec wskazujący na wargach, każąc jej zachować milczenie.

- Są tu – szepnął.

Ellen oblał zimny pot. Wpatrywała się z przerażeniem w Gabriela, który kocimi ruchami dotarł do przeciwległej ściany. Nie miał na sobie pasa, do którego mógłby przytwierdzić broń, więc musiały mu wystarczyć tylko cztery sztylety – dwa z nich znajdowały się już w jego butach, a dwa kolejnej trzymał w prawym ręku. Naciągnął również na ramię miecz o krótkiej klindze. Ellen rozejrzała się po altanie i dostrzegła, że w każdym kącie znajduje skrzynia z bronią. Chciała mu pomóc, więc zerwała się z ławki, ale Gabriel błyskawicznie do niej dopadł i pokręcił głową.

Tak, miał rację. Musieli zachować absolutną ciszę, a ona zachowywała się jak słoń w składzie porcelany. Gabriel przystanął przy drzwiach i nasłuchiwał w skupieniu. Ellen ulżyło, kiedy przypomniała sobie, że kucharz oraz Carla dostali wychodne, ponieważ większości domowników i tak nie było w posiadłości. Słyszeli ciężkie kroki na korytarzu. Ktoś zbliżał się do ich kryjówki. Gabriel miał napięte mięśnie. Bezgłośnie przerzucił jeden ze sztyletów do lewej dłoni. Ellen siedziała nieruchomo pocąc się ze strachu.

Gabriel wywnioskował, że była ich piątka. Dwójka z nich pobiegła na piętro, a reszta zbliżała się do altany. Cóż, mieli doskonały węch, a już zwłaszcza wyczulony na zapach krwi Ellen. Gabriel wolał się nawet nie zastanawiać, co by się stało, gdyby poszedł razem z resztą rodziny i zostawił tutaj Ellen samą. Dobrze, że Nicholas się uparł. Nie mógł jednak przewidzieć tego, że w jakiś sposób udało im się obejść zaklęcia ochronne. Kroki zbliżały się i nim intruz zdążył westchnąć, chłopak szybkim ruchem ciął go od ucha do ucha. Trup osunął się w kałuży żółtej posoki.

Zawsze kiedy Gabriel walczył, całkowicie wyłączał emocje. Skupiał się tylko na jednym działaniu i nic go nie rozpraszało. Adrenalina, która buzowała w jego krwi jeszcze bardziej ulepszała ruchy, robiąc z niego maszynę do zabijania. Za każdym razem, kiedy dobywał miecza lub sztyletów, czuł przyjemną ekscytację, wyruszając na polowanie, ale teraz było inaczej. Teraz miał za sobą Ellen i musiał bronić jej do ostatka sił, nawet jeśli kosztowałoby go to życie.

Usłyszał pozostałych parasitus. Byli już bardziej przezorni i zatrzymali się za drzwiami.

- Wpuść nas bellator, to nie zrobimy ci krzywdy. – Usłyszał chrapliwy głos jednego z nich.

Gabriel milczał w skupieniu. Ellen dostrzegła jak jego napięte mięśnie niemal rozrywały koszulę.

- Prędzej, czy później i tak do nas trafi. Po co to przedłużać? Możecie przecież przeprowadzić ten wasz śmieszny rytuał trochę szybciej i wtedy nam ją oddać. Okażemy wam tyle łaski w ramach dobrej współpracy – zaśmiał się gardłowo.

Gabriel w międzyczasie bezgłośnie wyciągnął zza pleców miecz. Wyrzucił rękę tak szybkim ruchem, że w oczach Ellen rozmyło się to w plamę. Zanurzył broń po rękojeść w sam środek brzucha jednego z nich. Bez trudu z powrotem wyszarpnął miecz z martwego ciała pasożyta. Kopnięciem przesunął zwłoki i wyszedł na korytarz. Ellen niczego już nie widziała, bo widok zasłaniała jego szczupła sylwetka.

Słyszała natomiast wiele. Głośne oddechy, szuranie butów, cichy jęk Gabriela, który ją przeraził. Później wściekły krzyk pasożyta i odgłos nadbiegających kolejnych napastników. Rzuciła się do kąta, w którym znajdowała się broń i wyjęła z niej dwa sztylety. Wiedziała, że potrafi ich użyć. Wiedziała, tylko musiała sobie przypomnieć jak się to robi.

Gabriel walczył teraz z trzema parasitus. Jego ruchy były tak szybkie, że ledwie nadążała za nim wzrokiem. Z jego dłoni zaczęła sączyć się magia. Ellen wygarnęła w końcu dwa sztylety i cicho otworzyła drzwi.

Jej oczom ukazał się koszmarny widok. Pomijając kwestie dwóch zalanych żółtą krwią pasożytów, to Gabriel właściwie ledwo słaniał się na nogach, ale wciąż zaciekle walczył. Krwawił na twarzy, z jego ramienia ciekła krew. Trójka napastników próbowała go otoczyć, ale skutecznie odpierał ich ataki. Widziała, że również mają rany, ale nie tak poważne jak on. Ellen westchnęła, zamknęła oczy i rzuciła jednym sztyletem w kreaturę po lewej stronie. Wrzasnął przestraszony, kiedy sztylet głęboko utkwił w jego piersi.

Gabriel zerknął na nią przelotnie i wykorzystał powstałe przez to zamieszanie. Przerzucił miecz do lewej ręki, w której koncentrował magię. Klinga zabłysnęła jasnym błękitem. Ellen rozbolały oczy. Naraz Gabriel ciął nim przeciwnika przez pół.

Został tylko jeden. Ten trafiony przez Ellen dogorywał trzymając się za pierś.

Jedyny pozostały przy życiu osobnik rozszerzył cienkie wargi w uśmiechu. Ellen zbliżyła się do Gabriela, obserwując pasożyta.

- Proszę, proszę: znowu razem. Jak zwykle idealnie do siebie pasujecie. – Wyszczerzył brązowe zęby.

Ellen patrzyła na jego skołtunione włosy, na twarz pooraną brzydkimi szramami i na łachmany, które miał na sobie. Poczuła nadciągającą wizję. Z całych sił starała się ją przegnać. Nie teraz, nie teraz, błagam tylko nie teraz.

- Ach tak? Nie przypominam sobie byśmy walczyli kiedyś ze sobą. – Głos Gabriela był kpiący. Obcy. – A jeśli tak, to albo byś już nie żył, albo właśnie uciekł jak tchórzliwy pies.

Pasożyt warknął. Wyciągnął rękę z wyszczerbionym nożem i zagroził nim Gabrielowi.

- Możesz zatrzymać dla siebie swoje drwiny, wojowniku. Już niedługo nic innego ci nie pozostanie. Twoi cholerni pobratymcy zapewne zdychają w zastawionej na was pułapce.

Gabriel wyprostował się i zerknął na Ellen. Jego twarz była bez wyrazu.

- Śmiem wątpić – powiedział ze spokojem. – Wiedziałbym, gdyby tak było.

Pasożyt warknął i ruszył na niego. Ellen stała za Gabrielem, próbując go asekurować, ale właściwie nie musiała. Gabriel zamachnął się mieczem i odrąbał ostatniemu parasitus głowę. Stał przez chwilę odwrócony do niej plecami. Miecz trzymał nisko, ostrzem skierowanym w dół. Jego głowa była pochylona. Broczył z wielu ran. Upuścił sztylet i opadł na kolana.

Ellen doskoczyła na niego, podnosząc jego bladą twarz w górę. Miał zamknięte oczy, spocone włosy opadały na czoło. Po jego policzkach ściekały strużki krwi. Krwawił z jakiejś rany na głowie. Niemal nie oddychał.

- Gabrielu – szeptała rozgorączkowana. – Co mam zrobić? Jak ci pomóc? Powiedz proszę, a zrobię wszystko.

W końcu otworzył ciężkie powieki. Jego wzrok był zamglony, kiedy na nią patrzył. Poczuła jego dłoń na swojej twarzy. Przysunął ją w swojej stronę i Ellen przez ułamek sekundy odniosła wrażenie, że ją pocałuje. Widziała to w jego oczach. Chciał tego, ale coś go powstrzymało. Widziała spokój w jego oczach, że nic się jej nie stało, że ją obronił, że zapewnił jej bezpieczeństwo. Łzy płynęły po jej policzkach, ale nawet tego nie zauważyła. Chciała położyć jego wargi na swoich, ale wtedy Gabriel osunął się na podłogę bez przytomności. Nie miała siły go utrzymać.

Spanikowana delikatnie ułożyła jego głowę na podłodze. Pobiegła w stronę drzwi. Musiała wezwać pomoc. Musiała wezwać Iris i resztę, ale jak to zrobić. Jak? Gdzie oni są? Jakich ich odnaleźć. Otworzyła ciężkie drzwi i wybiegła na zimne powietrze. Wiatr przeszywał ją chłodem do szpiku kości.

Zupełnie nie kojarzyła okolicy. Nie kojarzyła podwórka wyłożonego kostką brukową. Nie kojarzyła pięknych dużych drzew. Nie kojarzyła także bramy. Kiedy tu trafiła była przecież niemal nieprzytomna. Puściła się biegiem na ulicę i niemal zachłystnęła się ze szczęścia. Biegli. Biegli wszyscy.

Na czele ujrzała Nicholasa, który długimi krokami pokonywał dzielący ich dystans. Biegł jakby goniła go sama śmierć. W końcu dopadł do niej i brutalnie zmiażdżył jej ramiona w dłoniach. Potrząsnął nią i wodził oszalałym wzrokiem po jej twarzy, żądając odpowiedzi.

- Gdzie mój frater? Mów, gdzie jest! – wrzeszczał.

- Przy szklarni. Walczyliśmy przy szklarni.

Nicholas puścił ją i pobiegł dalej. Ruszyła za nim i choć wydawało jej się, że biegnie bardzo szybko, to Nick od razu zginął jej z oczu. W końcu wpadła do korytarza i skierowała się do altany.

Zobaczyła jak Nicholas wychodzi zza zakrętu i niesie w ramionach nieprzytomnego Gabriela. Niósł go delikatnie, patrząc na niego z przerażeniem. Gabriel był nieruchomy. Jego ręka bezwładnie zwisała i sączyła się z niej krew. Głowa opadała w dół i kiwała się przy każdym kroku jego frater. Natomiast twarz Nicholasa zdawała się jeszcze bledsza niż Gabriela. Pobiegł w stronę schodów przeskakując po trzy, by jak najszybciej znaleźć się w sypialni rannego.

Ellen usłyszała zaniepokojone głosy reszty członków rodziny. Rzucili się za Nicholasem. Ellen pobiegła za nimi. Nick w tym czasie niemal z pietyzmem ułożył nieprzytomnego Gabriela na szerokim łóżku. Dziewczyna rozejrzała się po przybyłych. Wszyscy z nich nosili ślady walki, ale żaden nie był poważnie ranny.

Nicholas usiadł na łóżku obok Gabriela, ściągnął rękawiczki bez palców i dwiema dłoni zaczął nakierowywać swoją magię w jego serce.

- Nicholasie, sam nie dasz rady – westchnęła Iris. Jej migdałowe oczy były pełne bólu. Przysiadła obok niego i również skierowała magię w stronę Gabriela. Po chwili wszyscy próbowali leczyć jego obrażenia. Ellen czuła się obco i niepotrzebna, kiedy stała bezczynnie. Violet co rusz ciskała w nią nienawistne spojrzenia. W końcu Ellen weszła do pomieszczenia, które okazało się łazienką Gabriela. Zgarnęła stamtąd ręczniki i zwilżyła je zimną wodą z dzbana. Udało jej się znaleźć wolną przestrzeń na łóżku obok nieruchomej twarzy chłopaka.

Delikatnie zaczęła obmywać jego policzki. Krew pochodziła ze skroni, bo twarz nie była zraniona. Włosy kleiły się od krwi, która zdążyła już zakrzepnąć. Próbowała usunąć ją najdelikatniej jak mogła. Gabriel nie poruszył nawet powieką.

Zewsząd otaczał ją chłód magii. W pokoju było niebiesko od skoncentrowanej mocy. Wszyscy mieli przerażone twarze, ale Nicholas wydawał się najbardziej zgnębiony z nich wszystkich. Gabriel poruszył się lekko i jęknął.

- Frater? Jest tu mój, frater? – szeptał słabym niewyraźnym głosem. Nicholas pochylił się nad jego twarzą, a Ellen poczuła zapach krwi i mydła.

- Jestem przy tobie, Gabrielu – powiedział miękko. Ellen nigdy nie słyszała, żeby mówił chociażby w zbliżony sposób.

- Ellen? – Szarpnął mocno głową, ale przytrzymała ją dłonią. Od jego słów zrobiło jej się gorąco.

- Też tu jestem. Poradziliśmy sobie z nimi. Jesteś już bezpieczny.

Uniósł powieki i mętnym wzrokiem próbował na nich spojrzeć, ale jego oczy były niewidzące. Ellen ścisnęło się serce. Nicholas zagryzł wargę.

- Leż spokojnie, frater. Niedługo dojdziesz do siebie.

Gabriel znowu stracił przytomność.

Mijały godziny. W końcu przy łóżku Gabriela został tylko Nicholas i ona. Reszta musiała posprzątać truchła pasożytów, przebrać się, zjeść coś i nabrać siły. Wszyscy ledwo snuli się na nogach. Nicholas nie chciał jednak odejść od przyjaciela.

- Nie wiem, co się z nim dzieje – wyszeptał Nicholas.

Obdarzył ją dziwnym spojrzeniem. Nie potrafiła go nazwać.

- Kilka tygodni temu byliśmy w dwójkę na wypadzie i wszystko szło w porządku – zaczął. - Radziliśmy sobie z parasitus tak jak zwykle, ale wtedy jeden z nich zranił Gabriela w nogę. Upadł na ziemię i oprócz własnej krwi z rany zaczęła cieknąc również ta plugawa żółta posoka. Takie obrażenia otrzymujemy często, więc zdziwiłem się, że płytka rana mogła aż tak go zaboleć. Po jakimś czasie podniósł się i walczyliśmy dalej razem. Ale od tego momentu nie mógł do końca zaleczyć nogi. Rana ciągle się odnawiała. Nasza magia właściwie na nią nie działa. A on ciągle wychodził w noc. Wciąż ryzykował. A potem wpadł tu razem z tobą. Z kolejnymi ranami. – Posłał jej dzikie spojrzenie. – Nie dziw się więc, że ogarnia mnie wściekłość.

- Z tego, co zdążyłam się już dowiedzieć na swój temat – zaczęła – wynika, że Gabriel nie ratował mnie jako Ellen Rose. On ratował mnie jako sanguis, więc nie powinieneś się na mnie wściekać personalnie za coś na co nie mam wpływu.

Nicholas zaśmiał się głucho i posłał jej spojrzenie spod czarnych rzęs.

- Nie, nie ratował cię jako sanguis. Ratował cię jako Ellen Rose. Możesz mi wierzyć, że to było dla niego ważniejsze.

- To wciąż nie zmienia faktu, że nie zasłużyłam sobie na twoje skandaliczne zachowanie – powiedziała ze złością, posyłając mu miażdżące spojrzenie. – Nie mam wpływu na decyzje Gabriela. Tak jak i nie jest moją winą to, że Gabriel otrzymał taką dziwną ranę.

Nicholas odsunął się od Gabriela. Rozciągnął obolałe mięśnie i stanął przy kominku. Był do niej odwrócony plecami. Gabriel wyglądał już lepiej. Większość jego ran powoli się zasklepiała. Ellen wiedziała jednak, że głębokie obrażenie na ramieniu pozostawi mu na pamiątkę poszarpaną bliznę.

- Może i masz rację – Nick przyznał niechętnie. – Ale taki już jestem. Poza tym, nigdy tak do końca cię nie lubiłem. – Posłał jej szydercze spojrzenie.

- Cóż, podejrzewam, że z wzajemnością. – Starała się, by jej głos był chłodny.

- Nie byłbym taki pewny – zaśmiał się gardłowo.

Ellen postanowiła, że go zignoruje. Zamiast tego przesunęła delikatnie drżącą dłonią po krzywiźnie szczęki Gabriela. Jego włosy opadały na czoło, więc czule je zgarnęła. Posłała mu ostatnie spojrzenie i podniosła się z łóżka. Było późno, a jej również brakowało już sił.

Przeszła bez słowa obok Nicholasa, a wtedy mocnym chwytem złapał ją za ramię. Zachwiała się nagle wytrącona z równowagi. Obdarzyła go zirytowanym, nieprzyjemnym spojrzeniem i próbowała się wyrwać.

Jego oczy pociemniały. Wpatrywał się w nią intensywnie. Ellen przestraszyła się, kiedy dotarło do niej jak nad nią góruję, jaki jest potężny, a ona jak bardzo krucha i bezbronna się wydaje. Przyciągnął ją do siebie agresywnie. Ellen raz jeszcze szarpnęła się z jego uścisku, ale trzymał ją mocno. W końcu kopnęła go w goleń, ale nawet wtedy się nie poruszył. Zamiast tego pociągnął ją jeszcze bliżej siebie i brutalnie ułożył swoje twarde gorące wargi na jej ustach. Pochłonął ją w żarłocznym pocałunku, kiedy wiła się i próbowała uwolnić. W końcu ugryzła go w język i to go ocuciło. Odsunął się od niej, a jego kobaltowe oczy pociemniały jeszcze bardziej. Wymierzyła mu siarczysty policzek.

- Nie waż się mnie więcej dotykać. Nigdy więcej – powiedziała spokojnie, chociaż w środku była rozbita na tysiąc maleńkich kawałeczków. Jej pierś unosiła się w spazmatycznych oddechach.

- Wygląda na to, że powinienem przeprosić. – Zrobił krok w tył. – Ale nie zamierzam.

Ellen odwróciła się do niego plecami i opuściła pokój Gabriela. Kiedy zamykała za sobą drzwi w głowie kotłowało jej się miliard myśli. Była roztrzęsiona i skołowana zachowaniem Nicholasa. Nie powinien postępować w taki sposób. Żaden mężczyzna nie powinien.

Przystanęła przy drzwiach i przeżywała raz jeszcze wydarzenia dzisiejszego dnia. Tak bardzo martwiła się o Gabriela, że nie potrafiła spokojnie oddychać. Wiedziała również, że z emocji dzisiejszego dnia, nie będzie w stanie zasnąć.

Naraz z nóg zwaliła ją silna wizja. Czuła ten oszołamiający ból głowy, więc osunęła się na kolana na zimną posadzkę.

W wizji zobaczyła Nicholasa. Siedział w głębokim fotelu w dużym nieznanym jej pokoju z bordowymi draperiami. Jego wdzięczny profil był dla niej doskonale widoczny. Nick wpatrywał się w ogień w kominku, a cienie tańczyły na jego twarzy, nadając mu dziwny tajemniczy wygląd. W tej chwili zdawał jej się czymś ulotnym, dzikim, obcym. W swojej wizji czuła, że stanie się coś ważnego, coś niespodziewanego i ekscytującego zarazem.

Nicholas odwrócił głowę w jej stronę. Mierzył ją wzrokiem długo i przeciągle, a potem powoli opuścił fotel i szybko znalazł się tuż obok niej. Był tak blisko, że zmusiło ją to do cofnięcia się jeszcze bliżej ściany, obok której stała. Górował nad nią i we wspomnieniu czuła, że trochę się go boi, ponieważ w pokoju byli tylko w dwójkę. Wiedziała, że chwilę wcześniej wydarzyło się coś strasznego, że byli o włos od śmierci, a teraz nastała ta krótka chwila wytchnienia.

Nicholas przeczesał dłonią czarne zmierzwione włosy. Czekał, jakby kumulował siły i próbował zrobić coś na przekór sobie. W końcu schwycił ją za ramię i przycisnął do siebie miażdżąc swoimi ustami jej usta. Pocałunek był tak niespodziewany, że przez kilka sekund odwzajemniła go, a on jęknął w jej wargi. W końcu opamiętała się, odsunęła od niego i wymierzyła policzek, patrząc na niego ze złością.

- Przepraszam – szepnął. Spojrzenie jego niebieskich oczu było zawstydzone. – Ja nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Przepraszam – powtórzył. – Wydawało mi się, że... - przerwał i schował twarz w dłoniach. – Błagam, nie mów nic Gabrielowi. Obiecaj mi to – poprosił. – Nigdy nie powinien tego zrobić.

Nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć, więc milczała wyczekująco. Na ustach czuła jego smak. Smakował jak miód. Oblizała wargi, żeby zachować to wrażenie i przeraziła się swojej reakcji, kiedy poczuła ściskanie w podbrzuszu.

Wspomnienie zakończyło się, a Ellen zajęczała cierpiąc katusze od bólu w skroni. Przełknęła kwaśną ślinę i ścisnęła się za żołądek czując mdłości. Zachowanie Nicholasa nie było racjonalne, a teraz miała świadomość, że było nieracjonalne i teraz i w przeszłości. Czego od niej chciał, dlaczego tak się zachowywał? Uznała, że nie jest normalnym fakt pożądania kogoś, kogo się nienawidzi. Nie wiedziała tylko, co mu zrobiła, że odczuwał w stosunku do niej takie sprzeczne emocje. Postanowiła, że musi z kimś o tym porozmawiać. W grę wchodziła tylko Iris, ale nie chciała jej teraz tym zadręczać. Miała przecież na głowie znacznie więcej ważniejszych spraw.

Ellen podniosła się z kolan, mając nadzieję, że Nicholas nie słyszał jak upadła. Weszła do swojej sypialni i samodzielnie przygotowała dla siebie kąpiel. Kiedy nadeszła najpóźniejsza godzina nocy nałożyła na siebie szlafrok i na palcach przebiegła małą odległość między pokojem jej i Gabriela.

Cicho uchyliła drzwi i zobaczyła, że leży na boku twarzą zwróconą w stronę drzwi. Był sam. Zapewne Nicholas wrócił do siebie, żeby się zregenerować i od jutra znowu rozpocząć leczenie.

Ellen czuła, że po tym dniu nawiązała z Gabrielem jakąś dziwną więź. Teraz coś nierozerwalnego ich ze sobą łączyło. Po raz kolejny wzajemnie uratowali sobie życie. Wsunęła się cicho do pokoju i usiadła na łóżku. Gabriel drgnął. Jego oczy poruszały się pod cienkimi powiekami.

Oparła się o zagłówek łóżka i patrzyła na niego. Delikatnie położyła dłoń na jego włosy, wsuwając w nie palce i leniwe przesuwając aksamitne loki między palcami. Był taki delikatny, bezbronny, kruchy. Zadziwiało ją, że samotnie położył trupem piątkę pasożytów, a teraz leżąc tu pod cienką kołdrą sprawiał wrażenie, jakby mógł go skrzywdzić silniejszy podmuch wiatru. Rozczuliło ją to i poczuła jak po policzku pociekła jej osamotniona łza.

Kiedy mrugnęła, zobaczyła, że Gabriel przypatruje jej się przytomnym wzrokiem. Patrzył na nią bez słowa, a ona zarumieniła się przyłapana na siedzeniu bez pozwolenia na jego łóżku i dotykaniu go. Nie mogła jednak zmusić dłoni, żeby zabrać ją z powrotem.

- Nie mogłem wymarzyć sobie piękniejszej pobudki – szepnął. – A może trafiłem do nieba? – pytając zawiesił głos. - W każdym razie, na jedno wychodzi – powiedział poważnie.

Ellen potrząsnęła blond lokami.

- Nie mów nic. Odpoczywaj.

Jego wzrok prześlizgnął się po jej twarzy i spoczął niżej na ciele. Nagle uświadomiła sobie, że ma na sobie tylko szlafrok, który odchylony ukazywał jej nagie uda. Poczuła na twarzy uderzenie gorąca.

- Nie wstydź się mnie – poprosił. – Nie będę patrzył, jeśli sobie tego nie życzysz. – Na jego bladych policzkach również pojawiły się rumieńce.

- Jak się czujesz? – Ellen próbowała zmienić temat. – Gabriel podniósł się lekko na łokciu.

- Nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że koszmarnie. Przepraszam, że byłaś świadkiem mojej słabości.

- Przestań tak mówić – powiedziała z mocą. – Nie wolno ci. Ty zrobiłeś niewiarygodną rzecz. Jesteś najbardziej niesamowitą i najsilniejszą osobą jaką znam. Udało ci się ich powstrzymać. Uratowałeś mnie.

Jego wargi wykrzywiły się w asymetrycznym lekkim uśmiechu.

- Pochlebiasz mi, ale wiedz, że nie jestem w swojej najlepszej formie. Żałuję, że nie widziałaś mnie wcześniej. A przynajmniej, że tego nie pamiętasz – zakończył smutno.

- Przypomnę sobie – oznajmiła z pewnością. Zaraz jednak zrobiło jej się słabo na wspomnienie pocałunku Nicholasa, który również powrócił do niej w wizji.

Zauważyła, że powieki Gabriela ciężko opadają.

- Pójdę już. Chciałam tylko przy tobie posiedzieć i upewnić się, że spokojnie śpisz.

Powiedział coś. Tak cicho, że nie dosłyszała. Nachyliła się do niego i poprosiła, żeby powtórzył. Zamiast tego nieśmiało i delikatnie dotknął zimnymi wargami jej ust. Westchnęła przeciągle i chciała oddać ten pocałunek, ale nagle odsunął się od niej zawstydzony, a jego głowa opadła na poduszki. Zasnął.

המשך קריאה

You'll Also Like

694K 33.1K 46
Odkąd pamiętam przeprowadzałam się z matką w różne miejsca. Przez różne kraje. Nie raz otarłyśmy się o śmierć, a dlaczego? Jestem dzieckiem Anioła! C...
50K 3.7K 58
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...
65.7K 3.8K 47
Jane żyje w Coldwater- kraju, gdzie ludzie są podzieleni na rangi: albo jesteś biednym i mieszkasz we wiosce zarabiając marne grosze, albo żyjesz w s...
43.4K 2.6K 181
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...