The perfect killer ✔️

By jestemanonimem22

69.8K 4.9K 1.5K

Dla ludzi było to morderstwo. Dla niego było to dzieło tworzone przez lata. Dla niego było to arcydziełem. More

Prolog
1. Myślałaś, że tego nie widzę?
2. Słodkich snów, Stacy.
3. Nieładnie jest kłamać, Stacy.
4. Zgaduję, że ty musisz być Nate.
5. Dziewczyno, uciekaj.
6. Musisz jechać na przesłuchanie.
7. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
8. Gra rozpoczęta.
9. Pojawia się i znika.
10. Nie bądź tchórzem, Stacy.
11. Jesteśmy jak ogień i woda.
12. To krew?
13. Chciałbym, abyś wiedziała jedną rzecz.
14. Wyrok został wydany już dawno temu.
15. Nie oczekuj czegoś, czego sama nie robisz.
16. Dziecko, wycofaj się póki możesz.
17. Ja już straciłam wiarę w Boga.
18. Ten widok zostanie ze mną na zawsze.
19. Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
20. To wszystko to twoja wina.
21. Mam nadzieję, że nie będę tego żałował.
23. Muszę żyć dalej.
24. Martwię się, Stacy.
25. Czy ty w ogóle wiesz, co chcesz zrobić?
26. Chcesz żebym przeprosiła?
27. Co ty sobie myślałaś?
28. To straszne co dzieje się w Phoenix.
29. Musimy porozmawiać.
30. Zmieniłaś się, Stacy.
31. Mieliśmy być w tym razem.
32. Tak wygladął mój anioł.
Epilog
Podziękowanie

22. Nie jesteśmy żadną sektą.

1.5K 135 19
By jestemanonimem22

Było tak, jak zarządził Nathaniel , dlatego też kilkanaście minut po tym, jak nasza rozmowa się zakończyła, razem z Davidem ruszyliśmy do mojego domu. Szczerze miałam nadzieję, że nikogo tam nie będzie. Nie chciałam niepotrzebnie się tłumaczyć. A jeśli nikogo by nie było - zostawiłabym tylko kartkę, że wyjeżdżam i niedługo wrócę. 

Prawdę mówiąc nie byłam do końca pewna, czy moja chwilowa przeprowadzka do mieszkania Nate'a była konieczna. Miałam co do niej wątpliwości i naprawdę spore obawy. Co jeśli mężczyzna tak naprawdę chciał mieć mnie ciągle blisko siebie i w końcu odebrać mi życie? Moje zaufanie do niego w ostatnim czasie naprawdę mocno ucierpiało. W dodatku jego zachowanie w stosunku co do mnie, było takie... oschłe. To nie był Nate, którego kochałam. To nie był mój Nate. 

Westchnęłam cicho, obserwując obraz za szybą. Szybko mijaliśmy kolejne budynki, gdyż David nie szczędził sobie dużej prędkości. W mojej głowie panował istny chaos, nad którym nie potrafiłam zapanować. Nie umiałam złożyć tego wszystkiego w jedną całość. Miałam jeszcze tak wiele pytań, tak dużo rzeczy mnie martwiło i zaprzątało moją głowę. 

- O czym tak myślisz? - usłyszałam spokojny głos mojego pracodawcy. Powoli odwróciłam głowę w jego stronę. Skrzywiłam się, czując nieprzyjemne uczucie w karku, które towarzyszyło mi przy wykonywaniu tego ruchu. 

- Próbuję to wszystko sobie jakoś ułożyć - mruknęłam, zaciskając palce na udzie. - Wiesz, niecodziennie mam okazję słyszeć o rzeczach i sytuacjach, o których opowiedzieliście mi dzisiaj. 

- Wierz mi lub nie, ale działamy w dobrej sprawie - odpowiedział mężczyzna. Oni byli nienormalni. W ich głowach zamiast mózgu znajdowała się jakaś sieczka. 

- Jesteście jakąś cholerną sektą? - spytałam. - Skąd w waszej dwójce takie poglądy? To przerażające. 

David parsknął cicho, a kąciki jego ust uniosły się w nieznacznym uśmiechu.

- Nie jesteśmy żadną sektą - odpowiedział. - Działamy tylko we dwóch. Teraz i ty dołączyłaś do nas. Więc jest nas trzech. 

- Kto powiedział, że dołączyłam? - spytałam ostro. - Nie powiedziałam, że będę cokolwiek z wami robić. Nie zamierzam zabijać ludzi. Powiedziałam tylko, że możecie mi zaufać, ponieważ nie wydam was policji! 

- Czy ja powiedziałem, że masz kogokolwiek zabijać? - spytał, odpowiadając pytaniem na pytanie. Jego głowa na ułamek sekundy odwróciła się w moją stronę. - Wystarczy, że będziesz siedziała cicho. Jesteś pierwszą i ostatnią osobą, która wie o wszystkim. Zaufaliśmy ci i mamy nadzieję, że nic nie wyjdzie na światło dzienne, rozumiesz? 

Prychnęłam na jego słowa. Będąc z tymi facetami mój nastrój zmieniał się tylko z wielkiego smutku i płaczu na ogromne zdenerwowanie i krzyk. Nic więcej, nic mniej. Nie było nic pomiędzy tym. 

- Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Skąd w was taki pomysł? Skąd w was takie poglądy? Nie wierzę, że tacy się urodziliście. Nikt nie rodzi się z takimi... zapędami. 

- Mogłabyś się zdziwić - powiedział David, a ja zmarszczyłam brwi. - Znam się z Nate'em naprawdę od lat. Praktycznie od dzieciaka. I jeśli mam być szczery, Nate nigdy nie był normalnym dzieckiem. Nie potrafił poradzić sobie z agresją, miewał napady agresji. Jako dzieciak odrywał głowy misiom i się z tego śmiał. 

Boże w co ja się wplątałam? 

- Wtedy nie było to aż tak niepokojące, dlatego nikt nie zwracał na to zbytnio uwagi. Dopiero później zaczęły się większe problemy, gdy Nate dorósł. Nad wszystkim zaważyła śmierć jego matki, która zginęła przez pijanego kierowcę. To wtedy w głowie Nathaniela zrodził się ten plan. Chciał się zemścić. I wciągnął w to mnie. 

Zamrugałam kilkakrotnie, rozkładając na czynniki pierwsze słowa, którymi uraczył mnie mój pracodawca. Matka Nate'a nie żyła? Miało to sens, gdyż nie wspomniał on ani razu, odkąd się znaliśmy. Nie powiedział nawet słowa na jej temat. Dlatego w tym co mówił David, mogła być prawda. 

Zamilkłam na chwilę, jednak nie trwało to długo. Nie myśląc długo, wypaliłam z kolejnym pytaniem, choć może byłoby i lepiej, gdybym wcale nie znała odpowiedzi. 

- Dlaczego mnie nie zabił? 

W samochodzie zapanowała cisza. Obserwowałam profil Davida, jak zaciska szczękę i przełyka głośno ślinę. 

- Nie uważasz, że to jego powinnaś spytać? - odpowiedział wymijająco, na co westchnęłam. 

- David - zwróciłam się do niego po imieniu. - Proszę.

- W moim imieniu mogę powiedzieć tylko tyle - kiedy cię poznałem, naprawdę cię polubiłem. Odwodziłem go od tego pomysłu. Być może to jeden z powodów. Więcej ci nie powiem - westchnął cicho. - Jesteśmy. Weź najpotrzebniejsze rzeczy, a ja poczekam w aucie. Chyba, że mam iść z tobą i... 

- Nie - przerwałam mu. Brakowało mi tylko tego, żeby mama wraz z Dylanem zaczęli się wypytywać o Davida. - To nie zajmie dużo czasu - z tymi słowami wysiadłam z auta, trzaskając za sobą drzwiami. 

Nabrałam więcej powietrza do płuc i rozejrzałam się dookoła. Okolica mojego domu zawsze należała do jednej ze spokojniejszych, dlatego tak bardzo ją lubiłam. Lubiłam spokój i harmonię. 

A teraz w moim życiu panował chaos. Wszystko, w co do tej chwili wierzyłam zniknęło. W moim życiu nastąpiły straszne chwile, ale sama byłam sobie winna. 

To była moja wina. 

Ruszyłam w kierunku drzwi, nie chcąc by David musiał długo czekać. Dłonie cały czas mi drżały, nieustannie od kilkudziesięciu godzin, dlatego przeklnęłam w duchu, kiedy zauważyłam, że dom był zakluczony. Z trudem włożyłam klucz do zamka i przekręciłam go. Drzwi ustąpiły, a ja weszłam szybko do środka. Trzasnęłam drzwiami, tak jak w zwyczaju miałam to robić. W ten sposób, zazwyczaj sprawdzałam, czy ktokolwiek był w domu. Jeśli był - od razu padało pytanie - kto tam? Jeśli nie, moje trzaśnięcie zostawało bez odpowiedzi. I w tym przypadku tak było, nikt się nie odezwał, na co lekka ulga ogarnęła moje ciało. Przynajmniej jeden problem miałam z głowy.

Ściągnęłam ze stóp buty, nawet nie fatygując się, by się do nich schylić. Wyprostowałam się i uświadomiłam sobie, że stałam na przeciwko lustra, które wisiało na ścianie. Chcąc nie chcąc, mój wzrok automatycznie padł na moją szyję.

- Kurwa - mruknęłam sama do siebie, dokonując oględzin mojej skóry. Przez to, że Nathaniel tak mocno zaciskał na niej swoje palce, powstały na niej całkiem sporej wielkości siniaki. Ich kolor był tak mocno widoczny, że martwiłam się, iż najlepszy podkład ich nie przykryje. W tym momencie cieszyłam się podwójnie, że nikogo nie było w domu. Gdyby któryś z domowników zobaczyłby mnie w takim stanie, zapewne siedziałabym już na komisariacie. 

Warknęłam cicho pod nosem i odeszłam od lustra. Musiałam chociaż spróbować to ukryć pod jakąś chustą czy Bóg sam wie czym. Ruszyłam dalej, w kierunku schodów, które prowadziły do mojego pokoju. Zamierzałam zabrać tylko naprawdę potrzebne mi rzeczy. Nie zamierzałam wiekować w mieszkaniu Nathaniela. Tak naprawdę do końca nawet nie znałam powodu, dlaczego miałam u niego zamieszkać. A chciałam go poznać, naprawdę chciałam to zrobić, jednak każde moje pytanie na ten temat zostawało bez odpowiedzi. 

Już miałam nacisnąć na klamkę mojego pokoju, gdyż drzwi do niego były zamknięte, co było lekko dziwne, gdyż zawsze zostawiałam je otwarte, jednak mój wzrok przyciągnęło zdjęcie które wisiało na ścianie niedaleko drzwi. Byliśmy na nim wszyscy - ja, mama, Alicia, Dylan. I Amanda, którą Dylan obejmował, stojąc za jej plecami. Oboje uśmiechali się szeroko. Zacisnęłam szczękę, patrząc na twarz dziewczyny.

Jak widać, każdy miał coś za uszami i nikt nie był święty. Dlaczego Amy dopuściła się takiego czynu? Dlaczego nie pomogła wtedy tej nastolatce? Dlaczego nagrywała jej cierpienie? Dlaczego nie zadzwoniła po pomoc? 

Z jednej strony  mogła to być historyjka, którą sprzedali mi chłopcy, bym przestała grzebać w ich sprawach. Było to możliwe. Zawsze myślałam, że Amanda była ucieleśnieniem dobra, była to kobieta anioł. 

Ale z drugiej strony, wierzyłam w to, o czym opowiedzieli mi mężczyźni. Naprawdę im wierzyłam. Czy miałam tego żałować? Zapewne tak. 

Ale nie było już odwrotu. 

Szybko nacisnęłam na klamkę mojego pokoju i weszłam do niego, nie chcąc dłużej patrzeć na to zdjęcie. 

Krzyknęłam, kiedy zauważyłam, że na moim łóżku jak gdyby nigdy nic siedzi jakiś facet. Nie znałam go. Poczułam jak moje serce automatycznie przyśpiesza i boleśnie zaczyna obijać się o moją klatkę piersiową. Moje oczy otworzyły się do niebotycznych rozmiarów. 

Co tu było, do cholery, grane? 

- Ki... Kim ty jesteś? - spytałam, a mój głos zadrżał. Zacisnęłam dłoń na klamce. - Co ty robisz w moim pokoju? 

Na ustach faceta wykwitł szeroki uśmiech. Przełknęłam głośno ślinę. Powoli zaczynałam żałować, że David jednak został w samochodzie. 

Ta sytuacja stawała się coraz bardziej popieprzona. 

- Cieszę się, że w końcu mamy okazję porozmawiać twarzą w twarz, Stacy - powiedział, zupełnie zapominając o pytaniach, które mu zadałam. - Czekałem na tą chwilę naprawdę długo. 

- My się znamy? - kolejne pytanie opuściło moje usta.

- Wybacz, nie wiem, gdzie podziały się moje maniery - potrząsnął głową, cały czas się uśmiechając. Było w jego uśmiechu coś, co sprawiało, że dreszcze przebiegały mi po plecach. Rozejrzałam się po pokoju, szukając jakiejś broni, jednak jak na złość nie znajdowało się blisko mnie. Oprócz kapci i regału z książkami. 

Cholera jasna. Facet zaczął wykonywać niewielkie kroki w moją stronę, a ja miałam ochotę, wy wtopić się w ścianę. Cały czas zaciskałam dłoń na klace drzwi, jak gdyby ona miałaby mi w czymś pomóc. 

- Jestem Christian Bale - powiedział, a moje usta same się otworzyły tworząc literę "o". Przełknęłam głośno ślinę, czując jak kolana się pode mną uginają. - Po reakcji zgaduję, że wiesz, kim jestem. Spokojnie, przyszedłem tylko porozmawiać.

- J... ja - zająknęłam się. - Czego chcesz? 

- Nathaniel zapewne opowiadał ci co nieco o mnie.

No właśnie niezbyt. 

- Niestety, ostatnimi czasy nie mogę się z nim skontaktować, dlatego przyszedłem do ciebie. Nie chciałem ponownie pisać do ciebie smsów, w końcu ile można bawić się w kotka i myszkę, prawda? - spytał retorycznie, a jego śmiech wypełnił pomieszczenie. Więc to on stał za tymi wszystkimi smsami, które, -  Chciałbym, abyś przekazała mu wiadomość.

Czułam jak powietrze ucieka z moich płuc, a każdy kolejny oddech był na wagę złota. Odbierało mi mowę, kiedy patrzyłam na tego faceta. Był całkiem wysoki i dobrze zbudowany, dlatego w jakimkolwiek pojedynku z nim, moje szanse były zerowe. Zostało mi się tylko modlić, że David jednak wejdzie za mną do domu i tutaj przyjdzie. Bo szczerze mówiąc, nie uśmiechało mi się zostać z tym człowiekiem tutaj sam na sam ani sekundy dłużej. 

- Czego ty ode mnie chcesz? - spytałam. - Dlaczego prześladujesz mnie, jeśli to z Natem masz problem? 

- Pomyśl, pięknotko - poczułam jak to co dzisiaj zjadłam cofa mi się do gardło, kiedy usłyszałam jak mnie nazwał. - Jeśli Nathaniel nie chce ze mną współpracować mimo moich wyraźnych ostrzeżeń, to jak inaczej mam go do tego zmusić? - stanął na przeciwko mnie, a ja poczułam jak mała jestem przy tym człowieku. - Może o tym wiesz, może nie. W ostatnim czasie stałaś się chyba mu bliska. Dlatego jak myślisz, co najbardziej go zaboli?  

- Chcesz wykorzystać mnie do tego, żeby prowadzić z nim jakąś cholerną wojnę!? - spytałam nieco głośniej. 

- Bingo - na jego ustach pojawił sie lekki uśmiech. - Potrafisz łączyć fakty, Stacy. Jak myślisz, co by zrobił, jeśli w jakikolwiek sposób bym cię teraz dotknął? - automatycznie próbowałam wcisnąć się jeszcze bardziej w ścianę, jednak niestety nie było to możliwe. - Będziesz moją przynętą.  

- Chyba zwariowałeś - wymsknęło mi się. W duchu przeklnęłam samą siebie. Tak masz rację, Stacy. Szczekaj tą swoją niewyparzoną gębą, to na pewno polepszysz swoją sytuację. Świetny pomysł. 

Na jak wielkie niebezpieczeństwo będzie mnie narażała znajomość z Nathanielem?

- Myślę, że powinienem cię jeszcze przeprosić, za to, że przeze mnie musiałaś spędzać czas w szpitalu. Gdyby nie David, pewnie skończyłoby się to o wiele gorzej. 

Czyli to on próbował mnie przejechać. No tak, czego ja się mogłam spodziewać. 

- Myślę, że na mnie już pora. Chciałbym, abyś przekazała Nateowi te kilka słów, w innym przypadku będę musiał wdrążyć inne działania, a wtedy przestanie być tak miło.  

- O czym ty pieprzysz? - spytałam niemal szeptem.

- Ostatnio policja zaczęła zbyt mocno węszyć wokół moich chłopaków. I nie podoba mi się to. A to wszystko przez ten cholerny plan Nathaniela. Przekaż mu proszę, że chcę się z nim jak najszybciej spotkać. On może wybrać miejsce i czas.  

Patrzyłam na jego twarz,starając się połączyć fakty. I dopiero po kilku sekundach mnie olśniło. To, o czym mówił Forbes. W ostatnim czasie zaczęli grzebać w sprawach tutejszego gangu i... nie.  

To niemożliwe. 

- Widzę, że ponownie połączyłaś dobrze fakty. Wiem, o czym mówił ci ostatnio Forbes. Jestem członkiem gangu, o którym ci mówił. Jestem szefem gangu, z którym zadarł twój przyjaciel. Widzisz? Pogrywanie sobie z nami nie prowadzi do niczego dobrego. 

Czy to ma być jakiś żart? 

- Przekonała się też o tym twoja przyjaciółka. Jak ona miała, Mara? - podrapał się po skroni. - Jest całkiem ładną dziewczyną. 

- Ty skurwysynu - warknęłam, a nagle cały strach uleciał z mojego ciała, kiedy usłyszałam jak ten psychol wspomina o mojej przyjaciółce.  

- I dla ciebie też mam informację, Stacy - ton jego głos nagle zmienił się. Nie uśmiechał się. Był poważny, co sprawiło, że trochę zwątpiłam w to, że dzisiaj rozstaniemy się w pokoju. - Przeszłość zawsze wraca, Stacy. Nieważne jak bardzo starasz się ją ukryć, ona w końcu wyjdzie na jaw. I wtedy możesz tego pożałować. 

- Co... - zaczęłam, jednak nie dane było mi skończyć. Bale przepchnął się obok mnie i wyszedł z mojego pokoju, zostawiając mnie w nim samą z totalnym mętlikiem w głowie. - Co tutaj jest grane - szepnęłam sama do siebie. 

Co miał na myśli, mówiąc, że za przeszłość można pożałować? W jeszcze byłam wplątana oprócz sytuacji z Nathanielem? Jak wiele nie wiedziałam o swoim własnym życiu? 

Jak dużo będę musiała poświęcić za to niewiedzę? 

****

Siedząc na kanapie w mieszkaniu Nathaniela, próbowałam zrozumieć, co tak naprawdę miał na myśli Christian Bale, mówiąc do mnie takie, a nie inne słowa. Jednak jak na złość wyjaśnienie nie chciało przyjść. 

 Nie chciałam o nic pytać Nathaniela, dlatego że chciałam najpierw sama poukładać sobie wszystko w głowie, niestety było to niezwykle trudne do zrobienia. Nie radziłam sobie z tym. Na moich barkach spoczywało tyle informacji, że nie dałam rady ich udźwignąć. Zostałam zasypana lawiną złych nowości. 

- Nate - zaczęłam. Mężczyzna siedzący na fotelu spojrzał na mnie leniwym spojrzeniem.                    Przez myśl przebiegło mi pytanie. Co ja tak naprawdę widziałam w tym człowieku? Co mnie tak w nim urzekło, że dla niego postanowiłam zrzec się wszystkich wcześniej wyznawanych wartości? Co takiego ze mną zrobił, że postanowiłam poświęcić dla niego całe swoje życie? - Chciałabym cię o coś spytać.

- Robisz to od kilkunastu godzin, jednak cieszę się, że już nie krzyczysz i nie płaczesz. Myślę, że to dobry znak - wywróciłam oczami na jego głupi komentarz. - Pytaj.

- Pamiętasz, jak powiedziałeś mi, że... że chcesz spróbować mnie pokochać? -zacisnęłam wargi. 

- Dlaczego tak nagle o to pytasz? 

- Odpowiedz mi, Nate. Czy byłeś wtedy szczery? Proszę, tylko mnie nie okłamuj. Nie zniosę więcej kłamstw.

Na chwilę zapanowała między nami cisza, podczas której oboje darzyliśmy się spojrzeniami, które mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa. Nathaniel patrzył na z szokiem, prawdopodobnie był zdziwiony moim pytaniem. 

Nagle mężczyzna podniósł się z fotela, na którym dotychczas siedział i westchnął cicho. Podszedł do mnie i schylił się, tak, że nasze twarze znajdowały się -zaledwie kilka centymetrów od siebie. 

Patrzyłam w oczy mordercy. A najgorsze było w nich to, że nie widziałam w nich żadnego poczucia winy. Żadnej skruchy, niczego co świadczyłoby o tym, że Nate żałował swoich czynów. I to było najgorsze - Nate nie żałował.  

- Tak - powiedział. - Byłem wtedy szczery.   

Rozchyliłam usta. 

- Wiem do czego zmierza ta rozmowa, Stacy. I jeśli masz zamiar stawiać przede mną jakikolwiek wybór, to nie rób tego. Nie zrezygnuję z tego co robię, Stacy. Więc nie próbuj mnie przekonywać - przełknęłam głośno ślinę. - Bo nic nie zmieni tego, jaki jestem. I nic nie sprawi, że porzucę to, co robię. Zamierzam to doprowadzić do końca. 

- Nie wiem, czy dam radę z tym żyć, Nathaniel. Nie wiem, nie potrafię tego udźwignąć - wyznałam, będąc całkowicie szczera w tym co mówiłam. - To dla mnie za dużo, Nate.    

- Jesteś moja - powiedział ostro. - Obiecałaś, że mnie nie zostawisz. Pamiętasz? W moim życiu nie ma czegoś takiego, jak nie dotrzymywanie obietnic. Dlatego nie ma już odwrotu. 

Przymknęłam powieki, czując jak żołądek zaciska mi się z dużą siłą. Tak dużą, że miałam ochotę zgiąć się w pół i płakać z bólu. 

- Przeraża mnie to - szepnęłam. - Nie dam rady, Nate. Nie mogę żyć z tym, że ty od tak... od tak odbierasz ludziom życie. Nawet jeśli wiem, co tobą kieruje. To nie mogę sobie z tym poradzić. 

 Nawet nie wiem, kiedy Nate złączył nasze usta w pocałunku. Był zaborczy, całował mnie mocno i szybko, tak, że ledwo nadążałam za oddawaniem pocałunku.  

I wiedziałam, że powinnam go odepchnąć. Wiedziałam, że powinnam uciekać od niego jak najdalej mogłam. Powinnam go zostawić. 

Ale nie potrafiłam tego zrobić. Przepadłam. Przepadłam dla niego. 

Szkoda, że nie można było powiedzieć tego samego o nim. Bo Nate nie potrafił kochać. W jego wnętrzu było tyle zła i mroku, że nie wiedziałam w nim nawet małej szansy na to, aby kiedykolwiek mógł mnie pokochać.  

Bo mrok go pochłonął. Zemsta, nad którą pracował od lat stała się dla niego ważniejsza niż cokolwiek innego. I to bolało.  

A najbardziej bolało to, że i mnie powoli pochłaniał jego mrok. A ja nie zamierzałam z nim walczyć, ponieważ to oznaczało, że Nathaniel zniknąłby z mojego życia na zawsze. A tego nie chciałam. 

Teraz powoli zaczynało do mnie docierać to, co do mnie powiedział. Byliśmy do siebie podobni. 

Bardziej niż można się było tego spodziewać. Z tą różnicą, że on wdrążył swoje działania w życie. A we mnie były one głęboko zakopane, gdyż nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. 

*****************************

ale was rozpieszczam tymi rozdziałami. trzeci dzień pod rząd rozdział. cieszmy się póki można, bo nie wiem jak długo to potrwa. tak dobrze mi sie pisze, że nawet nie wiem kiedy, a rodział jest skończony.

polubiliście trochę bardziej Davida? czy macie do niego mieszane uczucia? 

i w ogóle jak tam wasze odczucia w stosunku co do Stacy i Natea? Chętnie poznam wasze opinie na temat tej dwójki.

Continue Reading

You'll Also Like

11.5K 390 22
❝𝙞'𝙢 𝙨𝙩𝙞𝙡𝙡 𝙝𝙤𝙥𝙞𝙣𝙜 𝙞𝙩'𝙨 𝙮𝙤𝙪 𝙖𝙣𝙙 𝙢𝙚 𝙞𝙣 𝙩𝙝𝙚 𝙚𝙣𝙙,❞ 𝘴𝘩𝘦 𝘸𝘢𝘴 𝘵𝘩𝘦 𝘤𝘢𝘭𝘮 𝘵𝘰 𝘩𝘪𝘴 𝘴𝘵𝘰𝘳𝘮, 𝘢𝘯𝘥 𝘩𝘦 𝘸𝘢...
2.2K 120 24
Tamtego dnia on ją uratował w każdym tego słowa znaczeniu. Dla niego był to zwykły, ludzki i bezwarunkowy odruch, a dla niej jeden z wielu długów, kt...
2.1M 124K 44
"You all must have heard that a ray of light is definitely visible in the darkness which takes us towards light. But what if instead of light the dev...
19.9K 195 12
"OKAY WELL FUCK U WERE OVER!" i turn to leave before i felt him grab my wrist and pull me onto the gate separating the two houses next to each other...