The perfect killer ✔️

By jestemanonimem22

69.8K 4.9K 1.5K

Dla ludzi było to morderstwo. Dla niego było to dzieło tworzone przez lata. Dla niego było to arcydziełem. More

Prolog
1. Myślałaś, że tego nie widzę?
2. Słodkich snów, Stacy.
3. Nieładnie jest kłamać, Stacy.
4. Zgaduję, że ty musisz być Nate.
5. Dziewczyno, uciekaj.
6. Musisz jechać na przesłuchanie.
7. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
8. Gra rozpoczęta.
9. Pojawia się i znika.
10. Nie bądź tchórzem, Stacy.
11. Jesteśmy jak ogień i woda.
12. To krew?
13. Chciałbym, abyś wiedziała jedną rzecz.
15. Nie oczekuj czegoś, czego sama nie robisz.
16. Dziecko, wycofaj się póki możesz.
17. Ja już straciłam wiarę w Boga.
18. Ten widok zostanie ze mną na zawsze.
19. Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
20. To wszystko to twoja wina.
21. Mam nadzieję, że nie będę tego żałował.
22. Nie jesteśmy żadną sektą.
23. Muszę żyć dalej.
24. Martwię się, Stacy.
25. Czy ty w ogóle wiesz, co chcesz zrobić?
26. Chcesz żebym przeprosiła?
27. Co ty sobie myślałaś?
28. To straszne co dzieje się w Phoenix.
29. Musimy porozmawiać.
30. Zmieniłaś się, Stacy.
31. Mieliśmy być w tym razem.
32. Tak wygladął mój anioł.
Epilog
Podziękowanie

14. Wyrok został wydany już dawno temu.

2K 151 43
By jestemanonimem22

Westchnęłam cicho, niemal jęcząc na pytania zadawane przez moją siostrę. Siedziała w domu od dwóch dni, ciągle zadręczając mnie pytaniami, kim był tajemniczy chłopak, o którym wspominała mama przy obiedzie. Miałam jej ochotę coś zrobić, ponieważ, gdy tylko wracałam z pracy, Alicia zadręczała mnie pytaniami. Nie, żeby coś, ale mogłaby już wrócić na ten cholerny uniwersytet. 

Nie wstydziłam się Nathaniela. Chodziło o to, że jeśli Alicia dowiedziałabym się kim jest ten "tajemniczy" chłopak, zaczęłaby krytykować. Nie dlatego, że coś by jej w nim nie pasowało. Po prostu z czystej zazdrości, że udało mi się kogoś znaleźć. 

Poza tym, pff. Dobre. Jak mogłam mówić o kimś w taki sposób, jeśli nigdy nie był i nie będzie mój? 

Ostatni pocałunek był impulsem. Nate zrobił to, aby mnie uspokoić. Trwałam w transie, a pocałowanie mnie wydawało się najskuteczniejszą formą, aby mnie ogarnąć. 

- Alicia, jeśli nie zamkniesz swojej twarzy, to przysięgam, zrobię ci krzywdę - warknęłam, przewracając się na łóżku z pleców na brzuch. Miałam jej dość. Miałam jej gadania po dziurki w nosie. 

- Stacy, co ci szkodzi? - spytała. - Nie proszę cię o numer pesel, numer buta, czy nie wiadomo co. Chcę tylko wiedzieć, kim on jest. 

- Człowiekiem - burknęłam, na co westchnęła ciężko. Złączyła dłonie i ułożyła je sobie na kolanach. - Jest człowiekiem. 

- Och, wiesz o co mi chodzi! - powiedziała głośniej rozdrażniona. 

Nie widziałam nawet jednego sensownego powodu, dla którego miałabym jej powiedzieć. Ani, kurde, jednego. 

- Tak, wiem - wywróciłam oczami. - Jednak to nie zmienia faktu, że ci nie powiem, Alicia. Może będziesz miała okazję go kiedyś poznać, może nie. Nie wiem - wzruszyłam ramionami, wzdychając ciężko. 

- Co ty go tak chowasz przed światem? Jest psycholem jakimś czy co? Boisz się, że mnie zabije? - prychnęła. 

- Bardziej boję się o to, że to ty byś zabiła jego. 

No cóż. Bywa. 

Zapadła cisza. Alicia myślała o czymś intensywnie, a ja nie miałam ochoty na nic innego, niż sen. Dzisiejszy dzień był niezwykle ciężki. Nadal nie przywykłam do tak szybkiego zwlekania się z łóżka. Wstawanie dokładnie o szóstej było dla mnie tragedią. I to dosłownie. 

W końcu poczułam, jak się unosi, co świadczyło o tym, że moja siostra w końcu podniosła z niego dupsko. Po paru sekundach również zamknęły się drzwi do mojego pokoju. Wyszła, nareszcie. Odetchnęłam z ulgą i znowu przewróciłam się na łóżku, prawie z niego spadając. 

Życie lubiło sobie ze mnie kpić.

Przetarłam twarz dłońmi, ziewając przeciągle. Oczy same mi się zamykały, dlatego do końca nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam, wtulona w poduszkę. 

Otworzyłam oczy, czując na sobie palące spojrzenie. Nie wiedziałam do końca, w której galaktyce jestem i, czy czasem nie przespałam całego swojego życia. Jęknęłam cicho pod nosem, mrugając kilkakrotnie. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że na dworze było jeszcze jasno. Czyli nie spałam aż tak długo. 

Jedyne co mnie martwiło, to te spojrzenie. 

- Gapisz się, kimkolwiek jesteś - wychrypiałam sennie. 

- Gapię. 

Słysząc ten głos, momentalnie poderwałam się do siadu. 

Znowu to zrobił! 

- Kto cię wpuścił? - spytałam jak ostatnia męczennica. Matko kochana. Ile razy jeszcze będę musiała przełknąć wstyd? 

- Jakaś dziewczyna - odpowiedział, wzruszając ramionami. 

- Super - jęknęłam, odchylając głowę do tyłu. - Prawdopodobnie widziałeś mnie już w każdej odsłonie. Pijaną, to już na pierwszym spotkaniu i wolę tego nie wspominać - wzdrygnęłam się na samą myśl tego. - We śnie, zaspaną, przerażoną, bliską płaczu. 

- Owszem - skinął głową i podniósł się z krzesła. Powoli zaczął przemierzać dzielącą nas odległość. Obserwowałam jego ruchy, spokojnie i opanowane. 

- Więc co tutaj jeszcze robisz? - parsknęłam. - Powinieneś już uciec ode mnie - zaśmiałam się, jednak nie był to szczery śmiech. 

- Tak ci się tylko wydaje - powiedział cicho i tajemniczo. Westchnęłam krótko, rozchylając bardziej powieki. 

- Niby dlaczego? - dopytywałam, utrzymując z nim cały czas kontakt wzrokowy. Uważnie obserwowałam, jak siada obok mnie na łóżku. 

- Ponieważ w każdej z tej sytuacji, tylko utwierdzam się, jak bardzo ładna jesteś. 

Och. 

Moje serce. 

I właśnie to był moment, w którym nie wiedziałam, co powiedzieć. Skutecznie zamknął mi usta, wpędzając mnie w zakłopotanie. Uśmiechnął się na ten widok, kiedy na moich policzkach pojawiły się rumieńce. 

Cholery Nathaniel! 

- Nie śmiej się! - zacisnęłam dłoń w małą pięść i uderzyłam go w ramię. Mężczyzna parsknął śmiechem i opadał plecami na materac mojego łóżka. Potrząsnął głową i ukrył twarz w dłoniach. - Nate, to nie jest zabawne! 

Nie widziałam go od dawna tak wesołego. Właściwie, nigdy go takiego nie widziałam. Nate zazwyczaj otaczał się otoczką tajemniczego, cichego i małomównego. A dziś wręcz inaczej. Tryskał radością. 

- Jest - prychnął. - Twoje zawstydzenie mnie bawi. 

- Co w tym śmiesznego, hm? - uniosłam brwi. 

- To, że zasłaniasz się włosami i spuszczasz głowę, myśląc, że tego nie widzę. 

Bardzo śmieszne. 

- Bądź poważny - westchnęłam, jednak ten prychnął. - Nate! - krzyknęłam. 

- No co?! - również uniósł głos. - Mam dziś dobry humor.

- Czym jest on spowodowany? 

- Bo zobaczyłem ciebie. 

Otworzyłam usta. Zabiję go. Robił to specjalnie. Znęcał się nade mną. To podchodziło pod przemoc psychiczną! 

- Nie no, żartuję. Nie myśl sobie - wywrócił oczami. 

Co za... 

- Dupek - skwitowałam. 

Zapowiadał się piękny dzień. A raczej wieczór, ponieważ zauważyłam, że słońce powoli zaczęło zachodzić. Westchnęłam cicho, patrząc na twarz chłopaka, który leżał na moim łóżku. 

Myślałam, że po tym co ostatnio się stało, będę czuła skrępowanie jego obecnością. Ale nie, nic takiego nie miało miejsca. Było dosłownie tak, jak i ja i on byśmy zapomnieli o tym, że się całowaliśmy. Okej, może i wyolbrzymiałam, bo to był przecież tylko zwykły pocałunek. Dla niego to tylko pocałunek. 

Ale dla mnie? No halo!

Przyprawił mnie i palipitacje serca. Żołądek wykonał co najmniej kilka fikołków. Nogi miałam jak z waty, a umysł to chyba w ogóle sobie wolne zrobił. 

Kiedy przeszliśmy do momentu, w którym Nathaniel na ludzie leżał sobie na moim łóżku? Kiedy zniknęła ta dziwna aura, którą roztaczał w klubie, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy? Kiedy to w ogóle przybrało takie tory? 

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę. Ujrzałam mamę, która uśmiechała się szeroko, stając w progu. 

Wiedziałam, że nie odpuści takiej okazji, by pomęczyć Nate'a pytaniami. 

- Robię kolację. Może zostanie pan i zje z nami? - spytała. Nathaniel usiadł i spojrzał na mnie, jakby szukał odpowiedzi w mojej twarzy. Ja tylko wzruszyłam ramionami. 

- Przepraszam, ale dziś nie mogę - odpowiedział grzecznie. Zmarszczyłam brwi, przechylając głowę na prawo. 

- Och, oczywiście. Może następnym razem! Bo mam nadzieję, że będziemy mieli okazję, by porozmawiać dłużej - mówiła moja mama. Spojrzałam na nią, nie dowierzając w to co słyszę.

Serio, mamo? Serio?

- Tak, na pewno. 

- W takim razie, już wam nie przeszkadzam - powiedziała kobieta i opuściła pomieszczenie. Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Nate spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Jego twarz była poważna, jakby o czymś myślał. 

- Idę do łazienki, zaraz wrócę - powiedziałam tylko. Skinął głową, a ja czym prędzej czmychnęłam z pokoju.

Gdy tylko zniknęłam z pola widzenia Nathaniela walnęłam sobie z otwartej dłoni w czoło. Spotkanie mojej mamy i Nathaniela chciałam odwlec do momentu... no właśnie. Sama nie wiedziałam do kiedy. Nie wyobrażałam sobie momentu, w którym wszyscy razem mielibyśmy siedzieć przy stole, odpowiadając na pytania mojej mamy. Dlaczego miałabym w ogóle wplątywać go w coś takiego, skoro nawet nie potrafiłam odpowiednio nazwać naszej relacji? 

Nie była to zwykła znajomość, to wiedziałam na pewno. Takie rzeczy się czuło. Najzwyczajniej w świecie wiedziałam, że to było coś więcej. Jednak wciąż za mało na przyjaźń, a na miłość to już w ogóle. 

Poza tym, nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę dla niego dobra. Zawsze będą ładniejsze, lepsze, mądrzejsze i lepiej ustawione kobiety. Więc dlaczego miałby to mnie obdarzyć uczuciem głębszym, niż jakaś zwykła znajomość? 

Weszłam do łazienki. Szybko załatwiłam swoją potrzebę i podeszłam do lustra. Niemal przeżegnałam się na swój widok. Włosy odstawały mi w każdą stronę, a na policzku miałam odciśnięte, czerwone ślady. 

Ale to mogło tylko świadczyć, że moja drzemka była udana. 

Odkręciłam zimną wodą i opryskałam sobie nią twarz, by choć trochę się obudzić. Wzdrygnęłam się lekko, wzdychając. 

Opuściłam łazienkę i już miałam wrócić do mojego pokoju, jednak usłyszałam, jak Nathaniel z kimś rozmawia. Na początku myślałam, że wpadł w ręce Alicii. A ta nie wypuściłaby go dopóki, dopóty nie dowiedziałaby się wszystkiego. Jednak, gdy na chwilę zapanowała cisza, a on odezwał się ponownie po kilku sekundach, uświadomiłam sobie, że rozmawia przez telefon. I może nie powinnam tego robić. Nie powinnam podsłuchiwać. Ale to było silniejsze niż ja. Chciałam dowiedzieć się na czym stałam. 

- Bale wyjechał z miasta? - spytał ostro Nate. Zmarszczyłam brwi, mało z tego rozumiejąc. - Kurwa mać - warknął. - To nie tak miało wyglądać. 

W tamtym momencie żałowałam, że nie było mnie od początku rozmowy i, że nie mogłam słyszeć osoby po drugiej stronie. 

- Tak, jestem u niej. 

Cóż, czyli na dziewięćdziesiąt dziewięć procent chodziło o mnie. 

- Nie wie, nic jej nie mówiłem. I na razie nie zamierzam. 

Miałam ochotę wparować do mojego pokoju i zadać mu miliony pytań. O co chodziło? Z kim rozmawiał? Dlaczego ta rozmowa dotyczyła mnie? O czym mi nie mówił? 

- Wiem, że powinna wiedzieć. Głownie tu chodzi o nią. Ale co z tego? - prychnął. 

Nie mógł dowiedzieć się o tym, że go podsłuchiwałam. Decyzja o tym, że zostawię to wszystko dla siebie była podjęta w sekundę. 

- Wyrok został wydany już dawno temu. Teraz trzeba czekać na jego realizację. 

I to właśnie była chwila, w której przerwałam ich rozmowę. Weszłam do pokoju i jak gdyby nigdy nic, uśmiechnęłam się. Nate tego nie odwzajemnił. 

- Muszę kończyć - powiedział do telefonu i szybko się rozłączył. 

- Wszystko w porządku? - spytałam, patrząc na niego uważnie. 

Tak bardzo chciałam wiedzieć, o czym rozmawiał. Życie w niepewności było do bani. 

- Jasne - odpowiedział. Schował urządzenie do kieszeni i obdarzył mnie spojrzeniem. Byłam dobra w odgadywaniu emocji, ale jego rozgryźć nie mogłam. Za cholerę. Potrafił ukryć prawdziwe emocje pod maską, tak jak robił to właśnie teraz. I niech go szlag trafi! Denerwowało mnie to! 

- To dobrze - ponownie się uśmiechnęłam. 

Jednak znowu tego nie odwzajemnił. 

Jakby zupełnie zapomniał, jak się uśmiechać. 

A ja chciałam mu to pokazać. I pokazałam. Ale poniosłam odpowiednią cenę. 

**********************

Dokładnie od czterech dni zadawałam sobie tylko jedno pytanie. 

Jak mogłam tęsknić za kimś, kto nigdy nie był mój? 

Nie należał do mnie, nie był mój. Oboje byliśmy wolni, mogliśmy robić co chcieliśmy. Mogliśmy wszystko. Więc dlaczego bolało mnie to, kiedy po raz kolejny zniknął bez pożegnania? Nie oczekiwałam tłumaczeń. Chciałam tylko, by zachował się jak człowiek. Okazał mi trochę szacunku. 

Ostatni dzień spędziliśmy razem, a kolejnego dnia już go nie było. Nie wydawało mi się to normalne. Praca pracą, wszystko wszystkim. Ale nienawidziłam tego uczucia zawodu, które on dostarczał mi ciągle. Ciągle musiałam popijać gorycz rozczarowania. A dlaczego? Też chciałabym to wiedzieć. 

W jakiś chory, popieprzony sposób mi na nim zależało. Nie chciałam do siebie tego dopuścić, ale powoli traciłam siły, aby toczyć wewnętrzną walkę z samą sobą. Teoretycznie znaliśmy się krótko. A praktycznie mogłabym iść za nim w ogień. 

Nie znałam go, a miałam wrażenie, że znamy się od dziecka. Ufałam mu. Miał w sobie to coś, te oczy sprawiały, że to wychodziło tak samo z siebie. Samoistnie. Samoistnie człowiek zaczynał mu ufać już po kilku spotkaniach. A czy był tego wart? 

Tego nie dane było wiedzieć nikomu. 

Tego dnia była straszna ulewa. Nikt nie mógł odebrać mnie z pracy, przez co zmuszona byłam czekać na przystanku autobusowym. Miałam ogromne szczęście, że znajdował się obok firmy, w której pracowałam. Niemniej jednak i tak będę mokra, jakbym wyszła spod prysznica. 

- Cholera - mruknęłam, patrząc przez szybę. Nie mogłam dłużej czekać, aby przestało padać, ponieważ za dokładnie trzy minuty mój autobus miał odjechać. 

Dlatego też wyszłam z firmy, niemal pisząc, gdy zimne krople deszczu przedostały się za moją koszulkę. Jasna cholera, nienawidziłam takiej pogody. Dlaczego nie wzięłam ze sobą parasola!? Przecież rano było wiadomo, że będzie padać!

Nie miałam możliwości aby biec w tych głupich szpilkach, dlatego też stawiałam kroki zwykle niż szybciej. Nad głową trzymałam skórzaną kurtkę. Mało to dawało, ponieważ czułam, jak spodnie robią się jak moja druga skóra. Jak na złość, stając na pasach dla pieszych, żaden z kierowców nie chciał mnie przepuścić. 

Nie ma już dobrych ludzi na świecie, naprawdę. W końcu jednak ciąg samochodów ustał, a ja w spokoju mogłam przejść. Grzmot nad moją głową sprawił, że się wzdrygnęłam. Weszłam na pasy, czego od razu pożałowałam. Jadący z dużą prędkością samochód pędził wprost na mnie. To była chwila. Sekunda. 

Sekunda, niby tak mało, a dla mnie tak dużo. Widziałam tylko te lampy samochodu. Byłam jak sparaliżowana, on przecież pędził wprost na mnie. Serce obijało mi się boleśnie o klatkę piersiową. 

I gdyby nie człowiek, który popchnął mnie na pobocze, możliwe, że byłabym już po drugiej stronie. Oddychałam szybko, jęcząc pod nosem. Czułam, jak krew spływa mi po skroni. 

I mimo deszczu i tego, że informacje dochodziły do mnie z opóźnieniem, słyszałam śmiech. Głośny, kpiący. 

- I to jest to "nie przejmuj się, nic ci się nie stanie?"? - spytałam. Otworzyłam oczy, natrafiając na spojrzenie mojego szefa. Klęczał przede mną z niewyraźną miną. Bolała mnie cała głowa. 

- Stacy, hej - potrząsnął moim ramieniem, jednak czułam, jak coraz bardziej odpływam. Powieki zaczęły robić się ciężkie. Miałam wrażenie, że ważą z kilka kilogramów. - Nie zamykaj oczu, słyszysz? Stacy! - mówił spanikowanym głosem. 

Nie miałam siły, by dalej walczyć. To było zbyt ciężkie. 

Ale oni mieli rację. Gra została rozpoczęta. Zaczynałam rozumieć. Gra o przetrwanie. Kto okaże się sprytem, przeżyje. Zrozumiałam, że byłam celem. 

Dlaczego mnie w to wplątałeś, Nathaniel? 

****************

- Nic mi nie jest - mruknęłam ponownie, wzdychając cicho. Siedziałam na jednym z łóżek szpitalnych, które swoją drogą były cholernie nie wygodne. Przede mną stał mężczyzna, ubrany w biały kitel. 

- Nie marudź, po prostu siedź cicho i daj mi się zbadać - powiedział, zirytowany moim ciągłym gadaniem. 

- Kiedy wszystko ze mną w porządku - wzruszyłam ramionami. 

Zaświecił mi latarką prosto w oczy. Zamknęłam je, czując taki duży napływ światła. Oszalał, czy co? Chciał żebym oślepła? 

- Dosyć mocno uderzyłaś głową o krawężnik. Możesz mieć wstrząs mózgu. Czy czujesz zawroty głowy, odruchy wymiotne? - spytał, patrząc na mnie. Schował małą latarkę do kieszeni swojego kitla. 

- Tylko trochę kręci mi się w głowie - wyznałam. 

- Zostaniesz trochę na obserwacji. Jak będzie wolny... - i nie dane mu było dokończyć, ponieważ drzwi otworzyły się z hukiem. 

Był ostatnią osobą, której się tu spodziewałam. Przysięgam. 

Zdyszany, wparował do sali.  Widać było, że biegł. Przyjechał tu. 

Był tu. Był tu ze mną. 

Przełknęłam głośno ślinę. 

- Co się stało? - spytał, dysząc. 

- Kim pan jest, dla tej oto marudy? - lekarz spojrzał na mnie. Wywróciłam oczami na jego tekst. 

- Jestem jej narzeczonym. 

Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na mężczyznę. Nie patrzył na mnie. Miał zaciśnięte dłonie w pięści tak bardzo, że pobielały mu kłykcie. Jego żyłka jak zawsze pulsowała, a szczęka była mocno zaciśnięta. O Panie, widać było, że był cholernie zdenerwowany. 

- Pańska narzeczona miała mały wypadek. Ktoś potrącił ją na rowerze, a ta upadła i uderzyła głową o krawężnik. 

Cóż, czyli David musiał sprzedać niezłą bajeczkę doktorowi. 

- Ma rozcięty łyk brwiowy i lekkie zawroty głowy. Zostanie u nas do jutra na obserwacji, w razie, gdyby jej stan się pogorszył. 

- Co? - wtrąciłam się. - Nie! Nie mogę. 

- Tak, oczywiście, że zostanie - powiedział Nate, ignorując zupełnie moje słowa. Nie mogłam tutaj zostać! Przecież jutro rano musiałam iść do pracy. Halo, pracowałam tak krótko, a już miałam brać wolne? 

Przecież David od razu mnie wyleje! 

- Mam nadzieję, że pan przemówi jej do rozumu - powiedział doktorek. Prychnęłam na jego słowa, przez co spojrzał na mnie surowo. - Przyjdę za jakiś czas. Gdyby coś się działo, proszę mnie wołać.

I wyszedł, zostawiając nas samych. Atmosfera momentalnie zrobiła się bardziej napięta. Przełknęłam głośno ślinę, spoglądając na jego twarz. 

- Co ty tu robisz? - postanowiłam, że ja zacznę rozmowę.

- David do mnie zadzwonił - oznajmił, nie obdarzając mnie spojrzeniem. Podszedł do okna powolnym krokiem. 

- Myślałam, że nie ma cię w mieście. Cóż, po raz kolejny zniknąłeś bez słowa - powiedziałam, może trochę zbyt oskarżycielskim tonem. 

- Bo nie było mnie. Byłem w Prescott - robił progres, bynajmniej powiedział mi gdzie był. Nie zamierzałam pytać po co, gdyby chciał, sam by mi to powiedział. 

Zapanowała cisza, której ani ja ani on nie zamierzaliśmy przerywać. Gdy go nie było, wymyślałam scenariusze do chwili, w której się z nim spotkam. Chciałam na niego nawrzeszczeć, żeby przestał się ze mną bawić. Miałam wszystko idealnie ułożone. Byłam przygotowana na każdą odpowiedź. A teraz? Zabawne, miałam zrobioną sieczkę z mózgu. Moje dotychczasowe postanowienia wyparowały. 

- Przykro mi - powiedział. 

Przygryzłam wargę. 

- To nic takiego... To tylko rozcięty łuk brwiowy - mruknęłam. Nie chciałam, by czuł się winny. 

I to był moment, w którym po raz pierwszy od wejścia do sali, na mnie spojrzał. W jego oczach kryła się kpina, pomieszana z niedowierzaniem. 

- Nic takiego? - prychnął. - Nic takiego - powiadasz - powtórzył. Jego spokojny ton mnie przerażał. Włoski na całym ciele stawały mi dęba, a ciarki samoistnie przechodziły mi po plecach. Nie lubiłam takiego wydania Nate'a. Naprawdę mnie przerażał. 

- Nate, posłuchaj... 

- Nie - odpowiedział krótko. - Obiecałem ci coś - powiedział twardo. - I dotrzymam tej obietnicy. 

Zabawne. 

- Nigdy więcej nie spadnie ci włos z głowy.

W co on był wplątany? 

- Przysięgam. 

***********************

dawno mnie tu nie było, ale co poradzę. 

uprzedzając, nie, nie wiem kiedy kolejny rozdział. 

Continue Reading

You'll Also Like

122K 1.6K 47
Hannah randle, Steve randles twin sister has been a part of a gang called The Greasers ever since she was eight years old. Hannah has had a crush on...
70.2K 5.2K 43
A modern sequel of the story "INTERTWINED" Start date- 24Jun2022 End date - 24Aug2022 10k reads- 27Aug2022 #1- grandmasterofdemoniccultivation - 26A...
543K 29.1K 19
𝐒𝐡𝐢𝐯𝐚𝐧𝐲𝐚 𝐑𝐚𝐣𝐩𝐮𝐭 𝐱 𝐑𝐮𝐝𝐫𝐚𝐤𝐬𝐡 𝐑𝐚𝐣𝐩𝐮𝐭 ~By 𝐊𝐚𝐣𝐮ꨄ︎...
6.3K 428 13
FICTION GAY 🔞 Unau inkara Hmangaihna lo piang mipa leh mipa nisi a pawhthen hran theih chuang hauh silo te chan chin hi lo chhiar ve rawh le .