Smocza Lilia [Skyrim]

נכתב על ידי eternalnavigator

752 45 45

Co jeśli najdziwniejsze rzeczy spotykają nas w odpowiedzi na własne modlitwy? A usilne starania, by uniknąć p... עוד

1. Uważaj, o co się modlisz...
2. Rodzina
3. Miłe złego początki
4. Przedsmak
5. Sztuka zrozumienia
6. Nie drażnij smoka!
7. Z miłości do słodkości
8. Seria niefortunnych zdarzeń
9. Do domu!
11. Rozczarowania
12. Stolica
13. Nowi przyjaciele
14. Przyczajony smok, rozdrażniona dovahkiin
15. Wewnętrzny płomień
16. Zabawy przeznaczeniem
17. Igraszki bogów

10. Smoczy los

27 2 0
נכתב על ידי eternalnavigator


– Przypomnij mi, dlaczego to robimy? – spytała po raz któryś Em.

– Lubię myśleć, że jesteś przepełniona szlachetnym pragnieniem czynienia dobra, a nie, że ubzdurałaś sobie konieczność posiadania komina w domu – cierpko odparła Lydia, brnąc dalej w śniegu, który sięgał już powyżej kolan.

– A tak! Racja. Prawie zapomniałam przez to zimno – wyjęczała Dovahkiin.

Nawet JEJ upór kruszył się pod naporem mrozu. Jak w ogóle mogła się zgodzić na propozycję Siddgeira? Że zarobią tysiąc septimów i ładunek drewna? Cóż z tego? Tam na dole wszystko wydawało się o wiele łatwiejsze. Tutaj boleśnie uświadomiła sobie, że droga do nagrody wiedzie po trupie smoka. Oczywiście pod warunkiem, że w ogóle dotrą na szczyt zamieszkany przez gada a potem nie pozwolą się mu zeżreć. Po takim wyczynie zabicie bestii będzie już najmniejszym problemem. Ale musiała, po prostu musiała mieć komin! I piec z prawdziwego zdarzenia, łazienkę z choćby niewielką wanienką i oddzielna sypialnię dla Lydii, która zasłużyła na miejsce w domu swojego tana. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Em westchnęła smętnie.

*****

Po pozbyciu się Sabjorna i upewnieniu, że Mallus Maccius obejmie nadzór nad Miodosytnią Czerwoniak, wróciła na chwilę do Pękniny. Tu jednak, pomimo wzorowego wypełnienia zlecenia od Maven, nie została ciepło przyjęta. Em czuła wewnętrzne napięcia w Gildii, jakiś konflikt, który zawisł nad podziemnym państewkiem Mercera Frey'a i ucieszyła się, że znów wysłali ją w drogę. Byle dalej od Pękniny! Dostała drobną robótkę od Delvina, i nieco większą od Vex, a obydwie w Falkret. Skoro już się tu znalazła, szkoda by było nie skorzystać z okazji i nie zarobić więcej. To własna zachłanność doprowadziła Em na ten ośnieżony, stromy stok, gdzie szalała śnieżyca, a wraz z nią i dzielną Lydię, która niestrudzenie chroniła Smocze Dziecię na polecenie Balgruufa, choć teraz robiła to głównie z przyjaźni.

*****

– Mogłam się ostrzej targować – stwierdziła po jakimś czasie Emerald. Przestawała właśnie czuć palce u stóp i poważnie zaczynała się zastanawiać nad powrotem.

– Właściwie nie wiem, czemu odpuściłaś – przyznała huskarl. – Nie masz zwyczaju przerywać negocjacji.

– Nie znoszę tego dupka z Falkret. To rozwydrzony bachor. Na dodatek obleśny. Błe! Chyba uważa, że każda kobieta mu ulegnie, bo jest jarlem.

– Tobie się nie podoba? – Nordka była zdumiona.

– Nie! – kategorycznie odparła Em. – Nie pytaj dlaczego. Jest całkiem przystojny, ale... nie! Zbyt nachalny, śliski... a przecież widziałam, jak traktuje poddanych. Całą robotę odwala za niego Nenya.

– Jej z pewnością on się podoba – wymownie oświadczyła Lydia.

Rozmawiały, dopóki zimny wiatr im tego nie uniemożliwił. Potem już tylko wspinały się w milczeniu, licząc, że nie zgubiły drogi w gęstniejącym śniegu. Dobrze, że na każdym zakręcie ustawiono stosiki kamieni. W końcu Lydia spojrzała w szarzejące niebo i zarządziła postój, tyle że nie było się właściwie gdzie zatrzymać.

– Zwieje nas stąd – marudziła, usiłując coś dojrzeć przed sobą. – Żeby chociaż jakaś grota...

Nagle droga rozszerzyła się i rozdzieliła na dwie. Odcinek przed nimi wiódł prosto, ten po lewej – w górę stoku.

– Nie mam pojęcia, dokąd to prowadzi – przyznała huskarl.

– I tak wyżej dziś nie wejdziemy, za późno wyruszyłyśmy z Falkret – odparła Em po namyśle. – Wszystko przez tego dupka!

Ruszyły więc przed siebie odcinkiem drogi, który, przynajmniej na razie, nie zapowiadał wspinaczki. Kilkadziesiąt metrów dalej, Lydia prawie złapała się w sidła na niedźwiedzie.

– Czego tu chcecie? – dobiegł je zimny, niewątpliwie damski głos.

– Cóż, pewnie nie uwierzysz – odparła Em, rozglądając się dyskretnie za tajemniczą właścicielką głosu – ale szukamy smoka.

– Może uwierzę, ale do smoka to nie w tę stronę.

Zza ośnieżonej skały wyłoniła się okutana w futra postać dzierżąca napięty łuk. Tak właśnie poznały Angi.


– Tak myślałam, że chyba zabłądziłyśmy – przyznała Em po chwili ostrożnego przyglądania się nieznajomej. Tamta była wysoka i postawna, a spod futrzanego kaptura wymykały się jasne kosmyki. Miała strzałę na cięciwie mocnego łuku i wyglądała na taką, co nie zawaha się strzelić do intruzów. – Teraz chyba nawet nie damy rady wrócić na szlak.

Śnieg padał coraz gęściej, większymi płatkami, które oblepiały wszystko i w bardzo nieprzyjemny sposób dostawał się pod kaptur, rozpuszczając się przy kontakcie z ciepłym ciałem i ściekając zimną strużką po skórze. Em czuła, że jest przemoknięta i bardzo, bardzo zmarznięta. Nie zdołała powstrzymać kichnięcia i teraz bezskutecznie przetrząsała kieszenie w poszukiwaniu chusteczki, całkowicie zapominając o potencjalnym zagrożeniu ze strony łuczniczki. Lydia patrzyła na to z niedowierzaniem. Wiedziała, że poradzi sobie sama, jeśli zajdzie taka potrzeba, była huskarlem, przysięgła bronić Emerald, ale Cesarska czasami zachowywała się jak dziecko. Jednak nieodpowiedzialne zachowanie najwyraźniej rozbroiło łuczniczkę.

– Nie miałabym sumienia puścić was w taką pogodę, chodźcie ze mną. – Nieznajoma schowała strzałę do kołczanu przy pasie. – Mam na imię Angi – rzuciła jeszcze i poszła ledwie widoczną w śnieżycy ścieżką, nie oglądając się na gości.

Angi była... niesamowita. Zarówno Lydia, jak i Em były co do tego zgodne. Mieszkała całkiem sama wysoko w Górach Jerall. Właściwie, to można by powiedzieć, że mieszkała w Falkret, gdyby nie oszałamiająca odległość w pionie. Miała drewnianą chatę, po której widać było, że właścicielka większość czasu spędza polując, miała przed tą chatą zapierający dech w piersi widok, o ile akurat nie sypał śnieg, a chmury odpłynęły, miała też mnóstwo czasu i tyle świętego spokoju, ile potrafiła sobie zapewnić. Opowiadała im o innych podróżnych, z których część stanowili awanturnicy i bandyci, gotowi zabić napotkanych na szlaku choćby dla zabawy, jeśli nawet nie dla łupu. Z kobietami lubili się też najpierw „zabawić".

– Nie macie pojęcia, jaka to ulga, spotkać dla odmiany kogoś, kto nie chce ci rozwalić łba – mówiła Angi, pociągając z kufla grzany miód, który Lydia wygrzebała z własnego plecaka. Nie miały wątpliwości, co stało się z tymi, którzy, pomimo ostrzeżenia, jednak próbowali.

Nie opowiadała im zbyt wiele o sobie, ale szanowały jej nieufność, bo doskonale ją rozumiały. One same też nie powiedziały wiele, tylko tyle, że są najemniczkami i podjęły się zabić smoka skuszone olbrzymią nagrodą Jarla Falkret.

– O smoku pogadamy jutro – mruknęła Angi, układając się do spania.


Następnego dnia pogoda niewiele się poprawiła, więc Lydia i Em postanowiły przeczekać śnieżycę w chatce Angi. Nordka była miłą gospodynią i jawnie cieszyła się gośćmi, a choć żyła naprawdę skromnie, podzieliła się z nimi jedzeniem i... tłuszczem trolla, bowiem Lydia zarządziła konserwację uzbrojenia, skoro mają cały dzień wolny. Siedziały więc we trzy, impregnując skórzane paski i dzieliły się zasłyszanymi historiami. Przy okazji Em dowiedziała się też co nieco o gospodyni. Angi mieszkała kiedyś w Helgen razem z rodziną. Niestety jej rodzina została zamordowana przez pijanych legionistów. Kobieta krwawo się zemściła i między innymi dlatego, jako wyjęta spod prawa, mieszkała na takim uboczu.

– Wiesz, nie mogłam znieść ich ciągłego współczucia – mówiła o sąsiadach. – Każdy mówił, że żałuje mojej straty... ty mi tego nie mów!

– Nie będę – obiecała Em i wróciła do nacierania pasków śmierdzącym trollowym tłuszczem.

– Lepiej dobrze wysmaruj tym buty, bo wczoraj miałaś mokre nogi – doradziła Angi.

W nocy wiatr ustał i rano świat wyglądał czysto i cudownie, okryty śnieżnym puchem.

– Widać stąd całe jezioro – westchnęła z podziwem Em.

– Stąd widać wszystko! – radośnie odparła łuczniczka. – Po śniadaniu pokażę wam też smoka.

– Jak to? – dziwiła się Lydia. – Przecież mówiłaś, że to nie w tę stronę.

– Bo tędy nie dojdziecie do jego leża, ale możecie go sobie obejrzeć.


Angi poprowadziła je ścieżką, aż do rozwidlenia drogi, a potem pod górę, stromym stokiem. Szlak był jednak dość dobrze oznaczony i przy pięknej pogodzie nie miały problemu ze wspinaczką.

– Jak możesz tu żyć?! – sapała Cesarska. – Nie ma czym oddychać.

– Trenuj płuca – odparła Angi z uśmiechem – będziesz lepiej strzelać z łuku.

Pozwoliła im jednak odpocząć chwilę przed dalszym marszem. Sama skubała z krzaka śnieżne jagody, wrzucając owoce do woreczka zawieszonego na pasku.

– Prawdziwy Nord nigdy nie zginie z głodu. Nawet jeśli nie może polować, zawsze są jagody – mówiła.

– Lydia mnie nimi ciągle pasie – roześmiała się Em. – Powiedziała, że nie zamarznę, jeśli będę je jadła.

– To prawda. Jagody rozgrzewają krew, chronią przed mrozem i dodają energii.

Potem zawiesiła wypełniony woreczek na gałęzi pobliskiego drzewa, mówiąc, że zabierze go w drodze powrotnej.

W pewnym momencie, droga wychodziła na płaskowyż, choć do szczytu wciąż sporo brakowało. Dalej szlak zagłębiał się między skały, porzucając stok.

– To stara droga, prowadzi do zrujnowanej twierdzy, ale to złe miejsce – opowiadała Angi. – Nie chciałabym tam chodzić, a już z pewnością nie po zmroku... A smoka znajdziecie tam. – Wyciągnęła rękę, wskazując kierunek.

– Jak się o nim dowiedziałaś? – dziwiła się Lydia.

– Przychodzę tu czasem. Lubię popatrzeć na moje Helgen, choć teraz to ruina zamieszkana przez bandytów... – Urwała zmieszana. Wolała, by uważały ją za twardą łowczynię, a nie sentymentalną... – Kilka tygodni temu przyszłam tu i jak zwykle stanęłam na skale, tej tam – dokładnie wskazała miejsce – i nagle nade mną pojawił się olbrzymi cień. Najpierw pomyślałam, że słońce mnie oślepiło, bo to było rano, i że mam zwidy. Potem prawie spadłam z grani. A kiedy przeleciał tuż nade mną... Byłam pewna, że już po mnie, ale on miał krowę w szponach i chyba nawet mnie nie zauważył, tak mu się spieszyło na śniadanie. Mnie też się spieszyło, żeby stąd zwiać – zakończyła szokującą opowieść Angi.

– I jesteś pewna, że nadal tam jest? – spytała Em, rozglądając się uważnie po okolicy.

– Jasne. Chyba nie myślisz, że wytrzymałam długo? – Nordka błysnęła bielusieńkimi zębami w uśmiechu. – Muszę wiedzieć, kogo mam za sąsiada. Tam jest głęboka, dobrze ukryta dolina, w niej stare ruiny i taka dziwna ściana z napisami, a on siedzi na jej szczycie i trawi. Głównie chyba śpi. Poluje co kilka, kilkanaście dni.

– To chyba najwięcej informacji naraz od jednej osoby, które kiedykolwiek usłyszałyśmy – pochwaliła Em.

– Przecież smoki to legenda – stwierdziła przekornie Angi.

– Najwyraźniej one o tym jeszcze nie wiedzą. Chodźmy go zobaczyć.

Wychyliły się ostrożnie za krawędź, starając się nawet oddychać jak najciszej. Był tam, a jakże – kolczasty, olbrzymi, jasną barwą zlewał się prawie z kamieniem – i wyglądał, jakby spał. Leżał rozpostarty na szczycie szarej półkolistej ściany. Lydia przekornie pomyślała, że nie może mu być wygodnie, ale może smocze pojęcie wygody jest inne od ludzkiego?

– Jest tuż pod nami. Może dałoby się stąd go zastrzelić? – zastanawiała się Em najcichszym szeptem.

– To ryzykowne. Tam musi ciągnąć jak w kominie. Nie wiadomo, czy nie zniesie strzały, a tylko raz zdołasz go zaskoczyć. – Angi odpowiedziała jej tonem pełnym powagi. – Nie powiem, że sama już o tym nie myślałam, ale to naprawdę niebezpieczne.

– Każda próba zabicia smoka jest niebezpieczna. Nie da się tego uniknąć. – Em wzruszyła ramionami. – Wolę jednak nie zbliżać się ponownie na odległość miecza.

– Ponownie?! – prawie krzyknęła Angi. – Chcesz mi powiedzieć, że już to robiłaś?

– Ano – lakonicznie odparła Cesarska, ponownie wychylając się za krawędź skały i uważnie lustrując teren poniżej. – Jest nas trzy, chyba nie trafi się lepsza okazja, żeby spróbować. Widzę stąd wejście do jego leża, ale nawet jeśli je znajdziemy od drugiej strony, to mu się wystawimy jak na talerzu. Nie, wolę spróbować od góry.

Angi patrzyła na nią z niedowierzaniem, jakby zobaczyła ją w zupełnie innym świetle. Potem przeniosła spojrzenie na Lydię.

– Robiłyśmy to już, prawda – potwierdziła Nordka. – I też nie chciałabym się znów zbliżać do bestii na odległość miecza.

– Ja chyba nie chcę w tym brać udziału – marszcząc brwi, stwierdziła Angi.

– Daj spokój – mruknęła Em. – Pomyśl o jego czaszce zdobiącej twoją chatkę. Myślę, że wtedy nikt nie odważy się ciebie zaczepiać.

Znów czuła podniecenie nadciągającą bitwą, chciała wręcz głośno rzucić wyzwanie bestii i zmierzyć się z nią, bez względu na konsekwencje. Przepełniała ją jakaś mroczna energia, która nakazała krzyczeć, miażdżyć wroga, rozszarpywać go pazurami... Nienawidziła tego uczucia, lękała się go, a jednocześnie głęboko w podświadomości wiedziała, że jest naturalne i właściwe. Powstrzymanie się przed działaniem kosztowało Em mnóstwo wysiłku, chyba tyle samo, ile włożyłaby w walkę.


Plan, by zaskoczyć smoka podczas snu wydawał się naprawdę dobry... tyle że smok nie chciał współpracować. Być może rozmawiały za głośno, może bestia zgłodniała i postanowiła poszukać kolejnego posiłku albo zaniepokoiło ją coś innego – uniosła się w powietrze na skórzastych skrzydłach i wielce zdziwiona zawisła nad trzema równie zdumionymi kobietami. Ten efekt nie trwał jednak długo. Gad nabrał powietrza w olbrzymie płuca, a trzy łuczniczki napięły cięciwy, które zwolniły jednocześnie ze smoczym krzykiem. Strzały pomknęły do celu, ale w połowie drogi spotkały się z lodowatym podmuchem i spadły, nie czyniąc zamierzonej szkody. Em, znów działając odruchowo, okryła siebie i towarzyszki magiczną barierą, która nieco złagodziła skutki smoczego ataku.

– Tysiąc septimów to stanowczo za mało! – wysapała Cesarska. – Już on mi dopłaci za to zlecenie!

– Em, najpierw zabijmy smoka – prosiła Lydia, znów zakładając strzałę.

– Kiedy powiem, opuść barierę – zażądała Angi. – Teraz!

Smok właśnie nabierał powietrza po raz drugi, kiedy łuczniczki wystrzeliły. Ty, razem strzały sięgnęły celu, a że odległość była niewielka, trafiły prosto w smoczy łeb. Bestia, rozwścieczona bólem, wzbiła się znacznie wyżej i zaczęła zataczać kręgi nad głowami kobiet.

– Ma nas tutaj jak na półmisku – orzekła Angi, ale po chwili potrząsnęła głową. – I tak nie ma się gdzie schować.

W tym momencie smok zapikował, chcąc je najwyraźniej przewrócić podmuchem powietrza. Reakcja Em znów była instynktowna.

– Fus-Ro!

Efekt nie był imponujący. Nie dysponowała mocą zdolną powalić smoka, ale przynajmniej zakłóciła tor jego lotu i zmusiła do lądowania w sporej odległości od Lydii i Angi, które znów zasypywały go strzałami. Nowa znajoma okazała się w tym mistrzynią – jej ręce niemal rozmywały się, tak szybko nakładała kolejne strzały na cięciwę. Lydia z kolei uważnie wybierała cel, napinając łuk do granic wytrzymałości. Em, z cichym okrzykiem rezygnacji, w końcu poddała się temu niepokojącemu uczuciu, które kazało jej wyzwać smoka na pojedynek. Nie miała siły dłużej z tym walczyć, wolała włożyć energię w pokonywanie bestii. Napięła łuk, mierząc starannie w smocze skrzydło. Grot wbił się głęboko w nieopancerzony fragment skóry. Gad zwrócił żółte oczy na dovahkiin, skupiając na niej całą uwagę. Siedząc na ziemi był nie mniej groźny, niż atakując z przestworzy, prawdopodobnie nawet bardziej. Nie był bezmyślnym zwierzęciem a inteligentnym stworzeniem, przepełnionym gniewem i zdeterminowanym, by zmiażdżyć intruzów i powrócić do własnych zajęć.

Ostatnia wystrzelona w pośpiechu strzała Em chybiła celu. Dziewczyna zdążyła tylko odrzucić łuk i uskoczyć w ostatniej chwili przed lodowym podmuchem. W tym momencie Lydia zaatakowała gada od tyłu, rąbiąc ogon mieczem. Smok ryknął i ciężko uderzając skrzydłami, wzbił się w powietrze.

– Wracaj tu! – darła się dovahkiin, z wściekłością zaciskając pięści. Bestia była poza jej zasięgiem.

Lydia podbiegła do Cesarskiej, usiłując ją powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego, ale tamta wyrwała jej łuk i z trudem go napinając, zdołała wrazić strzałę prosto pod skrzydło nadlatującego gada. Jego upadek był powolny i niezwykle widowiskowy. Smok przeorał olbrzymi obszar zamarzniętego gruntu i siłą rozpędu kruszył skałę pod sobą. Huk był ogromny, a ziemia zatrzęsła się pod ich stopami. Niestety gad spadł na dno kotliny, w której wcześniej spał pomiędzy pozostałościami starożytnej świątyni.

– Nie! – krzyknęła Em z wściekłością. – Nie odpuszczę teraz!

– Em, uspokój się! – próbowała ją przywołać do rozsądku Lydia. – Jest ciężko ranny, ale nie mniej groźny.

– Jest już martwy! – z groźnym grymasem odparła dovahkiin. Jednak słowa huskarl podziałały na nią trzeźwiąco. Wychyliła się za krawędź skały i spojrzała w dół, tam gdzie wylądował smok. – Wszystko tam porozwalał, nic nie widzę. Musimy zejść na dół, żeby go dobić.

– To twój najgłupszy pomysł dzisiaj, a było ich już kilka – cierpko powiedziała Angi, która do nich dołączyła.

Okazało się jednak, że zejście po pochyłych, poszarpanych skałach nie jest takie trudne i wkrótce stanęły na dnie kotliny. Pył wzbity upadkiem smoka częściowo już opadł i zobaczyły leżącą bestię, której jedno skrzydło zwisało bezwładnie, ale drugie poruszyło się, wspomagając podnoszenie cielska.

– Nic z tego! – warknęła Emerald, biegnąc do Smoka z wysoko uniesionym mieczem.


Przelewająca się w żyły smocza dusza była jak upajanie się najlepszym winem, jak orzeźwiająca kąpiel w świątyni Pani, jak obietnica potęgi. Zaraz potem Em zawędrowała pod dziwną, pokrytą znakami ścianę, a potężny chór niezrozumiałych głosów karmił ją starożytną wiedzą.

– Muszę wiedzieć więcej! – wykrzyczała skargę do całego wszechświata. – Chcę wiedzieć!

Z bólem serca przyznała, że czas wreszcie podążyć drogą wyznaczoną przez Siwobrodych z Gardła Świata.

המשך קריאה

You'll Also Like

134K 9.9K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
16K 3.2K 34
Dzielili razem przeszłość, a marzenia sprawiły że ich drogi dość prędko się rozeszły po wejściu we wspólną relację. Po latach ponownie się spotykają...
40.8K 2.4K 42
- Dobrze, że to trwało tylko tydzień. Przynajmniej nie zdążyłaś się nawet zakochać. A to co stało się w Las Vegas, zostaje Las Vegas.
1.4M 67.3K 38
Melody Grant to studentka trzeciego roku zarządzania. Kiedy traci swoją ukochaną pracę, jest zmuszona poszukać nowej. Dostaje posadę asystentki jedne...