Afire Love (Larry Stylinson)

By chojrak

591K 38.9K 137K

Tytuł: Afire Love Paring: Larry Stylinson Bohaterowie główni: Harry Styles, Louis Tomlinson Czas i miejsce ak... More

Prolog
Rozdział Pierwszy: Things were all good yesterday
Rozdział Drugi: And then the devil took your memory
Rozdział Trzeci, Część Pierwsza: It's not his fault he doesn't know your face
Rozdział Trzeci, Część Druga: You're not the only one
Rozdział Czwarty: There you are lying in the bed again
Rozdział Szósty: Either way I'll cry with the rest of them
Rozdział Siódmy: And we're wrapped in light and life and love
Rozdział Ósmy: Put your open lips on mine and slowly let them shut
Rozdział Dziewiąty: With your body next to mine our hearts will beat as one
Rozdział Dziesiąty: Then the devil took your breath away
Rozdział Jedenasty: ...they're designed to be together
Rozdział Dwunasty: And we set alight
Rozdział Trzynasty: Six years old I remember when...
Rozdział Czternasty: We're afire love
Rozdział Piętnasty: Darlin' hold me in your arms the way you did last night
Rozdział Szesnasty: ...and we'll lie inside for a little while here
Epilog
Podziękowania!

Rozdział Piąty: I could look into your eyes until the sun comes up

25.7K 1.8K 7.5K
By chojrak

Słów: 3328

- Louis! - niemal pisnął, kiedy wiatr uderzył w niego w taką siłą, aż prawie zachłysnął się powietrzem. Odruchowo złapał się brzegu fotela, z przerażeniem zamykając oczy i na ślepo zaczął szukać pasa bezpieczeństwa, a kiedy z trudem znalazł go i zapiął się, otworzył z powrotem oczy patrząc na Louisa w szoku.

- No co? - Louis spojrzał na niego, odrywając wzrok od drogi przed sobą, a Harry poczuł napływające uczucie paniki.

- Patrz na drogę!

Starszy jedynie wywrócił oczami z powrotem całą swoją uwagę skupiając na drodze, a Harry zauważył, że jego pasy są niezapięte.

- Nie zapniesz pasów?

- Co? - Louis uniósł brwi, zerkając na Harry'ego  kątem oka. - Pasy?

- Masz niezapięte...

- No mam, i co z tego?

Harry przełknął ciężko ślinę, nie wiedząc, co ma w tej sytuacji zrobić, ponieważ nie dość, że Louis jechał bardzo szybko, to na dodatek miał niezapięte pasy i Harry zaczął się o niego bać.

- Proszę zapnij pasy - jęknął błagalnie, czując, że oddycha mu się coraz ciężej a serce łomotało w jego piersi. - Louis proszę - dodał, kiedy nie otrzymał reakcji ze strony chłopaka. Ale ten jedynie przyśpieszył i Harry zauważył jego delikatny, złośliwy uśmiech, więc jedynie wcisnął się bardziej w fotel, próbując uspokoić swój oddech.

 Ale Harry nie był pewien, czy Louis wiezie ich prosto do szkoły, ponieważ szybka jazda samochodem trwała o wiele dłużej, niż czas, w jakim Harry szedł do szkoły na pieszo, więc zaczął się niepokoić, że Louis na prawdę chce go gdzieś wywieźć, ale najpierw przestraszyć i dopiero później zemścić się, o ile wcześniej Harry nie dostanie zawału serca.

- Louis proszę... - spróbował ponownie, słysząc, jak jego własny głos drży, ale nie przejął się tym, że Louis wyśmieje go, że jest mięczakiem. Harry dobrze o tym wiedział i nie miał zamiaru udawać kogoś innego, szczególnie, kiedy czuł się bardzo źle i wiedział, że potrzebował inhalatora, teraz.

- L-Louis... Louis proszę, potrzebuję... powietrza - brał coraz to większe wdechy, zaciskając palce na siedzeniu, a Louis wreszcie spojrzał na niego i na jego pobielałe kostki, kiedy zaciskał dłonie w pięści.

- Ej wszystko okej? - spytał patrząc na Harry'ego spod ściągniętych brwi, zwalniając nieznacznie, a Harry omiótł spojrzeniem otoczenie, w którym się znajdowali. Nie znał tego miejsca, więc bał się, że Louis rzeczywiście wywiózł ich gdzieś, gdzie zostawi Harry'ego samego, tak, aby już nigdy nie mógł znaleźć drogi do domu.

- Jesteśmy w Camden*? - spytał cicho i znów spojrzał na Louisa, a auto powoli zaczęło zwalniać zjeżdżając na pobocze. Harry'emu serce podskoczyło do gardła.

- Jesteśmy przy Primrose Hill** - odpowiedział i odwrócił się w jego stronę, i Harry mógł przysiąc, że widział zmartwienie na jego twarzy, chociaż mogło mu się wydawać. - Jesteś blady i siny, Boże, zawieźć cię na pogotowie?

Harry pokręcił głową rozpinając pas, jak gdyby miałoby mu to pomóc w nabieraniu większej ilości powietrza.

- Torbę... podaj mi... moją torbę - odezwał się cicho, a Louis natychmiast sięgnął dłonią na tylne siedzenie i postawił torbę Harrry'ego na jego kolanach, nie spuszczając z młodszego chłopaka wzroku. Ten otworzył ją szybko i zaczął czegoś szukać, łapczywie łapiąc oddech i Louis chyba robił się coraz bardziej zdenerwowany widząc chłopaka w takim stanie, ponieważ najprawdopodobniej nie wiedział, co robić. Patrzył na niego cały czas, nawet wtedy, kiedy przyłożył do ust inhalator, przymykając powieki i zaciągając się mocno powietrzem, i odetchnął wtedy z ulgą, widząc, że to coś dało, i że Harry może już spokojnie i samodzielnie oddychać.

- Już? - spytał niepewnie, otrzymując skinięcie głową od Harry'ego, który włożył z powrotem inhalator do plecaka.

- Z-Zawieź mnie do szkoły... teraz... - przełknął ciężko ślinę nie patrząc na Louisa, chcąc uniknąć z nim konfrontacji, która wiedział, że prędzej czy później nastąpi.

- Harry...

- Nie - pokręcił głową.

- Harry spójrz na mnie...

- Louis, pro... - nie zdążył dokończyć, ponieważ Louis złapał go za podbródek i jednym ruchem obrócił w swoją stronę, nie dając Harry'emu innego wyboru, niż spojrzeć na Louisa. Ale kiedy to zrobił, ponownie musiał nabrać głębiej powietrza, uświadamiając sobie, jak blisko znajdowały się ich twarze, a raczej jak minimalna była odległość, która je dzieliła. I może Harry nie zauważył tego wcześniej, nie żeby powinien, ale oczy Louisa miały najpiękniejszy odcień błękitu, jaki kiedykolwiek widział; tak jasny a zarazem intensywny, zupełnie jak bezchmurne niebo, z małymi, żółtymi plamkami przy źrenicach, i Harry nie mógł oderwać od nich wzroku, stwierdzając, że były po prostu piękne.

- Masz... niebieskie oczy - szepnął, ledwo słyszalnie, nadal nie spuszczając wzroku z oczu Louisa, a Louis nie spuszczał wzroku z oczu Harry'ego, i może wyglądali dziwnie, siedząc tak na przeciwko, nos przy nosie i wpatrując się w siebie wzajemnie, ale nie obchodziło ich to. Harry czuł, jakby czas się dla niego zatrzymał i nie tylko on, jakby on sam tkwił w tym samym miejscu, wpatrzony w tęczówki Louisa, dzieląc się z nim tym intymnym zbliżeniem, którego jeszcze z nikim innym nie dzielił. Ale nie mógł poradzić nic na to, że Louis z bliska jest taki... piękny. Być może Harry nie powinien tak myśleć, bo przecież on nie lubi Louisa, i Louis nie lubi jego, ale nigdy nie miał okazji przyjrzeć się jego twarzy i docenić to, jak piękny chłopak był.

 Ale ocknął się tak szybko, jak tylko jego wzrok zawędrował niżej, na wąskie i różowe wargi Louisa, i zarumienił się mocno, zdając sobie sprawę, że Louis prawdopodobnie go obserwuje. Odsunął się od niego na bezpieczną odległość, a Louis, jakby wybudzony z transu zrobił to samo, zachowując dystans w stosunku do Harry'ego.

- Odwieź mnie do szkoły - Harry powtórzył cicho, nie patrzył już na Louisa, za to w swoje palce, splecione na udach. - Proszę...

 Więc Louis go posłuchał, bo co miał innego zrobić? Dopiero kiedy odpalił silnik i z powrotem wjechał na drogę, Harry ponownie odważył się spojrzeć na jego twarz, na której wypisane było tyle emocji, że Harry nie umiał odczytać tych właściwych. Czuł się okropnie przez to, że przez Louisa i przy Louisie dostał ataku paniki, co z tym idzie również ataku astmy, zrobił z siebie kompletnego idiotę i Louis miał go pewnie teraz za takiego, ale Harry na prawdę nie chciał sie tym teraz przejmować. Znów zachciało mu się płakać, bo był nie tylko spóźniony na zajęcia, ale był również bardzo zmęczony tą sytuacją i nie miał siły na naukę, chciał po prostu iść spać lub powrócić do punktu wyjścia - zamknąć się w pokoju, nie otwierając nikomu i unikając nawet wieczornej kolacji u Tomlinsonów. Wiedział, że Jay nie byłaby zadowolona i prawdopodobnie by ją zawiódł, ale nie był w stanie przebywać więcej w towarzystwie Louisa.

 Louis.

 Tak właściwie, to jak to się stało, że Harry właśnie teraz siedzi w samochodzie tego Louisa Tomlinsona, tuż obok niego, rozmawiając z nim i patrząc na niego, i Louis patrzył na niego, i jak to się stało, że ktoś taki jak Louis Tomlinson wie, kto to jest Harry Styles? Bo, szczerze mówiąc, on tego nie rozumiał. Jeszcze kilka dni temu jego życie było takie samo, a w zaledwie tych kilku dni wszystko potrafiło się zmienić, i nie chodziło już tylko o to, że Harry zaczął poważniej zastanawiać się nad swoim życiem i nad przerwaniem swojej ciągle trwającej rutyny, to było to, że siedział teraz w aucie z pieprzonym dupkiem Tomlinsonem i nadal nie mogło to do niego dotrzeć, więc spojrzał na Louisa jeszcze raz, aby upewnić się, że chłopak jest prawdziwy, i że to nie sen. Ale to nie był sen, bo Louis siedział tam, całkowicie skupiony na drodze, ze zmierzwionymi od wiatru włosami i uwydatnionymi kościami policzkowymi, i Harry uświadomił sobie, dlaczego ktoś tak piękny jak Louis ma taki paskudny charakter. Może, w dalekiej przyszłości, gdyby Louis nie byłby taki, jaki jest teraz to może mógłby przyznać się sam przed sobą, że jest nim lekko zauroczony, pomimo tego krótkiego czasu. Ale musiał pogodzić się z rzeczywistością, że Louis był niemiły i głupi i na dodatek miał dziewczynę, nad czym Harry nie zastanawiał się wcześniej. Louis miał dziewczynę. I czuł się tak, jak gdyby pominął jakiś istotny fakt w życiu Louisa, ponieważ to, że miał dziewczynę mogło oznaczać, że Louis ma kogoś, kto go kocha i kogo on kocha, i komu na nim zależy i pomimo charakteru Louisa ktoś kocha ten jego charakter, więc skoro tak, to nie musiał on być taki zły. A Harry po prostu nie poznał Louisa wystarczająco dobrze, więc poczuł się źle z tym, że ocenia go tak źle, wyciągając wnioski jedynie po kilku sytuacjach w niesprzyjających warunkach. Nagle stał sie zły, ale nie na Louisa, za to, że wywiózł go prawie za granicę dzielnicy Londynu, którą on znał jako jedyną, ale na samego siebie.

Wziął głęboki oddech, zanim przemówił:

- Przepraszam.

Louis nie zareagował od razu, zapewne nie będąc do końca pewnym, czy słowa, które wypowiedział młodszy były prawdziwe. Spojrzał na niego po kilku sekundach, czując Harry'ego wzrok na sobie.

- Za co mnie przepraszasz?

- Za to... no wiesz - przegryzł dolną wargę w zdenerwowaniu, ale znów wykazując się już trochę większą odwagą spojrzał Louisowi w oczy, powstrzymując się ostatkami silnej woli, aby nie powiedzieć mu, że są piękne, jak i on sam.

- Jest okej, Styles - pokręcił głową, co chwila zerkając na drogę, to na Harry'ego, i Harry nadal lekko podenerwowany zauważył, że Louis podczas rozmowy patrzy się ludziom w oczy, podczas, gdy jest to na prawdę trudna czynność dla Harry'ego.

- Dobrze... dobrze - skinął niepewnie głową i spojrzał przed siebie, kiedy nagle wpadło mu coś do głowy. - Odwieź mnie do domu... nie chcę dzisiaj jechać do szkoły.

Prawdopodobnie Lousia zaskoczyło wyznanie Harry'ego, bo ściągnął brwi i zamrugał kilka razy, jak gdyby przetwarzając tę informację.

- Co ty powiedziałeś?

- Że... chcę wrócić do domu - powtórzył Harry, wolno i niepewnie, nie rozumiejąc zdziwienia Louisa.

- Ty? - spojrzał na niego z lekkim uśmiechem, ukazując perliście białe, proste zęby.

- No? - wzruszył ramionami, a Louis zaśmiał się kręcąc głową. I Harry, słysząc jego śmiech również miał ochotę się zaśmiać, gdyby tylko wiedział, dlaczego Louis się śmieje. - Co jest takie zabawne?

- Ty.

Harry już chciał spytać, o co mu do cholery chodzi, ale Louis kontynuował.

- Od kiedy ten Harry Styles nie chce iść do szkoły?

- Słucham? - Harry zamrugał kilka razy. - Co to znaczy ten Harry Styles?

- Daj spokój, wszyscy w szkole wiedzą, kim jesteś Harry - skręcił w dobrze znaną Harry'emu ulicę, zdając sobie sprawę, że za chwilę będą w domu. - Ten wysoki, chudy, który na każdej przerwie siedzi sam i co roku odbiera nagrodę za najmniej opuszczonych godzin w szkole.

Bardzo możliwe, że Harry był w szoku nie tylko dlatego, że Louis po raz kolejny nazwał go Harrym, nie Stylesem, Harrym, ale również tym, że Louis wiedział, kim Harry był. Wiedział, co robi, jak wygląda i jak ma na imię i zakręciło mu się w głowie, ponieważ to był Louis Tomlinson. Ale czy to znaczy, że skoro nawet sam Louis Tomlinson wiedział, kim Harry był, to czy wiedziała to cała szkoła? Wszyscy w szkole wiedzą, kim jesteś Harry. Więc jego plan pozostania niezauważonym i odizolowanym od wszystkich legł w gruzach, ponieważ skąd mógł wiedzieć, czy nie nabijają się z niego na każdej przerwie, a on po prostu tego nie widzi?

- Czy... to źle? - spytał nieśmiało, starając się uspokoić swoje myśli.

- Co? To, że wszyscy wiedzą kim jesteś? - Louis znów spojrzał na Harry'ego i Harry również spojrzał na Louisa. - Nie... To znaczy, może to dziwne, ponieważ ty z nikim nie rozmawiasz, ale znają Cię, bo jesteś bardzo mądry.

Jeśli Harry myślał, że jego serce biło bardzo szybko, to pomylił się, ponieważ zaczęło bić jeszcze szybciej.

- T-Tak?

- Mhm - Tomlinson pokiwał głową, i Harry chciał kontynuować tę nieco dziwną dla niego rozmowę, kiedy Louis nagle przeklął pod nosem zatrzymując auto przed ulicą, która była ich głównym celem. - Moja mama jest w domu, zapomniałem... Musisz wracać teraz do domu?

- Tak... myślę, że tak - zamrugał kilka razy zupełnie zaskoczony. - Gdzie miałbym pójść?

- Słuchaj, nie mogę tam jechać, bo jeszcze zobaczy, że nie jesteśmy w szkole i nie dość, że będzie zła, to jeszcze zadzwoni do twojej mamy, że jesteś na wagarach. Chcesz tego?

Harry pokręcił głową, będąc w wyraźnym szoku, ponieważ dotarło do niego, co właśnie Louis powiedział. Czy on był właśnie na wagarach?

- Nie, ale muszę iść do domu. Nie mógłbyś... nie mógłbyś zaparkować przy sklepie spożywczym? To chwilę stąd, a ja chciałbym iść do siebie - odpowiedział cicho, otrzymując w zamian ciche westchnięcie Louisa, ale ku jego zaskoczeniu chłopak spełnił jego prośbę, wycofując swoje auto. Nie odezwał się ani słowem, dopóki Louis nie zaparkował przy wcześniej wspomnianym miejscu i nie zgasił silnika.

- Wysiadamy, tylko szybko, bo zobaczy nas jeszcze sprzedawca, a to dobry znajomy mojej mamy - otworzył drzwi od auta, wysiadając na zewnątrz a Harry nie ruszał się ze swojego miejsca, wyraźnie zszokowany. Wysiadamy? My?

- Louis? - również wyszedł z samochodu, starając się nie trzaskać drzwiami, ponieważ Louis mógłby się za to na niego wkurzyć. Wziął swoją torbę i przerzucił sobie przez ramię, a Louis spojrzał na niego chowając kluczyki do kieszeni spodni. - Ty... chcesz iść ze mną?

- A masz coś przeciwko? - spytał z uniesionymi brwiami, a Harry zaprzeczył ruchem głowy, starając się być gościnnym, bo to było gościnne, prawda? Ale może też po części był w szoku, ponieważ Louis chciał iść z nim do jego pokoju i kiedy zdał sobie z tego sprawę, kiedy Louis zakładał na ramiona swój plecak zaczął denerwować się jeszcze bardziej, bo Louis na pewno będzie znudzony i uzna Harry'ego za jeszcze większego dziwaka, niż dotychczas. Więc może spróbuje to jeszcze odkręcić, póki jeszcze jest pora.

- Um, Louis - dogonił go, kiedy starszy chłopak zaczął iść przed siebie, omijając zręcznie ulicę, na której mieszkali, zapewne chcąc dotrzeć do domu Harry'ego od drugiej strony, tak, aby Jay nie widział ich przez okno. Zrównał się z nim szybko przebierając swoimi długimi nogami.

- No?

- Bo widzisz... u mnie za bardzo nie ma czego oglądać... w moim pokoju - odchrząknął, uświadamiając sobie, jak głupio musiało to zabrzmieć, kiedy Louis zmarszczył brwi.

- Idziemy na wagary, a nie na zwiedzanie twojego domu. Wyluzuj - z tym przyśpieszył, a Harry za nim, nie będąc w stanie już nic odpowiedzieć, ponieważ nie wiedział co. A co, jeśli siedzenie u niego znudzi się Louisowi, bo uzna, że nie można z niczym konkretnym porozmawiać z Harrym, ani co robić w jego pokoju? A Harry, nie wiedząc dlaczego, chciał nagle zaimponować Louisowi, więc przez całą drogę obmyślał plan i rzeczy, o których mogliby rozmawiać i które mogliby robić. A kiedy doszli do wysokiego ogrodzenia Louis rzucił swój plecak na trawę, patrząc wyczekująco na zdziwionego Harry'ego.

- No dalej - ponaglił go, a Harry położył swoją torbę obok tej Tomlinsona, podchodząc bliżej wysokiego płotu.

- Mam... mam tędy przejść?

Louis wywrócił oczami.

- Nie, spodziewałem się raczej, że nagle wyrosną ci skrzydła i przelecisz. Podsadzę Cię przecież - dodał, widząc, że Harry chyba na poważnie wziął jego odpowiedź.

- Skoro ty mnie podsadzisz, a jestem wysoki, to jak wejdziesz ty? -spytał cicho, i Louis musiałby chyba przyznać Harry'emu rację, bo westchnął i rozejrzał się po otoczeniu, jakby szukając czegoś, co mogłoby im pomóc. - Tutaj jest drzewo.

- Gdzie? - spytał, a jego wzrok zawędrował w miejsce, które wskazywał mu Styles. Wysokie, grube drzewo, z gałęziami pnącymi się aż za ogrodzenie, i mniejszymi wyrastającymi z kory i Louis uśmiechnął się, ponieważ to był dobry plan. - Wchodzimy.

Harry znów przełknął ciężko ślinę, wiedząc, że to nieuniknione, więc jedynie podszedł do drzewa.

- Mam wejść pierwszy?

- Tak, ja przerzucę nasze torby - podszedł do nich i kiedy zobaczył przerażony wzrok Harry'ego, dodał: - Spokojnie, nie zniszczę twoich książek.

Wziąwszy kilka głębokich wdechów postawił powoli stopę na wystającej korzeni, dłońmi łapiąc za wystającą gałąź i podskoczył, drugą nogę zahaczając o przerwę w pniu. O własnych siłach podciągnął się, z trudem co prawda, tak, że siedział na wysokim rozgałęzieniu i uśmiechnął się do siebie, dumny, że udało mu się chociaż to. I spojrzał na Louisa, przerzucającego ich torby i na to, jaki Louis był mały i czy w ogóle da radę wspiąć się na to drzewo, więc Harry postanowił poczekać, aby jakoś mu pomóc, chociaż sam nawet nie wiedział, dlaczego chce to zrobić.

- Czemu nie skaczesz? - Louis zmarszczył brwi, podchodząc do drzewa i zacierając ręce. - Za wysoko?

- Za wysoko, to jest dla Ciebie - parsknął Harry, dopiero po chwili rozumiejąc, co powiedział. To było tak bardzo w nie jego stylu, tak bardzo podłe i niemiłe, ponieważ Harry nie znał innego epitetu, którym mógłby określić to, jak się zachował w stosunku do Louisa. Ale to, że tak uważał i tak powiedział, nie oznaczało, że chciał tak powiedzieć. I od razu zaczął tego żałować, kiedy zauważył, jak Louis unosi brwi do góry, po chwili rozumiejąc, o co Harry'emu chodziło, po czym zacisnął zęby mrużąc oczy. - T-To znaczy...

- Och tak? Nabijasz się z mojego wzrostu? - podszedł bliżej, nie spuszczając wzroku z Harry'ego, a ten przegryzł wnętrze policzka, zdenerwowany.

- Nie chodziło mi o to, ja...

- Czy uważasz, że jestem niski?

- No nie, ja... nie uważam tak, ale... ale ty jesteś niski, Lou - spojrzał na niego przepraszająco, jak gdyby powiedział coś, czym mógłby zranić starszego chłopaka, ale ten tylko zamrugał kilka razy, a grymas zniknął z jego twarzy tak szybko, jak się pojawił.

- Lou?

- Slucham?

- Nazwałeś mnie Lou.

Harry sam był w szoku, że powiedział do Louisa zdrobniale, ale dopiero, kiedy o tym wspomniał Harry sobie o tym przypomniał i nagle poczuł się strasznie zawstydzony, że nazwał Louisa Lou.

- No... tak pomyślałem, że... to skrót od twojego imienia... i... przepraszam? Tak myślę... - plątał się w swoich słowach, z coraz to kolejnym rumieniąc się jeszcze coraz mocniej. Ale przerwał, kiedy Louis bez słowa podszedł jeszcze bliżej, wyciągając rękę ku górze a Harry spojrzał najpierw na nią, na Louisa, znów na jego rękę i niepewnie ujął ją.

- Jesteś pewien, że masz siłę mnie wciągnąć? - spytał ze zwątpieniem patrząc na swoją małą dłoń schowaną w tej większej, Harry'ego, który pokiwał głową, na znak, że da radę, wiec Louis nie czekając dłużej podskoczył, wolną ręką łapiąc się gałęzi nad nim, a Harry podciągnął go do siebie, pozwalając, aby jego nogi zaczepiły się o uda Harry'ego. I tym sposobem Louis wylądowałby na Harrym, a raczej na jego kolanach, ale zręcznie osunął się w bok siadając obok niego i owijając swoje ręce wokół pnia drzewa mrucząc ciche "wow".

- Teraz mamy skoczyć? - spytał cicho, patrząc w dół z lekkim przerażeniem w oczach, ponieważ to było wysoko, a on nie chciał połamać sobie nóg.

- No tak, chyba, że masz linę albo drabinę - odpowiedział nieco sarkastycznie Tomlinson, wywracając oczami.

- A... zanim skoczymy, mogę Cię o coś spytać?

- Czy pytasz o to tylko dlatego, ponieważ myślisz, że mógłbyś nie przeżyć tego upadku? - parsknął, a widząc, że Harry kręci głową na "nie", dodał: - No dajesz.

- Czy na prawdę masz na drugie imię William?

- Serio? - uniósł jedną brew, nie spodziewając się takiego pytania. - Tylko o to chcesz mnie zapytać?

- No... no tak - Harry, nie wiedzieć czemu, zachichotał, ponieważ wydało mu się to nagle śmieszne.

- Cóż, jak widać, tak. Widziałeś w końcu wczoraj na mojej statuetce.

- Och - młodszy chłopak znów przegryzł wargę, przypominając sobie wczorajszą sytuację. - Nie chciałem, przepraszam...

 - Daj spokój Styles, nie musisz przepraszać za taka głupotę. A skoro już, to to, że powiedziałem, że nie jesteś aż taki dziwny, nie oznacza ,że w ogóle nie jesteś dziwny - z tym zsunął się z pnia drzewa, zeskakując na grunt po drugiej stronie ogrodzenia, a Harry wpatrywał się w niego, nie wiedząc, co miał o tym pomyśleć. Wyznanie Louisa było nieco dziwne, i być może miało go urazić, ale i tak uśmiechnął się mimowolnie, ponieważ pomimo tego, jak ten dzień się zaczął, pomimo wagarów i tego, że dostał ataku astmy to nie zapowiadał się aż tak źle.

* Dzielnica w północnej części Londynu.

** Taki jakby park, głównie atrakcja turystyczna, wpiszcie sobie w google.

Continue Reading

You'll Also Like

21.6K 3.7K 22
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
6.1K 422 30
Życiowa mądrość mówi, aby nie pracować w tym samym miejscu. I chyba było w tym coś prawdziwego, ponieważ Louis i Harry zajmowali się prawiem, lecz n...
75.2K 3.9K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
42.2K 4.1K 22
„Nawet zagubione w ciemności, moje serce Cię znajdzie" © cxrls_ | Larry Stylinson Tłumaczenie niemieckiego fanfiction. Zgoda na tłumaczenie zos...