3. Nieładnie jest kłamać, Stacy.

3K 195 152
                                    

W mieście panował ogólny chaos. Miałam wrażenie, że wszyscy na wszystkich patrzą i próbują wyłapać jakieś dziwne zachowania w drugiej osobie. Z czasem zaczynało to byś kurewsko irytujące, ponieważ wszyscy się tylko gapili, a ja nie mogłam się wtedy skupić na zwykłych czynnościach, bo w głowie miałam tylko myśl, żeby nie wykonywać żadnych dziwnych ruchów, bo mogliby mnie oskarżyć o nie wiadomo co. 

Perfekcyjny zabójca - tak właśnie nazwano zabójcę, który grasował w naszym mieście. Policja była bezradna, ponieważ zawsze wybierał miejsca, w które rzadko kto chodził i w których nie było kamer. Nie zostawiał po sobie również żadnych śladów. Nic, kompletnie nic. To wszystko było rodem jak z jakiegoś horroru, które oglądało się przed snem, dla poczucia odrobiny strachu. 

Ale siedząc przed telewizorem, nie mogłaś popaść w paranoję, mimo, że czasem bałaś się wyjść w nocy do łazienki. A teraz? Teraz będąc w centrum tego horroru, który rozgrywał się w Phoenix, można było zejść na zawał. Przysięgam. 

Westchnęłam głośno, wkładając dłonie do kieszeni mojej fioletowej bluzy. Przygryzłam wargę, przekraczając próg sklepu spożywczego. Musiałam zrobić zakupy, bo nasza lodówka świeciła pustkami, a rodzice wyjechali w delegację na trzy dni. Co w sumie, oznaczało jedno - impreza. 

Oczywiście, nie ja miałam być organizatorką. Organizatorem był mój kochany braciszek, który już zdążył zaprosić blisko trzydziestu pięciu osób. Nasz dom nie wyjdzie z tego cało, oj nie.

Wzięłam jeden z koszów na zakupy, wjeżdżając w głąb sklepu. Pakowałam tam wszystko co tylko wpadło mi w oczy. Plus, musiałam zaopatrzyć nas w alkohol i różnego rodzaju przekąski. 

Nagle zapatrzona w etykietę jakiejś puszki z rybą, wjechałam w coś. Szybko uniosłam głowę, natrafiając na wysokiego mężczyznę, ubranego w białą koszulę oraz czarne spodnie. 

- O Jezu, przepraszam - powiedziałam, wrzucając w przy okazji rybę do kosza. 

Mężczyzna odwrócił się, a moje oczy prawie wyszły z orbit, gdy zorientowałam się kim był. To chyba żart. Moje życie było jednym wielkim żartem, który bawił wszystkich, oprócz mnie. Nie no, dobra. Mnie też czasem bawił, ponieważ poziom mojego przegrywu w życiu był po prostu śmieszny i zarazem żałosny. 

- Stacy - jego oczy rozbłysnęły na moment. Na jedną sekundę, jednak po tej sekundzie wrócił ten mrok i tajemniczość. 

- Wybacz - mruknęłam, przygryzając wnętrze policzka. - Zapatrzyłam się i nie zauważyłam cię. 

Jego kąciki ust drgnęły nieznacznie ku górze. 

- Nic się nie stało. 

Patrzyliśmy na siebie, a ja czułam, jak rosła mi gula w gardle. Żołądek ściskał mi się z cholerą siłą, chciałam zgiąć się w pół, by choć trochę sobie ulżyć. Matko kochana, pomocy. 

- Ostatnio rozłączyłaś się tak nagle... 

- Tak, musiałam wyprowadzić kota na spacer - odpowiedziałam szybko. 

- Kota, powiadasz? - uniósł brwi, zakładając ręce na piersi. 

- O Jezu, chodziło mi o psa - zaśmiałam się zbyt nerwowo. - Bruno, tak. Wiesz, musiał załatwić swoje potrzeby - spojrzałam na niego sugestywnie. Byłam taką idiotką, że aż przykro było patrzeć na to wszystko. 

- Nie potrafisz kłamać - zaśmiał się. 

- Nie kłamię - zaprzeczyłam. Niech ktoś mnie zabije. Nawet za to zapłacę. 

Nienawidziłam takich niezręcznych sytuacji, a w moim życiu, przez to, że często robiłam głupie rzeczy, były one dosyć częste. 

- Jasne - mruknął, uśmiechając się. 

The perfect killer ✔️Where stories live. Discover now