Looking The Fool

By wixa91

93.4K 6.1K 5.3K

Harry to (prawie) właściciel jednej z najlepiej ocenianych pizzerii w Londynie z wijącym się bluszczem nad gł... More

rozdział I
rozdział II
rozdział III
rozdział IV
rozdział V
rozdział VI
rozdział VII
rozdział VIII
rozdział IX
rozdział XI
rozdział XII
rozdział XIII
rozdział XIV
rozdział XV
rozdział XVI
rozdział XVII
rozdział XVIII
rozdział XIX
rozdział XX
rozdział XXI
rozdział XXII
rozdział XXIII
rozdział XXIV
rozdział XXV
rozdział XXVI
rozdział XXVII
rozdział XXVIII
rozdział XXIX
rozdział XXX - ostatni

rozdział X

3.7K 224 94
By wixa91

Nie zajęło im długo, aby znaleźć się na miejscu. Louis był tutaj tylko dwa razy, ale doskonale pamiętał, który był to blok i które mieszkanie. Było lato, a jak to w zwyczaju mają mieszkańcy starych bloków? Zostawiają otwarte drzwi do klatki. Idealna pokusa dla potencjalnego złodzieja. Głupi ludzie, pomyślał Louis, gdy przeskakiwał kolejne schodki, zostawiając Zayna w tyle.

Gdy tylko zobaczył Harry'ego od razu podbiegł do niego, zgarniając go w ciasny uścisk. Chłopak owinął swoje dłonie wokół szyi Louisa wzdychając ciężko. Mógł poczuć pod delikatnym kreśleniem kółek na plecach Harry'ego jak ten się uspokajał i powoli łapał spokojniejszy oddech.

Trzymając chłopaka w ramionach, sam Louis poczuł się odprężony.

- Wchodziłeś do środka? - zapytał.

- Nie. Wsadziłem tylko kluczyk do zamka i wtedy zorientowałem się, że nawet nie były zamknięte - odpowiedział, odsuwając się od starszego mężczyzny tylko na odległość ramion, które wciąż trzymał na barkach Louisa.

Louis już nachylał się po pocałunek, gdy...

- Nie chce przerywać gołąbeczki, ale może wejdziemy do środka, żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku? - wtrącił się Zayn, zwracając się do swojego przyjaciela.

Harry zarumienił się lekko. Stanął obok Louisa, splatając ich dłonie i zostawiając luźno wiszące między ich ciałami.

- Tak, tak - odpowiedział Tomlinson. - Zostań tutaj, i poczekaj. My sprawdzimy czy nikogo nie ma w środku. Czy no wiesz. Czy jest okej, a później po ciebie przyjdę, dobra? - zapytał, ściskając dłoń chłopaka.

Musieli zachować wszystkie środki bezpieczeństwa jak przy każdej normalnej akcji. Wyciągnęli swoje pistolety, odblokowując je. Louis rozkazał Zaynowi iść za nim. Nacisnął klamkę, odwracając się jeszcze szybko do Harry'ego i wysyłając mu uspokajający uśmiech.

Weszli powoli, od razu rozglądając się po całym pomieszczeniu. Nic nie wydawało się im podejrzane. W mieszkaniu panował porządek. Jeden kupek z talerzykiem leżał swobodnie na blacie obok zlewu. Kanapa wciąż była zawalona milionem kolorowych poduszek, na które Zayn wskazał ręką, uśmiechając się.

Weszli do każdego pokoju, rozglądając się uważnie. Nie było jednak żadnych śladów włamania, albo żeby ktokolwiek obcy kręcił się po pomieszczeniach. Louis ostatnim razem miał okazje przebywać tylko w salonie, ale widział wystarczającą ilość domów po włamaniach, żeby wiedzieć, że ten nie wygląda jakby należał do kolejnego z nich.

Zanim zawołali Harry'ego, sprawdzili jeszcze czy wszystkie okna są zamknięte, ponieważ chłopak mieszkał na drugim piętrzę, więc warto było się upewnić. Jednak po raz kolejny był to błędny trop, okna były szczelnie zamknięte, drzwi balkonowe również. Dla upewniania jeszcze otworzył jedno z nich, wychodząc na balkon i rozglądając się.

Wszystko wydawało się być nienaruszone. Zero śladów włamania, ani nikogo trzeciego w mieszkaniu.

- Może po prostu zapomniał zamknąć drzwi? - zapytał Zayn, wkładając pistolet do pokrowca przymocowanego na szlufkach od spodni.

- Nie jest głupi - fuknął Louis.

- Uspokój się, Boże - zaśmiał się Mulat. - Czy ty nigdy nie zapomniałeś zamknąć drzwi od mieszkania? Nie odpowiadaj nawet, to pytanie retoryczne.

Louis nie odpowiedział, mrużąc jedynie swoje oczy.

- Mówię tylko, że nawet nie zorientował się, że ich nie zamknął. Wrócił do mieszkania, zamek nie był przekręcony, wystraszył się i do ciebie zadzwonił. Po prostu. - kontynuował Zayn, wzruszając ramionami. - Nic się przecież nie stało.

Mogło tak być. Harry mógł się zagapić, mógł się śpieszyć i zwyczajnie, po ludzku zapomnieć przekręcić tego cholernego zamka w drzwiach. Louis wiedział, że zbyt gwałtownie zareagował, ale martwił się.

Nie odpowiedział Zaynowi. Spojrzał na niego z dołu i poszedł zawołać Harry'ego.

***

- Czyli nie było żadnego włamania? - zapytał Harry, siadając na swojej kanapie. - To dobrze, cieszę się, ale jestem pewny, że zamykałem drzwi. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się ich nie zamknąć. To głupie nie zamykać drzwi do mieszkania - fuknął zdenerwowany sam na siebie.  Wielka zmarszczka pojawiła się na jego czole, gdy oparł się o kanapę.

Louis chciał złożyć na tam pocałunek, próbując się jej pozbyć. 

- Mówisz, że nic się nie zmieniło, że wszystko leży na swoim miejscu, że nawet najmniejsza rzecz w twoim mieszkaniu, sypialni, we wszystkim co masz, jest nieruszona, więc tak. Chyba zapomniałeś skarbie po prostu zamknąć drzwi - odpowiedział Louis, owijając swoje ramię i całując go w skroń.

Harry wciąż wydawał się być zamyślony. Ocknął się w momencie, w którym jedna z jego kolorowych, miękkich poduszek uderzyła go w głowę.

- Co, Malik? - zapytał Louis, podnosząc ją z dywanu.

- Wy dwaj, zamiast cieszyć się z faktu, że nike nie buszował mu w mieszkaniu, zaglądając do jego rzeczy osobistych i pozbawiając go bezpieczeństwa we własnym domu, martwicie się faktem, że zapomniał zamknąć te cholerne drzwi? Co z wami nie tak? - krzyknął zbulwersowany, wyrzucając swoje ręce w górę. Dla niego byli totalnymi głupkami. 

Louis już miał rzucić jakąś kąśliwą uwagę, żeby nie wyładowywał swojej frustracji seksualnej na ich dwójce, gdy przeszkodził mu głos Harry'ego.

- Tak, Zayn ma rację - odpowiedział, uśmiechając się do Mulata. - Przepraszam za ściągnięcie was tutaj niepotrzebnie, trochę mi głupio.

- Błagam cię, Harry. Ile razy dzwonili do nas w sprawię jakiś głupot - odpowiedział Zayn, puszczając oczko w stronę chłopaka. Tak na poprawę humoru. - Chodź Louis. Musimy wrócić na komendę, złożyć papiery i się wymeldować.

Louis w odpowiedzi tylko głośno jęknął, zakopując swoją twarz w klatce piersiowej Harry'ego. Materiał jego sweterka był miękki przy jego policzku. Przypomniał mu o domu, o cieple ciała mamy i tych wszystkich nocach, które spędził wtulony w jej brzuch, opowiadając jej o wszystkim i o niczym. Tęsknił za tym.

Teraz miał jednak Harry'ego, który był dla niego osobą, przy której czuł się ciepło, bezpiecznie i domowo, jak w domu. I nic nie ma do tego jego niesamowity zapach, który był jak magnes.

Nie mógł oderwać się od swojego chłopca, więc Zayn był osobą, która pociągnęła go za ramię zmuszając do wstania.

Ponownie jęknął, ale ucichł w momencie, w którym Harry docisnął swoje usta do tych jego, złączając je w delikatnym ale czułym pocałunku.

Chciał pogłębić ich pocałunek, jebać Malika, serio. Ale młodszy chłopak był tym, który pierwszy się odsunął. 

- Wpadnij do mnie po pracy, tak jak mieliśmy to zaplanowane. Będę czekać z kolacją - wymruczał cichutko w jego usta, ponieważ Louis nie pozwolił mu się odsunąć na więcej niż centymetr.

Odpowiedzią Louisa, był kolejny pocałunek.

To było zabawne jak szybko Louis zmienił się z osoby, która nie potrzebowała nikogo blisko siebie, oprócz szybkich randek tu i tam, nie tak głębokiego flirtu, który czasami kończył się szybkim obciąganiem w klubowej łazience. Ogólnie z osoby, której priorytetem była praca i zabawa w dni wolne z ładnymi chłopcami. Czysty biznes bez zobowiązań. Do osoby, która w tak szybkim czasie, jakim były lekko ponad dwa miesiące, przywiązała się do pewnego lokowatego chłopca, który był najsłodszy i najukochańszy na świecie. Chłopca, który pachniał niesamowicie nie tylko ze względu na swoje perfumy i proszek do prania. Chłopaka, którego żarty nie był tak zabawne jak on sam, gdy się śmiał po ich opowiedzeniu.

Louis przepadł i nawet nie zaprzeczył, gdy Zayn powiedział mu to w drodze do radiowozu. Nie było sensu.

***

Dwie godziny później, Louis już był po pysznej kolacji, przygotowanej przez Harry'ego i po lampce czerwonego wina, którą chłopak zaproponował dla smaku. Stał w swoim mundurze przy kuchennym blacie i wkładał ostatnie naczynia do zmywarki, podczas gdy młodszy chłopak kończył sprzątanie kuchni i odkładanie resztek jedzenia do lodówki.

Rozmawiali na luźne tematy, opowiadając sobie zabawne historie ze swojej pracy i o tym jak ludzie potrafią być zabawni, wkurwiający i głupi. Dyskusja na ten temat była zacięta, momentami konkurowali ze sobą, który ma lepszą sytuacje do opowiedzenia. Czasami też rozkoszowali się ciszą, która nie była w żaden sposób uciążliwa. Działali razem niesamowicie.

- Myjąc naczynia, przypomniało mi się, gdy naprawiałem ci kran w pizzerii - zaczął Louis, odwracając Harry'ego tak, aby był oparty plecami o blat, a on sam stanął między jego nogami.

- Naprawiałeś? Wciąż jestem pod wrażeniem, że nie zepsuliśmy go jeszcze bardziej.

- Oj, nie bądź niemiły - powiedział Louis, wbijając palec wskazujący w żebro chłopaka. Harry tylko lekko się skulił, chichocząc. - Chociaż masz rację - zaśmiał się. - Nie miałem pojęcia co robić, ale byłeś taki zestresowany, więc chciałem ci pomóc w jakikolwiek sposób. Nie bardzo wtedy myślałem, wiesz.

- Ale udało się. Jest z nas taki dream team, co? - zapytał, pociągając Louisa za szlufki.

Ich ciała były teraz przyciśnięte do siebie. Dłonie Louisa błądziły delikatnie z ramion chłopaka na jego biodra.

- Miałem wtedy cholerną ochotę cię pocałować - zaczął, starając się, aby jego głos był chociaż trochę uwodzicielski. - Mam wrażenie, że miałem to wtedy wypisane na twarzy.

- Nie miałeś - odpowiedział Harry, wyciągając swoją dłoń z pomiędzy ich ciał i odgarniając palcami kosmyki włosów, które opadły Louisowi na czoło.

Jego ręka błądziła od jego grzywki, na tył głowy, gdzie delikatnie podrapał go w tym miejscu. W odpowiedzi dostał lekki uścisk na swoich biodrach. Uśmiechnął się, sunąc dłonią na kark starszego chłopaka, pocierając to miejsce kciukiem.

- Na co czekasz? - szepnął Harry.

Louis został, jakby wyrwany ze swojego świata, w którym wpatrywał się w oczy Harry'ego, tonąc w uczuciu jego delikatnych gestów.

- Mhm? - zapytał niezbyt elokwentnie, ale w odpowiedzi dostał najsłodszy z uśmiechów, więc to nie miało znaczenia.

- Pocałuj mnie, Lou.

I tak też zrobił. Przyciągnął młodszego chłopaka jeszcze bliżej za biodra, łącząc ich usta w słodkim pocałunku. Z początku spokojnie muskali swoje usta, delikatne przygryzali swoje wargi. Harry trzymał teraz swoje obie dłonie na karku Louisa, podczas gdy on położył jedną ze swoich dłoni na tali chłopaka, drugą zostawiając na jego biodrze, gdzie delikatnie drapał go w tym miejscu od czasu do czasu.

Być może kuchnia nie jest wymarzonym miejscem żadnego z nich na obściskiwanie się, ale nie zwracali na to uwagi, w momencie, w którym Louis umieścił swoje dłonie pod udami Harry'ego podnosząc go na blat. Ścisnął jego uda, powodując, że chłopak sapnął cichutko.

Louis skorzystał z okazji i na spokojnie, co było niesamowitym kontrastem patrząc na to co właśnie się stało, wsunął swój język do ust Harry'ego. Chłopak nie był w żadnym stopniu zaskoczony tym gestem. Otworzył swoje usta szerzej, niemo prosząc o więcej. Kim byłby Louis, aby mu odmówić?

Całowali się tak jeszcze przez chwilę, zanim Louis nie przejął całkowitej kontroli nad młodszym chłopakiem.

Sunął swoimi dłońmi po udach Harry'ego i z ostatnim spokojnym pocałunkiem złożonym na jego ustach, zajął się obcałowywaniem jego szyi.

Louis był upojny, odurzony i zakochany w smaku Harry'ego.

Delikatnie całował punkty na szyi chłopaka, trafiając idealnie w jego czułe miejsca. Z uśmiechem na ustach, który trochę przeszkadzał mu w wykonywanej czynności, przemieścił się do miejsce pod uchem Harry'ego, gdzie zostawił delikatną malinkę, która już jutro powinna zmienić się w fioletowy ślad.

- Myślę, że całowanie cię jest moją nową ulubioną rzeczą - powiedział Louis, patrząc na Harry'ego i nie mogąc przestać się uśmiechać.

- Myślę, że twoje pocałunki są również moją nową ulubioną rzeczą.

***

W zeszłym tygodniu Harry został zaproszony na imprezę urodzinową jednego ze swoich bliskich znajomych, który był jednocześnie jednym z lepszych pracowników jakich miał w swojej restauracji. Mama Harry'ego, gdy był małym chłopcem i utrzymywał z nią kontakt, zawsze powtarzała mu, że nigdy nie powinno się odmawiać na zaproszenia od znanych ci osób, z którymi masz dobre relacje. Był to wyraz szacunku i kulturalnego zachowania jak na mądrego i grzecznego chłopca przystało. I Harry trzymał się tego do dziś.

Mógł przyjść z osobą towarzyszącą, więc od razu zadzwonił wtedy do Louisa i zapytał się, czy chłopak nie chciałby pójść z nim. Byłoby to ich pierwsze wspólne wyjścia z poza grona ich własnych przyjaciół.

- Przepraszam skarbie, ale pracuje wtedy - odpowiedział Louis wzdychając ciężko. - I następnego dnia idę na poranną zmianę. Odkąd wiszę jednemu z kumpli przysługę.

Innym razem, pomyślał Harry. Nie mógł być zły, i nie był, naprawdę. Po prostu przywykł do obecności Louisa.

Urodziny odbyły się w miejscu, w którym chłopak jeszcze nigdy nie był. Nie był to jakiś drogi bar, ale wnętrze było przyjemnie urządzone, widać, że osoba, która zaprojektowała to pomieszczenie znała się na tym. Odkąd Harry ma swoją własną restauracje, przykuwa dużą uwagę na wystrój, propozycję menu i takie inne pierdoły, które pomagają mu polepszać jego miejsce.

Harry od zawsze był mistrzem w kupowaniu prezentów i tym razem również nie zawiódł. Pamiętał jak Jonny, kiedyś skarżył się na swój stary portfel, że drobne mu wypadają, że nie ma wystarczającej ilości przegródek na karty klubowe z przeróżnych marketów i sieciówek, i że wypadają mu zdjęcia żony i dzieci. Dlatego właśnie spędził kilka godzin na laptopie przeszukując przeróżne strony internetowe, aż w końcu znalazł wymarzony portfel dla Jonny'ego. Był trochę z siebie dumny, a jego duma i szczęście urosła, gdy zobaczył wielki uśmiech na twarzy przyjaciela, gdy otworzył swój podarunek.

- Dziękuje, Harry - powiedział Jonny, zgarniając go do jednego z tych braterskich mocnych uścisków. - Jest idealny. A teraz częstuj się - wskazał ręką na dwie pełne tace kolorowych, zachęcających drinków.

Wziął jednego z nich i poszedł przywitać się z resztą gości.

Dziwnym uczuciem było tańczenie na parkiecie bez uczucia silnych dłoni na biodrach i tali. Brak obecności Louisa pojawiał się na każdym kroku.

Gdy zrobiło mu się trochę gorąco po kilkunastu minutach spędzonych na tańczeniu, zaczął odpinać guziki swojej koszuli, uśmiechając się delikatnie i szukając wzrokiem Louisa, który patrzyłby na niego tym wzrokiem, zabraniając mu odpiąć kilka kolejnych poprzez silny uścisk na udzie. Ale Louisa nie było, więc Harry zapiął odpięte wcześniej guziki, zostawiając tylko trzy pierwsze.

Albo gdy nie smakował mu jeden z podarowanych drinków, instynktownie chciał odwrócić się do Louisa i oddać mu go, ponieważ wiedział, że ten wypiłby go za niego. Louis nie miał aż takich wymagań względem alkoholu jak on.

Ale ponownie. Louisa nie było obok. Był w pracy prawdopodobnie nudząc się w samochodzie, rozmawiając o pierdołach z Zaynem.

Wyciągnął swój telefon i wysłał do niego krótką, szczerą wiadomość.

Tęsknie.

Odpowiedź przyszła natychmiastowo, jakby Louis tylko czekał, aż Harry się odezwie.

Baw się dobrze, kochanie. Nie rób czegoś, czego ja bym nie zrobił, czyli masz duże pole do popisu. Tylko bądź bezpieczny.

I chyba właśnie dokładnie tego mu brakowało, aby móc zacząć się dobrze bawić. Zapewnienia.

***

Harry nie był bezpieczny, nie do końca. Nie tak jak wcześniej. Czyli nie był w ogóle bezpieczny w momencie, w którym przechylał, któregoś już shota z rzędu, nawet nie dbając o to co to był za shot. Nie ważne, że nic mu nie pomagał i że nie rozluźnił go w żaden sposób, ani nie sprawił, że zapomniał.

Przez następne godziny, po dostaniu wiadomości od Louisa było wszystko świetnie. Bawił się, skakał do muzyki, śpiewał na całe gardło. Spędzał super czas z przyjaciółmi z pracy, których doskonale znał oraz z nowo poznanymi znajomymi Jonny'ego, którzy okazali się być samymi osobami powyżej trzydziestu pięciu lat. Nie powinien być tym zaskoczony, skoro Jonny jest żonatym od dziesięciu lat mężczyzną z dwójką dzieci. Ruth, byłą cudowną kobietą, którą Harry poznał już jakiś czas temu, gdy wpadła do pizzerii przynieść mężowi klucze do domu, o których zapomniał.

Nawet jedna z przyjaciółek Jonny'ego zagadała Harry'ego o brak osoby towarzyszącej, a on był na tyle już podpity i naprawdę tęsknił za Louisem, że nie domyślił się, że kobieta starała się z nim flirtować. Dlatego bez żadnego głębszego oddechu, zaczął opowiadać jej o chłopaku i o tym jak na początku żałował, że nie mógł tu z nim przyjść. Posłała mu delikatny uśmiech, ale nie odeszła. Dalej prowadzili luźną, przyjemną rozmowę.

Wszystko, całe szczęście i równowagę, które zdąży zbudować przez ostatnie kilka lat zostało zburzone przez jedno, mogłoby się wydawać niewinne spojrzenie.

Wychodził własnie z toalety, wycierając swoje jeszcze delikatnie mokre dłonie o koszule, gdy przy barze, kilka stóp od niego siedział Adrien. Było to jak kopnięcie w brzuch. Zrobiło mu się niedobrze, całe ciało zaczęło mu się trząść. Nie mógł złapać oddechu.

Minęło pięć lat. Chłopak musiał zdążyć wyjść na wolność po odbytej odsiadce.

Nawet przy tak słabym świetle, był pewny, że to on. Spędził z nim ponad rok widując się w dzień w dzień. Mieszkał z nim przez kilka miesięcy, spał z nim w jednym łóżku, uprawiał z nim seks, myślał, że był w nim zakochany. Tej twarzy nie zapomni nigdy. W końcu jej obraz śnił mu się praktycznie każdej nocy przez pierwszy rok. Budził się wtedy zapłakany i roztrzęsiony. Nie mając niestety osoby, która mogłaby go pocałować i uspokoić. Nie miał wtedy osoby, w których ramionach mógł zasnąć zapominając o tym koszmarze. Dopiero niedawno spotkał tą osobę.

Na myśl o Louisie wbiegł z powrotem do łazienki, upadając na kolana i wymiotując.

Nie wrócił już do znajomych, napisał Jonny'emu krótką wiadomość, że przeprasza za tak niespodziewane wyjście ale nagle poczuł się niesamowicie źle. Wiedział, że mężczyzna mu teraz nie odpisze, ale zrobił to dla uspokojenia sumienia.

Spędził w jednej z kabin kilkanaście następnych minut bojąc się wyjść. Mógł od razu uciec z baru, póki wiedział, że minie chłopaka niezauważony. Teraz nie miał pojęcia gdzie on był. Czy nadal w środku czy może wyszedł na zewnątrz?

Wizja natknięcie się na Adriena sprawiła, że jego żołądek ponownie się zacisnął, powodując suchy odruch wymiotny.

Starał się uspokoić wykonując powolne oddechy. Nie pierwszy raz jest w takiej sytuacji, bliski ataku paniki, żeby sobie z tym nie poradzić. Gdy czuł się na tyle dobrze, aby być w stanie sprawnie wyjść na zewnątrz, wyciągnął paczkę gum z kieszeni kurtki, żeby pozbyć się wstrętnego zapachu z ust.

Ktoś chyba nad nim czuwał, ponieważ w tym samym czasie z baru zaczęła wychodzić grupa dziewczyn. Harry szedł na równi z nimi, starając się przejść niezauważonym. Gdy był już w bezpiecznej odległości, złapał taksówkę, podając jej adres baru, który znajdował się na drugim końcu Londynu, mając pewność, że tak nie spotka Adriena.

Dopiero w taksówce, jego ciało i umysł pozwoliły sobie na odetchnięcie. Alkohol i adrenalina zaczęła buzować mu w uszach. Był podpity i własnie wysiadał z samochodu udając się prosto do miejsca, które pozwoli mu oddychać.

Gdy podniósł swój wzrok, rozglądając się po blacie, zauważył, że tych shotów nie było wiele. Cztery kieliszki.

Więc ogólnie, Harry nie był tak bardzo pijany, naprawdę. Taka dawka alkoholu wymieszana z chłodnym powietrzem ocudziły trochę jego umysł. To bardziej strach i niepewność wypełniły całe jego ciało i one głównie były powodem jego chwiejnych nóg czy bladej skóry. Myślał, że alkohol pomoże mu uspokoić nerwy i szybko bijące serce. Tak jak było to zazwyczaj, ale w tamtym momencie, jego organizm zaczął pracować inaczej. Wychodząc tego dnia na imprezę urodzinową nie myślał, że skończy włócząc się godzinę po Londynie, w cieniutkiej koszuli.

Każdy kieliszek, który został przechylony w barze był dla niego jednym obrazem przeszłości, który przypominał mu o porankach, gdy budził się na drugim końcu miasta, nie pamiętając zupełnie nic z poprzedniego dnia. Drugi kieliszek był wspomnieniem młodego Harry'ego czekającego pod klubem na znajomych i własnego chłopaka, którzy właśnie obsługiwali nowych klientów. Byli to młodzi chłopcy, którzy niszczyli sobie życie, ale on był w tamtym momencie za słaby, aby cokolwiek zrobić. Mimo, że nienawidził siebie za to. Trzeci kieliszek był przebłyskiem uczucia bezsilności, brakiem chęci do życia, poczuciem bycia bezużytecznym. Gdy zamykał oczy widział siebie płaczącego pod drzwiami własnego domu, gdy dowiedział się o wypadku. Leżał przed nim jeszcze jeden samotny kieliszek kolorowego napoju, który był obrazem uśmiechniętego Louisa bawiącego się jego loczkami. Tego było za wiele.

Oderwał się z hukiem od lady barowej. Wyciągnął z kieszeni kurtki, która wisiała na oparciu krzesła, portfel, zostawiając na ladzie zdecydowanie zbyt dużą ilość pieniędzy i wybiegł z baru. Spływające łzy zamazywały mu jakikolwiek obraz, który i tak był słaby przez panującą na zewnątrz ciemność. Szedł przed siebie wycierając mokre policzki i próbując nie załamać się całkowicie.

W ten sposób znalazł się na zimnej ławce obok przystanku autobusowego. Zbliżała się pierwsza w nocy.

Bawił się w serię głębokich wdechów i wydechów, aby w jakikolwiek sposób zatrzymać swoje szybko bijące serce, które słyszał nawet w swoich uszach.

Cieniutki płaszczyk nie dawał zbyt dużej ilości ciepła, więc gdy jego rozszalałe serca zwolniło tempo poczuł, że zamarza. Jego dłonie były kostkami lodu, odkryta klatka piersiowa aż zaczęła go swędzieć, tak bardzo przemarznięta była.

Gdy upewnił się, że mroczki przed oczami zniknęły a odruchy wymiotne ustały, odkleił się od zimnej i mokrej ławki i zaczął kierować się wzdłuż ulicy. Niekoniecznie wiedział gdzie. Po prostu musiał się ruszyć. Nie mógł dłużej tak siedzieć.

Nie chciał wracać do ciemnego i pustego mieszkania. Gdyby to zrobił jego myśli zabiłyby go. Musiał pójść gdzieś, gdzie zajmie się czymś przyjemnym. Musi być to miejsce gdzie czuł się ciepło i bezpiecznie. Nie myśląc w ogóle, wyciągnął swój telefon z tylnej kieszeni jeansów i zadzwonił do Louisa.

***

Pierwszy sygnał ani dwa następne nie zdołały obudzić śpiącego już chłopaka. Louis miał następnego dnia poranną zmianę, dlatego położył się praktycznie zaraz po przyjściu z pracy. Harry obiecał mu wysłać wiadomość, gdy wróci na mieszkanie, żeby zameldować się jako bezpieczny i wygodnie śpiący pod kołdrą, myślący o nikim innym jak o nim samym. Przed spaniem jeszcze takowej informacji nie otrzymał, ale wiedział, że chłopak jest odpowiedzialny. Radził sobie bardzo dobrze przed Louisem, więc nie był zmartwiony, nie aż tak. Jednak Harry był jego chłopcem, więc chciał mieć pewność. Nie chciał mu też jednak przeszkadzać i wychodzić na jakiegoś zaborczego, dlatego zasnął nie czekając na jego wiadomość.

Jęknął głośno, gdy po trzecim sygnale usłyszał głos przychodzącego połączenia. Przez chwilę miał zamiar nie odbierać bojąc się, że dzwonili z pracy, ale on nie był taką osobą. Musiał zobaczyć kto dzwonił.

Sięgnął po komórkę i w ostatniej chwili nacisnął zieloną słuchawkę, nie zastanawiając się nawet, gdy zobaczył imię Harry'ego na ekranie.

Spodziewał się usłyszeć pijany głos chłopaka, narzekający na zbyt zimne łóżko lub inne głupoty. Ostatnie o czym myślał to dźwięk pociągania nosem i szum wiatru.

- Lou? – zapytał zachrypniętym głosem.

Zaalarmowany od razu podniósł się z łóżka, chowając swoje nogi pod kołdrę. Było chłodno. Noc musiała być bardzo zimna.

- Harry? Co się dzieje?

- Nic, ja- Mogę, przyjść do ciebie? – wyszeptał cicho. – Jestem już prawie pod twoim mieszkaniem, zostało mi może z 10 minut. Ale jeżeli przeszkadzam to powiedz mi, dobrze? Wrócę do siebie. Nie chciałbym być ciężarem. Nie znowu.

I nie dla ciebie.

Louis musiał przetworzyć wszystkie informacje z ostatnich kilku sekund. Dopiero się obudził i jego umysł nie funkcjonował jeszcze zbyt dobrze. Wciąż był cholernie zaspany.

- Gdzie jesteś? – zapytał, już wstając i szukając jakiejś bluzy, którą mógł na siebie założyć.

- Niedaleko. – Chwila ciszy. – To mogę przyjść?

Jego głos był cichszy niż szept. Louis nie wiedział, że było to możliwe.

- Oczywiście, że tak. Jedziesz metrem? Wyjdę po ciebie i-

Nie usłyszał odpowiedzi, w zamian tego głośny sygnał zakończonej rozmowy zapiszczał mu prosto do ucha.

Mieszkanie było ciche. Przez okno można było usłyszeć okropne gwizdanie wiatru. Louis siedział na swoim łóżku, trzymając nogi na dywanie i wpatrując się w swoje zaciśnięte dłonie. Nie wiedział co się stało. Nie wiedział dlaczego Harry był tak roztrzęsiony. Martwił się. Najstraszniejsze myśli przebiegały przez jego umysł. Nie potrafił inaczej. W głębi duszy miał jednak nadzieje, że Harry po prostu się upił i tęsknił. A jego wymęczony głos jest skutkiem długiej i głośnej zabawy oraz krzyków na imprezie urodzinowej. Chciałby aby właśnie to było prawdą. Niestety przeczuwał, że tak nie było.

***

Chodził w kółko po swoim salonie. Zapalił światło i ułożył porozrzucane poduszki, byleby tylko się czymś zająć. W końcu usłyszał pukanie do drzwi. Podbiegł do nich chcąc jak najszybciej mieć Harry'ego w mieszkaniu. Musiał zobaczyć czy wszystko z nim w porządku.

Harry wyglądał okropnie.

Jego włosy były rozwiane w każdą możliwą stronę. Miał na sobie tylko cieniutki płaszczyk, a skóra jego ciała miała praktycznie identyczny kolor, jak liliowa koszula, którą miał na sobie. Był siny i przemarznięty, a razem z otworzeniem drzwi i ujrzeniem Harry'ego do mieszkania wpadł zapach wiatru i zimna.

Nie zastanawiając się długo, szybko wciągnął chłopaka do mieszkania łapiąc go za dłoń. Była tak lodowata jak się tego spodziewał.

Zgarnął go w swoje ramiona, dociskając swoją twarz w jego włosy i pozwalając młodszemu chłopakowi schować swój nos w jego szyi. Przeszedł do lekki dreszcz. Harry już zaczął przepraszać i chciał się odsunąć ale Louis zacieśnił tylko swój uścisk starając się w jakiś sposób ogrzać jego ciało.

- Nic się nie dzieje. Wszystko jest w porządku – powiedział Louis, sunąc dłońmi w górę i w dół po plecach Harry'ego.

Nie wiedział do kogo zostały skierowane te słowa, ale chciał jakkolwiek uspokoić chłopaka i zatrzymać jego drżące ciało.

Louis skierował ich obu na kanapę.

Siedzieli w tuleni w siebie. Żaden z nich nie odezwał się przez kilka następnych minut. Dla Tomlinsona najważniejsze było to, aby Harry złapał spokojny oddech, a jego ciało odzyskało odpowiednia temperaturę.

- Ściągnij ten płaszcz – poprosił, odsuwając się trochę. Dotknął jego policzka, kciukiem gładząc skórę w tamtym miejscu. – Wciąż jesteś tak bardzo zimny, kochanie.

Harry nie spojrzał na niego, ale pozwolił Louisowi pomóc mu pozbyć się swojego nakrycia.

Siedział tam zgarbiony i był tak bardzo kruchy. Louis czuł jak jego serce się łamię. Nigdy nie chciał widzieć Harry'ego w takim stanie. Chłopak nie zasługiwał, aby czuć się w taki sposób. Nie wiedział co było powodem, ani co się stało. Nie było to jednak ważne tak długo jak Harry siedział obok niego bezpieczny.

- Pójdziemy się wykąpać, dobrze? Ciepła kąpiel pomoże. Pozbędziemy się tych zimnych ubrań oraz zapachu deszczu z twojego ciała i pójdziemy spać. Tak? – zapytał, próbując złapać wzrok młodszego chłopaka. Bezskutecznie. – Wszystko jest w porządku, naprawdę. Nic się nie dzieje. Nie zrobię nic czego nie chcesz, ani z czym czujesz się niekomfortowo. Tylko musisz ze mną rozmawiać.

- Nie chce ci przeszkadzać – powiedział cicho Harry. Podnosząc swoją głowę, pierwszy raz odkąd pojawił się na progu Tomlinsona. Louis mógł zobaczyć jak bardzo chłopak wstydzi się tej sytuacji. – Nie powinienem był tu przychodzić. Jest tak późno, Louis.

- Zamknij się – odparł łagodnie. – Nie chciałbym byś był w żadnym innym miejscu.

Nie mógł się powstrzymać. Pochylił się i delikatnie pocałował Harry'ego. Chciał mu udowodnić, że naprawdę miał to na myśli.

- A teraz chodź. Nie chcemy, żebyś się rozchorował. Kto będzie mnie przytulał i znosił moje narzekanie? – próbował zażartować.

***

Poprowadził Harry'ego do swojej łazienki pomagając mu się rozebrać. Sam co jakiś czas zdejmował swoje ubrania kładąc je na półce. Nie potrzebował kąpieli, ale nie chciał zostawiać go z tym samego. Chłopak wyglądał tak bardzo krucho. Gdy zostały im tylko bokserki do pozostania całkowicie nago, Harry się zatrzymał. Spojrzał na Louisa, oczekując, że ten coś powie.

- Nie ma czasu na bycie wstydliwym. Widzieliśmy się już w ten sposób. To jest tylko szybka, ciepła kąpiel. Tak? – zapytał. Musząc się upewnić, że Harry jest w porządku ze wszystkim co robili.

Louis nie zdawał sobie sprawy co w tym momencie dzieje się u młodszego chłopaka. Nikt nigdy nie traktował go w ten sposób. Nikt od tak dawna nie sprawił, że czuł się tak kochany. Nikt nigdy nie dbał o niego tak jak robił to Louis. Nikt nigdy nie był tak delikatny w stosunku do niego. Był tak cholernie przytłoczony.

Nagle z oczu Harry'ego zaczęły płynąć łzy, a on chciał odwrócić swój wzrok. Nieskutecznie. W jednej chwili znalazł się w ramionach Louisa.

- Nie płacz, proszę. Jestem tutaj. Cały dla ciebie. 

Continue Reading

You'll Also Like

9.9K 862 35
Nie usunelam tego tylko ze względu na sentyment xD *Bardzo kreatywny opis* Czy jeden przypadkowy SMS zmieni życie Andreasa i Stephana ? ...
7.6K 922 20
świat został sprzedany dlatego zapukaliśmy do bram nieba ale tam już nikt nie otworzy
3.7K 457 5
- Kocham cię, nawet jeśli już nie żyje. Moje serce, które zapadło w sen wieczny, ciągle należy do ciebie
135K 13K 49
thebigreddog: chłopaki, potrzebuję pomocy flowerboy: ja też, od jakiś dwóch lat :-) ❁ luke poznaje michaela i całkiem nieświadomie zaczyna się z nim...