25. Czy ty w ogóle wiesz, co chcesz zrobić?

1.5K 103 14
                                    

Położyłam na biurku Davida kolejny stos papierów, które mężczyzna musiał podpisać i westchnęłam cicho. Minęło kilkanaście dni, od kiedy ostatni raz była  w firmie, musiałam wrócić. I mimo iż i Nate i David upierali się, abym siedziała w domu, jasno powiedziałam, że się nie zgadzam. Tym razem nie zamierzałam się ugiąć. Stałam twardo przy swoim, gotowa na wielką kłótnię, podczas której tamta dwójka wyrażałaby miliony argumentów, abym tylko siedziała w mieszkaniu Nathaniela. 

Wariowałam. Wychodziłam z domu tylko, gdy naprawdę było to konieczne i zaczynało mi to działać na nerwy. Ciągłe obiecywanie Nate'a, że niedługo wszystko wróci do normy, że jeszcze chwilę muszę poczekać i dać mu czas. Okej, byłam cierpliwa, ale chyba każdy miał swoje granice. A do przekroczenia mojej dużo nie brakowało. Dlatego tak bardzo upierałam się, że chcę wrócić do pracy.

 A drugim powodem było to, że nie zamierzałam być niczyją utrzymanką. Chciałam być niezależna finansowo, nawet jeśli moja relacja z Nathanielem była dosyć... bliską relacją. Nie wyobrażałam sobie, aby facet miał płacić za wszystko. Po prostu nie. Wystarczyło, że u niego mieszkałam i mimo iż jasno powiedział mi, że nie mam się niczym przejmować, zamierzałam dołożyć się ze swojej pensji. Wiedziałam bardzo dobrze, że mogło to być nieco trudne, bo Nate był upartym człowiekiem, ale jeśli chcieliśmy z nas coś stworzyć, musieliśmy iść na kompromisy. Nie było innej opcji. Tak więc przy pierwszej lepszej okazji, zamierzałam zrobić duże zakupy. Ostatnimi czasy ze stresu zaczęłam podjadać, co nie dość, że odbijało się na mojej wadze, bo przytyłam półtorej kilograma, to obrywała także lodówka Nathaniela. 

- Co to? - spytał mężczyzna, spoglądając na mnie z nad swojej komórki. Podczas, gdy ja musiałam harować nad tymi cholernymi papierami, on sobie spokojnie siedział i grał w jakąś grę na telefonie, a pieniądze dosłownie spadały mu z nieba. Czy na świecie mogło być choć trochę sprawiedliwie? 

- Wszystkie papiery dotyczące tej firmy produkcyjnej. Jak ona miała - podrapałam się po skroni. - Lights? Musisz je wszystkie przejrzeć i podpisać. 

- Później się tym zajmę - mruknął, a ja pokiwałam głową. 

- Wziąłbyś się za robotę, a nie - prychnęłam. David westchnął cicho i wyłączył swój telefon. Rzucił nim na biurko, które stało przed nim i splątał swoje dłonie, po czym oparł na nich głowę. Obdarzył mnie spojrzeniem, unosząc przy tym do góry swoją prawą brew. 

- Dlaczego odnosisz się tak do swojego szefa? 

Parsknęłam cichym śmiechem. Okej, może i znajdowaliśmy się w miejscu pracy i powinnam mieć do niego ogromny szacunek, ale no nie potrafiłam od tak po prostu przestawić się z ciągłego żartowania i wyzywania się na poważne relacje typu pracownik - szef. Inni ludzie pracujący w firmie już i tak szeptali między sobą, że prawdopodobnie mam jakiś romans z Davidem. Nie byli głupi i widzieli, że nasze relacje wykraczają poza normę. Nie dziwiłam się plotkom, choć nie ukrywałam, że naprawdę mnie one śmieszyły. Tak samo jak zawistne i zazdrosne spojrzenia niektórych osób. 

- Aktualnie jesteśmy dla siebie jak rodzina - wzruszyłam ramionami. Może i przesadzałam, może i nie. - Chociaż w sumie, małe nie domówienie. Łączy nas coś więcej, niż normalną rodzinę - uśmiechnęłam się w stronę chłopaka. Parsknął cicho i pokręcił z niedowierzaniem głową. 

Okej, naprawdę padło mi na mózg. Nie powinnam była cieszyć się z takich rzeczy. Powinnam spieprzać gdzie pieprz rośnie. Jak najdalej od Phoenix, Nathaniela i Davida. 

- Spędzamy razem tyle czasu i od kilku dni mam wrażenie, że jesteś dokładnie taka sama jak Nate - wyznał, mrużąc lekko oczy. - Albo i gorsza. Ćwiczysz jak jakaś wariatka, żebra nadal mnie bolą - spojrzał na mnie z wyrzutem. - Chcesz wspierać Nate'a w tym wszystkim i... żałuję, że kiedy zaczęłaś u mnie pracę, nie zadałem ci jednego pytania. 

The perfect killer ✔️Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ