Star of Hope || Legolas

By coffee__bby

5.6K 345 56

Publikacja nowego rozdziału: Czwartki, 16.00 "Bratnia dusza to jedna osoba na świecie, która zna cię lepiej n... More

[ CAST ]
Przedtem
Rada u Elronda
Wędrówka w mroku
Most Khazad-dûm
Lothlórien
Pan Celeborn i Pani Galadriel
Pożenanie z Lórien
Wielka Rzeka
Rozpad Drużyny Pierścienia i pożegnanie Boromira
Jeźdźcy Rohanu
Biały Jeździec
Król z Domu O Złotych Dachach
Helmowy Jar
Droga do Isengardu
Ruiny i Szczątki
Głos Sarumana
Kryształ Widzenia i Szary Zastęp
Bitwa na polach Pelennoru i Dom Uzdrowień
Ostatnia Narada
Czarna Brama

Pierścień wędruje na Południe

522 20 9
By coffee__bby

Miecz Elendila został na nowo przekuty przez elfowych kowali, a na jego klindze wyryto siedem gwiazd pomiędzy sierpem księżyca a promiennym słońcem, nad nimi zaś umieszczono znaki runiczne, jako że Aragorn, syn Arathorna, wyruszał na wojnę na tereny Mordoru. Odrodzony miecz raził swoim blaskiem; słońce odbijało się w nim krwawym błyskiem, a księżyc połyskiwał zimno, krawędź zaś była twarda i ostra. Aragorn nadał mu także nowe imię: Andúril, Płomień Zachodu.

Aragorn, Limanniel oraz Gandalf wiele czasu spędzili na rozmowach o drodze i niebezpieczeństwach na niej czyhających, porady szukając także w mapach i książkach, które opatrzone najróżniejszymi uwagami i znakami zgromadzono na dworze Elronda. Niekiedy towarzyszył im Frodo, ale najczęściej wolał zaufać ich przewodnictwu i jak najwięcej czasu starał się spędzać z Bilbem.

Owe ostatnie spokojne wieczory hobbici spędzali w Sali Kominkowej, gdzie pośród różnych innych opowieści usłyszeli w całości historię Berena i Lúthien, a także zdobycia Wielkiego Klejnotu. Za dnia, kiedy to Merry i Pippin uwijali się tu i tam, Froda i Sama znaleźć można było w małej komnacie Bilba, który odczytywał fragmenty swej książki(której daleko jeszcze było ku zakończeniu), recytował fragmenty poezji albo robił notatki z przygód Froda.

Był koniec grudnia, dzień szary i zimny. Wschodni wiatr przemykał między nagimi gałęziami drzew, a na górskich zboczach targał ciemnymi sosnami. Czarne, postrzępione chmury przelatywały nisko nad głowami. Zbliżał się wczesny ponury wieczór i Orszak zaczął się szykować do drogi. Wyruszyć mieli wraz z nastaniem ciemności, Elrond radził im bowiem możliwie jak najczęściej poruszać się pod osłoną nocy, przynajmniej do chwili, gdy znajdują się już daleko od Rivendell.

-Strzeżcie się. Wiele jest oczu na usługach Saurona. Bez wątpienia wieść o klęsce dotarła już do niego i teraz szaleje z gniewu. Niebawem zaroi się na północy od jego dwunożnych, czworonożnych i skrzydlatych szpiegów. Musicie po drodze nie tylko rozglądać się wokół, ale i zerkać nad głowy. Powiernik Pierścienia udaję się na wyprawę ku Górze Przeznaczenia, tych którzy mu towarzyszą nie wiąże żadna przysięga, by szli dalej wbrew swej woli. Żegnajcie, pamiętajcie o celu waszej misji! Niech wam towarzyszy błogosławieństwo elfów, ludzi i wszystkich wolnych istot!

Podróżni wzięli ze sobą niewiele broni, nadzieje pokładali bowiem nie w swojej sile, lecz w tajemnicy, która otoczyła przygotowania do wyprawy. Aragorn miał tylko Andúrila, a wzorem Czatowników z pustkowi odział się w rdzawą zieleń oraz brąz. Boromir zbrojny był w miecz, podobny z kształtu do Andúrila, ale nie tak starodawny, tarczę i róg bojowy. Jedynie Gimli otwarcie nosił krótką kolczugę i szeroki topór zaparty za pas, krasnoludowie bowiem są wrogami wszelkiego udawania. Legolas jak przystało elfom, zabrał łuk i kołczan, za pasem zaś miał białe sztylety. Limanniel również zaopatrzona była w łuk, a do pasa przypięła swój mieczy, który dostała od Manwëgo jeszcze w Pierwszej Erze tego świata, gdy przyszło im walczyć naprzeciw Morghota. Hobbici przypasali do swych pasów miecze, Frodo natomiast zgodnie z życzeniem Bilba zabrał Żądło i kolczugę. Gandalf maił różdżkę, a u pasa zwisał mu także miecz elfów, Glamdring, bliźniak Orkrista, który spoczywał na piersiach Thorina pod Samotną Górą. Wszyscy zostali sowicie zaopatrzeni przez Elronda w ciepłe ubrania; ich kurtki i opończe były podbite futrem. Zapasy żywności, szaty, koce oraz inne niezbędne rzeczy załadowano na grzbiet kucyka, tego, samego, którego hobbici przyprowadzili do Rivendell z Bree. Wielu innych mieszkańców dworu Elronda obserwowało ich odjazd i półgłosem życzyło im powodzenia. Podróżnicy odwrócili się i po chwili rozpłynęli się w ciemności.

Przeszli przez most i wspięli się stromym przejściem na krawędź Rivendell, by po jakimś czasie wydostać się na wyżynne wrzosowiska, gdzie wiatr z sykiem targał krzewinami. Raz jeszcze spojrzeli na migoczące w dole światła Ostatniego Przyjaznego Domu, by nieodwołalnie zanurzyć się w noc.

Z przodu szedł Gandalf razem z Aragornem, który nawet w ciemności rozpoznawał tutaj każdy szczegół. Reszta postępowała za nimi gęsiego, a pochód zamykał Legolas wraz z Limanniel, gdyż byli oni obdarzeni sokolim wzrokiem. Pierwszy etap podróży był żmudny i przygnębiający. Przez wiele dni lodowate podmuchy sunęły od gór na wschodzie i żaden ubiór nie chronił przed natrętnymi palcami chłodu. Chociaż cała grupa była dobrze odziana, nigdy- czy to w ruchu, czy w spoczynku- nie było im naprawdę ciepło. W jakimś osłoniętym zagłębieniu lub gęsto tutaj rosnących krzewach głogu niespokojnie przesypiali dzień; późnym popołudniem budziła ich warta i wtedy przystępowali do głównego posiłku, zimnego i mdłego, gdyż na ogół nie chcieli ryzykować rozpalania ognia. Wieczorem rozpoczynali marsz, zawsze kierując się jak najdokładniej na południe.

Na południe od Rivendell góry wznosiły się coraz wyżej, a potem skręcały na zachód, od podnóża zaś głównego łańcucha ciągnęły się nagie wzgórza poprzedzielane głębokimi dolinami, w których płynęły bystre potoki. Nieliczne ścieżki były kręte i często wyprowadzały ich na skraj stromego urwiska albo zdradliwych trzęsawisk.

Po dwóch tygodniach wędrówki pogoda się zmieniła. Wiatr najpierw ucichł, potem zaczął wiać na południe, a kiedy rozgonił chmury, ukazało się słońce, blade i jasne. Długi, męczący nocny marsz zakończył się świtem zimnym i bezchmurnym. Dotarli do niskiej grani porośniętej ostrokrzewami, których szarozielone pnie wydawały się wykute z tej samej materii co skały. W promieniach wschodzącego słońca ciemne liście błyszczały, a jagody jarzyły się czerwono. Na lewym skraju łańcucha wyróżniały się trzy szczyty: najwyższy i najbliższy z nich wyglądał niczym kieł pokryty śniegiem. Ogromna, naga ściana północna skrywała się jeszcze w cieniu, tam jednak, gdzie docierało słońce, skała żarzyła się czerwienią.

-Oto jest: Baraz, Zirak, Shathûr.- odezwał się Gimli, który zbliżył się do rozmawiających Gandalfa i Froda, wraz z elfami- Raz tylko ujrzałem je, i to z daleka, a przecież znam je wszystkie i ich nazwy, u ich podnóża leży bowiem Khazad-dûm, stolica krasnoludów, w języku elfów zwana dziś Morią, Czarnymi Szybami. W oddali widać Barazinbar, Czerwony Róg, znany także jako okrutny Karadhras. Tam Góry Mgliste się rozdzielają, a pomiędzy nimi leży w cieniu dolina, której nigdy nie zapomnimy: Azanulbizar, Ciemna Dolina, którą elfowie zwą Nanduhirion.

- I właśnie Ciemna Dolina jest naszym celem- przemówiła Limanniel dźwięcznym głosem - Kiedy wejdziemy na przełęcz zwaną Bramą Czerwonego Rogu, ku której opada przeciwległy stok Karadhrasu- gestem dłoni pokazywała kompanom poszczególne punkty- Ciemnymi Schodami zejdziemy w głęboką dolinę krasnoludów. Tam rozpościera się Lustrzane Jezioro, tam ma swe lodowate źródła rzeka Srebrzysta.

- Ciemne są wody Kheled-zâram i zimne źródła Kibil-nâla. Z drżeniem myślę o tym, że już niedługo sam je zobaczę- rzekł Gimli, a pod wpływem wzroku elfki spłonił się.

- Niechże się twe oczy nacieszą tym widokiem, drogi Gimli, my jednak nie będziemy mogli długo zostawać w dolinie. Z biegiem Srebrzystej musimy wejść w niezbadane lasy, nimi dojść do Wielkiej Rzeki, a potem do celu...kiedyś- urwał prędko Gandalf

Tego ranka wędrowcy rozpalili ogień, posiłek był więc najsmaczniejszy ze wszystkich, jakie jedli od początku wyprawy. Nie spieszyli się, gdyż na odpoczynek mieli dużo czasu, ponieważ marsz chcieli podjąć dopiero wieczorem. Hobbici posileni wyglądali teraz na o wiele mocniejszych niż byli poprzedniego dnia. Zadziwiającą wieść, Merry i Pippin, przynieśli Boromirowi, gdyż chcieli się oni podszkolić u niego. Sami twierdząc, że żaden pożytek z ich mieczy, skoro nie potrafią się nimi bronić. Poczynaniom niziołków przyglądał się Aragorn popalający fajkę, jednak jego zmysły były niespokojne. Nieco w oddali siedział Gandalf rozmawiający z Gimlim i wysłanniczką Valarów. Legolas natomiast nerwowo spoglądał to na południe, to na zachód.

- Przez czterdzieści dni musimy się kierować na zachód od Gór Mglistych z nadzieją, że brama Rohanu, stamtąd ruszymy na wschód do Mordoru- mówił czarodziej

-Gdyby ktoś mnie spytał o zdanie, a wiem, że nie spyta, rzekłbym, że nadkładamy drogi.- mówił krasnolud- Gandalfie, przejdźmy przez kopalnie Morii, mój kuzyn Balin przywita nas po królewsku.

- Nie Gimli, nie wybrałbym tej drogi chyba, że nie miałbym wyboru- odparł czarodziej

-Gandalfie wspominałeś o Rohanie, mam złe przeczucia, zaległa u nich jakaś ciemność, a moje myśli niemogą do nich dotrzeć. Powinniśmy się martwić?- rozbrzmiał głos elfki- Wszakże król Théoden zawsze był zwolennikiem pokoju.

-Nie umiem odpowiedzieć na twe pytanie, droga Limanniel, jednakże też jestem tego ciekaw.

Boromir uderzając Pippina z leksza za mocno w dłoń zaczął przepraszać, nie spodziewał się bowiem ataku ze strony obu niziołków. Merry wraz z Pippinem powalili mężczyznę na ziemie nie pozwalając się mu podnieść. „Za Shire!" krzyczeli, a między ich krzykami brzmiał śmiech syna Gondoru. Obieżyświat, który postanowił skończyć wygłupy, również został powalony na ziemie.

- Co to?- zapytał Sam, wpatrując się w ciemną chmurę

- Nic, zwykła chmura- opowiedział mu Gimli

- Szybko się przemieszcza- powiedział Majarka- w dodatku pod wiatr!

-Krebainy z Fangornu i Dunladnu!- wykrzyknął Legolas

Między wszystkimi członkami Drużyny Pierścienia było słychać rozkazy natychmiastowego ukrycia się gdzieś pomiędzy rosnącymi tutaj krzewami. Aragorn czym prędzej skoczył ku Frodowi, aby uchronić go on szpiegami Saurona. Legolas złapawszy Limanniel, za ramie, skrył się wraz z nią za wielkim głazem. Wszystkie znaki obozowiska, które mogłyby ich wydać zostały staranie zatuszowane. Ogromne stado, przemieszczające się z ogromną prędkością, zataczało koła i spirale nad całą okolicą, jak gdyby w poszukiwaniu czegoś. Dopiero kiedy ptaki znalazły się daleko, a niebo znowu było bez jednej plamki, wędrowcy wyszli z ukrycia.

-Szpiedzy Sarumana –powiedział Gandalf- obserwują Wschodni Gościniec. Musimy iść przez Karadhras!

Poszli, z początku szybko, lecz wkrótce droga stała się bardzo stroma i trudna. Kręta ścieżka często znikała przegrodzona zwałami skalnymi, a noc pod zachmurzonym niebem była smoliście czarna. Mroźny wiatr hulał między głazami. O północy doszli do miejsca, gdzie wyrosła przed nimi skalna ściana, nad którą niewyraźnie majaczyły w mroku urwiska Karadhrasu. Wąziutka ścieżynka skręciła w lewo, obiegając pionową płytę; po prawej ziała przepaść nad głębokim parowem. Zakosami mozolnie wdrapali się z boku na szczyt płyty, gdzie na chwilę stanęli. Zarówno Frodo jaki i wszyscy pozostali dojrzeli powoli pojawiające się płatki śniegu. Ruszyli dalej, ale gęsty śnieg sypiąc w oczy rozpadał się wkrótce na dobre. Hobbici z ledwością mogli dojrzeć zgięte sylwetki Gandalfa i Aragorna, którzy szli zaledwie trzy, cztery kroki przed nimi. Czarodziej przystanął. Śnieg okrył grubą warstwą jego kaptur i ramiona, i sięgał już powyżej kostek.

- Tego się obawiałem- powiedział- Co teraz powiecie Aragornie? Limannielo?

- Także obawiałem się śniegu- odparł Czatownik- ale mniej niż innych utrudnień.

- Rzadko tutaj bywają zamiecie, co najwyżej wysoko w górach, a my przecież jesteśmy dość nisko, gdzie przejścia powinny być wole przez całą zimę- dodała 

W czasie postoju wędrowców wiatr zelżał, a śnieg przestał sypać niemal zupełnie. Znowu zaczęli iść, ale nie uszli nawet stu metrów, kiedy zamieć powróciła ze zdwojoną siłą. Wiatr uderzał wściekle i chłostał ich białymi biczami. Teraz nawet Boromir posuwał się z najwyższym trudem. Hobbici, zgięci niemal wpół, szukali schronienia za wyższymi towarzyszami, ale wiedzieli, że jeśli śnieżyca nie ustanie, nie będą mogli iść dalej. Nagle cała grupa się zatrzymała, jak gdyby na niemą komendę.

- Słyszę jakiś nienawistny głos- rzekł Legolas, który szedł nad śnieżną zaspą i wysunął się na prowadzenie

- To Saruman!- wykrzyczał Gandalf

-Ściąga na nas lawinę!- krzyczał Aragorn

-Musimy zawrócić! Niziołki tego nie wytrzymają!- wykrzyknęła Limanniel, która zbliżyła się teraz do Legolasa

Głos Sarumana stał się teraz bardziej nienawistny i miało się wrażenie, że kieruje do wędrowców całą swoją potęgę. W czubek góry uderzył piorun zsyłając na Orszak Pierścienia ogromy śniegu, przysypując ich ponad głowę. Pierwszy pojawił się Legolas, który ofiarował swą pomoc Limanniel. Następnie z pod śniegu wyłoniła się reszta.

- Albo stajemy, albo zawracamy- stwierdził Gandalf

- Nie warto jest też zawracać podczas śnieżycy- dorzuciła Majrka- Całkowicie nas zasypie!

Wędrowcy przysunęli się teraz możliwe jak najbliżej kamiennej ściany. Zwrócona była na południe, a niewiele nad ścieżką wybrzuszała się odrobinę, mieli przeto nadzieję, że obroni ich trochę przed północnym wiatrem oraz głazami. Ale mroźne podmuchy kąsały ich ze wszystkich stron, śnieg zaś padał coraz gęstszy. Skuleni wtulali się plecami w skałę. Gdyby nie wyżsi towarzysze, hobbici niebawem zniknęliby w zaspach. Czarnowłosa Majarka trzymała się kurczowo ramienia Legolasa, gdyż serce jej przykrył cień i trwoga, bojąc się upadku.

- Niech każdy wypije po łyku, zacznijmy od hobbitów. To niezwykły specyfik, miruvor, kordiał Imladrisu; dostałem go na odchodnym od Elronda. Puśćcie bukłak wkoło!- powiedział Czarodziej, a trzymaną przez niego wiązkę chrustu zapalił końcem różdżki- Jeśli ktoś to widział, wie, że tu jestem. Obwieszczenie „ Gandalf jest tutaj" wypisałem słowami czytelnymi dla każdego od Rivendell do Anduiny.

Drużynie Pierścienia nie w głowie byli teraz jednak szpiedzy i nieprzyjaciele. Z zachwytem wpatrywali się w ogień. Stali tak wokół niewielkiego i chwiejnego płomyka, a czerwony odblask padał na ich wymęczone i zatrwożone twarze, za nimi zaś czaiła się blisko noc jak czarna ściana.

Bardzo powoli nadchodził szary świt i śnieg wreszcie ustał. Jak wokół stawało się coraz jaśniej, odsłaniał się, też milczący świat w białym przybraniu. Poniżej swojego schronienia widzieli śnieżne garby, kopuły i bezkształtne zapadliny, pod którymi całkowicie zniknęła ich ścieżka.

- Karadhras nam jeszcze nie wybaczył. Jeśli pójdziemy dalej, okaże się, że ma jeszcze dość śniegu w zapasie. Im szybciej zawrócimy i zejdziemy na dół, tym lepiej.- odrzekł Gimli spoglądając w górę

-Gdyby Gandalf poszedł przodem z ognistym płomieniem, wytopiłby nam drogę- powiedział Legolas, który najmniej przejął się śnieżycą i jedyny z podróżników zachował pogodę ducha.

-Gdyby elfowie potrafili przefrunąć nad górą, mogliby sprowadzić słońce, żeby nas wybawiło z opresji- mruknął czarodziej- musze mieć jakiś surowiec, nawet ja nie potrafię podpalić śniegu.

-Jak to mówią u nas- zaczął Boromir- kto nie ma w głowie, ten ma w nogach!

Aragorn był najwyższy z wędrowców, ale Boromir, choć odrobinę niższy, był bardziej barczysty i masywny. To on poszedł przodem, a Dúnedain podążył za nim. Posuwali się powoli i z wielkim wysiłkiem. Miejscami pokrywa śniegu sięgała im do piersi i niekiedy miało się wrażenie, że Boromir nie tyle idzie, ile płynie, wymachując potężnymi ramionami. Legolas przypatrywał im się przez chwilę z uśmiechem, po czym szepnął coś do ucha Limanniel w języku elfów. Ta uśmiechnęła się do niego promiennie i można by rzec, że nawet śnieg roztopił się pod ciepłem jej uśmiechu, natomiast oczy błyszczały teraz na tle śniegu jak roztopione złoto.

-Słyszeliście: najsilniejsi niech torują drogę- zaczął elf- A ja bym dodał: niech oracz orze, pływanie zostawmy wydrze, gdy zaś chodzi o pomykanie po liściach, trawie czy śniegu, to najlepszy jest elf!

Z tymi słowami lekko wskoczył na wierzch zaspy i wyciągnął dłoń w stronę Majarki. Teraz można było zobaczyć, iż mają oni nie ciężkie buty, lecz leciutkie trzewiki, które na białej powierzchni zostawiały tylko delikatne ślady.

- Bywajcie!- zawołał do Gandalfa, nadal trzymając jej dłoń, która spłonęła bladym rumieńcem- Idziemy poszukać słońca!

A potem tak zwinnie, jak gdyby biegli po plaży, przemknęli obok zmagających się z żywiołem Aragorna i Boromira, pomachali im ręką i już po chwili zniknęli za załomem skalnym. Jedynie śmiech Limanniel odbijał się od skalnej ściany niosąc go do wędrowców. Minęła może godzina, która zdawała się wiecznością, gdy zobaczyli biegnącego Legolasa i powoli idącą Limanniel, tuż za nią wyłonili się Aragorn wraz z synem Gondoru.

-Nie przyprowadziliśmy ze sobą słońca- wołał syn Thranduila- wyleguje się na niebieskich polach południa i ani myśli trapić się śniegiem na Czerwonym Rogu.

-Niesiemy jednak pocieszającą wiadomość dla tych, którzy skazani zostali na własne nogi- dodała Limanniel opierając dłoń na ramieniu Legolasa- zaraz za wielką zaspą, w której o mało Aragorn wraz z Boromirem nie utonęli, jest śniegu tyle co nic, jeśli spojrzeć dalej ubywa go, a gdy pójdziemy jeszcze dalej, leży już tylko cienką warstwą, mogącą najwyżej ochłodzić nogi hobbitom.

-Tak jak mówiłem- mruknął ponuro Gimli- To nie była zła burza, to gniew Sarumana i Karadhrasu. Nie lubi on bowiem ani elfów ani krasnoludów

- Całe szczęście, że ten twój Karadhras zapomniał, iż są między wami ludzie- wtrącił Boromir

I Boromir, człowiek południa, poszedł śnieżnym jarem, za sobą mając Aragorna z Merrym na plecach. Pippin zdumiewał się siłą Gondorianina, kiedy oglądał korytarz, do którego utorowania posłużyły tylko mocarne kończyny. Nawet teraz, choć szedł z obciążeniem, nogi stawiał szeroko.

Doszli wreszcie do potężnej zaspy. Teraz jednak przebite było przez nią przejście, pośrodku wybrzuszone niczym most. Po drugiej stronie Merry i Pippin stanęli na własnych nogach, oczekując reszty towarzyszy i elfów, którzy zamykać mieli pochód. Wkrótce potem ukazał się ponownie Boromir z Samem na plecach, a zaraz za nim kroczył Gandalf prowadzący za uzdę konika, zabranego z Rivendell, na którego grzbiecie przycupnął Gimli. Na ostatku pojawił się Aragorn z Frodem na plecach i Elfowie. Ledwie jednak wyszli z tunelu, z wielkim hukiem ruszyła spod szczytu lawina kamieni i zlodowaciałego lodu. Wszyscy odskoczyli od skały, a kiedy kurzawa opadła, zobaczyli, że droga za nimi została zabarykadowana.

-Dosyć już, Dosyć!- zawołał Gimli- Wynośmy się stąd tak szybko, jak potrafimy!

Tak jak obwieściła Limanniel, im niżej schodzili, tym płytszy był śnieg, więc również hobbici mogli iść na własnych nogach. Ranek był już w pełni. Z wysokiej półki spoglądali teraz w dół na zachód. Daleko w rozmytym krajobrazie znajdowała się gdzieś niewidoczna z góry dolinka, skąd zaczęli się wspinać na przełęcz. Zimny wiatr dmuchał im w plecy, kiedy odwrócili się tyłem od Czerwonego Rogu i pokonani przez Karadhras, mozolnie zaczęli się opuszczać po stoku.



[ Liczba słów: 2760]

Continue Reading

You'll Also Like

3.6K 513 23
Lee Felix pisał znakomite wypracowania, co zaimponowało jego nauczycielowi, panu Hwangowi. Uczeń zupełnie przypadkowo nabrał bliższą relację z profe...
54.3K 5.9K 51
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
61.6K 2.6K 57
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
22.2K 1.8K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...