Star of Hope || Legolas

Galing kay coffee__bby

5.7K 345 56

Publikacja nowego rozdziału: Czwartki, 16.00 "Bratnia dusza to jedna osoba na świecie, która zna cię lepiej n... Higit pa

[ CAST ]
Przedtem
Rada u Elronda
Pierścień wędruje na Południe
Wędrówka w mroku
Most Khazad-dûm
Lothlórien
Pan Celeborn i Pani Galadriel
Pożenanie z Lórien
Rozpad Drużyny Pierścienia i pożegnanie Boromira
Jeźdźcy Rohanu
Biały Jeździec
Król z Domu O Złotych Dachach
Helmowy Jar
Droga do Isengardu
Ruiny i Szczątki
Głos Sarumana
Kryształ Widzenia i Szary Zastęp
Bitwa na polach Pelennoru i Dom Uzdrowień
Ostatnia Narada
Czarna Brama

Wielka Rzeka

208 14 2
Galing kay coffee__bby

Nikt z Drużyny nie kwapił się do podróży na południe, cieszyli się więc, że jeszcze kilka dni dzieli ich od poważnej decyzji, którą będą musieli podjąć, gdy znajdą się przy Rauros i wyspie Tol Brandir. Niech tymczasem, w rytmie, którego nie warto przyspieszać, rzeka niesie ich ku losowi, jakikolwiek będzie. Aragorn nie sprzeciwił się, świadomy, że nie ma co rozrzutnie szafować siłami, których może później zabraknąć w najtrudniejszym momencie, nastawał jednak, aby wyruszali jak najwcześniej rano i płynęli do późnego wieczora. Obawy Limanniel, którymi podzieliła się z Obieżyświatem, podpowiadało mu, że czas nagli, a Władca Ciemności nie próżnował podczas ich pobytu w Lothlórien.

Jednak ani tego dnia, ani następnego nie dostrzeli śladu wrogów. Upływały nudne szare godziny i nic się nie działo. W trzecim dniu krajobraz zaczął się powoli zmieniać: drzewa rzedły, aż w końcu w ogóle zniknęły. Po lewej stronie, na wschodnim brzegu, wznosiły się ku niebu długie, niekształtne zbocza: szare i jałowe, jak gdyby przepełzł po nich ogień i nie pozostawił nawet skrawka zieleni. Rozpościerało się tam niegościnne pustkowie, którego monotonii nie zakłóciło nawet drzewo czy dumnie sterczący kamień. Dotarli do Brudnych Ugorów, które jałowe i puste rozciągały się pomiędzy południową częścią Puszczy Mroku a łańcuchami Emyn Muil.

Brzeg prawy, po stronie zachodniej, także pozbawiony drzew, był płaski, w wielu miejscach porośnięty bujnymi trawami i kończył się szuwarami, które z chrzęstem tarły o burty łodzi. Ciemne, długie pałki kołysały się w chłodnych podmuchach wiatru z cichym, smutnym szelestem. Między ich łodygami można było dostrzec obraz sfalowanych łąk, pagórków w poświacie zachodzącego słońca, a na horyzoncie ciemną linię południowych krańców Gór Mglistych.

-Łabędzie!- zawołał Sam, zobaczywszy klucz ptactwa- I to jakie ogromne!

-Tak- potwierdził Aragorn- A na dodatek czarne.

-Jakaż to pusta i posępna okolic- powiedział Frodo- A ja sobie zawsze wyobrażałem, że kiedy się jedzie na południe, dookoła jest coraz cieplej i radośniej, aż wreszcie całkowicie zostawia się za sobą zimę!

-Niezbyt daleko zawędrowaliśmy na południe- wyjaśniła Limanniel- zima w pełni, a szmat drogi dzieli nas od Morza. W tej części świata długo panuje chłód. Wiosna nadchodzi późno i nie powinniśmy się dziwić, jeśli napotkamy jeszcze trochę śniegu. Nad zatoką Belfalas, do której uchodzi Anduina, jest ciepło i przyjemnie. Teraz, jeśli się nie mylę, jesteśmy nie dalej niż czterdzieści mil od granicy Shire w Południowej Ćwiartce, a do Morza rzeka ciągnie jeszcze przez dziesiątki mil. Na południowym zachodzie można zobaczyć teraz północną część Marchii Rohanu, którego mieszkańcy są wybornymi znawcami koni. Niedługo dotrzemy do rozlewiska Jawliny, która spływa z Fangornu do Anduiny. To północna granica Rohanu i z dawien dawna wszystko, co znajduje się pomiędzy Jawliną a Białymi Górami, należy do Rohirrimów.

W ciągu następnych dwóch dni, kiedy posuwali się coraz dalej na południe, przeczucie zagrożenia stało się udziałem wszystkich uczestników wyprawy. Nie oszczędzali się przy wiosłach. Po wschodniej stronie pojawiły się gładkie kamieniste plaże; dno najeżyło się głazami i skalnymi występami, trzeba więc było teraz sterować ostrożnie i umiejętnie. Po Brudnych Ugorach hulał tylko mroźny wschodni wiatr; na drugim brzegu miejsce łąk zajęło podmokłe pustkowie z kępami zmarniałej trawy. W łódkach rzadko kto się odzywał; żaden z podróżnych się nie śmiał ani nie żartował, każdy pogrążony w swoich myślach.

Serca elfów uciekały pod letnie gwiazdy na polany w zielonych lasach; Gimli obracał w myślach kawałek złota i myślał, czy dobra byłaby z niego oprawa dla daru Pani. W drugim czółnie Merry i Pippin kręcili się niespokojnie, gdyż Boromir albo mruczał coś do siebie, albo wiosłował zawzięcie, doganiając łódkę Aragorna. Sam, o zmierzchu czwartego dnia senny, marzący o postoju i twardej ziemi pod stopami spoglądał między głowami Froda i Aragorna na płynące z tyłu łódki. Chwilę wpatrywał się bezmyślnie, a potem usiadł prosto i przetarł oczy rękami. Zanocowali na malutkiej wysepce w pobliżu zachodniego brzegu.

- To Gollum, śledzi nas od Morii- powiedział Aragorn do Boromira- Maiłem nadzieje, że zgubi trop nad rzeką, ale jest zbyt sprytny.

-A, jeśli powiadomi o nas Nieprzyjacielowi? Przeprawa będzie jeszcze cięższa- odparł syn Gondoru

Noc minęła i nie pojawił się już nawet cień Golluma. Podczas spływu wszyscy często i uważnie się rozglądali, nigdzie go jednak nie dostrzegli. Jeśli ich dalej śledził, robił to bardzo czujnie i ostrożnie. Zgodnie z poleceniem Aragorna wiosłowali z całych sił, a brzegi szybko posuwały się obok nich, mało jednak widzieli krajobrazu, gdyż teraz podróżowali głównie nocą i o brzasku, za dnia odpoczywając ukrycie na tyle, na ile pozwalał teren. I tak bez żadnych dalszych niespodzianek upłynęło pierwszych sześć dni podróży Anduiną. Siódmego dnia niebo było jak przedtem zachmurzone i wiał wiatr od wschodu, ale pod wieczór na zachodzie się przejaśniło i pod szarą pierzyną chmur rozlały się kałuże delikatnego, żółtawego i zielonkawego świata, a w nich dojrzeć można było biały skrawek księżyca w nowiu.

Następnego zaś dnia gwałtownie zaczął się zmieniać krajobraz na obydwu brzegach, które stały się bardziej strome i kamieniste. I oto płynęli już przez skalistą okolicę, gdzie strome zbocza były porośnięte kolczastymi gąszczami tarniny i jeżyn. Za nimi sterczały kruche skały i kominy ze zwietrzałego ciemnego kamienia oplecionego bluszcze, a jeszcze dalej było widać wysokie grzbiety, w które wczepiały się potargane przez wiatr jodły. Wpływali do szarej górzystej krainy Emyn Muil, stanowiący południowy skraj Dziczy.

Nadeszła ósma noc podróży, spokojna i bezwietrzna, bo uparty wschodni wiatr ucichł. Wąski sierp księżyca szybko się rozmył w bladym zachodzie słońca, niebo było jednak czyste, a chociaż na południu zasłona chmur leciutko jeszcze lśniła, na zachodzie gwiazdy świeciły już jasno.

-W drogę! –oznajmił Aragorn- Raz jeszcze zaryzykujemy podróż nocą, zaczynamy już jednak wpływać na nieznane odcinki rzeki. Dlatego musimy płynąć powoli i uważnie przyglądać się wodzie przed sobą.

Było tuż przed północą, a oni płynęli już dość długo, niemal nie korzystając z wioseł. Tuż przed nimi zamajaczyły ciemne kształty i dało się posłyszeć szum wirującej wody. Ostry prąd porwał ich w kierunku wschodniego brzegu, gdzie nie czyhały żadne przeszkody, a oni zdążyli jeszcze zobaczyć fale pieniące się nad skałą, która wystawała z rzeki niczym rząd zębów.

-Dajże spokój, Aragornie- wykrzyknął Boromir, gdy ich czółna zderzyły się ze sobą- To prawdziwe szaleństwo płynąć przez katarakty po nocy! Żadna łódź nie pokona Sarn Gebir ani w ciemności, ani za dnia!

-Zawracaj! Zawracaj! Zawróć, jeśli możesz!- krzyczał Aragorn, który sam naparł na wiosło i usiłował zatrzymać łódkę oraz ją obrócić

Z wielkim trudem zapanowali nad łodziami i zawrócili, ale płynąc pod prąd, i to niezwykle silny, poruszali się bardzo wolno, na dodatek nieustannie spychani ku wschodniemu brzegowi, który złowieszczo czerniał nad nimi.

-Wiosłować! Wiosłować!- wrzeszczał Boromir- Inaczej osiądziemy na mieliźnie!

W tej samej chwili rozległ się morderczy zaśpiew cięciw i w powietrzu zafurkotały strzały. Jedna ugodziła Froda między łopatki i hobbit z krzykiem poleciał do przodu, wypuszczając z dłoni wiosło, strzała jednak odbiła się od ukrytej pod opończą kolczugi. Druga przeszyła kaptur Aragorna, trzecia utkwiła w burdzie łodzi Merry'ego, tuż obok jego dłoni.

-Yrch!- zawołali Legolas z Limanniel w ich ojczystym języku

-Orkowie!- zawtórował Gimli

-Idę o zakład, że to sprawka Golluma!- powiedział Sam- Ładne miejsce na zasadzkę, nie ma co. Rzeka niemal pcha nas w ich łapy.

Wszyscy naparli na wiosła. W każdej chwili oczekiwali ugodzenia strzały o czarnych piórach, ale chociaż kilkanaście zaświszczało im jeszcze nad głowami, wpadły w wodę, nie czyniąc podróżnym żadnej krzywdy. Było ciemno, ale nie za ciemno dla nawykłych do nocy oczu orków. W gwiezdnej poświacie Drużyna musiała stanowić dla wroga dobry cel, chyba że opończe z Lórien i szare drewno elfowych łodzi nie pozwalały im dobrze ocenić odległości.

Zażarcie walczyli z prądem, ale w mroku trudno było o pewność, że w ogóle się posuwają, stopniowo jednak cichł za nimi grzmot rzecznych wiór, a skarpa wschodniego brzegu odsunęła się odrobinę w noc. Ustawili się teraz w poprzek biegu Anduiny i ze wszystkich sił wiosłowali ku zachodniemu brzegowi. W cieniu zawieszających się nad wodą krzewów stanęli i zaczerpnęli oddechu.

Legolas odłożył wiosło i sięgnął po łuk z Lórien, a potem wyskoczył z łodzi i wspiął się na skarpę. Między szumem nurtu, można było usłyszeć zirytowany głos Limanniel, która próbowała przywołać elfa z powrotem. Elf dobył z kołczana strzałę, naciągnął cięciwę i zaczął się wpatrywać w ciemność po drugiej stronie rzeki, skąd dochodziły przeraźliwe okrzyki, nic jednak nie można było zobaczyć.

Elfka patrzyła na elfa, który smukły i wysoki szukał w mroku celu. Ciemny zarys jego głowy był obrysowany białymi gwiazdami jasno skrzącymi się w czarnych głębinach nieba. Od południa jednak sunęły ku nim nabrzmiałe chmury, rzucając cień na gwieździste pola. Wszyscy nagle poczuli trwogę.

-Elbereth, Gilthoniel!

Ten cichy okrzyk spłynął z ust Limanniel, kiedy spojrzała ku górze. Mroczny cień podobny do chmury wyrwał się z południowych mroków i gnał w ich kierunku, a zbliżając się, pochłaniał wszelkie światło. Wkrótce zobaczyli go jako wielką, skrzydlatą istotę, czarniejszą od najczarniejszej nocy. Z drugiej strony rzeki wrzaski powitały sprzymierzeńca.

Nagle zaśpiewał łuk Legolasa i ze świstem wyfrunęła strzała. Skrzydlaty kształt zawirował i z przeraźliwym wrzaskiem runął w dół, znikając w ciemnościach wschodniego brzegu. Niebo znowu stało się czyste. W dali rozległ się gwar niezliczonych głosów, skamlących i złorzeczących, a potem zapadła cisza. Żaden więcej krzyk ani żadna strzał nie napłynęła już tej nocy od wschodu.

Wkrótce Aragorn skierował łodzie w górę Anduiny. Po omacku trzymali się brzegu, aż wreszcie znaleźli małą, płytką zatoczkę. Rosło tutaj kilka niskich drzew, a za nimi wznosił się stromy, skalisty brzeg. W tym miejscu zdecydowali się poczekać do świtu. Nie rozbili obozowiska, nie rozpalili ognia, lecz tylko skuleni przywarli do łódek.

-Chwała niech będzie łukowi Galadriel, a także ręce i oku Legolasa!- powiedział Gimli- Mistrzowski strzał po ciemku, tyle ci powiem, przyjacielu.

-Kto jednak zgadnie, co trafiłem?- mruknął elf

-Z pewnością nie ja- odparła Limanniel, która wyraźnie nie była w dobrym nastroju- Niech Valarowie cię strzegą przed tak śmiałymi czynami Legolasie!

Podniosła się z poprzedniego miejsca, tuż obok elfa, i usiadła przy Aragornie, z którym dyskutowała na temat podejrzanej kreatury. Nie było to bowiem spowodowane przydatkiem, że ten stwór pojawił się właśnie tej nocy. Należało być czujnym jak nigdy wcześniej. Zima już się niemal skończyła. Zbliża się wiosna, wiosna znikomych nadziei.

Noc upłynęła w spokoju; po drugiej stronie rzeki nie było słychać żadnych dźwięków ani okrzyków. Skuleni w czółnach podróżnicy czuli, że zmienia się pogoda. Pod wielkimi wydętymi chmurami, które napłynęły z południa od dalekich mórz, powietrze nagrzewało się i nieruchomiało. Brzask ukazał świat cichy i smutny. Wszechobecna, monotonna szarość powoli się rozjaśniała. Nad rzeką unosiła się mgła, której białe kłęby wpełzały na skarpę.

-Nie znoszę mgły- powiedział Sam- ale w tej chwili mi się podoba. Może uda nam się wynieść tak, żeby te gobliny nas nie zauważyły.

-Dopóki mgła choć odrobinę się nie podniesie, trudno będzie nam znaleźć drogę- rzekła elfka- A trzeba nam ją znaleźć, jeśli mamy ominąć Sarn Gebir i dojść do Emyn Muil.

-A po co właściwie mamy omijać katarakty czy w ogóle trzymać się rzeki- zaczął zaczepnie Boromir- Jeśli rzeczywiści przed nami jest Emyn Muil, to możemy porzucić te łupiny, idąc zaś na południowy zachód, dojść do Entyny, za którą leży mój kraj.

-To prawda, ale jeszcze nie rozstrzygnęliśmy, czy udajemy się do Minas Tirith- orzekł Aragorn- Zresztą trasa ta może się okazać bardziej niebezpieczna, niż wynikałoby z twoich słów. Z łódek wolałbym zrezygnować dopiero wtedy, kiedy będzie to nieodzowne. Jedną z zalet rzeki jest, że trudno zboczyć z takiej drogi.

-Ale wróg obsadził wschodni brzeg- zaprotestował Boromir- Gdy ci się jednak rzeczywiście uda minąć Bramę Argonath i dotrzeć bez przeszkód do Szpikulca, co zrobisz potem? Sfruniesz z wodospadu i wylądujesz na bagnach?

-Nie- odrzekła Limanniel- Czyżbyś nie wiedział, a może tylko udajesz, że nie pamiętasz, Boromirze, o Północnych Schodach i o strażnicy na Amon Hen wzniesionej jeszcze za czasów wielkich królów?

-Nie leży w zwyczaju ludzi z Minas Tirith opuszczać przyjaciół w potrzebie. Będę wam towarzyszył, aż do Szpikulca, ale nie dalej. Tam zawrócę w kierunku domu, samotnie, jeśli za udzieloną pomoc nikt nie odwdzięczy się choćby swym towarzystwem.

Ranek był już w pełni i mgła nieco się uniosła. Postanowiono, że Aragorn, Legolas i Limanniel pójdą brzegiem na zwiad, podczas gdy reszta pozostanie przy łódkach. Obieżyświat miał nadzieję, że znajdą drogę, która pozwoli przenieść łódki i bagaże poniżej wodospadu.

Z ciężkim sercem towarzysze patrzyli jak zwiadowcy wspinają się po stromym brzegu i znikają we mgle, jednakże ich obawy okazały się przedwczesne. Nie upłynęły trzy godziny, kiedy w szarym oparze zamajaczyły ich postacie.

-Wszystko w porządku- mówił Aragorn, schodząc do łódek- Jest ścieżka, która prowadzi na przystań ciągle jeszcze zdaną do użytku. Znaleźliśmy ją, ale biegnie około stai stąd pod osłoną skalistej ściany. Nie udało nam się stwierdzić, gdzie znajduje się północna przystań. Tak więc trzeba nam na razie pożegnać się z rzeką i dotrzeć do ścieżki.

-Co nie będzie łatwe, nawet gdybyśmy wszyscy byli ludźmi- skrzywił się Boromir

-Jesteśmy, jacy jesteśmy, a spróbować trzeba- rzekła elfka

-I nie warto się tak martwić- dodał Gimli- Drogą, na której ludzie zaczynają zwalniać kroku, krasnolud pójdzie chwacko nawet z ciężarem dwa razy większym niż on sam, mości Boromirze!

Zadanie okazało się rzeczywiście trudne, ale w końcu uporali się z nim. Najpierw wydobyli z łodzi wszystkie pakunki i wynieśli je na płaski teren, potem wyciągnęli z wody łódki, które okazały się znacznie lżejsze, niż przypuszczali, i przetransportowali na skarpę. Na płaskim terenie nawet Merry i Pippin mogli bez trudu nieść swoje czółno, lecz teraz potrzeba było połączonych sił dwóch ludzi, aby pokonać piętrzące się na ich drodze przeszkody. Teren był dość stromy, zasłany wieloma głazami i chwastami. Marsz utrudniały jeżynowe gąszcze, głębokie rozpadliny, a także błotniste bajora, zasilane przez potoczki spływające z wyższych miejsc.

Boromir wraz z Aragornem przenieśli łódki jedna po drugiej, pozostali zaś brnęli za nimi z resztą bagażu, aż wreszcie cały ich podróżny dobytek znalazł się na ścieżce, którą dalej poszli razem, za jedyne przeszkody mając wyrosłe pośrodku krzaki czy też odłamy skalne. Mgła kłębiła się pod nawisem skalnym, a po lewej stronie skrywała całkowicie rzekę, tak że chociaż słyszeli, jak z hukiem rozbija się na zębatych rafach Sarn Gebir i przelewa przez nie, to przecież jej nie widzieli.

Minęło już krótkie południe i nadciągał pochmurny zmierzch. Zasiedli nad wodą zasłuchani w huk i szum skrytych we mgle katarakt. Czuli zmęczenie i senność, serca ich zaś były tak ponure jak dogorywający właśnie dzień.

-Wypocznijmy najlepiej, jak potrafimy- zaproponował Aragorn- a jutro będziemy musieli znowu popłynąć za dnia. Jeśli pogoda nie spłata nam figla i raz jeszcze się nie zmieni, mamy szansę przemknąć niepostrzeżeni dla wrogów ze wschodniego brzegu. W nocy musimy jednak czuwać na zmianę w parach: każdemu na trzy godziny snu przypadnie jedna godzina czuwania.

Najgorsze, co przydarzyło im się tej nocy, to krótka mżawka na godzinę przed świtem. Kiedy tylko dostatecznie się rozjaśniło, byli znowu na rzece. Mgła zaczęła rzednąć.

Trzymali się możliwie jak najdalej zachodniego brzegu, a nad nimi majaczyły coraz wyższe skały, których podnóże obmywał wartki nurt. Wczesnym przedpołudniem chmury się obniżyły i zaczął padać ulewny deszcz. Ulewa nietrwała jednak długo. Niebo powoli się przejaśniło, aż znienacka chmury się rozstąpiły, a ich postrzępiona ariergarda popłynęła na północ, w górę rzeki. Zniknęła także mgła. Przed nimi ukazał się szeroki wąwóz o spadzistych, skalnych ścianach, z koślawymi drzewkami wczepionymi w ich półki i szczeliny. Koryto Anduiny zwężało się i rzeka płynęła coraz szybciej. Wkrótce już mknęli z taką prędkością, że niewiele mieli szans na zatrzymanie się czy zawrócenie, cokolwiek stanęłoby im na zawadzie. Nad głowami mieli wstążkę jasnobłękitnego nieba, wokół siebie pokrytą mrocznym cieniem rzekę, a przed nimi czerniały, przegradzając słońce, granice Emyn Muil, w których nie było widać żadnego przejścia.

-Zbliżamy się do Argonath, Królewskich Kolumn!- zawołała Limanniel- Płyńcie jedni za drugimi, zachowując duże odstępy i trzymajcie się środka rzeki!

Im bliżej byli skał, tym bardziej upodobniały się one do ogromnych milczących figur, szarych i złowieszczych. Na wielkich postumentach wynurzających się z głębokiej wody stali potężni kamienni królowie i spod zmarszczonych brwi spoglądali niewidzącymi oczyma na północ. Każdy z monarchów unosił lewą dłoń w geście ostrzeżenia, w prawej trzymał topór, na głowie zaś miał pokruszony kamienny hełm zwieńczony koroną. Nawet Boromir pochylił czoło, kiedy kruche łódki wpłynęły w mroczny cień strażników Númenoru.

-Nie lękajcie się!- usłyszeli głos z pierwszej łódki. Na rufie stał Aragorn, syn Arathorna, dumnie wyprostowany, pewnymi pociągnięciami wiosła prowadził łódź.- Nie lękajcie się!- powtórzył- Od tak dawna marzyłem o tym, żeby zobaczyć figury moich przodków, Isildura i Anáriona! W ich cieniu niczego się nie lęka Elessar, Kamień Elfów, syn Arathorna z rodu Vanaldila, który był synem Isildura, potomka Elendila!

Niskie już słońce blado jaśniało na wietrznym niebie. Wyzwolone ze skalnych pęt wody rozlewały się długie, owalne jezioro, Nen Hithoel, otoczone stromymi, szarymi wzgórzami o zalesionych zboczach, ale wierzchołkach nagich i zimno połyskujących w promieniach słońca. Na południowym skraju wyrastały trzy szczyty. Środkowy wysuwał się na przód, tworząc wyspę, którą rzeka obejmowała w blado skrzące się objęcia.

-Oto i Tol Brandir!- wskazując na przedni szczyt, rzekł Aragorn- Z lewej macie Amon Lhaw, a po prawej Amon Hen, czyli Górę Nasłuchu i Górę Nadzoru. W czasach wielkich królów znajdowały się na nich warownie, w których nieprzerwanie trzymano straż, jak jednak wieść niesie, żadne zwierzę ani żadne inna istota nie stanęła na szczycie Tol Brandir. Natomiast to co słyszycie, to niemilknący głos Rauros.

Wędrowcy mieli teraz chwilę wytchnienia, gdyż spokojny nurt niósł ich na południe poprzez jezioro. Posilili się, a potem sięgnęli do wioseł, aby popłynąć szybciej. Zachodnie zbocza pokryły się cieniem, a kula słońca poczerwieniała. Gdzieniegdzie pojawiały się blade gwiazdy, a huk Rauros potężniał z każdą chwilą. Noc zaległa na wodach rzeki, kiedy wjechali w cień góry.

Minął dziesiąty dzień podróży rzeką; za sobą zostawili Dzicz. Nie mogli już więcej odkładać decyzji, którą drogę wybrać: na wschód czy na zachód. Rozpoczynał się ostatni etap misji.


[ Liczba słów: 2900]

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

24.3K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
26.9K 1.4K 47
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
23.9K 1.5K 39
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
3.6K 161 28
Lina to córka Tony'ego Starka (Iron Mana), która wprowadza się do Avengers Tower. W tym samym czasie do Avengers ma dołączyć Bucky, który staje się j...