Tron z kości [18+]

By NoireAstre

22.7K 2.1K 321

Kraina Ravensport W pewien jesienny wieczór Sarah Jones stanęła na środku szemranej ulicy i zrozumiała, że w... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Podziękowania

Rozdział 4

489 45 2
By NoireAstre




Carla nie kłamała. Dała jej pospać na tyle długo, że naprawdę czuła się wypoczęta. Wszakże wszystkie mięśnie miała obolałe, a w głowie łupało, to jednak obudziła się z czymś na kształt spokoju. Miała trochę pytań do tych osobliwych osób, ale postanowiła, że podejdzie do tego z otwartą głową.

Nie mogła przecież zaprzeczyć, że widziała te dziwne istoty o żółtych oczach i broczące żółtą krwią. Wielu z nich z jakiegoś powodu próbowało ją zabić. I musiała dowiedzieć się dlaczego.

Carla ubrała ją w przepiękną muślinową błękitną sukienkę i ułożyła włosy w miękkie loki. Gdy Ellen już osamotniona przeglądała się w lustrze, uznała, że nawet ładnie by wyglądała, gdyby nie ta chorobliwa bladość. Naraz spadła z krzesła, obezwładniona przez ogromny ból w skroniach.

Widziała jak przed nią w męskim czarnym stroju biegnie Iris. Spojrzała w dół i zobaczyła, że ma na sobie takie same czarne spodnie. Biegły na złamanie karku. Coś ich goniło. Przed nimi zamajaczyła ciemna linia brzegowa rzeki Bear. Ellen skoczyła w jej śmierdzącą lodowatą otchłań zaraz za Iris.

Kolejna wizja: poznawała ten pokój. To jest ten pokój. Wyglądał jednak inaczej. Bardziej staroświecko. Kiedy spojrzała w lewo dostrzegła swoje odbicie. Była taka sama, a jednak inna. Jej twarz wydawała się spokojna i opanowała. Zerknęła w górę. Stał przed nią mężczyzna. Widziała tylko jego szeroką pierś. Wizja minęła.

Kolejna: nie wiedziała skąd to wie, ale była przekonana, że rozmawia z magiem. Jego twarz nie była ani stara, ani młoda. Wpatrywał się w nią bez wyrazu, a ona drżała pod jego spojrzeniem. Ujął jej dłoń w swoją – gładką, bez linii. Z jego palców popłynęły strużki czerwonej magii. Kiedy dotknęła jej skóry, Ellen wrzasnęła z oszałamiającego bólu.

Kolejna: leżała w wannie zanurzona do samej szyi. Jej dwie ręce były wyciągnięte poza brzegi. Otaczało ją bardzo dużo ludzi, ale nie wstydziła się swojej nagości. Nadgarstki miała związane rzemieniami. Z nabrzmiałych żył sączyła się krew prosto do ozdobnych czarnych kielichów. Patrzyła na to beznamiętnie. Chciała szerzej otworzyć oczy, ale nie mogła. Zdawało jej się, że widzi Violet. Tak, rozpoznałaby jej rude włosy, ale to nie było możliwe. To nie mogła być Violet, bo Ellen miała świadomość, że to rok 1565.

***

Nick był poruszony tym, co zobaczył. Szedł do pokoju Gabriela, ale światło w pobliskiej komnacie przyciągnęło jego uwagę. Mógł się domyślić, powinien, musiał się domyślić, że Ellen znajduje się w środku, ale i tak zerknął. Na szczęście nie widział zbyt wiele. Ledwie zarys wilgotnego obojczyka i zagłębienie w szyi. Stał jednak w miejscu jak idiota, jakby przyrósł do podłogi, a ona wtedy spojrzała w lewo. Uciekł stamtąd jak głupiec. Może mnie nie widziała, może byłem zbyt daleko, może było zbyt ciemno.

W końcu pełen emocji poszedł do pokoju Gabriela i zapukał dwukrotnie z mocnym postanowieniem zapomnienia o całej tej sytuacji.

- Proszę, wejdź Nicholasie.

Nick otworzył drzwi. Gabriel siedział na fotelu z przymkniętymi oczami. Krew z jego rany przeciekła już na spodnie i rozlała się na nich plama. Nicholas przeklął pod nosem.

- Martwi mnie to obrażenie – powiedział cicho. – Dlaczego nic z nią nie robisz?

Rozwścieczało go, że jego frater ma kłopoty ze zdrowieniem. Dotychczas leczenie ran trwało od kilkunastu sekund do kilku godzin w zależności od miejsca usadowienia rany, wielkości oraz narzędzia. Teraz Gabriel znacznie dłużej dochodził do siebie. Mieli pewne podejrzenia co do przyczyny, ale świadomość, że mogą być prawdą przerażała Nicholasa tak bardzo, że starał się o tym nie myśleć. Stanął obok niego, wyciągnął sztylet z buta i rozciął jego spodnie. Gabriel się nie poruszył.

- Nie musisz traktować mnie jak dziecka.

- Owszem, muszę, bo ostatnio zachowujesz się jak rozwydrzona pięciolatka.

Gabriel posłał mu blady uśmiech. Nick wyciągnął dłoń nad jego poszarpaną raną. Przecięcie było głębokie. Część podleczyła się, ale w większości rana wyglądała koszmarnie. Magia zaczęła spływać błękitnym płomieniem. Gabriel jęknął z bólu i zacisnął pięści. Powoli tkanka zaczęła się leczyć, ale trwało to bardzo długo.

- Wydaje mi się, że zaczęli dysponować jakąś nową bronią – mruknął Gabriel.

- Mam podobne spostrzeżenia. Tak samo jak Iris i George.

- Jak myślisz? Czy magowie zaczęli z nimi współpracować? Może pobłogosławili ich broń?

Nick potrząsnął głową.

- Oby nie była to prawda. Prawdopodobieństwo współpracy między nimi jest bardzo małe, zwłaszcza po tym jak bez opamiętania parasitus zaczęli ich unicestwiać.

- Dobrowolnie może i nie, ale podczas tortur? – Źrenice Gabriela znacznie się rozszerzyły. – Dobrze wiemy, że mają w tym ogromne doświadczenie. – Obdarzył go smutnym uśmiechem.

Nicholas przypomniał sobie swoje rany na klatce piersiowej.

- Gdybyś wtedy po mnie nie przyszedł, Gabrielu – zaczął chrapliwie.

Chłopak przerwał mu.

- Robiłeś dla mnie takie same rzeczy. Kocham cię, jesteś moim bratem i zrobię dla ciebie wszystko – powiedział z mocą.

- To przestań tak ryzykować – warknął Nicholas. – O to jedno cię proszę.

Magia Nicholasa zawsze stawała się silniejsza, kiedy się wściekał, więc czuł niemal ból na dłoni od jej intensywności.

- Miałem jej nie ratować? – parsknął Gabriel – Sądzisz, że byłbym w stanie zrobić coś takiego? Przecież wiesz, że ona...

- To nie o to chodzi.

- A o co? O co chodzi, Nicholasie? Wyjaśnij mi, bo doprawdy nie wiem, co cię ugryzło.

- Mogłeś na nas poczekać. Przecież mieliśmy pójść tam wszyscy.

Gabriel pokręcił głową.

- Nie zdążylibyśmy. Ja ledwie zdążyłem.

Nicholas stwierdził, że zakończy tą rozmowę. Wiedział, że ani on nie przekona Gabriela, ani on jego. Poza tym, był już bardzo zmęczony i chciał tylko położyć się spać.

- Wiesz przecież, że to dzięki niej żyjemy – powiedział cicho Gabriel. Jego oczy były łagodne.

Nick wzruszył ramionami. Ciężko podniósł się z kolan.

- Prześpij się chwilę. To była długa noc.

Po chwili zamykał już za sobą drzwi.

***

Ellen próbowała dojść do siebie po tych dziwnych wizjach. Nie mogła nic poradzić na to, że ją przerażają. Postanowiła, że porozmawia z Iris. Miała nadzieję, że jeśli ktokolwiek wiedział, co jej dolega, to powinna być to ona. Otworzyła drzwi i wyjrzała na korytarz. Zastanawiała się, czy trafi do jadalni, ale ujrzała przed sobą umięśnione plecy Nicholasa.

Ruszyła za nim, zakładając, że również zmierza na śniadanie. Zrobiła zaledwie dwa kroki, kiedy czujnie obejrzał się za siebie. Ellen postanowiła, że nie będzie już mu dawać tej satysfakcji i drżeć na każdą jego reakcję. Żałowała jedynie, że nie był to Gabriel.

- Podać ci ramię, panienko? – Uśmiechnął się drwiąco.

Ze złością potrząsnęła głową. Uniosła wysoko podbródek.

- Naprawdę nie? To jak zamierzasz trafić do jadalni?

- Będę szła za panem – powiedziała władczo.

Roześmiał się głucho.

- Oczywiście, zatem proszę iść za mną. Będę szedł dwa metry przed panią, Ellen.

Ruszyła za nim powoli. Wkrótce skręcili w lewo. Wyszli na jasny hol, a stamtąd prosto do jadalni. Pomieszczenie było jasne i przestronne. Na środku stał duży drewniany stół. Przy oknach stały zielone kwiaty. Zauważyła również małą kanapę.

Pierwsze jednak, co ją uderzyło, to brak Gabriela. Zawahała się przez chwilę, ale w końcu usiadła przy suto zastawionym stołem.

Violet siedziała naburmuszona naprzeciwko niej grzebiąc zawzięcie w talerzu. Nicholas zajął miejsce tuż obok niej i zaczął nakładał sałatkę na talerz. U szczytu stołu na kolanach jasnowłosego mężczyzny siedziała Iris. Ellen poczuła się niezręcznie, widząc ich w tak zażyłej sytuacji. Na jej twarz wykwitł rumieniec.

- Speszyłaś się widokiem Iris i Georga? – Nicholas posłał jej uśmieszek wyższości. Podciągnął rękawy koszuli. Na jego umięśnionych przedramionach dostrzegła długie blizny. – Musisz przywyknąć. Zawsze się tak zachowują. Cóż, niedługo się pobierają, a poza tym istnieje możliwość, że są calanhe – powiedział z dziwnym błyskiem w oczach, jakby sprawdzał jej reakcję.

- Calanhe? Co to oznacza? – Zmarszczyła brwi na dźwięk obco brzmiącego słowa.

Violet zaśmiała się nieprzyjemnie, a Nick kontynuował.

- Nasz gatunek wierzy, że dusza podczas swojej wędrówki potrafi rozpaść się na dwie części. Zdarza się, że jedna ląduje w jednym ciele, a druga w innym. Kiedy te połówki się spotykają nic nie może ich powstrzymać. Nie ma takiej mocy, która nie ciągnęłaby ich do siebie. – Jego spojrzenie zrobiło się dziwnie smutne. – Dążą do siebie tak długo, aż w końcu mogą ponownie się ze sobą zespolić.

- Jest to dość romantyczne – zauważyła zaciekawiona.

- Owszem, jest. – Zmrużył oczy, przypatrując się jej uważnie.

- Skąd wiadomo, że znajduje się swoje calanhe? Po prostu się wie?

Nicholas parsknął śmiechem.

- Oczywiście, że się tak po prostu nie wie. To nie jest tak, że spojrzysz na mnie i nagle wiesz, że jestem twoim calanhe. To jest pradawna więź, której nie jesteśmy w stanie pojąć. Jedyny sposób w jaki możesz się o tym dowiedzieć, to dzielić z calanhe sypialnię – zakończył drwiąco.

Ellen się zarumieniła.

- Proszę sobie ze mnie nie żartować. Jestem po prostu ciekawa.

- Ależ ja nie żartuję. Mówię całkiem serio.

Ellen uniosła widelec do ust, uznając rozmowę za zakończoną. Dopiero wtedy Iris zaszczyciła ją swoim spojrzeniem.

- Najmocniej cię przepraszam. Nie zauważyłam, że już weszłaś. – Zarumieniła się.

Wskazała dłonią na jasnowłosego mężczyznę, który wpatrywał się w nią z dziwnym spojrzeniem.

- To jest George, mój narzeczony.

- Miło mi pana poznać – przywitała się Ellen.

- Mów mi po imieniu. Tutaj wszyscy zwracamy się do siebie swobodnie, a już zwłaszcza, kiedy dzieliliśmy ten dom przez tyle lat. – Jego głos miał przyjemną dla ucha chrypkę.

Za każdym razem, kiedy mówiono jej, że powinna znać tych ludzi, czuła się nieswojo.

- Czy z Gabrielem wszystko w porządku? – odważyła się zapytać, kiedy minuty mijały, a on wciąż nie przychodził. Iris posłała jej uspokajające spojrzenie. Otworzyła usta, ale ubiegła ją Violet.

- Nie, nie jest z nim w porządku. Wątpię, czy będzie dzisiaj na siłach, żeby w ogóle wyjść z pokoju. Mam nadzieję, że domyślasz się dlaczego. Wszystko to twoja wina. Twoja! – zakończyła głośno.

Ellen rozejrzała się zdezorientowana po pomieszczeniu. Zebrała w sobie wszystkie siły. Wydarzenia z wczorajszej nocy, dzisiejsze wizje, zagubienie, strach i niepewność. Wyrzuty skierowane przeciwko jej osobie sprawiły, że nie potrafiła utrzymać już nerwów na wodzy. Była wściekła.

- Posłuchaj mnie, Violet – zaczęła najpierw trochę niepewnie, ale wkrótce poczuła odwagę wspieraną przez złość. - Nie życzę sobie, żebyś odzywała się do mnie w ten sposób. Nie jestem twoją koleżanką, więc żądam od ciebie szacunku. A jeśli przerasta cię zachowywanie się w normalny kulturalny sposób, to może lepiej się nie odzywaj. – Jej pierś falowała, a Violet wpatrywała się w nią osłupiała. - Nigdy więcej nie waż się podnosić na mnie głosu i traktować mnie, jakbym była mniej warta od ciebie. Śmiem twierdzić, że takim zachowanie podkreślasz właśnie jak ty sama niewiele znaczysz. Odnoszę wrażenie, że jesteś po prostu smutną zakompleksioną dziewczyną, zazdrosną o Gabriela. Nie wyżywaj się na mnie tylko dlatego, że z jakiego powodu on cię odrzucił. Ja was nie znam, nie znam żadnego z was. Nie mam pojęcia, jakie są relacje między wami, ale nie mieszaj mnie w tą między tobą, a Gabrielem – zakończyła spokojnie. Skądś wiedziała - miała przeczucie, że Violet coś ciągnęło do Gabriela i najprawdopodobniej to jest powód jej zachowania.

Violet wstała zaskoczona i rzuciła sztućce na talerz. Jej twarz była czerwona, wściekła i równocześnie zawstydzona. Ellen poczuła satysfakcję, kiedy dziewczyna wyszła z jadalni bez słowa.

Nicholas wpatrywał się w nią z nieskrywanym rozbawieniem. Iris i George byli osłupiali.

- Muszę przyznać, że Violet tego potrzebowała – powiedziała Iris. – I oczywiście witamy cię na pokładzie. Taką cię właśnie znamy, Ellen.

Ellen nie skomentowała tej uwagi. Wróciła do jedzenia. Była strasznie głodna. Ssało ją w żołądku i ucieszyła się, kiedy zaspokoiła pierwszy głód. Reszta śniadania minęła im w ciszy. Ellen raz po raz rozpamiętywała to, co powiedziała Violet, ale nie żałowała. Ta dziewczyna naprawdę działała jej na nerwy. Nicholas również działał jej na nerwy. Wściekali się na nią, a ona nie wiedziała nawet, co zrobiła, żeby zasłużyć sobie na takie traktowanie.

Po skończonym posiłku, Iris usiadła na kanapie i zadzwoniła po herbatę. Gestem zaprosiła do siebie Ellen.

- Chłopcy, proszę zostawcie nas same. Chciałabym porozmawiać z Ellen. 

Obaj podnieśli się ciężko i zamknęli za sobą drzwi.

Iris wpatrywała się w nią w milczeniu. Ułożyła dłonie na czerwonej sukni. Ellen zerknęła w jej łagodne oczy.

- Mam te wizje – zaczęła od tego, co najbardziej nią wstrząsało. Poczuła irracjonalne potrzebę zwierzenia się tej kobiecie.

- Tak, wiedzieliśmy, że do tego dojdzie. Te wizje, to w rzeczywistości twoje wspomnienia.

- To niemożliwe. Widziałam rzeczy, które przeczą logice.

- Wszystko to jest prawdziwe. Posłuchaj – wzięła jej zimne dłonie w swoje – a co, gdybym powiedziała ci, że znamy się od trzystu lat?

- Ludzie tyle nie żyją – warknęła Ellen.

- Tylko, że my nie jesteśmy ludźmi. Nie jesteśmy nawet w ich świecie. Ravensport to miasto należące do parasitus, bellator, magicae oraz sanguis. To jest nasz świat, w którym siłą i ciężką pracą powstrzymujemy parasitus, by nigdy nie zagrozili ludziom.

Ellen potrząsnęła głową. I zadała pytanie, które najbardziej ją dręczyło.

- Kim jestem?

- Ellen, jesteś sanguis. Jesteś drugim pokoleniem sanguis.

- I co to oznacza? – zapytała cierpko.

Iris westchnęła.

- Żeby ci to wyjaśnić muszę zacząć od początku. – Zaczerpnęła powietrza. Zegar wybił pełną godzinę, a do jadalni weszła Carla, niosąc dla nich tacę z herbatą. – Od samego początku, a więc u zarania dziejów na świecie była tylko jedna rasa - ludzie. Trwało to setki lat, aż w końcu jeden z nich, Petroniusz ruszył do wulkanu Noor, o którym krążyły legendy, jakoby ukryty w nim był najszlachetniejszy miecz, który zapewniał zwycięstwo w każdej walce. Petroniusz udał się w drogę, ponieważ marzył o sławie najlepszego wojownika, ale we wnętrzu wulkanu nie znalazł miecza, tylko sadzawkę wypełnioną cieczą o czerwonym kolorze. Był na tyle spragniony, że nie mógł się powstrzymać i napił się u jej ujścia. Woda nie była jednak wodą, tylko pradawną magią uwięzioną jeszcze zanim na ziemi zaczęli chodzić ludzie. Petroniusz walczył o życie przez kilka dni, ale w końcu jego ciało przyjęło magię, a magia zaakceptowała jego. I tak, Petroniusz stał się pierwszym magiem, magicae. Wrócił do swojej wioski niestety dla niego, bez miecza. Mężczyźni zaczęli z niego drwić, że zapewne nie dotarł nawet do wulkanu. Nie wierzyli w jego magię. Nie wiedzieli nawet, co to jest, a Petroniusz nie potrafił jej używać. Po jakimś czasie odprawił swoją ciężarną żonę, żeby nie przeszkadzała mu w doświadczeniach. Zamykał się w swojej chacie i pracował nad sobą. Po wielu miesiącach wezwał jednego ze swoich największych wrogów.

Był to mężczyzna w starszym wieku, który najgłośniej drwił z Petroniusza. Petroniusz podstępem wezwał go do swojego domu, obiecując mu zakopanie topora wojennego. Kiedy pojawił się w jego chacie, Petroniusz brutalnie cisnął w niego swoją magią, wlewając w nią cały ból, całą nienawiść jaką żywił do niego i do reszty wioski.

Mężczyzna nie zginął, ale zamiast tego w ciągu kilku minut bardzo się zmienił. Jego oczy przybrały żółty kolor, znacznie zwiększył swoje wymiary, stał się silniejszy. Petroniusz stworzył go, mając nadzieję uczynić go sobie posłusznym, ale nie udało mu się odebrać wolnej woli.

Petroniusz chciał ukarać swojego wroga, a zamiast tego powołał do życia nowy gatunek. Gatunek, który przerastał go siłą. Pierwszy parasitus oszalały z wściekłości dopadł do swojego stwórcy i zabił go jednym uderzeniem ręki.

Pierwszy mag został zamordowany. Parasitus oczywiście nie wiedział kim jest. Czuł tylko żądzę mordu. Wybiegł w wioskę, zamordował wszystkich mężczyzn i zgwałcił tyle kobiet, ile mu się udało. Niestety wiele z nich doczekało się jego potomstwa, więc ostatecznie jego rasa rosła w liczebność. Tym samym, żona maga ukryta w sąsiedniej wiosce powiła bliźniaki. Przeraziła się, kiedy ich oczy zabłysły czerwienią, ale widywała przelotnie taką w oczach jej męża, więc postanowiła o tym nie myśleć.

Ellen słuchała oczarowana opowieści o mitologii, a Iris kontynuowała:

- Parasitus w ciągu kilku lat zamordowali wielu ludzi. Siali przerażenie i śmierć w jakimkolwiek miejscu by się nie pojawili. Tymczasem syn Petroniusza dożył wieku męskiego i uznał, że powinien powstrzymać gatunek, który jego ojciec nieopacznie powołał do życia. Żeby przygotować się do realizacji swojego planu, ruszył do tego samego wulkanu, poszukując sadzawki z esencją magii. Kiedy dotarł do celu, pił z niej łapczywie i długo. Przebywał tam tyle dni, aż opróżnił sadzawkę do końca, wchłaniając w siebie całą jej straszliwą moc.

Przy pomocy swojej młodszej ciężarnej siostry zaczęli nucić mantry, które pojawiły się w ich sercach. Sami nie wiedzieli, jaki będzie wynik ich działań, ale ostatecznie przerósł ich najśmielsze oczekiwania. Udało im się wydzielić część terytorium z magiczną granicą. Wszyscy parasitus za pomocą magii zostali przeniesieni na wskazane miejsce tak, żeby nie mogli już nikogo skrzywdzić. Oczywiście sami też dysponowali szczątkiem magii, którą pierwszy parasitus przyjął od Petroniusza.

Syn oraz córka Petroniusza byli przekonani, że granica może nie wystarczyć do zatrzymania ich z dala od ludzi, dlatego też tchnęli w ciężarną siostrę magię, powołując do życia pierwszego bellator, którego zadaniem było strzec granic oraz unicestwiać parasitus.

Wszyscy bellator wywodzą się od syna córki Petroniusza. Władają magią, jednak nie tak silną jak magowie. Potrafią leczyć nią rany, wykorzystywać do walki. Magia sprawia, że są silniejsi, sprawniejsi. Są przystosowani do walki z parasitus i odporni na ich żółtą magię. Magia parasitus jest na szczęście bardzo szczątkowa, co ułatwia sprawę bellator. Niestety pasożytów było już bardzo dużo w przeciwieństwie do wojowników i mnóstwo walk kończyło się przewagą dla parasitus.

W końcu wydarzyło się coś, co okazało się przekleństwem dla parasitus. Jeden z nich porwał młodą dziewczynę bellator. Miała na imię Sagona i... - Iris zawiesiła głos - była twoją babką.

Ellen uniosła dłoń do ust, ale nie odezwała się słowem.

Z początku parasitus Kiren planował zamordować ją jak innych bellator, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobił. Uczynił ją za to swoją kobietą i spłodził z nią trójkę dzieci – sanguis.

Iris spojrzała na jej bladą twarz. Ellen przed oczami ujrzała mroczki i wiedziała już, że nie będzie prowadzić dalej rozmowy. To było dla niej zbyt wiele. Wszystko, co dzisiaj usłyszała mogło uchodzić za jeden z największych koszmarów.

- Muszę odpocząć, Iris – powiedziała słabo.

- Oczywiście Ellen. Na dzisiaj koniec. Myślę, że wystarczy tych rewelacji, bo widzę, że zaraz będziesz miała kłopoty z żołądkiem.

Rzeczywiście. Iris miała rację. Ellen zakołowało w głowie. Oparła się o zagłówek sofy i zamknęła oczy. Jej czoło perliło się od potu. Dłonie miała lodowate. Cała drżała.

- Myślę, że usłyszałam już dość. Pójdę do swojego pokoju.

Podniosła się ciężko i wyszła na korytarz. Szła szybko, a nogi prowadziły ją do celu. Zobaczyła uchylone drzwi od pokoju Gabriela. W jego sypialni stał fortepian, a on sam siedział przy nim i zapisywał coś w notatniku. Jego palce co jakiś czas sprawdzały połączenia dźwięków. Komponował.

- Myślę, że gdybyś dał tutaj oktawę wyżej, brzmiałoby to jeszcze lepiej. – Nicholas nagle usiadł obok Gabriela i zademonstrował mu swoją myśl.

W tym czasie Nick zagrał kilka dźwięków, sprawdzając czy do siebie pasują. Muzyka była piękna. Ellen schowała się za drzwiami i słuchała urzeczona.

- Tak, masz rację. Brzmi teraz całkiem dobrze. – Gabriel skreślił coś pospiesznie i dokonał poprawek.

Gabriel zaczął nieświadomie nucić do melodii. Jego głos był jasny, czysty i głęboki. Po chwili dołączył do niego Nicholas. Nucili obaj i zagrali dłuższy fragment na cztery ręce. Muzyka wypełniła Ellen całą. Zalała ją falą tak wielu emocji, że na moment kompletnie zapomniała o całej rozmowie, którą odbyła przed chwilą z Iris. Melodia jednak ucichła i naraz drzwi otworzyły się szerzej. Ellen zamarła.

Nicholas oparł się o framugę ze skrzyżowanymi rękoma i wpatrywał się w nią niebieskimi oczami. Koszulę miał rozpiętą przy szyi. W jej zagłębieniu dostrzegła krople potu. W tle dojrzała Gabriela, który wciąż nieświadomy jej obecności, pochylał się nad klawiszami i grał dalsze nuty. Błękitna koszula ciasno przylegała do jego ramion. Włosy miał w nieładzie, jakby przeczesywał je zbyt często palcami. Wzruszyła się na ten widok.

- Przekazać coś Gabrielowi? – powiedział.

Chłopak usłyszał jego głos i zwrócił twarz w ich stronę. Rozjaśniła się w uśmiechu, ale Nicholas przymknął bardziej drzwi tak, że nie było już go widać.

- Tak, życz mu proszę ode mnie szybkiego powrotu zdrowia – powiedziała ze złością i odwróciła się na pięcie.

Zatrzasnęła za sobą drzwi do własnej sypialni.

Continue Reading

You'll Also Like

29.8K 1.7K 68
Po skończniu będzie korekta. Lilith jest niechcianą córką w ich domu Hailie jest tą *lepszą* córeczką mamusi. w mojej wersji zaczynamy od momętu dni...
693K 33.1K 46
Odkąd pamiętam przeprowadzałam się z matką w różne miejsca. Przez różne kraje. Nie raz otarłyśmy się o śmierć, a dlaczego? Jestem dzieckiem Anioła! C...
195K 22.8K 65
Życie siedemnastoletniej Evelyn toczy się w miarę spokojnie. Elfy, smoki i inne niepokojące stworzenia już od dawna nie były widziane w pobliżu Iaure...
21.5K 3.2K 53
Dola jest jedną z Tkaczek Losu w panteonie Welesów. Jej życie biegnie spokojnym torem pod pieczą Roda oraz Wielkiej Baby. Dnie spędza ze swoimi siost...