– Przypomnij mi, dlaczego to robimy? – spytała po raz któryś Em.
– Lubię myśleć, że jesteś przepełniona szlachetnym pragnieniem czynienia dobra, a nie, że ubzdurałaś sobie konieczność posiadania komina w domu – cierpko odparła Lydia, brnąc dalej w śniegu, który sięgał już powyżej kolan.
– A tak! Racja. Prawie zapomniałam przez to zimno – wyjęczała Dovahkiin.
Nawet JEJ upór kruszył się pod naporem mrozu. Jak w ogóle mogła się zgodzić na propozycję Siddgeira? Że zarobią tysiąc septimów i ładunek drewna? Cóż z tego? Tam na dole wszystko wydawało się o wiele łatwiejsze. Tutaj boleśnie uświadomiła sobie, że droga do nagrody wiedzie po trupie smoka. Oczywiście pod warunkiem, że w ogóle dotrą na szczyt zamieszkany przez gada a potem nie pozwolą się mu zeżreć. Po takim wyczynie zabicie bestii będzie już najmniejszym problemem. Ale musiała, po prostu musiała mieć komin! I piec z prawdziwego zdarzenia, łazienkę z choćby niewielką wanienką i oddzielna sypialnię dla Lydii, która zasłużyła na miejsce w domu swojego tana. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Em westchnęła smętnie.
*****
Po pozbyciu się Sabjorna i upewnieniu, że Mallus Maccius obejmie nadzór nad Miodosytnią Czerwoniak, wróciła na chwilę do Pękniny. Tu jednak, pomimo wzorowego wypełnienia zlecenia od Maven, nie została ciepło przyjęta. Em czuła wewnętrzne napięcia w Gildii, jakiś konflikt, który zawisł nad podziemnym państewkiem Mercera Frey'a i ucieszyła się, że znów wysłali ją w drogę. Byle dalej od Pękniny! Dostała drobną robótkę od Delvina, i nieco większą od Vex, a obydwie w Falkret. Skoro już się tu znalazła, szkoda by było nie skorzystać z okazji i nie zarobić więcej. To własna zachłanność doprowadziła Em na ten ośnieżony, stromy stok, gdzie szalała śnieżyca, a wraz z nią i dzielną Lydię, która niestrudzenie chroniła Smocze Dziecię na polecenie Balgruufa, choć teraz robiła to głównie z przyjaźni.
*****
– Mogłam się ostrzej targować – stwierdziła po jakimś czasie Emerald. Przestawała właśnie czuć palce u stóp i poważnie zaczynała się zastanawiać nad powrotem.
– Właściwie nie wiem, czemu odpuściłaś – przyznała huskarl. – Nie masz zwyczaju przerywać negocjacji.
– Nie znoszę tego dupka z Falkret. To rozwydrzony bachor. Na dodatek obleśny. Błe! Chyba uważa, że każda kobieta mu ulegnie, bo jest jarlem.
– Tobie się nie podoba? – Nordka była zdumiona.
– Nie! – kategorycznie odparła Em. – Nie pytaj dlaczego. Jest całkiem przystojny, ale... nie! Zbyt nachalny, śliski... a przecież widziałam, jak traktuje poddanych. Całą robotę odwala za niego Nenya.
– Jej z pewnością on się podoba – wymownie oświadczyła Lydia.
Rozmawiały, dopóki zimny wiatr im tego nie uniemożliwił. Potem już tylko wspinały się w milczeniu, licząc, że nie zgubiły drogi w gęstniejącym śniegu. Dobrze, że na każdym zakręcie ustawiono stosiki kamieni. W końcu Lydia spojrzała w szarzejące niebo i zarządziła postój, tyle że nie było się właściwie gdzie zatrzymać.
– Zwieje nas stąd – marudziła, usiłując coś dojrzeć przed sobą. – Żeby chociaż jakaś grota...
Nagle droga rozszerzyła się i rozdzieliła na dwie. Odcinek przed nimi wiódł prosto, ten po lewej – w górę stoku.
– Nie mam pojęcia, dokąd to prowadzi – przyznała huskarl.
– I tak wyżej dziś nie wejdziemy, za późno wyruszyłyśmy z Falkret – odparła Em po namyśle. – Wszystko przez tego dupka!
YOU ARE READING
Smocza Lilia [Skyrim]
FanfictionCo jeśli najdziwniejsze rzeczy spotykają nas w odpowiedzi na własne modlitwy? A usilne starania, by uniknąć przeznaczenia, rzucają prosto w objęcia Losu? Nad tym właśnie zastanawiała się Em, kiedy próbując uciec przed kłopotami w Cyrodil, wpadła w...