The perfect killer ✔️

By jestemanonimem22

69.8K 4.9K 1.5K

Dla ludzi było to morderstwo. Dla niego było to dzieło tworzone przez lata. Dla niego było to arcydziełem. More

Prolog
1. Myślałaś, że tego nie widzę?
2. Słodkich snów, Stacy.
3. Nieładnie jest kłamać, Stacy.
4. Zgaduję, że ty musisz być Nate.
5. Dziewczyno, uciekaj.
6. Musisz jechać na przesłuchanie.
7. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
8. Gra rozpoczęta.
9. Pojawia się i znika.
10. Nie bądź tchórzem, Stacy.
11. Jesteśmy jak ogień i woda.
12. To krew?
13. Chciałbym, abyś wiedziała jedną rzecz.
14. Wyrok został wydany już dawno temu.
15. Nie oczekuj czegoś, czego sama nie robisz.
16. Dziecko, wycofaj się póki możesz.
17. Ja już straciłam wiarę w Boga.
18. Ten widok zostanie ze mną na zawsze.
19. Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
20. To wszystko to twoja wina.
21. Mam nadzieję, że nie będę tego żałował.
22. Nie jesteśmy żadną sektą.
23. Muszę żyć dalej.
24. Martwię się, Stacy.
25. Czy ty w ogóle wiesz, co chcesz zrobić?
26. Chcesz żebym przeprosiła?
28. To straszne co dzieje się w Phoenix.
29. Musimy porozmawiać.
30. Zmieniłaś się, Stacy.
31. Mieliśmy być w tym razem.
32. Tak wygladął mój anioł.
Epilog
Podziękowanie

27. Co ty sobie myślałaś?

1.4K 103 4
By jestemanonimem22

Pusto wpatrywałam się w jeden punkt przed sobą. Nie byłam nawet w stuprocentowo pewna, czy aby na pewno mrugałam. Dosłownie zastygłam w bezruchu i tak siedziałam już dobre pół godziny. A może i więcej? Nie byłam w stanie tego określić.

Jedyną oznaką na to, że w ogóle żyłam była moja unosząca się klatka piersiowa. Moje oddechy były szybkie i płytkie, bo na inne nie było mnie stać. Mój mózg przestał pracować, moje serce przestało bić w normalnym rytmie - czułam, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi, boleśnie obijając się o moją klatkę piersiową. Żołądek miałam zaciśnięty w supeł i gdyby aktualnie ktoś podsunąłby mi coś do jedzenia, to chyba bym zwymiotowała. 

Dosłownie nie potrafiłam się ruszyć, jakby ktoś za pomocą magicznej różdżki odebrał mi wszystkie funkcje życiowe. 

Słyszałam wszystko, co mówiono w pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdowałam. Słyszałam ten wrzask, te krzyki, tę wściekłość i furię w czystej postaci. Ale nie reagowałam na to. Jednym uchem wpuszczałam wszystkie słowa, a drugim je wypuszczałam nawet się nad nimi nie zastanawiając. 

Czułam chłód, który otulał moje ciało z każdej strony. Było mi tak cholernie zimno, czułam się jakbym miała zaraz zamarznąć. Zamrugałam kilkakrotnie i powoli opuściłam głowę. Każdy mój ruch był tak automatyczny,że nie zdziwiłabym się, gdyby ktokolwiek porównałby mnie do robota. Tak się wtedy też czułam - jak robot bez żadnych emocji czy uczuć. Byłam pusta, wypruta z jakichkolwiek objaw człowieczeństwa. 

Poczułam jak żółć podchodzi mi do gardła, kiedy zauważyłam czerwone plamy na swojej koszulce. Moje dłonie były ubrudzone czerwoną cieczą, która już zdążyła na nich zaschnąć. Przełknęłam głośno ślinę i uniosłam z powrotem głowę do góry. Mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem Nathaniela. Przymknęłam na chwilę powieki, chcąc dać swojemu umysłowi choć chwilę ukojenia, jednak nic takiego nie przyszło.  

Bo zwyczajnie w świecie, nie zasługiwałam na coś takiego jak ukojenie. 

Ukojenie było dla ludzi, którzy na nie zasługiwali. Zasługiwali na to, aby zagłuszyć ból, który w nich siedział. Zasługiwali na to, bo byli dobrymi ludźmi. 

A ja do takich nie należałam. 

Nie zasługiwałam na to, aby zagłuszyć męczące mnie myśli. Nie zasługiwałam na coś takiego, jak zapomnienie o tym, co się stało. Na zawsze miałam już nosić brzemię swojego przewinienia. Tego, czego się dopuściłam. Na zawsze to co się stało, miało być częścią mnie. Miało to być moją karą. Za grzechy, których się dopuściłam. Tak jak Syzyf wtaczał swój głaz pod górę, ja miałam do końca życia trzymać za rękę swoja karę. 

- Co ty sobie myślałaś? - pytanie to sprawiło, że przekrzywiłam głowę w bok i uważniej przyjrzałam się mężczyźnie, który stał na przeciwko mnie. Zaciskał nerwowo dłonie w pięści, a przez to, że również i zaciskał szczękę, rysy jego twarzy stały się wyraźniejsze i dziesięć razy ostrzejsze. 

- Co? - po raz pierwszy od zdarzenia, zabrałam głos. Był tak zachrypnięty, że poczułam nieprzyjemne pieczenie w gardle. Przełknęłam ślinę i zamrugałam kilkakrotnie. 

- Nie denerwuj mnie, Stacy - warknął w moją stronę. - Co ty sobie do kurwy nędzy myślałaś, jadąc do Christiana?! - wrzasnął, a jego krzyk odbił się echem po ścianach pokoju. 

- Nate - wtrącił się David, który również znajdował się w pomieszczeniu. - Uspokój się, nie widzisz, że jest w szoku? - spytał. Chciałam się odezwać, jednak jak na złość nic nie przychodziło mi do głowy. Nie potrafiłam złożyć zdania w jedną, sensowną całość. 

- Nie wtrącaj się, David - powiedział Nate. Jego głos był tak ostry, że poczułam, jak nieprzyjemne dreszcze przebiegają mi po plecach, wzdłuż kręgosłupa. Nate był wkurwiony na maksa. Bardziej się chyba nie dało. - Jesteś tak samo winny jak i ona. Dlaczego tam pojechaliście? Do reszty straciliście rozum?! 

- Powiedział, że ma Dylana - wyrwało mi się. Nie patrzyłam na niego, mój wzrok utkwiony był w szklanym stoliku stojącym przed kanapą. - Powiedział, że jeśli nie przyjadę, on... on... - zacisnęłam powieki z całej siły. Nie mogłam dokończyć tego, co siedziało mi w głowie. - Musiałam to zrobić, rozumiesz? Musiałam tam jechać. 

- Więc dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - spytał, nieco spokojniejszym tonem, choć nadal słychać było, jak bardzo zdenerwowany był. - Dlaczego, kurwa, postanowiłaś zrobić to sama!? 

- Nie sama - pokręciłam przecząco głową. - Był ze mną David. 

- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi - warknął. - Nie miałaś prawa decydować o tym sama - oznajmił, a ja zmarszczyłam brwi. 

- Niby dlaczego? - spytałam, nie rozumiejąc. - Chodziło o mojego brata. Chyba mam prawo... 

- Nie - nie dał mi dokończyć. - Nie masz prawa decydować sama o takich sprawach. Bo to ja cię w to wszystko wplątałem. 

Rozchyliłam wargi, zdziwiona jego słowami

- I ja cię z tego wyplączę - oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Nate posłał mi ostatnie zdenerwowane spojrzenie i wyszedł z salonu, zostawiając mnie z Davidem. 

Zamknęłam usta, kiedy zrozumiałam, że nadal mam je otwarte i przygryzłam wargę, odwracając głowę w prawo. 

- Stacy, jeśli chcesz porozmawiać o tym, co się stało... - zaczął David. Nie musiałam na niego patrzeć by wiedzieć, że powoli się do mnie zbliżał. - To wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść. Nie zrobiłaś nic złego. Broniłaś się. 

- Nic złego? - prychnęłam z niedowierzaniem. - Zabiłam go, David. 

- W akcie samoobrony. Inaczej on zabiłby ciebie - odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się pod nosem, choć w tym uśmiechu nie było nawet krzty wesołości i radości. Ponownie ciche prychnięcie wymsknęło mi się z ust.

- Teraz każde moje morderstwo będzie aktem samoobrony? - spytałam. Chłopak nie odpowiedział. Zacisnął usta w wąską linię, a ja pokiwałam głową, cały czas na niego patrząc. Na ustach czaił mi się uśmiech, nad którym nie mogłam zapanować. - No właśnie - mruknęłam, przełykając głośno ślinę. - Idę się umyć. Muszę to z siebie zmyć. 

Gwałtownie podniosłam się na równe nogi. Lekko zakręciło mi się w głowie, jednak postanowiłam to zbagatelizować. Nie patrząc dłużej na Davida, odwróciłam się na pięcie z zamiarem wyjścia z salonu. Kiedy byłam przy drzwiach, zatrzymał mnie jednak głos mojego przyjaciela. Zatrzymałam się, wzdychając cicho. 

- Stacy - zwrócił się do mnie. - Wszystko okej? - od razu pokiwałam twierdząco głową. Odwróciłam głowę w jego stronę a dłoń położyłam na białej futrynie drzwi. Jeden kącik moich ust drgnął niezauważalnie do góry. 

- Wszystko w porządku.  

A najgorsze było w tym wszystkim to, że nie kłamałam. Mimo szoku, w którym nadal tkwiłam nie odczuwałam nic. Żadnych wyrzutów sumienia, żadnego smutku czy rozgoryczenia. Pustka. Dosłownie pustka, która ogarnęła całe moje ciało i umysł. 

Miałam na dłoniach krew człowieka i nie potrafiłam nawet powiedzieć, że było mi przykro. 

Nathaniel stworzył potwora. Miał nade mną zupełną władzę. Nathaniel stworzył kogoś, kto nie potrafił odczuwać uczuć tak, jak kiedyś. Sprawił, że byłam bezduszną dziewczyną z miejscem zarezerwowanym w piekle. Zasługiwałam na nie, zasługiwałam na sam środek piekła. Byłam bezuczuciową suką. Kiedy tak naprawdę zaszły we mnie takie zmiany? Na to pytanie nie potrafiłabym odpowiedzieć. Prawdopodobnie proces ten zaczął się, kiedy poznałam Nathaniela. W tamtym klubie, gdzie pracowała Mara, Nate miał już mnie w garści. Od tamtej chwili zachodziły we mnie zmiany nad którymi nie potrafiłam zapanować. 

A to prowadziło mnie do autodestrukcji. 

Miłość była autodestrukcją, ale była też jednym uczuciem, jakie wtedy odczuwałam. 

Bo nie mogłam zaprzeczyć temu, że kochałam Nathaniela miłością tak dużą, że świat by jej nie pojął. Kochałam go nad życie. 

Kochałam go nad życie i życie te mogłabym za niego oddać. 

***

- Tak, mamo - powtórzyłam po raz kolejny cicho wzdychając. - Oboje z Nathanielem jesteśmy bardzo zapracowani. Nie mamy tak naprawdę czasu nawet dla siebie - mówiłam, kłamiąc jak z nut. Nie chciałam okłamywać kobiety, która dała mi życie, ale czasem sytuacja wymagała tego, aby okłamywać nawet tych, których kochaliśmy najbardziej na świecie. 

Bo czasem życie w niewiedzy było dużo lepsze niż prawda, która mogła tak bardzo kogoś skrzywdzić. 

- Wy młodzi, tylko myślicie o karierze - wyczuwałam w jej głowie nutkę żalu. - Nie masz nawet czasu odwiedzić matki - burknęła do telefonu, a ja wywróciłam oczami na jej łupi komentarz. 

Gdyby tylko znała prawdę. 

- Dobrze wiesz, że to nie tak - odpowiedziałam. - Po prostu... 

- Już się nie tłumacz - przerwała mi. - Macie przyjechać z Nathanielem w sobotę na obiad. I nawet nie chcę słyszeć, że nie.

- Mamo...

- Bądźcie na czternastą. Będzie też Dylan z Amandą i Alicia - oznajmiła. - A teraz muszę już kończyć, zaraz ma przyjść do mnie ciotka Eva, muszę przygotować kolację.  

- Jasne - mruknęłam cicho. - Cześć. 

Nie dając jej nic więcej dopowiedzieć, rozłączyłam się i odrzuciłam telefon na bok. Odchyliłam głowę do tyłu i przetarłam zmęczoną twarz dłońmi. Jęknęłam cicho, próbując znaleźć jakieś wyjście z tej jakże tragicznej sytuacji, ale żadne rozwiązanie nie przychodziło mi do głowy. 

Jeszcze brakowało mi  w tym wszystkim rodzinnych obiadków, świetnie. Jak najbardziej rozumiałam mamę, bo naprawdę długo się nie widziałyśmy, rozumiałam to, że mogła za mną tęsknić, w końcu byłam jej dzieckiem, ale to naprawdę nie był dobry czas. Nie teraz, gdy sytuacja była jaka była. 

Tak naprawdę to nawet nie mogłam być pewna, czy aby na pewno ktoś za chwilę nie wbije tutaj do pokoju i nie strzeli mi kulki w głowę. Nikt nie mógł być tego pewny.

Nie wiem, ile czasu minęło kiedy tak siedziałam na łóżku w sypialni, plecami oparta o ramę łóżka, ale wystarczyło to, aby Nate wrócił spod prysznica. Było jakoś po dwudziestej pierwszej, a ja odczuwałam tak mocne znużenie, że nie potrafiłam sobie z nim poradzić. Dzień ten nie należał do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych. Chciałam tylko pójść spać by choć na chwilę pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Choć na chwilę zapomnieć o otaczającym mnie świecie i całym tym gównie w którym siedziałam. 

Obserwowałam uważnie ruchy Nathaniela. To jak szukał czegoś w szufladzie komody, która stała na przeciwko mnie. To jak jego mięśnie przy każdym ruchu lekko się napinają. Lubiłam na niego patrzeć, był moim osobistym pokazem sztuki, był tylko dla mnie i tylko ja mogłam na niego patrzeć. Był moim ideałem. Nieidealnym ideałem.

- O czym myślisz? - spytał, czym wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia. Zamrugałam kilkakrotnie i zauważyłam, że on również na mnie patrzył. Minęło kilka godzin od naszej małej kłótni. Oboje zdążyliśmy nieco ochłonąć, choć napiętą nieco atmosferę nadal dało się wyczuć. 

- O niczym ważnym - odpowiedziałam wymijająco. Nate skinął głową, zapewne nie chcąc ciągnąć tematu. Powoli stawiał kroki w kierunku łóżka, na którym siedziałam. Gdy już się przy nim znalazł, podniósł kołdrę po swojej stronie i ułożył się na materacu. Usiadł w takiej samej pozycji jak ja, tak że jego plecy opierały się o ramę łóżka. - Nate? Mogę cię o coś spytać? 

- Zawsze - wyczułam, że na mnie patrzył, choć ja sama wzrok utkwiony miałam w jakimś punkcie na ścianie na przeciwko. 

Ciche westchnięcie opuściło moje usta. Może i nie był to odpowiedni czas na zadawanie takich pytań, ale chodziło ono za mną od kilku dni. I czułam że jeśli go o to nie spytam, najzwyczajniej w świecie będę żałować. 

- Czy ty mnie w ogóle kochasz? 

Pytanie to opuściło moje usta zanim zdążyłam jeszcze nad nim pomyśleć. Zacisnęłam usta w wąską linię, mentalnie kopiąc się w kostkę. Głupia. 

Między nami zapanowała cisza, którą przerywały tylko nasze urwane oddechy. Kochałam go. Kochałam go całą sobą, mówiłam mu o tym nie raz, ale zawsze odpowiadała mi tylko głupia cisza, która musiała mi wystarczyć. Musiała wystarczyć mi jego obecność przy mnie i to, że mnie chronił. Ale ten czas się skończył. To już nie wystarczało. Nie byłam osobą, którą cały czas trzeba było zapewniać o tym, że się ją kocha i się jej potrzebuje. Ale to nie zmieniało faktu, że chciałabym usłyszeć prawdę na temat jego uczuć kierowanych do mojej osoby. 

Jeśli mnie kochał, świetnie. Być może ta informacja byłaby w stanie poprawić mi dzień. Jeśli nie, musiałam być cierpliwa. Miłość przecież była cierpliwa. Nawet jeśli powiedziałby, że nie kocha mnie i nigdy nie pokocha, ja nie byłabym w stanie go zostawić. 

Nigdy nie byłabym w stanie tego zrobić.

- Kiedyś mówiłeś, że chcesz mnie pok...

- Wiem, co mówiłem, Stacy - przerwał mi. Ciche prychnięcie opuściło jego usta i sprawiło, że odwróciłam głowę w jego stronę. - Nie wiem, czym jest miłość - pokręcił przecząco głową, a ja zacisnęłam szczękę.

Prawdę mówiąc, dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewałam

- Cóż - odchrząknęłam nerwowo. - Rozumiem. 

Nie kochał. Nate nie kochał nikogo, więc jak mogłam oczekiwać, że pokocha mnie? 

- Ale to nie zmienia faktu, że na swój sposób, kompletnie popieprzony coś do ciebie czuje. Nie wiem co to jest, ale sprawia, że chcę cię chronić. Chcę, abyś była bezpieczna. Chcę, abyś była szczęśliwa, bo wtedy tak ładnie się uśmiechasz - zauważyłam jak kąciki jego ust niezauważalnie drgają do góry. - Czuję coś do ciebie, ale to raczej nie miłość. Nie chcę cię okłamywać, dlatego też jestem teraz z tobą stuprocentowo szczery. 

Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam. 

Miłość to autodestrukcja. Powolne wykańczanie się dla kogoś, kto był twoją ulubioną osobą na świecie, ale jednocześnie nie zawsze odwzajemniał twoje uczucia. Miłość choć piękna, często zadawała rany. Było to dosyć głupie, gdyż ludzie pragnęli jej i chcieli tej miłości jak najwięcej. Często nie zdawali sobie sprawy z tego, że dla ich duszy może być to największą katorgą, jaką zafundowali sobie w życiu. 

Ale ludzie byli głupcami. Wszyscy nimi byliśmy. 

- Teraz ja chciałbym cię o coś spytać - oznajmił. 

- Pytaj. 

- Zadam ci pytanie, które ty mi kiedyś zadałaś - wytłumaczył, a ja zmarszczyłam brwi, nie do końca wiedząc o co mu chodzi. - Co czułaś, gdy go zabijałaś? 

Przełknęłam głośno ślinę, czując jak robi mi się gorąco. Pytanie to kompletnie zbiło mnie z tropu. Zgryzłam wewnętrzną część policzka. 

Co czułam? Dobre pytanie. 

- Nic - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Kompletna pustka - nasze spojrzenia się spotkały, a wtedy w oczach Nathaniela ujrzałam zdziwienie. - To w jakim stanie byłam, gdy wróciliśmy do mieszkania, było spowodowane szokiem. Tylko i wyłącznie szokiem, nic innego nie czułam i nie czuję. Zupełnie jakby ktoś wyłączył mi emocje i uczucia. 

I tą osobą był nikt inny, jak sam Nathaniel. 

Facet pokiwał głową na znak, że zrozumiał moje słowa. 

- To źle? - spytałam, lekko przygryzając wargę. Nate przez chwilę nie odpowiadał, a tylko na mnie patrzył. Po kilku sekundach przyciągnął mnie do siebie i ułożył moją głowę na swoim ramieniu. Wtulił swój policzek do czubka mojej głowy i cicho westchnął.  

- To dobrze - odpowiedział. - Czasem wyłączenie emocji wychodzi ludziom na dobre. To znacznie lepsze niż odczuwanie smutku, żalu czy wyrzutów sumienia. Dzięki temu możesz jeszcze spojrzeć na siebie w lustrze i nie czuć na swój widok odruchu wymiotnego. 

- To straszne - przełknęłam głośno ślinę, zamykając powieki. Poczułam jak Nathaniel odnajduję moją dłoń i mocno ją ściska. 

- Wiem - przytaknął. - Ale dla ludzi takich jak my to najlepsze rozwiązanie. Bo dla nas nie ma już ratunku.

I to była prawda, z którą oboje zdążyliśmy się pogodzić dawno temu. 

Nie było dla nas ratunku, bo jedynymi osobami które mogłyby nas ocalić, byliśmy my sami. A jak można było ocalić drugiego człowieka, mając ciemność w całym swoim wnętrzu i lód w sercu? 

***

Ciche tykanie zegara towarzyszyło mi podczas ciszy, w której się pogrążyłam. Miałam przed sobą masę pracy i dosłownie stertę papierów, którymi obdarzył mnie David, ale nawet to nie było w stanie sprawić, abym w końcu zaczęła coś robić. Nerwowo przygryzałam wargę, co chwilę przekrzywiając głowę to w jedną to w drugą stronę. 

Minęło kilka dni. Dokładnie cztery, a ja nadal tkwiłam w tym dziwnym stanie, w jakim byłam tamtego dnia. Może i to, że było tak samo było zbyt dużym niedopowiedzeniem, jednak nadal czułam w brzuchu to dziwne uczucie zaciskającego się w supeł żołądka czy szybko bijącego serca. Bałam się. Czego? Odpowiedź była prosta - bałam się, że ktokolwiek mógłby się o tym wszystkim dowiedzieć. Dowiedzieć o tym, czego się dopuściłam. 

Na początku nie myślałam o tym, nawet nie przyszło mi to do głowy. Ale kiedy szok opadł, racjonalne myślenie wróciło a z nim kilka pytań - co jeśli dowie się o wszystkim policja? Co jeśli dowiedzą się, że to ja byłam jedną z osób, które dopuściły się do rzezi w starej fabryce? 

Co zrobię, jeśli ludzie Christiana po mnie przyjdą? 

Pytania te męczyły moją głowę od kilku dni i nie potrafiłam sobie na nie odpowiedzieć. To, że ludzie Christiana odpłacą nam się za to, czego się dopuściliśmy było bardziej niż pewne. Nieznana była tylko godzina i miejsce, ale przyjdą. Byłam tego pewna. I ja i Nate i David. Liczyliśmy się z konsekwencjami, jednak nikt z naszej trójki nie wiedział, jak ciężkie one będą. 

Dzwonek do drzwi wybudził mnie z chwilowego zamyślenia w którym tkwiłam. Zmarszczyłam brwi, a moja głowa automatycznie odwróciła się w stronę wyjścia z salonu, w którym aktualnie się znajdowałam. Z cichym westchnięciem postanowiłam podnieść się z kanapy i ruszyć się w kierunku drzwi. 

I zdziwienie, kiedy zobaczyłam stojącą po drugiej stronie drewnianej płyty Marę, było nie do opisania.

- Mara? - zmarszczyłam brwi. - Co ty tutaj robisz? - spytałam i dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że mogło to zabrzmieć trochę niemiło. Dziewczyna wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się niezręcznie w moją stronę. - Przepraszam, wejdź - otworzyłam szerzej drzwi. - Nie miałam na myśli nic złego, po prostu jestem zdziwiona, że przyszłaś i nic mi wcześniej o tym nie powiedziałaś.  

- Bo nie miałam w planach przychodzić tutaj - mruknęła, wzruszając ramionami. - Tylko...

- Cześć - usłyszałam znajomy mi głos i westchnęłam cicho. - Zdążyłaś się już za mną stęsknić? - spytał David z tym swoim głupkowatym uśmiechem przyklejonym do ust. 

- No właśnie - powiedziała Mara. - On jest powodem dlaczego tutaj jestem. 

- Nie rozumiem - skrzywiłam się nieznacznie patrząc na tą dwójkę. - Co wy planujecie? Spotykacie się? 

- Co? Nie! - Mara zaprzeczyła piskliwym głosem trochę aż za bardzo nerwowo. Przyjrzałam się uważnie jej twarzy, ale kiedy nie ujrzałam na niej nic więcej poza trochę spanikowaną miną, spojrzałam na Davida.

- Jechałem do ciebie po papiery i spotkałem po drodze twoją koleżankę. Spytałem więc grzecznie czy nie chciałaby ze mną do ciebie pojechać - wzruszył ramionami, tłumacząc mi całą historię. Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam to co do mnie mówił, jednak mimo wszystko było to dla mnie jakoś mało przekonywujące. 

- Okej, nie wiem, czy mam wam wierzyć - przetarłam dłonią twarz. - Ale nieważne. Nie zrobiłam jeszcze wszystkich papierów, nie zrobiłam nawet połowy z nich - moje usta wygięły się w lekki grymas. - Do wieczora powinnam to ogarnąć, dlatego też możesz przyjechać po nie później - oznajmiłam, patrząc poważnie na mojego pracodawcę. 

- Stacy, nie rób sobie ze mnie żartów - powiedział nieco poważniejszym tonem. - Dobrze wiesz, że mamy zaległości z fakturami, a ty się opierdzielasz.

- Mamy czternaście dni na wystawienie faktury - wzruszyłam ramionami. - Nie panikuj. Powiedziałam przecież, że do wieczora się wyrobię. Napiszę ci smsa, gdy skończę. Albo po prostu Nate ci je podrzuci - mówiłam, sugestywnie na niego patrząc. Z tego co było mi wiadome, Nate i tak wieczorem miał jechać do firmy Davida, gdyż musieli coś obgadać. Nie wiem, dlaczego Nathaniel uparł się, aby to właśnie tam spotkać się ze swoim przyjacielem, a nie na przykład tutaj w jego mieszkaniu, abym ja również mogła uczestniczyć. - A teraz idź już. Chcę pogadać z Marą.  

- A może ja też chcę pogadać z Marą? - droczył się, na co zmrużyłam oczy i pokazałam palcem na drzwi wyjściowe. - Sztywniara - burknął pod nosem. - Widzimy się w takim razie... 

- Na pewno szybciej niż za dwadzieścia cztery godziny - przerwałam mu, a on uśmiechnął się lekko. Nie dało się ukryć, spędzałam z tym człowiekiem większość mojego czasu. David szybko pożegnał się również z Marą, puszczając jej przy okazji oczko, a ja widziałam, jak policzki dziewczyny lekko się zaróżowiły. Rozchyliłam usta, widząc jej reakcje, ale dziewczyna nie dała mi jej skomentować, gdyż szybko weszła do salonu. 

Wstąpiłam do kuchni i szybko chwyciłam z blatu dzbanek z wodą i cytryną oraz dwie szklanki. Czym prędzej wróciłam z przedmiotami do salonu i ustawiłam je na szklanym stoliku. Zebrałam z niego wszystkie papiery i ułożone w stos ułożyłam na podłodze obok kanapy.  

- Okej - zaczęłam i spojrzałam na dziewczynę poważnym wzrokiem. - Co jest między tobą a Davidem? Nie chcę słyszeć, że nic, bo ślepa nie jestem i poza tym znam cię lepiej niż twoja własna matka, więc chcę słyszeć wszystko.

- Ale między nami nic nie ma - powiedziała szybko. - Po prostu kilka razy wpadliśmy na siebie przez przypadek i porozmawialiśmy chwilę. To tyle wzruszyła ramionami.

Nie wierzyłam w przypadki jeśli chodziło Nathaniela i Davida. Dla niej może i były to przypadkowe spotkania, ale dla Davida już niekoniecznie. Zacisnęłam szczękę na samą myśl, że ten kretyn mógł za nią chodzić. 

- Sądzę inaczej, widząc jak na niego patrzysz - skrzywiłam się. - Patrzyłaś na niego jak na jakiegoś Boga. 

- Nie bądź hipokrytką, bo sama patrzysz tak na Nathaniela - burknęła, usadawiając się wygodniej na kanapie. - Nie przesadzaj. Nie chcę nikogo. Nie chcę żadnego faceta w moim życiu. Nie po tym wszystkim... Po prostu nie. Nie jestem gotowa na nic więcej. Związek oznacza oddanie się drugiemu człowiekowi, a ja najzwyczajniej w świecie nie jestem w stanie tego zrobić. 

Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam jej słowa. Nie dziwiłam się jej w sumie zbytnio. Po tym co przeszła, było to jak najbardziej dla mnie zrozumiałe. 

- Może to i lepiej - wzruszyłam ramionami. - David mimo iż bardzo miły i zabawny nie do końca... nadaje się na chłopaka. 

Nie chciałam jej mówić o tym, jakie życie prowadził David. O tym jak straszne było jego życie, czym się zajmował, jakim człowiekiem był tak naprawdę David. Człowiek, z którym wiązała mnie największa tajemnica mojego życia. Człowiek, który wiedział znacznie więcej niż widzieli inni. 

Człowiek, który był moim sprzymierzeńcem, był jak rodzina

- Niby dlaczego? - dociekała dziewczyna. Przygryzłam wargę, patrząc na nią wymownie. 

- Musisz mi po prostu uwierzyć na słowo - uśmiechnęłam się lekko w stronę dziewczyny. 

Bo co więcej niby miałam powiedzieć? Że człowiek ten jest jest współwinny śmierci tylu ludzi? Że był jednym z ludźmi, których każdy obawia się najbardziej? 

Że był człowiekiem, który razem ze swoim najlepszym przyjacielem sprowadzał mnie na samo dno? 

Gdyby Mara dowiedziałaby się o wszystkim znienawidziłaby mnie. A tego bym nie przeżyła.  

Przez chwilę panowała między nami cisza, nieco krępująca, jednak nie wiedziałam w jaki sposób ją przerwać. Mimo iż nie widziałam się z dziewczyną dosyć sporo, nie wiedziałam jak poprowadzić rozmowę. I była to dla mnie zupełna nowość, ponieważ tematy do rozmów nigdy nam się nie kończyły.

Ale ja nie bylam tą samą dziewczyną, z którą przyjaźniła się Mara. Byłam zupełnie inna. Byłam kimś, z kim dziewczyna nigdy nie chciałaby się przyjaźnić. Kimś, kogo znienawidziłaby w sekundę, jeśli dowiedziałaby się prawdy. 

Dlatego nigdy nie mogłam dopuścić do tego, by cokolwiek z mojego życia wyszło na światło dzienne. 

A na szczęście przez ostatni czas stałam się mistrzynią kłamstwa. I coraz to mniej bolało mnie to, że musiałam okłamywać najbliższych. 

Stawałam się mistrzynią kłamstwa. Ale Nate kiedyś powiedział mi, że tak będzie lepiej. A ja wierzyłam w jego słowa. Wierzyłam w każde jego słowo i mu ufałam. Ufałam i wierzyłam w to, że miał racje. 

- A co u ciebie? - nagle spytała dziewczyna. - Twoja mama się o ciebie martwi. Nie dzwonisz, nie piszesz. Zupełnie jakbyś przepadła. 

- Wiem, ale po prostu mam trochę dużo na głowie i... - westchnęłam cicho. - Po prostu trochę mi się pokomplikowało w życiu. 

- Dlaczego więc mi o tym nie mówisz? Stacy, przyjaźnimy się i wiesz, że zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć - spojrzała na mnie, a na jej twarzy zauważyłam smutek i rozczarowanie. 

Gdyby to wszystko było takie proste jak się wydaje. 

- Nie chcę cię martwić - potrząsnęłam głową. - Masz wystarczająco dużo swoich problemów - spojrzałam na nią sugestywnie. Złapałam za szklankę stojącą na stoliku i szybko nalałam sobie do niej wody z cytryną. Od tego wymyślania, aż zaschło mi w gardle. 

- Jest dużo lepiej - oznajmiła, obdarzając mnie uspokajającym spojrzeniem. - Chodzę na terapie. Moja terapeutka pomaga mi ułożyć sobie to wszystko jakoś w głowie, pozwala mi żyć tak, jak kiedyś - przygryzła wargę i spuściła głowę. Poczułam ukłucie w sercu. Boże, ona przeze mnie musiała tak bardzo cierpieć. - Może nie jest tak jak kiedyś, ale wiem, że dam radę wrócić do dawnego życia.  

- Oczywiście, że dasz - powiedziałam od razu. - Jesteś najsilniejszą dziewczyną jaką znam - delikatnie dotknęłam dłonią jej ramię.  

I naprawdę miałam nadzieję, że choć jej uda się wyjść z tego cało. 

***************************

wyszedł mi znacznie dłuższy niż myślałam, ale no cóż. dla was lepiej, tak myślę. 

zostało mniej niż 10 rozdziałów, więc powoli żegnamy się z historią Stacy i Nathaniela. Chciałabym do końca wakacji skończyć w końcu to opowiadanie, ale wątpię, że mi się uda, aczkolwiek zawsze można trzymać za to kciuki!  

Continue Reading

You'll Also Like

122K 1.6K 47
Hannah randle, Steve randles twin sister has been a part of a gang called The Greasers ever since she was eight years old. Hannah has had a crush on...
3.5M 224K 94
What will happen when an innocent girl gets trapped in the clutches of a devil mafia? This is the story of Rishabh and Anokhi. Anokhi's life is as...
37.1K 1K 34
"there were stranger things than me falling in love with my arch nemesis's older brother" "bro, your arch nemesis is a sixteen year old boy-" ... in...
882K 88.4K 30
في وسط دهليز معتم يولد شخصًا قاتم قوي جبارً بارد يوجد بداخل قلبهُ شرارةًُ مُنيرة هل ستصبح الشرارة نارًا تحرق الجميع أم ستبرد وتنطفئ ماذا لو تلون الأ...